Tekst pt. Confiteor, autorstwa Stanisława Przybyszewskiego jest uznawany za manifest sztuki został powszechnie uznany za manifest sztuki młodopolskiej. Jego głównym hasłem jest "sztuka dla sztuki", stanowi postulat walki o autonomię działań artystycznych i wyzwolenia się artysty z konwenansów społecznych i stereotypów myślowych obowiązujących dotychczas w środowisku artystycznym.
Naczelnym założeniem Przybyszewskiego, stało się przeciwstawienie sztuki realistycznej, służącej celom społecznym i moralnym, nowej twórczości modernistycznej, mającej swoje źródło w naturze oraz duszy człowieka i będącej pięknem "samym w sobie". Według autora, artysta powinien zajmować stanowisko wyjątkowe, nadrzędne w stosunku do reszty społeczeństwa:
Artysta musi stać ponad życiem, ponad światem (...) nie ograniczony żadną siłą ludzką.
Tekst został napisany w formie żarliwego "wyznania wiary". Przybyszewski był przekonany o roli sztuki, którą winna ona odegrać w życiu człowieka. Manifestował jej autonomie i bezkompromisowość, tłumaczył, że w żadnym wypadku nie może ona służyć celom społecznikowskim, ponieważ "sama jest celem" i wyraża wnętrze istoty ludzkiej. W takim ujęciu, sztuka jawiła się jako "najwyższa ze wszystkich religii' natomiast twórca stawał się jej powiernikiem i naczelnym kapłanem, który góruje nad zwykłą rzeczywistością i powszechnie uznawanymi wartościami moralnymi.
Confiteor był wyraźną polemiką z tradycją sztuki społecznie zaangażowanej, której założenia determinowały twórczość romantyków i pozytywistów. Przybyszewski tłumaczył, że:
(...) działać na społeczeństwo pouczająco albo moralnie, rozbudzać w nim patriotyzm lub społeczne instynkta za pomocą sztuki, znaczy poniżać ją, spychać z wyżyn absolutu (...).
W opinii autora, wysługiwanie się sztuką uniemożliwiało jej przekroczenie narodowych granic i stanie się uniwersalną. Głosił teorię, że:
Sztuka nie ma żadnego celu, jest celem sama w sobie. .. jest odbiciem absolutu duszy (...).
Należy podkreślić fakt, że według Przybyszewskiego sztuka istnieje od zawsze w świecie człowieka i w żadnym wypadku nie da się określić jej początku:
(...) jest panią, praźródłem, z którego całe życie się wyłoniło (...).
Jawi się jako element abstrakcyjny i niemożliwy do jednoznacznego zdefiniowania. Nie może mieścić się w żadnych granicach, bowiem to zaprzeczyłoby jej naturze. Ponadto potęgi sztuki nie jest w stanie zrozumieć żaden zwykły człowiek i nie powinien wykorzystywać jej na własne potrzeby.
Sztuka mająca na celu moralne pouczenie czy też zapewnienie człowiekowi rozrywki, nie jest żadną sztuką - twierdzi Stanisław Przybyszewski. W pojęciu prawdziwego artysty, społeczeństwo dąży do zepchnięcia sztuki z wyżyn świadomości i w ten sposób chce doprowadzić do zniszczenia jej istoty. Dzieła dotykające problematyki codziennego życia, są według autora banalne i nie mają żadnego sensu. W najmniejszym stopniu nie oddają one natury sztuki, czynią ją trywialną i "wstrętną".
Prawdziwy twórca, nie chce udostępniać sztuki ogółowi. Wie, że umysł przeciętnego człowieka jest zbyt ograniczony, aby pojąć jej ideę. Kontakt z nią może mieć jedynie artysta, objawiający się jako tajemniczy mag, prorok dysponujący możliwościami dotarcia do największych tajemnic świata. On jest "narzędziem sztuki", przez niego wyraża się jej "absolut":
(...) jest Panem Panów, niekiełznany żadnym prawem, nie ograniczany żadną siłą ludzką (...) Jest ponad wszystkim i wszystkimi (...).
Powiernik sztuki jest niemalże równy samemu Stwórcy, jest w stanie dokonywać zadziwiających czynów, a jego twórczość jest porównywalna do "aktu stworzenia". Powinien być głuchy na społeczne potrzeby, ponieważ to mogłoby spowodować skrępowanie jego jaźni.
W pewnym momencie, Przybyszewski dochodzi do wniosku, że każdy artysta, który tworzy swoje dzieła w oparciu o jakieś przesłanki, jest jak "wół roboczy". Zdradza prawdziwą wartość sztuki i czyni z niej "element użyteczny".
W eseju pt. Sztuka, ksiądz Józef Tischner twierdzi, że sprawne "funkcjonowanie" sztuki mogą zapewnić jedynie odpowiednie relacje pomiędzy artystami i ogółem społeczeństwa. Twórca powinien "współpracować z ludem" i musi pielęgnować wzajemne kontakty, ponieważ to ma istotny wpływ na realizację głównego założenia sztuki, którym jest jej "popularność". Autor tłumaczy czytelnikom, że sztuka ma wyrażać ludzkie potrzeby i pocieszać człowieka w trudnych momentach jego życia. Jak widzimy, jest to więc pogląd zgoła odmienny od zawartego w omówionym wyżej Confiteorze Stanisława Przybyszewskiego.
Tischner uważa również, że sztuka to nie żadna pierwotna, wyjątkowo potężna siła lecz wyraz swobody ducha i kreatywnej myśli człowieka. Szeroko pojęta wolność prowadzi do zrodzenia się w ludzkim umyśle natchnienia, dzięki któremu może on poznać prawdziwą wartość świata. Owo natchnienie znajduje swój wyraz w "akcie tworzenia".
Autor neguje teorię jakoby sztuka była wyższa od "dobra i zła". Uważa, że jest ona przede wszystkim "etyczna", a więc związana z takimi wartościami jak prawda, szczerość czy piękno. Takie ujęcie zagadnienia, bardzo różni się od "swawolnej sztuki" Przybyszewskiego.
W żadnym wypadku, nie można dokonywać selekcji artystów na: "lepszych" i "gorszych" - twierdzi ksiądz Józef Tischner. Wrażliwość na sztukę jest indywidualną własnością każdego człowieka i objawia się zawsze w odmienny sposób. Autor występuje w roli współczującego krytyka, żałuje artystów, którzy niezbyt dobrze radzą sobie z wyrażeniem swojej twórczości. Mówi o nich: chcą, ale nie mogą.
W tylko jednej kwestii, Stanisław Przybyszewski i Józef Tischner wydają się być ze sobą zgodni. Chodzi mianowicie o "pisanie pod przymusem idei". Obydwaj twierdzą, że dzieła powstające w ten sposób są bezużyteczne, ponieważ artysta nie tworzy wtedy w zgodzie z autentycznym natchnieniem, lecz w poczuciu zobowiązania wobec danego środowiska bądź zaistniałych okoliczności. Jawi się jako "wyrobnik" (koncepcja Przybyszewskiego), którego twórczość jest nieetyczna (według koncepcji Tischnera).