Władysław Tatarkiewicz, polski historyk filozofii, w traktacie "O szczęściu" po przedstawieniu kilkudziesięciu najróżniejszych jego definicji, podał i swoją, będąca syntezą poprzednich. Otóż nazwał on szczęście "poczuciem zadowolenia płynącego z właściwego życia". Definicja na pozór prosta i oczywista, nie będąca niczym zaskakującym. Na pozór, gdyż jeśli zastanowimy się nad znaczeniem słów "zadowolenie", "właściwe życie" wtedy odkryjemy, że mogą być one różnorodnie rozumiane, przez co i pojęcie, które sobą definiują może mieć różną wykładnię.
Jednym z nurtów w poszukiwaniu szczęścia był stoicyzm, oparty o nauczanie Zenona z Kition. Znalazł on oddźwięk w twórczości wielu pisarzy już z czasów nam bliższych. Chciałbym prześledzić go na początek na przykładzie- "Pieśni" IX Jana Kochanowskiego "Chcemy sobie być radzi?", właśnie bowiem w renesansie stoickie prądy silnie zaważyły na rozumieniu szczęścia. Poeta w swoim wierszu podaje jasne wyznaczniki jak sobie można je wypracować. Na początku trzeba więc przyjąć za pewnik, iż nie da się przewidzieć przyszłości i w ten sposób przygotować się na zmienny los. Nie mogąc uniknąć jego ciosów człowiek powinien zawsze być w gotowości by je odeprzeć - "A nigdy nie zabłądzi, / Kto tak umysł narządzi, / Jakoby umiał szczęście i nieszczęście znosić". Także w chwilach szczęści, należy mieć na uwadze jego przemijalność i tym bardziej nie oddawać się mu bezmyślnie. Stoicyzm zakładał bowiem apatie jako najlepszy sposób spędzania życia, jak radzi Mistrz z Czarnolasu - "Temu mężnie wytrzymać, w owym się nie wznosić". Błogosławieństwem ludzkiej egzystencji stawały się w takich przypadkach cnoty, dlatego tez wiele utworów renesansowych autorów poruszało ich sprawę. Czytamy w omawianym wierszu, że "spuszczę, com wziął, a w cnotę własną się ogarnę". Szczęście w ujęciu Kochanowskiego, był wiec osiągalne przy wielu wyrzeczeniach i rozumnym odbieraniu świata.
Podobne uczucie błogości i spokoju odnajduje Jan Kasprowicz poeta przełomu XIX i XX wieku. Po "serdecznych zwadach z Bogiem", rozgoryczeniu płynącym z zawiedzionych nadziei, które znalazły odbicie w jego "Hymnach", przechodzi on przemianę. Jego wiersze z Księgi ubogich zawierają ciekawe połączenie stoicyzmu z filozofią św. Franciszka - filozofią pokory. {"Nie ma tu nic szczególnego..."} to utwór pokazujący jak człowiek przy wyparciu się świata materialnych dóbr i odnalezieniu piękna w naturze może spokojni żyć i czerpać z tego faktu satysfakcję. To wiersz, przy którego lekturze ma się w pamięci słowa Kochanowskiego, iż "Ten pan zdaniem moim, / kto przestał na swoim". Inni ludzie "żądni bogactwa", "żyjący nadzieją", "zbytnio ciekawi" są "nękani strachem". Kasprowicz niczym starożytny mędrzec woli zamieszkać w odosobnieniu (skądinąd to zakopiańska Harenda stała się tym miejscem dla niego) i włączyć się w tok natury, a nie innych ludzi.
Szczęście w omawianych utworach osiągalne w życiu człowieka bywało głównie poprzez cnoty, czy odpowiednie nakierowanie rozumu. Choć to może zaskakiwać taka postawa jest bliska epikureizmowi, głoszonemu przez starożytnego filozofa Epikura. Nie mam tutaj na myśli hedonizmu, gdyż jego głównym założeniem było to, że szczęśliwe życie polega na odczuwaniu przyjemności, lecz właśnie odnajdywany we współczesnych utworach rozumny epikureizm. Pogląd ten głosił, że szczęście daje człowiekowi już samo niedoświadczenie cierpień, zaś im mniej ma ktoś potrzeb, (czy jak Róża Żabczyńska wygórowanych "ambicji") tym jest szczęśliwszy.
Czesław Miłosz w tym właśnie duchu napisał piękny wiersz "Dar", będący swoistym wyznaniem teorii szczęścia. Jest to poetycki obraz, przedstawiający dość powszednią chwilę z życia poety, w której doświadcza on wielkiego szczęścia, opierającego się na odpowiednim stosunku do świata, do doświadczanych przyjemności. Jak czytamy, "Nie było na ziemi rzeczy, która chciałbym mieć. / Nie znałem nikogo, komu warto byłoby zazdrościć". Podmiot liryczny, mogący być utożsamionym z autorem, poprzez "chwycenie chwili" (carpe diem), docenienie tego, co ma, a nie, co mógłby osiągnąć, "Prostując się [widzi] niebieskie morze i żagle" - spokój i szczęście, lecz nie - wydumane, lecz proste - towarzyszące człowiekowi w wielu chwilach życia. Szczęście jak pisał ksiądz Twardowski nie wielkie "lecz takie jak M1" możliwe, że jedyne, jakie na tym świecie zdolni jesteśmy osiągnąć.
Twórcy okresu modernizmu eudajmonię - szczęście rozumieli diametralnie inaczej niż dotychczas przedstawieni autorzy. Wychodząc od poglądów filozoficznych, że życie ludzkie jest cierpieniem, biorącym się z podległości naturze, dochodzili do wyzwolenia, jakie dawała rezygnacja z żądz i uśmiercenie własnej woli. Właśnie nirwana, "ucieczka duszy: w niebyt, gdzie odrywa się ona od ciała i roztapia w przestrzeni. Jest to jeszcze jedna ścieżka dana człowiekowi by osiągnął on szczęście.
Choć paradoksalnie czasy przełomu wieków uważa się za pełne rozpusty, rui i poróbstwa - jak pisał Henryk Sienkiewicz - a w wierszach motyw miłości fizycznej, seksu pojawia się nieprzeliczona ilość razy, to właśnie ta sfera była dla modernistów jeszcze jednym pętem ich wiążącym. Wcale nie dawała szczęścia, lecz tylko jego namiastki, pozwalała człowiekowi dostrzec je gdzieś w oddali, by potem jeszcze boleśniej skazać go na powrót do ziemskiego życia. Wspomniany przed chwilą poeta pisał o duszy uwięzionej "na białym krzyżu [kobiecego] ciała", zaś najlepiej pokazał te incydentalne chwile szczęścia Kazimierz Przerwa Tetmajer w wierszu "Ja, kiedy usta..." Pokazuje pustkę i wyczerpanie towarzyszące miłości cielesnej, bo choć chce "czuć najwyższą rozkosz - zapomnienia", to taka miłość stanowi tylko moment, po którym żąda się "i znowu, i więcej...".
Wydaje mi się, ze właśnie z poetyki tej międzywojennej grupy wyrastają pewne elementy poezji księdza Jana Twardowskiego. I u niego odnajdziemy radość z życia, zachwyt nad przyrodą i specyficzne urwisostwo i przekorę, właściwą skamandrytom. Z jego poezji bije poczucie spokoju, odnalezienia sensu życia ( w przypadku księdza Twardowskiego nie tylko w Bogu, ale również w naturze). Ta świadomość dobra otaczającego każdego człowieka, jest u niego tak silna, że dopuszcza w ludzkim życiu nawet rozpacz, cierpienie. Jak pisze poeta "małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia", bo może nich bylibyśmy "uśmiechnięci jak prosię w deszcz" i nie mając porównania, szczęścia z nieszczęściem, moglibyśmy nie docenić tego pierwszego. Wcale nie negując swojej filozofii uśmiechu poeta pisze "Odę do rozpaczy" pokazującą jak nawet tak skrajnie negatywne uczucie - rozpacz, a wiec najdalej posunięty smutek, może stać się dla człowieka miarą szczęścia i chwila wcale go nie oddalającą.
Co właściwe jednak tylko człowiekowi to, że nie poprzestaje on nigdy na tym, co ma, zawsze chce czegoś więcej, czegoś innego, zawsze marzy o świecie nieskończenie szczęśliwym, dającym spokój i spełnienie. Tak rodziły się najróżniejsze utopie, wyspy Nipu, pola elizejskie, rajskie ogrody będące wyrazem nadziei na szczęście. Dostępne było ono, w zależności od "usytuowania" arkadii albo gdzieś daleko, albo w życiu pośmiertnym. Chciałbym przedstawić jako przykład takiego miejsca szczęśliwego, pełna prostoty wizję Elizy Orzeszkowej z Nad Niemnem. Opowieść o Janie i Cecylii stanowi dla bohaterów powieści wiecznie żywe przypomnienie o możliwości szczęścia na ziemi. Jest to piękną legenda trwająca w sercach Bohatyrowiczów, która w mniej czy więcej formie nosi każdy z nas. Mówi ona, ze miłość jest w stanie pokonać wszystkie przeszkody, czy to materialne, czy losowe, że życie pracowite, a nawet pełne znoju jest najlepszym i najwartościowszym, ja i również, ze człowiek za dobre życie będzie odpowiednio nagrodzony. Ta dość swojska, niewyszukana arkadia operuje jednak motywami występującymi we wszystkich innych, rodzą się one bowiem z potrzeby szczęścia człowieka, niezmiennej i identycznej, przez wszystkie wieki i rejony świata.
Patrząc na wielowiekowe sposoby osiągania szczęścia, poszukiwania filozofów, pisarzy, wreszcie i prostych ludzi, można by dojść do wniosku, ze skoro szukają przez tak długi czas to szczęście jest nieosiągalne. Uważam jednak, że właśnie te poszukiwania mówią o wielu możliwościach, wielu drogach, na których można spotkać szczęście. Każdy człowiek, jak mi się wydaje, może go dostąpić idąc wyznaczoną przez siebie i tylko dla siebie droga. Mahatma Gandhi powiedział, ze "Większe szczęście daje nadzieja zawarta w dążeniu - niż świadomość, że oto jesteśmy u mety". Może właśnie starając się, dążąc żyjąc! - żyjemy szczęśliwie.