"Lalka" B. Prusa jest powieścią o niespełnionej miłości, o niespełnionych marzeniach, ale także, a może przede wszystkim o przemianach, jakie zachodziły w drugiej połowie dziewiętnastego wieku w umysłach ludzkich i w całej strukturze społecznej (akcja powieści obejmuje rok 1878- 79, jednak fabuła sięga czasów powstania styczniowego, a nawet epoki napoleońskiej). Epoka pozytywizmu zwróciła po raz kolejny uwagę na nierówność obywateli, na biedę, ubóstwo, przestarzałe konwenanse, na martwotę niegdysiejszych wyższych klas wywodzących się z polskiej arystokracji. Obok owej warstwy oświeconej, niezdolnej już do działania rozwijało się mieszczaństwo, kupcy, robotnicy, rekrutujący się w dużej mierze z wiejskiej ludności napływowej oraz nowopowstała grupa społeczna, wywodząca się zarówno spośród mieszczan, jak i zubożałej arystokracji- inteligencja. Skomplikowany układ warstw, grup, całościowe, przekrojowe ujęcie polskiego społeczeństwa przedstawia Prus w mikrokosmosie jednego miasta- dziewiętnastowiecznej Warszawy. Relacje społeczne stają się głównym motorem konfliktów pojawiających się w niespełnionej historii miłosnej, stanowiącej główny zrąb fabularny powieści- majętnego kupca Stanisława Wokulskiego i zubożałej arystokratki Izabeli Łęckiej. Przeszkodą w zdobyciu serca "lalki"- pięknej lecz pustej Izabeli stoją nie pieniądze- bo tych Wokulski zdaje się mieć nawet nadmiar, a Izabela i jej ojciec skwapliwie korzystają z hojności Stanisława- lecz pochodzenie bohatera. Arystokracja ciągle żyje przekonaniami z poprzedniej epoki i małżeństwo z kimś wywodzącym się z niższej szlachty lub mieszczaństwa uważa za hańbę i upadek. Kupiec, nawet jeśli mógłby wykupić ich wszystkich, zawsze będzie dla arystokracji chamem z plebsu, niegodnym włączenia w towarzystwo wysokiej krwi. Społeczeństwo przedstawione przez Prusa wydaje się duszne, ciasne, zapętlone we własnych, anachronicznych przekonaniach, niezdolne do dalszego celowego i efektywnego rozwoju. Najwyższa kasta- arystokraci są zblazowanymi pustymi ludźmi trawiącymi czas na wyścigach i proszonych kolacyjkach, ich dusze przegniły od wewnątrz trawione upadkiem moralnym, etycznym, intelektualną pustotą. Druga połowa dziewiętnastego wieku to jednak także tworzenie się nowej grupy- młodych inteligentów, naukowców wcielających w życie pozytywistyczne ideały utylitaryzmu, pracy u podstaw, wiary w możliwość naprawienia świata za pomocą osiągnięć nauki i techniki. Krajobraz warszawski dopełniają mniej lub bardziej zamożni kupcy, handlarze, ubodzy robotnicy i miejska nędza zasiedlająca cuchnące od brudu i chorób dzielnice pełne złodziei, prostytutek, przestępców.
Autor powieści opisuje warstwy polskiego społeczeństwa próbując znaleźć tę, w której można by pokładać nadzieję na odrodzenie silnego, zdrowego narodu. Obraz jaki wyłania się z kart powieści nie jest jednak optymistyczny. Warstwa, która tradycyjnie była kolebką, ostoją polskości, kultury, wiedzy i obyczaju- arystokracja- jest kompletnie zdegenerowana, żyjąca w świecie ułudy i mylnych wyobrażeń o własnej wielkości. Arystokraci są żywym zaprzeczeniem wszelkich pozytywistycznych ideałów. Są bezużyteczni, kompletnie bezwartościowi dla reszty społeczeństwa, bo nie poczuwają się do kontynuowania roli przewodników narodu, obojętni, zamknięci na problemy innych warstw społecznych, trawiący czas na nic nie wartych zabawach towarzyskich i flirtach. Przez arystokratów nie może powstać jednolity naród polski, kierujący się w swoim postępowaniu i wyborach wspólnym dobrem Polaków jako całości, bo szlachta usilnie stara się zachować swoją odrębność, wyjątkowość, wyższość, okazując reszcie społeczeństwa jedynie pogardę, mimo, że najświetniejsze czasy arystokracji dawno już zostały zastawione w żydowskich lombardach na lichwiarski procent. Bierność i pustotę tej warstwy społecznej wyobrażają np. postaci Izabeli Łęckiej i jej ojca, Krzeszowskich, baronowej Zasławskiej.
Drugą warstwę tworzą mieszczanie. Warstwa ta jest jednak ogromnie zróżnicowana, składają się na nią ludzie o różnym pochodzeniu, narodowości, rozmaitym statusie majątkowym, miejscu w całości miejskiego organizmu. Będą tu więc zarówno kupcy- ci bogaci, jak Wokulski i ci biedniejsi, ludzie nauki, drobni handlarze, mieszczanie polskiego, niemieckiego i żydowskiego pochodzenia, urzędnicy, właściciele kamienic. Wyraźnie zarysowuje się w tej warstwie podział narodowościowy. Żydzi trzymają się razem. Słaby stopień asymilacji między Polakami i Żydami ma miejsce nie tylko z powodu nieufności Żydów, ale także przez niechęć, jaką żywią do nich Polacy, za ich sumienność, dokładność, talent do interesów i długoterminowych handlowych inwestycji. Żydzi nie są lubiani, bo w ich rękach znajduje się największa część rynku handlowego i obrotów finansowych. Bogacą się na lichwie, kredytach, w interesach są zimni i wyrachowani, nie znają skrupułów. Nieco inaczej wyglądają relacje Polaków z Niemcami. Ci ostatni pragną wtopić się w społeczność, wykazują wolę do asymilacji, jednak Polacy im również są niechętni. Nie podoba im się, że konsekwentni i oszczędni Niemcy również lepiej radzą sobie w świecie interesów. Polacy są więc wrogo nastawieni zarówno do Niemców jak i Żydów. Sami radzą sobie różnie. Są wśród nich ludzie sukcesu- jak Wokulski i tacy, którzy z biedy zatrudniają się u zamożniejszych od siebie (subiekci).
Doły warszawskiej społeczności tworzą mieszkańcy ubogich przedmieść- żebracy, złodzieje, przybysze ze wsi, którzy pozbawieni ziemi odeszli z rodzinnych stron, aby szukać chleba w mieście, prostytutki, drobni robotnicy, nędzarze. Ta warstwa wymaga natychmiastowej pomocy, nie znajduje jej jednak ani u arystokracji (bale dobroczynne organizowane przez panie szlachcianki to farsa, której jedynym celem jest zaprezentowanie się w nowej sukni i wymyślnym kapeluszu oraz polowanie na mężów) ani mieszczan. Prus, obrazując w sposób realistyczny, za pomocą obiektywnej narracji (za wyjątkiem fragmentów pamiętników Rzeckiego) społeczeństwo warszawskie stara się w jakimś stopniu ocenić wszystkie trzy grupy. Arystokracja-bierna i zdegenerowana w swoim obecnym kształcie nie nadaje się już do przewodniczenia narodowi. Straciła swoją- dobrze rozumianą- godność, pozostała jej jedynie pycha, pustka moralna, błyskotki zasłaniające wewnętrzną zgniliznę. Pogłębiająca się bieda i zrodzona z niej frustracja nie prowadzi jednak do żadnych wniosków, nie powoduje zmian w postępowaniu i poglądach szlachty, która za wszelką cenę chce podtrzymywać przy życiu trupa swojej własnej, dawnej świetności, nie chce uwierzyć, że ta ścieżka prowadzi do nikąd, że społeczeństwo nie będzie już na nich nigdy więcej pracowało, że praca, aktywność nie jest hańbą, ale koniecznością, jedyną prawdziwą wartością pełnionego życia. Epoka arystokracji dobiegła do swojego smutnego końca. Ci spośród arystokratów, którzy dokonali w swoim życiu zmiany i poświęcili się pracy naukowej, intelektualnemu rozwojowi dla dobra kraju i narodu- nowa warstwa inteligencka- nie znajdują zrozumienia ani u swoich szlacheckich "braci"- którzy uważają ich za zdrajców ideałów szlacheckich parających się "brudną" i niegodną pracą zarobkową ani w reszcie społeczeństwa. Za właściwe natomiast uważane są flirty, romanse, upadek moralności, bierność, pasożytnictwo, "sprzedawanie" córek za mąż w zamian za korzyści majątkowe. Wszystko to sprawia, że uczucie Wokulskiego- kupca wywodzącego się ze zubożałej szlachty- spotyka się z niechęcią panny i jej ojca, a także całego środowiska arystokratycznego. Szlachta uważa za stosowne brać od Stanisława pieniądze, żyć na jego koszt, a sam zaszczyt przebywania w ich towarzystwie powinien mu wystarczyć za nagrodę. Małżeństwo z jedną z arystokratek wydaje się im zupełnie niedorzeczne. Sama Izabela- która dla pieniędzy godzi się wreszcie wyjść za Stanisława, wstydzi się takiego konkurenta woląc zblazowanego, upadłego moralnie kuzyna Starskiego, z którym bez żenady flirtuje w pociągu w obecności swojego narzeczonego- Wokulskiego. Przyczyny finansowe z czasem spowodują, że arystokracja wtopi się w społeczeństwo mieszczańskie poprzez "małżeństwa z rozsądku" i zniknie ze społecznej mapy narodu polskiego. Póki co jednak szlachta walczy o zachowanie swojego statusu uniemożliwiając społeczne wybicie się bogatym mieszczanom. Wzajemne skonfliktowanie, brak solidarności i poczucia wspólnoty interesów całego narodu był i jest jedną z zasadniczych przyczyn upadku narodu i niemożności jego odrodzenia.
Prus stara się znaleźć nowego przewodnika narodu w bogacącej się, nie bojącej się pracy i aktywności społecznej warstwie mieszczan- burżuazji, średniozamożnych, inteligencji. Do tej warstwy zaliczają się także Żydzi- których bezwzględność w interesach również ma swoją przyczynę w słabych stosunkach z Polakami, którzy zazwyczaj działali na ich szkodę, oraz Niemcy- skromni, mieszczanie powoli dorabiający się swoich majątków. Rodzinę niemiecką przedstawia Ignacy Rzecki w swoim pamiętniku- pierwszy sklep, w którym pracował należał do Minclów, którzy uczciwą pracą wspólnie dążyli do wzmocnienia swojej pozycji w handlu, którzy traktowali swoich pracowników jak rodzinę- surowo lecz sprawiedliwie, wpajając im zasadę wspólnego dobra i pracowania na wspólny zysk, wzajemnego szacunku do siebie i do własnej i cudzej pracy. Minclowie przedstawieni są jako ideał rodziny wspólnie żyjącej, pracującej, poświęcającej się dla ogólnego dobrobytu.
Inaczej wyglądała sprawa wśród Polaków. Brakowało im bezwzględności Żydów i sumienności, skromności Niemców. Niektórym udaje się dorobić- tak jak Wokulskiemu, który przez małżeństwo wszedł w posiadanie sklepiku, który rozwinął w potężny magazyn dzięki operacjom handlowym z zagranicą, jednak większości nie stać na własny sklep, interes. Postaci takie jak Rzecki, Szprot czy Deklewski musza pracować na swoje utrzymanie w cudzych sklepach i magazynach jako subiekci. Biedniejszych handlarzy ograniczały pieniądze, których brak uniemożliwiał im większy rozwój, bogatych kupców ograniczały konwenanse, zapora ustawiona szczelnie przez pogardliwie patrzących na parających się pracą mieszczan arystokratów. W ten sposób zablokowane zostają możliwości rozwoju społeczeństwa, polepszania warunków życia, zwiększania ilości miejsc pracy, a co za tym idzie- liczby mieszkańców straszliwego w swej nędzy Powiśla. Wokulski dochodzi do wielkich pieniędzy, jednak nie wyzbywa się typowej dla Polaków lekkomyślności. Uczucie oślepia go i nie daje zobaczyć prawdziwej twarzy pustej Izabeli, każe mu natomiast bez umiaru trwonić pieniądze na zachcianki kochającej luksus panny, pokrywać długi i koszty wystawnego życia arystokracji w nadziei, na przyjęcie go w ich szeregi. Pogarda, jaką darzą Wokulskiego szlachcice (Wokulskiego, nie jego zasobny portfel), zaczyna wbijać się w umysł bohatera, który zaczyna wierzyć, że jest od nich gorszy, że nie godzien jest wejść wśród nich z odniesioną głową, że hańbi szlachtę swoją kupiecką profesją. Lekkomyślność Wokulskiego, jego rozchwianie ideologiczne, myślowe sprawia, że- mimo widocznych pozytywów klasy mieszczańskiej jakie w sobie reprezentuje- jest on jednocześnie kompromitacją klasy mieszczańskiej jako nowego przewodnika narodu. Mieszczanie jeszcze nie dorośli do wielkiej, dziejowej roli, ciągle zbyt mocno tkwią w anachronicznych przekonaniach wpajanych im od wieków przez arystokrację.
Biedota zamieszkująca Powiśle jest warstwą nie bierną jak arystokracja ani nie aktywną jak mieszczanie. Jej status zawieszony jest przez katastrofalny poziom życia i egzystencji. Nie mogą sobie pozwolić na luksus lenistwa, ale nie mają też możliwości zapracowania na swoje utrzymanie. Biedotę trawią choroby, głód, nędza, przestępczość i ciemnota. Warstwa ta zdaje się nie być podmiotem społecznym- jak dwie poprzednie warstwy- ale przedmiotem, którym ktoś musi się zaopiekować, za którego ktoś musi wziąć odpowiedzialność, pokierować nim, uzdrowić, dać możliwość godnego życia.