Wiek XIX był w dużej mierze czasem zabobonów i zacofania. Szczególnie dawało się to odczuć na wsi, która praktycznie pozostała niezmieniona od czasów Średniowiecza. Nieliczne oświecone jednostki próbowały zmienić mentalność wieśniaków, jednak ich wysiłki zwykle nie przynosiły rezultatów. Wszystko co złe odbijało się na najmłodszych i najsłabszych - na dzieciach. Trzy nowele pozytywistycznych autorów: "Dobra pani" Elizy Orzeszkowej, "Janko Muzykant" Henryka Sienkiewicza i "Antek" Bolesława Prusa w szczególnie celny i przerażający sposób opisują dolę, a raczej niedolę dziecka na wsi.

Dziecko na wsi pozbawione było tego, co zwykle rozumiemy przez dzieciństwo. Mając zaledwie cztery lata rozpoczynało pracę, zwykle pasło owce lub pilnowało świń. Edukacja była kosztowna, więc rzadko które dziecko uczęszczało chociażby do szkoły podstawowej. A jeśli nawet w pobliskiej wsi była szkoła, zwykle niewiele uczyła. Zamiast oddzielnych klas i nauczycieli dla uczniów w różnym wieku, wszystkie dzieci gniotły się w jednej salce i słuchały tej samej lekcji. W "Antku" pewien nauczyciel opisywany (a właściwie zachwalany) jest w następujący sposób : "Mój przecie chłopak chodzi do niego dopiero trzeci rok i już zna całe abecadło - z góry na dół i z dołu do góry". Nauczyciel zamiast uczyć uczniów, wolał się nimi wysługiwać. Na przykład zdolny Antek pilnował świń nauczyciela oraz obierał jego kartofle.

Dziecko obdarzone dobrym zdrowiem miało prawdziwe szczęście. O ile bowiem dziecku przydarzyło się zachorować, nie miało szans na spotkanie z prawdziwym lekarzem. Jego jedyną szansą na przeżycie był mocny organizm. Niestety, organizm Janka Muzykanta nie okazał się na tyle mocny, by przetrwać chłostę, którą sprawił mu Stach. Z kolei siostra Antka, Rozalka, padła ofiarą najprymitywniejszych zabobonów. Chorą dziewczynę włożono do pieca, wierząc, że taka kuracja pozwoli jej wyzdrowieć. Oczywiście efekt był odwrotny, dziecko umarło. Nikt się tym specjalnie nie przejął: "Alboż to jedno dziecko co rok we wsi umiera, a przecież zawsze ich pełno!".

Dobremu zdrowiu nie sprzyjały warunki mieszkaniowe. Izby były zatęchłe, urządzenia sanitarne praktycznie nie istniały, po chatach biegały szczury i pluskwy. Również jadłospis nie należał do najbardziej wyrafinowanych. Mięso było rarytasem, zazwyczaj jadano proste potrawy, na przykład zupę na chlebie. Także higiena nie stała na najwyższym poziomie. Prawie wcale się nie myto, że już nie wspomnę o praniu ubrań. Janowa w ten sposób komentuje Helkę, bohaterkę "Dobrej pani": "trzy dni koszulę ponosi, płacze, pytam się: 'czemu płaczesz?' 'Koszula brudna!' - powiada... A myje się to, czesze [...]".

Mimo tych niesprzyjających warunków, niektóre dzieci obdarzone były wielkim talentem i wielkimi marzeniami. Kto wie, czy Janko nie zostałby sławnym muzykiem, gdyby nie zginął tragicznie. Chłopak był wyjątkowo wrażliwy na muzykę, kochał ją. Jednak we wsi nikt nie docenił jego pasji, raczej wyśmiewano go jako lenia i nieroba. W podobny sposób odbierano Antka, który całymi dniami rzeźbił i snuł marzenia o budowaniu wielkich wiatraków. Historia Antka kończy się bardziej optymistycznie, chłopak odchodzi, by gdzie indziej szukać lepszego życia.

Oczywiście, niedole dzieci żyjących w XIX wieku łatwo dostrzec z dzisiejszej perspektywy, same dzieci nie uważały się zapewne za pokrzywdzone przez los. Były przyzwyczajone do ciężkiej, wyczerpującej pracy i wdzięczne za krótkie chwile radości i zabawy. Również prosty posiłek był dla nich prawdziwą radością. Pozostaje cieszyć się, że przez dwieście lat dokonał się tak wielki postęp i los dzieci jest dziś dużo lepszy.