Kiedy o przyjaźni można by powiedzieć, że to "jedna dusza w dwóch ciałach", to miłość należałoby nazwać "dwoma duszami w jednym ciele"?! O takiej miłości, wielkiej, spełnionej, odwzajemnionej, dającej radość i poczucie spełnienia marzy każdy człowiek. O takim uczuciu, namiętności marzył również Stanisław Wokulski, kiedy po raz pierwszy zobaczył Izabelę Łęcką. Chciał, by ich ciała i dusze połączyły się wzajemną miłością, by afekt został odwzajemniony i uszczęśliwił obydwie jego strony….
Zbliża się czternasty luty, która to data bardziej znana jest jako dzień świętego Walentego, czyli dzień zakochanych. Mając to na względzie warto by było prześledzić losy tego biednego Wokulskiego, który tak nieszczęśliwie ulokował swoje uczucia.
Potocznie mówiąc: "walentynki"- święto zakochanych i specjalnie dla zakochanych przywędrowało do nas, jak kilka innych popularnych u nas w obecnych czasach świąt i pierwiastków popkultury, oczywiście ze Stanów, gdzie rozpoczęła się fascynacja landrynkowym i przesłodzonym dzionkiem, w którym należy być szczęśliwym, obdarowywać się prezentami, okazywać uczucia. Dzień świętego Walentego- patrona zakochanych stał się nawet teraz popularniejszy niż czerwcowe "wianki" i noc świętego Jana. Letnią afirmację swoich uczuć cofnięto na mroźne czasy, być może po to, by, podczas wielkominusowych temperatur można było wzajemnie się rozgrzać choćby przez mocny uścisk swojej drugiej połówki czy gorące wyznanie miłości. Cóż…w takich czasach żyjemy, że na wszystkim da się zarobić i zrobić interes, dlatego producenci maskotek, poduszek w kształcie serduszka, oraz każdych innych przedmiotów w odpowiedniej barwie i kształcie pasującym do słowa "miłość" zarabiają w pierwszej połowie lutego ogromne sumy. Ogarnięci szalem zakupów kochankowie i tak zrobią wszystko dla miłości i kupią najbardziej tandetnego misia, by tylko zasłużyć na wdzięczność kobiety lub mężczyzny swojego życia!!! Popełnić każde głupstwo w imię miłości był gotowy także Staś Wokulski, który dla Izabeli zrobiłby wszystko, w imię uczucia, które nim targało przyniósł by jej choćby gwiazdę z nieba! Tego wielkiego uczucia, naprawdę szaleńczego niejedna kobieta mogłaby pozazdrościć pannie Łęckiej…. A ona? Ta miłość wywołała już nie jedną dyskusją, zrodziło szereg kontrowersji i skłóciło niejednych kompanów, którzy oceniali je różnorodnie. Ja wyznaję pogląd, że poczciwy i szczery Wokulski został bezwzględnie wykorzystany przez nieczułą arystokratkę, padł ofiarą jej niecnych gierek, został oszukany i skrzywdzony przez bezduszną i niezdolną do ludzkich odruchów, pustą kobietę.
Wokulski: bardzo bogaty mężczyzna w średnim wieku, który nosił się wysoko i przyciągał swoją zewnętrznością kobiety. Szczery kupiec, który swoją rzetelną pracą doszedł do majątku i społecznej pozycji.
Łęcka: kobieta młoda, arystokratka, ale nieposiadająca zbyt wielkiego posagu, dumna jak paw, piękna, ale płytka. Dama, która nigdy nie zhańbiła się pracą, gardziła niższymi stanami, żyła w ziemskim raju kręcącym się wokół bali, uczt i salonowego fałszu.
Może zrodzić się uzasadnione pytanie, co też mogłoby ich połączyć, jaka siła mogłaby przybliżyć ich do siebie?! A jednak ślepy los nie raz płata w człowieczym życiu figle….
Zupełnie przelotne spotkanie, spojrzenie Wokulskiego, które ściągnęła podczas przedstawienia w teatrze Izabela okazało się wystarczające, by na dobre odmienić spokojne dotąd życie Stanisława, by zmienić je w szaleńczą pogoń za miłością wyniosłej arystokratki. To był niczym grom z jasnego nieba. Olśniła swym wdziękiem i urodą patrzącego na nią mężczyznę. Miłość od pierwszego wejrzenia…mogłoby się wydawać najpiękniejsza rzecz, jaka może się człowiekowi w życiu przytrafić: niewymuszona, nie na siłę, ale po prostu naturalna, spontaniczna, prawdziwa i jedyna w swoim rodzaju. Kiedy oczarowany Stanisław dowiedział się kim jest jego oblubienica, szybko zrozumiał, że sprawa nie będzie łatwa. Miał świadomość różnic, jakie stanowiły mur nie do pokonania: pochodzenie, status społeczny, pozycja. Jednakże na początku nic nie było mu straszne, jego celem było zdobycie wzajemności Izabeli bez względu na wszystko i na wszystkich. Jak wiele poświęcił dla swego ideału? Ile cennego życiowego czasu zmarnował dla nieugiętej kobiety? Ile cennych rzeczy mógłby dokonać, gdyby nie zaślepienie, jakie go zamroczyło? Tego możemy się tylko domyślać. Wokulski nie myślał wówczas racjonalnie, od ujrzenia panny Łęckiej w teatrze jego życiem zawładnęły emocje i uczucia, stąd na racjonalizm i zdroworozsądkowość nie było już miejsca. Cóż poświęcenia, jakim wykazał się zakochany Wokulski można tylko pozazdrościć! Wskażcie mi w dzisiejszych czasach tak oddanego kochanka a oddam mu się bez żadnych zastrzeżeń. Tyle pracy. Tyle starań. Tyle czasu. Nie chodzi nawet o filantropijną działalność Wokulskiego, jego duże sumy, które ofiarowywał podczas kwest, w których brała udział Izabela, ale także o jego pracę nad sobą, swoją prezencją, kulturą, obyciem. Dla ukochanej opanował biegle język angielski. By zbliżyć się do niej stworzył spółkę, której prezesem uczynił ojca oblubienicy. Dla niej był gotów zatracić sam siebie. Stawał na głowie, by w jakiś sposób zaprzyjaźnić się, zyskać szacunek warszawskiej arystokracji, gdyż wiedział, że to rzuci na niego pozytywne światło w oczach arystokratki Łęckiej. Dla niej działał wbrew sobie, bo choć nienawidził wyniosłej klasy, to robił wszystko, by się do niej zbliżyć a tym samym zaskarbić względy ukochanej.
Izabela?! Świetna aktorka, opanowała fałsz i obłudę do perfekcji! Bawiła się Wokulskim, jak kukiełką, bezmyślną pacynką, która wykonuje ruchy zaplanowane przez lalkarza, animatora. Wykorzystywała jego szlachetność, dobroć, niby z nim flirtowała i dawała nadzieję a później szydziła i upokarzała, drwiąc z jego pochodzenia i społecznego statusu "kupczyka". Była bezlitosna i bezwzględna, pozbawiona wszelkich morałów i wartości. Nie liczyła się z żadnymi uczuciami, nie dbała o innych, bo sama nie potrafiła wyznawać niż oprócz hołdu dla pieniądza, herbu i szlacheckiego pochodzenia. Zgadzała się na finansową pomoc Stasia jej i jej ojcu, ale to był koniec, na nikogo więcej Wokulski się dla niej nie nadawał, a na męża to już na pewno. Szczytem jej obłudy, pychy i arogancji było obgadywanie go podczas podróży pociągiem do jadącego z nimi mężczyzny. Izabela nie ceniąc Stanisława w ogóle obmawiała jego osobę w języku angielskim nie mając pojęcia o dużym wykształceniu swego dobroczyńcy, który podobnie jak ona, biegle posługiwał się tym językiem.
Czyż może, więc dziwić samobójcza próba Wokulskiego, jego chęć skończenie z życiem, gdzie nie ma żadnych wartości a jego wyidealizowana kobieta- anioł, okazuje się wcieleniem diabła?
Na szczęście B. Prus nie pozwolił na śmierć tego idealisty. Jego samobójstwo nie odniosło skutku. Przeżył i postanowił wyjechać z miasta, gdzie wszystko go zawiodło. Opuścił Warszawę. Nie wiemy o nim już nic więcej. Czy udało mu się wreszcie ułożyć sobie życie? Czy spotkał kogoś, kto zamazał nieprzyjemne wspomnienie dawnej oblubienicy? Czy zdołał się zrealizować i spełnić? Nie wiemy, jak wyglądał dalszy byt Stanisława Wokulskiego i jaką drogę obrał. Panna Łęcka natomiast z bliżej nieznanych powodów wstąpiła do klasztoru. Czyżby odezwało się jej sumienie? Czy zrozumiała, jak bardzo skrzywdziła mężczyznę, który tak mocno ją pokochał i chciał przychylić nieba? Czy może w ogóle popaczyła krytycznie na swoje puste życie i zapragnęła za nie odpokutować?!
Mimo wielu niewiadomych, pytań, które zostaną już bez odpowiedzi, to jedno jest pewne, że Izabela Łęcka doprowadziła do upadku Wokulskiego. Przez nią i dla niej człowiek ten zgodził się na wiele różnych kompromisów, o których by w ogóle nie pomyślał, gdyby nie szaleńcze uczucie do niej. Dla niej i przez nią wyrzekł się wielu swoich ideałów i poglądów, nagiął się moralnie, by się do niej zbliżyć. Ale ona pozostała twierdzą nie do zdobycia: twardą i nieczułą.
Czy to szaleństwo Wokulskiego było prawdziwą, szczerą miłością? Wydaje się, że tak. Że było to uczucie liczące się dla Stanisława najbardziej na świecie. Zatracił się dla niego zupełnie. Ale czy to było właściwe?
Cóż…moi drodzy Mężczyźni?! Okazuje się, że czasem trzeba umieć się wycofać, poddać, otworzyć oczy. Trzeba umieć zatrzymać się by nie biec pod prąd. Czasami lepiej jest przegrać, ale wyjść z walki jako przegrany z honorem, pozostać sobą, pozostać wiernym swoim ideałom i zasadom. Nie zawsze ofiarne spełnianie kaprysów swoich oblubienic wychodzi na dobre miłości, nie zawsze są one godne aż tak wielkich poświęceń. To smutna prawda, ale trzeba wypośrodkować wszystko, co się robi.
A wy…moje miłe Panie… pamiętajcie, że prawdziwa miłość siedzi w głębi duszy i serca, nie zależy od grubości portfela waszego ukochanego, czy też jego skłonności do podarunków. Musicie zastanowić się nad swoimi wymaganiami i kapryśnością, czy aby nie zabawiacie się kochającymi was chłopcami, jak panna Łęcka Wokulskim?! Prawdziwe uczucie polega na wzajemnym szacunku, zrozumieniu i zaufaniu! Cóż….czego można Wam Wszystkim życzyć z okazji nadchodzących Walentynek….. jak tylko wielkiej, spełnionej, namiętnej i szczerej miłości!!!!!!