31.12.2001

Wielce Szanowny Panie Stanisławie Wokulski!

Obecnie jestem uczniem III klasy technikum. Listów raczej nie piszę, a jeśli już to niezwykle rzadko. Muszę też przyznać, że do kogoś tak popularnego jak Pan piszę po raz pierwszy. Po lekturze powieści Bolesława Prusa zastanowił mnie poważny problemem, bo przecież logiczne wydaje się to, że skoro "Lalka" została napisana w dobie pozytywizmu, to przedstawione w niej postacie należą do tej epoki. Osobowość reprezentowana przez Pana przeczy temu sądowi. Wielu krytyków próbowało rozwikłać tą zagadkę, a niektórzy pisali: "Wokulski to człowiek przejściowej epoki", "romantyk w kapeluszu pozytywisty". Również ja mam problem, ponieważ nie wiem, czy uznać Pana za romantyka, a może raczej za pozytywistę? Jak Pan by wolał? Pragnę, aby Pan udzielił mi odpowiedzi na to z pozoru proste pytanie: Wokulski to romantyk czy pozytywista?

Z mojej lektury powieści wywnioskowałem, że niejednokrotnie Pana czyny mogłyby pasować do cech przypisywanych pozytywiście, ale kierowały nimi romantyczne intencje. To ciekawe, jak psychika jednego człowieka może stanowić syntezę tak wiele sprzecznych cech, wydaje się to prawie niemożliwe.

Podobnie liczne cechy wskazują na Pana romantyczną naturę. Jest Pan kimś genialnym, wyjątkowym, wybranym do realizacji wielkich czynów. Sam Pan przyzna, że to cechy romantyka. Ma Pan patriotyczną przeszłość, o czym świadczy udział w powstańczym zrywie, a w konsekwencji zesłany Pan został na Sybir. Od tego momentu realizuje Pan biografię romantyka, bo trudno zaprzeczyć, że dalsze koleje Pana losów zrywają z tym wzorcem. Wystarczy wspomnieć o nieodwzajemnionym uczuciu do Łęckiej.

Był Pan tak ślepo zauroczony Izabelą. Łęcka przecież otwarcie ignorowała Pana, jawnie poniżała. Cóż, zatem pochłonęła Pana właśnie miłość romantyczna, czyli przepełniona cierpieniem, zewnętrznymi przeszkodami, uczucie jednostronne, bo tylko Pan kochał. Działał Pan w szale miłości, pod jej dyktando niczym trafiony strzałą Amora romantyk. A ileż było niejasności i chaosu w Pana uczuciach - raz bezkrytyczna tęsknota, kiedy indziej zgorszenie. Przeżywając porażki chował się Pan przed światem i z dala od innych cierpiał Pan. Czy to pozwala nazwać Pana za romantykiem?

Skoro odpowiedź jest twierdząca, mógłbym zrozumieć Pana desperacki, samobójczy czyn. Samobójstwa robiły prawdziwą karierę w czasach romantyzmu. W ten sposób reagowali na nieodwzajemnione uczucie czy nieszczęście.

W Pana przeszłości jest sporo tajemnic, wiele w niej luk i niedomówień. Dlaczego nie próbuje Pan wytłumaczyć na przykład prawdziwego motywu małżeństwa Pan z wdową Małgorzatą Minclową. Obawiam się, że nie kierowały Panem romantyczne pobudki.

Wielokrotnie spogląda Pan na Izabelę wzrokiem romantyka. Postrzegał Pan ją jako istotę anielską. A może to wpływ lektury utworów miłosnych Mickiewicza. Cóż, nie wiem nic o tym, by jakikolwiek pozytywista zachwycał się tą odmianą poezji? A jednak możliwe, że Panu w młodości była bliska.

Są cechy, takie jak samotność, alienacja, które sugerują, że mam prawo nazwać Pana romantykiem. Czuł się Pan niepewnie w towarzystwie innych, dlatego stronił Pan od ludzi, bo oni nie chcieli Pana zrozumieć i często krytykowali. Cenił Pan swoją samotnię. Czyli Wokulski jest romantykiem? Wciąż nie mogę, znaleźć jednoznacznej formuły określającej Pana, bo przecież tkwiła w Panu też natura pozytywisty.

Niczym rasowy pozytywista miał Pan zapału do zdobywania wiedzy i ufał Pan w możliwości nauki. Sam chętnie poświęcał Pan czas na eksperymenty. Zapewne chciał Pan bez reszty poświęcić życie dla nauki, stąd tyle sympatii dla Geista i Ochockiego.

Jednak to nie romantyzm, ale Pana druga pozytywistyczna część osobowości zaprowadziła Pana na sam szczyt, choć los nie podarował Panu szlachetnego pochodzenia. Najpierw ciężka praca u Hoppera, a później zasłużony awans po szczeblach drabiny społecznej. Taka biografia, taki rozgłos i finansowy sukcesie nie imponowałyby romantykowi.

Jako pozytywista musiał Pan trzeźwo myśleć oraz dbać o interesy. Wytrwale Pan pracował, nie przerażała Pana żadna praca i dzięki temu udało się Panu osiągnąć niebagatelny sukces, o jakim inni mogą jedynie pomarzyć.

Chciał Pan wcielać w życie pozytywistyczne hasło pracy u postaw, poprzez wsparcie biedoty Powiśla. Tylko pozytywiści pragnęli poprawy życia najuboższych warstw, bo przecież romantyków nie zajmował ten problem. Pozytywiści chcieli być "utylitarni", czyli użyteczni dla wszystkich, bo wyłącznie tak mogli wzmocnić cały kraj.

Do postawy romantyka zupełnie nie pasuje Pana zaufanie do nauki, bo przecież Pan nie uznawał metody poznawania świata przez wiarę i czucie. Dlatego nie wolno mi nazwać Pana romantykiem w pełnym tego słowa znaczeniu, bo za wiele w panu racjonalisty.

Pozostaje jeszcze jedna zagadka. Uczucie do Łęckiej, jak wcześniej zaznaczyłem, było romantyczne. Jednak, aby zdobyć przychylność Izabeli nie przyjmuje Pan postawy romantyka, ale pozytywisty, inwestora, człowieka interesu. Czyżby ulegał Pan złudzeniu, że miłość podobnie jak każdy inny towar można kupić. Przecież dlatego wylicytował Pan wysoką cenę za kamienicę Łęckich, albo pozwalał się Pan ojcu Izabeli ograć w karty itp.

Jak Pan się przekonał, zauważyłem u Pana liczne nie pasujące do siebie cechy. Jednak nie znalazłem odpowiedzi. Dlatego ponawiam moje pytanie, będące przyczyną powstania tego listu: Kim właściwie Pan jest

pozytywistą, a może więcej w Panu romantyka. Obserwując Pana zastanawiam się, na jakie rozterki narażony jest człowiek, którego psychika stanowi syntezę tak skrajnie odległych od siebie cech. Wyłącznie Pan mógłby udzielić odpowiedzi na moje pytanie. Jedynie Pana opinii będę mógł zaufać. Cierpliwie czekam na odpowiedź.

Z wyrazami szacunku

Jerzy Kowalski