Nie można powiedzieć, ze Raskolnikow zabijając stara lichwiarkę Alonę i jej siostrę Lizawietę nie popełnił zbrodni. Była ona też o tyle cięższa, niż jakaś pełniona w afekcie i przez to, że dokładnie ją zaplanował i przygotował. Spokojnie potrafił znaleźć siekierę, ze starej koszuli przygotować pętlę na nią tak, iż by nie była ona widoczna gdy szedł przez miasto, jak również to ze zrobił atrapę papierośnicy, by lichwiarka wpuściła go do swojego mieszkania. Także jego myśli, pokazane przez pisarza, zgadzanie się z rozmową posłyszana w barze, świadczy o tym, że Rodion miał chęć, i był przekonany, że dobrze czyni zabijając stara kobietę. "Zabij ją i weź jej pieniądze, z tym że następnie z ich pomocą poświęcisz się służbie dla całej ludzkości, dla dobra powszechnego: jak sądzisz, czy tysiące dobrych czynów nie zmażą jednej drobniuteńkiej zbrodni? Za jedno życie... tysiąc żywotów uratowanych od gnicia i rozkładu. Jedna śmierć w zamian za sto żywotów, przecież to prosty rachunek. Zresztą, co waży na ogólnej szali życie tego suchotniczego, głupiego i złego babsztyla? Nie więcej niźli życie wszy, karalucha, a nawet mniej, bo to sekutnica szkodliwa".

Jednak w przypadku tego mordercy dowody pewnego usprawiedliwienia jego czynu nasuwają się same. Raskolnikow od najmłodszych lat musiał sobie radzić w okrutnym i złym świecie. Choć miał kochająca matkę i siostrę wychowywany był w biedzie, nigdy nie zaznawał spokoju i przeważnie chodził głodny. Podobnie na studiach, z których tez został usunięty. Musiał zarabiać dorywczo, mieszkając w nędznym pokoiku w dzielnicy pełnej prostytutek, złodzieje, innych zbrodniarzy, zaś bar był jedynym miejscem gdzie mógł na chwile znaleźć uspokojenie. "Była to maluteńka klitka, jakie sześć kroków długa, żałośnie wyglądająca ze swoją żółtawą, zakurzoną, poodlepianą tapetą, a tak niska, że człowiek choć trochę słuszniejszy czul się tu nieswojo, co chwila czekając, że zawadzi głową o sufit. Umeblowanie było odpowiednie: trzy stare, koślawe krzesła, zabejcowany stół, (...) pokraczna, duża sofa, zajmująca bez mata całą ścianę i połowę szerokości izdebki, niegdyś obita kretonem, teraz obdarta i zastępująca Raskolnikowowi łóżko. [...] Przed sofą stał stoliczek. Trudno było o większe zaniedbanie i niechlujstwo [...]".

To budziło w nim frustracje. Chciał wyrwać się ponad ten brudny i kaleki świat i właśnie w czynie, w morderstwie chciał wyrazić swój bunt i sprzeciw wobec wszystkiego. Dodatkowo miał świadomość, ze nawet jeśliby był dobry, moralnie postępował, to jego koniec, ostateczny upadek byłby szybszy. Świat pokazany w powieści, Petersburg to mroczne miasto, opierające się na pogoni za pieniądzem. Nie ma w nim miejsca na uczciwe i naiwne postawy. W tamtych latach Petersburg jest miastem opętanym wręcz przez rozwijający się niczym rak kapitalizm. Świat lichwiarek, pożyczkodawców, wystawiających i biorących weksle, jaki widzimy w "Zbrodnii i karze" jest czasami wręcz żywcem przeniesiony z realnej rzeczywistości. Wiele rozmów powieściowych bohaterów obraca się wokół pieniędzy, pożyczek, zastawów, ich marzeń i jednoczesnych kłopotów finansowych. Celem dla Rodiona Raskolnikowa jest również pomoc innym żyjącym w biedzie, zaś drogą zdobycie pieniędzy, jeśli nie w uczciwy sposób, to poprzez mordowanie, usuwanie ze społeczeństwa tych, którzy je posiadają tylko i wyłącznie dla siebie. Stanowią oni dla niego pasożyty, niegodne życia wśród innych. Pragnie on zbudować "nowe sumienie" opierające się na wewnętrznej sile człowieka, nie zaś na stanowionych odgórnie prawach, często sprzecznych z obiektywna rzeczywistością i ludzką natura. Widzi, że świat, który go otacza to nieuporządkowany chaos pełen "nierozwiązanych zagadnień" i "przeklętych pytań". Odpowiedzi dawane na nie przez religię, moralność chrześcijańską uważa za nieprzystające do realiów życia, przez co śmieszne w swojej naiwności. Uważa więc, że on "ma prawo" uczynić to, co zamierza. Jak widzimy chęci jego są dobre, cele właściwe, niestety tyko środki przez niego przedsięwzięte zasługują na wyraźne potępienie. Jednak to, ze żył w takim a nie innym otoczeniu, pozwala mniemać, że po prostu nie widział innych możliwości na ich realizowanie. Ma on jednak wewnętrzne poczucie obrzydzenia, nawet wobec samego siebie, kiedy już po dokonaniu mordu tak myśli: "Boże! Jakie to wszystko obmierzle! I czyż naprawdę, czy naprawdę ja... Nie, to nonsens, to niedorzeczność! - dorzucił stanowczo. - I czy rzeczywiście coś tak okropnego mogło mi przyjść do głowy? Tak czy owak, do jakiej podłości zdolne jest moje serce! Bo to przede wszystkim podłe, paskudne, wstrętne, wstrętne!". Ten punkt stanie się dla niego wyjściem z mroku, zaś miłość Soni nicią prowadzącą go do odkupienia i zadośćuczynienia za popełnione winy.