Izabelę Łęcką bohaterkę powieści Bolesława Prusa "Lalka", główna przyczynę klęski Wokulskiego często postrzega się poprzez klasę społeczna, z której się wywodziła. Nie można bowiem traktować jej w odosobnieniu od niej, gdyż to właśnie salony najwyraźniej wpłynęły na jej postać i określiły jej życie. To na nich nauczyła się podwójnej moralności, nie interesowania się sprawami spoza innego świata, wreszcie flirtu, który w końcu obrócił się przeciwko niej. Nawet w czasie trwania miłości Wokulskiego, potrafi on spojrzeć na nią krytycznie, tak bowiem ewidentne były jej wady, motywowane przez słabość charakteru, ale i nieumiejętność jego wykształcenia. "Zdobyłem majątek dla niej! (...) Handel...ja i handel! ...I to ja zgromadziłem przeszło pół miliona rubli w ciągu dwu lat, ja zmieszałem się z ekonomicznymi szulerami i stawiałem na kartę pracę i życie, no...i wygrałem... Ja idealista, ja uczony, ja który przecie rozumiem, że pół miliona rubli człowiek nie mógłby wypracować przez całe życie, nawet przez trzy życia. Mam dla jej skrzydeł opuszczać swoją norę i innych robaków?".
Patrzeć na nią należy poprzez legendę Węgiełka, który opowiadał o księżniczce śpiącej w podwodnej komnacie, która przywodzi mężczyzn chcących ja posiąść do zguby, gdy zaś ona sam pogrążona jest w letargu. Nie dziwne to jest, gdy widzimy jak odległa i obca od realnego, rozwijającego się świata jest ona. Może trochę ironicznie autor określa ją wręcz "boginią uwięzioną w formy cielesne", gdzie też trzeba dodać, iż formy te były najwyższej próby. Panna Łęcka była jedna z najpiękniejszych kobiet w środowisku arystokracji. Już w pierwszym opisie, który jej w powieści dotyczy możemy odnaleźć te jej przymioty. "Panna Izabela od kolebki żyła w świecie pięknym i nie tylko nadludzkim, ale - nadnaturalnym. Sypiała w puchach, odziewała się w jedwabie i hafty, siadała na rzeźbionych i wyściełanych hebanach lub palisandrach, piła z kryształów, jadała ze sreber i porcelany kosztownej jak złoto. "Dla niej nie istniały pory roku, tylko wiekuista wiosna, pełna łagodnego światła, żywych kwiatów i woni. Nie istniały pory dnia, gdyż nieraz przez całe miesiące kładła się spać o ósmej rano, a jadała obiad o drugiej po północy" . Jak dla rycerza ochrona przed światem zewnętrznym była przyłbica, tak dla tej pięknej kobiety kultura wynalazła swoista maskę. "Woalka chroniła ją od wiatru, kareta od deszczu, sobole od zimna, parasolka i rękawiczki od słońca. I tak żyła z dnia na dzień, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, wyższa nad ludzi, a nawet nad prawa natury. Ten świat wiecznej wiosny, gdzie szeleściły jedwabie, rosły tylko rzeźbione drzewa, a glina pokrywała się artystycznymi malowidłami, ten świat miał swoją specjalną ludność. Właściwymi jego mieszkańcami były księżniczki i książęta, hrabianki i hrabiowie tudzież bardzo stara i majętna szlachta obojej płci. Znajdowały się tam jeszcze damy zamężne i panowie żonaci w charakterze gospodarzy domów, matrony strzegące wykwintnego obejścia i dobrych obyczajów". Nie była ona jakoś szczególnie powiązana z realnym światem i miała do niego bardzo naiwne podejście. Czasami owszem dostrzegała istnienie innego świata niż ten jej bliski. "Jeszcze wiedziała panna Izabela, że na tamtym, zwyczajnym świecie trafiają się ludzie nieszczęśliwi. Więc każdemu ubogiemu, o ile spotkał ją, kazała dawać po kilka złotych; raz spotkawszy mizerną matkę z bladym jak wosk dzieckiem przy piersi oddała jej bransoletę, a brudne, żebrzące dzieci obdarzała cukierkami i całowała z pobożnym uczuciem". Nie można powiedzieć by była samolubna, czy wybitnie egoistyczna, nie miała jednak poczucia realności. Postrzegała świat poprzez swoje sentymentalne wychowanie. Wizytę w odlewni żelaza odebrała jak zstąpienie do piekła. "Wtedy zdało się jej, że z wyżyn szczęśliwego Olimpu zstąpiła do beznadziejnej otchłani Wulkana, gdzie cyklopowie kują pioruny mogące zdruzgotać sam Olimp".
Z jednej strony widzimy i denerwujemy się, kiedy czytamy o jej zmarnowanych szansach dobrych małżeństw, z drugiej możemy przecież sądzić, że nie chciała się sprzedawać. "W Paryżu oświadczył się jej pewien bogaty hrabia francuski, odpowiedziała mu, że jest Polką i za cudzoziemca nie wyjdzie,(...) a oświadczyny jakiegoś amerykańskiego milionera zbyła wybuchem śmiechu". Zdarza się bowiem marzyć jej, w sposób sentymentalny, powierzchowny i chyba niestety bez głębszych przemyśleń o wspaniałym księciu, na przysłowiowym białym koniu. "Była już zdecydowana wyjść za mąż, pod tym wszarze warunkiem, aby przyszły towarzysz - podobał się jej, miał piękne nazwisko i odpowiedni majątek".
Tak patrząc na tę postać rzeczywiście można ją utożsamiać z tytułowa "lalką" pusta i bezduszna postacią niezdolna do żądnych głębszych i bardziej rozumnych odczuć. By jednak i ona mogła się obronić, należy pamiętać, że Izabela nigdy nie miała szansy na nauczenie się innego życia i poznania innych wartości. Stad też może jej igranie z silnym i szczerym uczuciem Wokulskiego i jej nieumiejętność odpowiedzenia miłością na miłość. Skoro sama jej nigdy nie zaznała, nie potrafiła też i właściwie się z nią obejść, kiedy ta pojawiała się w jej dorosłym życiu. Nadal uważała, że wszystko i tak ułoży się po jej myśli, przez co czuła się zwolniona z wszelkiej odpowiedzialności za siebie i swoje decyzje. Smutnie wygląda w chwili, gdy romansując ze Starskim nie wie, ze zakochany w niej, już wtedy narzeczony, Wokulski, dobrze rozumie jej flirt, prowadzony w języku angielskim, z kuzynem. Nic dziwnego, ze po zniknięciu jej wiernego narzeczonego, jedyna droga dla niej jest wstąpienie do klasztoru, dla uspokojenia duszy, dla odpokutowania swoich win, ale i też chyba dla nauczenia się wreszcie samotności, odpowiedzialności mądrości w życiu. Pozostaje mieć nadzieję, że ta szansa była jej dana.