Doktor Szuman, przyjaciel Stanisława Wokulskiego, głównego bohatera powieści Bolesława Prusa zatytułowanej "Lalka" określił go jako "romantyka sprzed 1863 roku i pozytywistę lat siedemdziesiątych". Jego postać zawiera w sobie wiele sprzeczności i niełatwo nazwać go jedna, określająca wszystko etykietą. Temu czterdziestosześcioletniemu kupcowi przyszło żyć w trudnych i różnorodnych czasach. Jego młodość przypadła jeszcze na romantyzm, zaś lata dojrzałe na przemiany pozytywistyczne, które zaszły w społeczeństwie. Dlatego jego ideały nieraz kłócą się z obiektywna rzeczywistością, zaś czynione rzeczy nie zawsze znajdują poparcie wśród mu bliskich. Jest rozpięty pomiędzy wielką miłością do Izabeli Łęckiej, kobiety reprezentującej nie lubianą przez niego arystokracje i zamiłowaniem do nauk przyrodniczych.
W swojej młodości i Wokulski uwierzył w to, że walka zbrojna przynieść może Polsce korzyść i przyłączył się do powstańców. Dowiadujemy się o tym z wypowiedzi jednej z postaci utworu: "Gotował wraz z innymi piwo, które do dziś dnia pijemy, i sam w rezultacie oparł się aż gdzieś koło Irkucka". Zesłanie na Syberię wyleczyło go jednak z takiego oddania się sprawie narodowej. Wybrał on drogę nauki i włączenie się w kapitalistycznie rozwijającą się cywilizację. Jedyne, co zostało mu z rzeczy duchowych, ponad racjonalnych, to wiara i potrzeba miłości, która jak wiemy ulokowana dość nieszczęśliwie doprowadziła Wokulskiego do ostatecznej klęski i załamania. Patrząc na niego mamy różne odczucia, nieraz sprzeczne, budzi on w czytelniku złość, sprzeciw wobec niektórych decyzji, ale i żal i zrozumienie dla tego człowieka.
Zaczynał jako biedny chłopak na stanowisku pomocnika u Hopfera, gdzie musiał znosić upokorzenia starszych kolegów. Znamienna jest scena, w której ostatni raz wychodzi ze sklepu. Ktoś zabrał mu drabinę z piwnicy i musi się z niej wydostać sam, o własnych siłach. Takie też było jego późniejsze życie ciężkie i co krok czymś grożące. Dzięki kontaktom ze studentami mógł jednak mieć Wokulski dostęp do podręczników akademickich, które zgłębiał na tyle usilnie ze bez problemu dostał się na wydział biologiczny w Szkole Głównej. Nie przejmował się pogarda otaczających go ludzi, którzy widzieli w nim wywyższającego się sobka, który ma zamiar opuścić przynależne mu miejsce. Nawet już kochając Izabelę i nie zwracając specjalnej uwagi na otaczający go świat, potrafił się Wokulski zainteresować w Paryżu wynalazkami profesora Geista i żałować, że nie może zostać u niego i już do śmierci pracować nad odkryciem materiału lżejszego od powietrza. Można tyko przypuszczać, że Wokulski po zerwaniu z Izabelą wrócił do pracowni profesora. Ściśle odpowiadające pozytywistycznemu myśleniu o społeczeństwie, o pracy dla najuboższych - "pracy u podstaw" wydają się myśli Wokulskiego podczas przechadzania się po Powiślu. "Na kilkumorgowej przestrzeni wznosił się tu pagórek najobrzydliwszych śmieci, cuchnących, nieomal ruszających się pod słońcem, a o kilkadziesiąt kroków dalej leżały zbiorniki wody, którą piła Warszawa.< O, tutaj - myślał - jest ognisko wszelkiej zarazy. Co człowiek dziś wyrzuci ze swego mieszkania, jutro wypije; później przenosi się na Powązki i z drugiej znowu strony miasta razi bliźnich pozostałych przy życiu. Bulwar tutaj, kanały i woda źródlana na górze i - można by ocalić rokrocznie kilka tysięcy ludzi od śmierci, a kilkadziesiąt tysięcy od chorób... Niewielka praca, a zysk nieobliczony; natura umie wynagradzać". Stara się on traktować swój majątek jako dobro mogące pomóc innym ludziom. Widząc w kościele w Wielkanoc prostytutkę szczerze modlącą się pod krzyżem, umieszcza ją w rodzinie Wysockiego i znajduje dla niej prace krawcowej. Innego człowieka, Węgiełka podnosi z nędzy, co później pozwoliło, by jego brat uratował go spod szyn pociągu.
Właśnie handlowca, dorobkiewicza i kapitalistę widzi w nim Izabela, nie potrafiąc odnaleźć w nim duszy romantyka, skłonnej ku ideałom, wielkim uczuciom. To przez nią Wokulski potrafi się oszukiwać i wierzyć, że Łecka w końcu go pokocha. Ostatecznie umiera w nim ten sąd dopiero podczas podróży pociągiem, gdy słyszy prowadzona o nim rozmowę (w języku angielskim) Izabeli z kuzynem i prawdopodobnie kochankiem, Starskim. Wychodzi z pociągu na pierwszej stacji i w malignie, nie myśląc racjonalnie, niczym Werter postanawia popełnić samobójstwo. Szczęśliwy tylko traf powoduje, że z torów wywleka go dróżnik, którego rodzinie kiedyś pomógł i Wokulski nie ginie. Nie wiemy jednak, czy nie powtórzył tego czynu - samobójstwa, w jakiś czas później, kiedy wysadził mury zamku w Zasławiu, jako symbol ideałów romantycznych ich ułudy i niebezpieczeństwa dla człowieka.
Na pewno jednak za dalekie od romantyzmu należy widzieć małżeństwo Wokulskiego dla pieniędzy, z o wiele od niego starszą Minclową, co zapewniało mu udziały w jej sklepie, a po śmierci podstarzałej żony mógł zostać jego właścicielem. Dziwna jest też chwiejność Wokulskiego w ustawicznym przerywaniu swoich marzeń o pracy naukowej, dla najpierw pierwszego małżeństwa i pracy w sklepie, później dla Izabeli. Choć nie można mu odmówić konsekwencji w zdobywaniu kochanki, to jednak przykrość budzi jego auto-oszukiwanie się wobec niej. Ciekawe jest, ze widząc ja pierwszy raz w teatrze nie myśli on o tym, że pochodzą z różnych klas społecznych, które niekoniecznie muszą wyrażać się zasobnością portfela. Wokulski jedzie za granice by zdobyć majątek, a dopiero potem przekonać się, że jest to tylko początek jego drogi dla zdobycia Łęckiej. Ciągle tez widzimy, jak niedocenia swojego majątku, szasta nim, jeśli tylko Izabela sobie tego zażyczy: "Zdobyłem majątek dla niej! (...) Handel...ja i handel! ...I to ja zgromadziłem przeszło pół miliona rubli w ciągu dwu lat, ja zmieszałem się z ekonomicznymi szulerami i stawiałem na kartę pracę i życie, no...i wygrałem... Ja idealista, ja uczony, ja który przecie rozumiem, że pół miliona rubli człowiek nie mógłby wypracować przez całe życie, nawet przez trzy życia...".
Momentami dla spełnienia zachcianek Izabeli zaprzecza własnej osobowości. Gra na wyścigach, chce wyglądać na wielkiego pana, udaje, że zależy mu na honorach i pochwałach arystokratów. Czasami jednak, w chwilach zastanawiania się nad swoim życiem widział tę ułudę i nieprawdziwość: "Mam dla jej skrzydeł opuszczać swoją norę i innych robaków? To są moi - ci, którzy leżą tam na śmietniku i może dlatego są nędzni i będą jeszcze nędzniejsi, że ja chcę wydawać po trzydzieści tysięcy rubli na zabawę w motyla. Głupi handlarzu, podły człowieku!". Nadal jednak nie przestawał kochać Izabeli i był gotów wybaczać jej wszystkie błędy. Jednak jak wiemy tylko do czasu.
Ważniejsze od stwierdzenia, czy Wokulski był romantykiem, czy pozytywistą, jest takie, ze niezależnie kim by był, przegrał swoje życie we wszystkich jego aspektach. Romantyczny ideał walki zbrojnej o wydobycie Polski z jarzma zaborców, jaki miał spełnić się w powstaniu styczniowym, okazał się klęską. Miłość Wokulskiego do Izabeli Łęckiej, która jak mi się wydaje byłą z góry skazana na niepowodzenie. Sam on miał poczucie jej nierzeczywistości, kiedy myślał: "Z komórki przy sklepie do buduaru hrabiny, co za skok. Czy nie za prędko awansuję?" Podobnie jego pomysły by ulepszyć społeczeństwo, okazały się w realizacji tylko kroplą w morzu potrzeb, przerastające siły jednego człowieka zaś miłość do zniszczyła je. Można nazwać Wokulskiego postacią tragiczną, zarówno w odniesieniu do jego romantycznej miłości, jak i do pozytywistycznych planów zmiany społeczeństwa.