Lekcja polskiego już się rozpoczęła, gdy do klasy weszła spóźniona Bożena. Ta zgrabna blondynka, zaróżowiona od pośpiechu, z uroczym uśmiechem przeprosiła panią nauczycielkę za spóźnienie i z wdziękiem usiadła w swojej ławce. Ledwie zdążyła wyciągnąć książkę i zeszyt, kiedy w jej kierunku popłynęła pantoflowa poczta. Bożena przeczytała z liścik z wypiekami na twarzy i skierowała go dalej. Z niecierpliwością oczekiwałam, aż dotrze do mnie. Kiedy wreszcie trzymałam go w rękach, zbladłam na myśl, co stałoby się, gdyby wpadł w ręce polonistki. Korespondencja dotyczyła bowiem rzekomego romansu naszej polonistki z panem od wychowania fizycznego, o jaki pomawiała ją Wioletta. Twierdziła, że ma na to niezbite dowody, gdyż widziała naszych nauczycieli trzymających się za ręce w parku. Nasza czarnowłosa polonistka była bardzo zasadniczą kobietą, nie znoszącą, gdy ktoś, choć nieznacznie odbiegał od tematu lekcji. Gdyby przyłapała nas na tej korespondencji, sprawa zakończyłaby się wizytą u dyrektora i wezwaniem rodziców. Ale uczniowie, to uczniowie - uwielbiają plotkować o swoich nauczycielach, a już Wioletta w tym celuje. Zresztą ona obgaduje wszystko i wszystkich, zawsze ma najświeższe informacje z pierwszej ręki. Szkoda tylko, że o Słowackim Wiola nic nie wie i teraz plącze się przy odpowiedzi, bo pani wyrwała ja do tablicy.