Statek zbliżał się do Marsa, czułem rosnącą ciekawość tego, co spotkam na nieznanej planecie. Reszta uczestników wycieczki także zdawała się być coraz bardziej poruszona. Nagle z głośników dał się słyszeć głos pilota: "Uwaga pasażerowie za moment lądujemy." Stewardesy poprosiły o zapięcie pasów. Uczestnicy wycieczki z niepokojem czekali aż statek wyląduje i nerwowo wypatrywali Marsa. Statek powoli zbliżał się do lądowiska, potem nagle zwolnił ale jednocześnie zaczęły się dziwne turbulencje. Pasażerowie bardzo się przestraszyli jakieś małe dziecko zaczęło cichutko płakać. Niedługo później turbulencje ustały a prom osiadł na czerwonej powierzchni planety. Pasażerowie nie zważając na wskazówki stewardesy pośpiesznie rozpinali pasy aby wyjść na zewnątrz. Wcześniej jednak każdy z pasażerów ubrać musiał specjalny skafander, który wyrównywał różnice ciśnień na Marsie. Skafandry były umieszczone w skrytkach nad fotelami pasażerów, wszyscy kolejno ubierali kombinezony i wychodzili na zewnątrz.

Ja również nie mogłem się doczekać aż stanę na nieznanej planecie. Wyszedłem z promu niezwykle ciekaw tego, co zobaczę. Gdy już wszyscy opuścili statek, a kapitan objaśnił plan wycieczki i zasady bezpieczeństwa ruszyliśmy. Wielu ludzi robiło zdjęcia. Mars był zupełnie inny od tego do czego przywykłem na Ziemi. Nie było drzew ani krzewów, wszędzie rozpościerały się płaskowyże i czerwone pagórki. W kierunku kilku takich wzniesień zmierzała nasza wycieczka. Po drodze jednak jeden z moich kolegów dokonał niezwykłego odkrycia, otóż dzięki zupełnie odmiennemu ciążeniu niż na ziemi, spacerowaliśmy po Masie niezwykle lekko, a w dodatku można było bez trudu robić przewroty nad powierzchnią planety. Od tej pory wszyscy raz po raz "koziołkowali" pomiędzy kraterami. Ja również spróbowałem. To było bardzo przyjemne uczucie, nie mogłem się powstrzymać i koziołkowałem jeszcze kilka razy. Ostatnim punktem wycieczki były Marsjańskie Wzgórza. Ogromne kamienne wzniesienia z kraterami i pozostałościami po wulkanach. Tam właśnie uczestnicy wycieczki roboli sobie ostatnie pamiątkowe zdjęcia. Później przyszedł czas powrotu do statku kosmicznego. Wracaliśmy spokojnie ale i z dużym smutkiem. Niektórzy brali pamiątkowe kamyczki lub kawałki zaschniętej lawy.

Gdy prom stratował spojrzałem ze smutkiem na czerwoną planetę. Z głośników popłynęła cicha muzyka, na pokładzie zmęczeni wycieczką ludzie dzielili się swoimi wrażeniami. Nie chciałem zostawiać tej dziwnej ale i na swój sposób pięknej planety ale czułem, że jeszcze kiedyś na nią powrócę. Moje przeczucie spełniło się już po kilku latach. Nie tylko wróciłem na Marsa, ale także byłem jedną z pierwszych osób, która na stałe na nim zamieszkała. Wycieczka pozostawiła we mnie niezwykłe wspomnienia. To właśnie one doprowadziły do osiedlenia się na tej niezwykłej planecie.