Popatrzyłem na zegarek i uświadomiłem sobie, że już przez pięć godzin staram się przyswoić sobie głównych greckich bogów - imiona, atrybuty oraz dziedziny, którymi się opiekowali. Po co aż tylu ich było, dlaczego starożytni ludzie musieli mieć aż taką wybujałą wyobraźnie? Pól biedy z mitami, fabuła jest prosta i jako tako można ją zapamiętać. Na przykład pory roku. Demeter miała córkę Persefonę. Dziewczynę porwał Hades i zabrał do podziemi. Matka rozpaczała, wkrótce Zeus wymógł na bracie zwrócenie wybranki. Oszukał ją jednak i Persefona musi każdego roku na trzy miesiące wracać do niego, a przez resztę czasu jest z matką. Proste i logiczne - gdy Persefona jest z Hadesem, jej matka cierpi, więc panuje zima, gdy powraca - Demeter cieszy się i jest ciepło. W to można by nawet uwierzyć. Za to spamiętanie wszystkich bóstw to prawdziwa sztuka. Dochodzi północ. Nie wiedziałem, czy uczyć się dalej, czy iść spać. Nie, powtórzę jeszcze raz, chociaż imiona i domeny. Zeus - władca, gromy, Hera - kobiety, Atena - mądrość…
Aaaa. Jak długo spałem? I czemu nie zadzwonił budzik? Hej, czemu jest tak ciepło, przecież jest listopad! Rozejrzałem się wokół, po niedużej, nasłonecznionej polance otoczonej… hej, powinny być drzewa, a są chmury. Co ja robię na… nie, ja przecież nadal śpię. Nagle doszedł do mnie hałas. Wychyliłem się poza krawędź dziwacznej polany i ujrzałem…
Wysoki, smagły mężczyzna stał na łące podobnej do mojej, ale o wiele większej. Ubrany był w pełną, starożytną zbroję, w całości wykonaną z błyszczącego brązu. Nie, to nie brąz, to szczere złoto, wiem, jak wygląda ten metal… a przed nim defilowało chyba pięćdziesięciu potężnych, wyposażonych w pancerze i hełmy wojowników.
- Równo! Nie pomyl kroku! Starzy weterani, a trzeba strofować ich jak rekrutów! No, dalej, naprzód! - Każde jego słowo było krzykiem. Nagle, gdzieś z wysoka rozległ się głos.
- Drogi Aresie, urządzaj swoje manewry gdzieś indziej, albo chociaż ciszej. Słychać was na całym Olimpie.
OLIMPIE?
- Gdybyś wypił wczoraj nieco mniej, Apollonie, nie było by problemu. - Odkrzyknął mężczyzna w złotym pancerzu. Zwróciłam na głowę z długimi, pofalowanymi włosami, która wychyliła się z chmur jakieś dziesięć metrów ode mnie. Twarz przemówiła.
- Ty zawsze tylko wojna i wojna, nie masz jeszcze dość?
- To moja dziedzina, trenuję porządnych ludzi abyś ty i podobna ci banda artystów mogła spać w spokoju. - Odrzekł opancerzony i wraz z szeregiem wojowników wmaszerował w chmurę. Głowa długowłosego zniknęła.
Olimp. Taak. Siedzę w piżamie na łące wśród chmur i obserwuję starożytnych bogów, a przecież nic nie brałem, nie piłem ani nie paliłem. To na pewno przemęczenie. Położyć się i zasnąć…
- Nie dają odpocząć, co? - Rozległ się nade mną głos. Otworzyłem oczy i zobaczyłem stojącego nieopodal chłopaka z torbą pełną papierów. Na nogach miał dziwaczne buty…
- Hermes? - Powiedziałem. On uśmiechnął się i podał mi rękę. Wstałem i… nie wiedziałem, co zrobić.
- Ares miał szczęście, że Apollo nie miał zbyt wielkiego kaca. - rzekł. - Inaczej wystrzelałby mu z łuku cały ten oddział herosów. Poza tym zastanawiam się, dlaczego chce wyszkolić ich do walki w zespole, przecież Achilles i jego banda wojaków to zatwardziali indywidualiści.
- Achilles? - ta sytuacja zaczęła mnie przytłaczać.
- Tak, Achilles. A oprócz niego Ajaks, a właściwie obaj, Diomedes, Tezeusz i inni. Ares wystawia swoją drużynę przeciwko zespołowi Ateny z Odyseuszem, Jazonem i wieloma innymi spryciarzami. Postawił na twardzieli, że tak powiem.
- Nie mają szans, przecież Atena zajmuje się mądrością, wybrała lepszych… - lubię inteligentne spory, ale po co w końcu to mówię, przecież i tak to tylko halucynacje.
- Wracając do tematu, mam dla ciebie kilka listów i buty, pomożesz mi w pracy. - Rzekł Hermes i wręczył mi torbę. - Dostarcz je do adresatów, a potem przyleć pod pałac. - Skończył i zniknął.
Tak oto wylądowałem na Olimpie, z torbą listów i latającymi butami. W porządku, gram dalej. Założyłem ciepłe, żywe pantofle, które zamachały skrzydełkami. W drogę.
Wypada zacząć od najważniejszych. Pałac Zeusa znajdował się na samym szczycie góry, ale buty zaniosły mnie tam w ciągu kilku minut. Stanąłem w przedsionku i szukałem kogoś, kto mógłby wskazać mi drogę. Nagle potraciło mnie coś ogromnego. Wielki, niewyobrażalnie potężny facet, ubrany "po starożytnemu", jak Hermes, ale z lwią skórą przerzuconą przez ramię. Herakles?
- Witaj malutki - rzekł tubalnym głosem - Czego tu szukasz?
- Komnaty.. twojego ojca - przypomniałem sobie - mam dla niego przesyłkę.
- Więc chodźmy, i ja do niego idę. A gdzie Hermes? - spytał heros.
- Zbyt wiele pracy, za mało czasu, wiesz jak to jest. - odpowiedziałem.
Przed wielkimi wrotami z brązu zatrzymała nas półprzezroczysta nimfa i pobiegła zawiadomić króla bogów o przybyciu ważnego gościa (syna, nie mnie). Zostaliśmy wpuszczeni, głównie on, mnie udało się przemknąć. Największemu z bogów nie dopisywał humor. Herakles wziął ode mnie list i doradził szybką ucieczkę. Poznał pieczęć Hery, z którą Zeus miał ostatnio trudne dni. Dobrze, że go posłuchałem, gdy tylko wyszedłem z komnaty usłyszałem dźwięk pioruna. No tak, co wolno herosowi, to nie tobie… czy jakoś tak. Sądzę, że Hermes celowo dał mi ten list, żeby samemu uniknąć gniewu pana Olimpu.
No nie, zaczynam wierzyć, że to się dzieje naprawdę.
Kilka następnych przesyłek trafiło do adresatów bez większych problemów. Demeter poczęstowała mnie herbatą z ziół i zasypała opowieściami o nieobecnej "córeczce". No cóż, od takiej troskliwej mamusi ja też chciałbym czasem odpocząć. Atena wraz z najmądrzejszymi z wojowników przygotowywała plan nadchodzącej bitwy, więc w żaden sposób nie można jej było przeszkadzać. Jeden z adiutantów odebrał list i rzucił na inne mu podobne. Hefajstos był zajęty, ale list do niego - metalowa płyta pokryta maleńkimi znakami jakiegoś pisma - okazała się po wyjęciu z torby nadspodziewanie ciężka. Jeden ze sług wytłumaczył, że to zapis chemiczny jakiegoś nowego metalu. W pałacyku Dionizosa trwała zabawa, suto zakrapiana winem. Jedna z dziewcząt, nimfa albo driada, dała mi łyk dziwacznego napoju. Wyglądała zachęcająco, ale wypadało jedynie odpowiedzieć "Nie, jestem na służbie". Afrodyta była już od dwóch dni zajęta porządną kąpielą, więc list do niej przyjęła jedna ze służek. Helios i Selene przesyłali sobie zapisy ruchów w korespondencyjnej i szalenie skomplikowanej grze.
Znalazłem wśród przesyłek jedną adresowaną do Apollina. Wróciłem na swoją polankę, bo bóg artystów mieszkał nieopodal. Niestety, po wczesnym przebudzeniu miał chandrę i nikogo nie przyjmował. Jego współpracowniczki - Muzy również wydawały się zajęte. Erato, Euterpe, Kalliope i Polihymnia doradzały rozmaitym poetom, Melpomene i Taleja - dramaturgom a Klio i Urania kłóciły się głośno o początki wszechświata. Jedynie Terpsychora nie mogła usiedzieć na miejscu i w przelocie odebrała list. Kolejny list był adresowany do Artemidy. W jej pałacyku nie było nikogo, ale nie zaglądałem za daleko. W końcu nie chcę skończyć jako jeleń. Zostawiłem list i wyszedłem.
Poważny problem pojawił się, gdy okazało się, że jeden z ostatnich listów adresowany jest krótko. "Nazwisko: Hades, Adres: Hades". No nie, mam iść do piekła, już, tak szybko? Wejście to dopiero połowa zabawy, jak mówi się o górach. Ominięcie Cerbera poszło mi gładko, powiedziałem "Służbowo na statek". Dziwne, że herosi mieli z tym problemy. Sam władca podziemi okazał się całkiem uprzejmym gospodarzem, ale postanowiłem nie pić nic, a tym bardziej nie jeść. Z drugiej strony, wraz ze swoją żoną wyglądali na całkiem szczęśliwych. Ale to może to dlatego, że żyli z sobą tylko jedną czwartą roku. Oboje chętnie wysłuchaliby plotek z powierzchni, ale wytłumaczyłem się, że jestem nowy. Na pożegnanie rzuciłem Cerberowi jakąś kość i wyleciałem na powierzchnię.
To była ostatnia. Zgodnie z umową wróciłem na Olimp, by spotkać się z Hermesem. Czekał, jak obiecał, przed pałacem. Podziękował za pomoc i życzył szczęśliwej drogi. Nagle zachciało mi się spać.
Obudziłem się. W szybę uderzały krople deszczu. Jestem w domu. Zapamiętam was, starożytni bogowie. Jesteście jednak poczciwą bandą.