Odpowiedzi do zadań z podręczników w apce Skul

pobierz

Chłopi t. 1

Władysław Stanisław Reymont

Streszczenie szczegółowe

I

Rozpoczęła się jesień, której jednym z wyraźniejszych sygnałów były trwające już na polach wykopki ziemniaków. Po polnej drodze szedł ksiądz, który ciekawie przyglądał się otaczającej go przyrodzie. Po drodze spotkał Agatę. O niej też rozmawiali chłopi pracujący w tym czasie w polu. Była to starsza kobieta, która nie miała już bliskiej rodziny, pracowała jednak jako pomoc u swoich krewnych Kłąbów, ale ponieważ nadchodziła zima, co oznaczało koniec większej pracy, sama odeszła, aby nie sprawiać im kłopotu i nie być dla nich ciężarem. Przyjęła od księdza podarowaną jej monetę i powolnym krokiem ruszyła w stronę lasu, skazując się na konieczność żebraniny.

Ksiądz zwrócił swoją uwagę na Walka, który zamiast pilnować pasących się koni, podziwiał piękno przyrody dookoła. Pod lasem zaś pojawiła się dziewczyna ciągnąca krowę, za nią zaś podążał Żyd Moszka. Ksiądz po krótkiej wymianie zdań z Żydem na temat plonów znów zwrócił się do Walka, aby ten przegonił konie. Sam ksiądz był przedmiotem powszechnej uwagi we wsi. Mimo intensywnie trwających na polu prac, co chwila wokół księdza pojawiali się mieszkańcy wsi, aby okazać mu swój szacunek. Nie brakowało także kręcących się wokół dzieci. Większość wsi (przynajmniej kobiet i dzieci oraz parobków) była bowiem w tym czasie na wykopkach.

W pewnym momencie ksiądz zatrzymał się przy jednej z grup zbierających ziemniaki. Z ciekawości zagadnął o właściciela upraw. Okazało się, że pole należy do największego gospodarza we wsi, czyli Boryny. Z księdzem przywitała się synowa gospodarza, czyli Hanka, która niedawno urodziła i ochrzciła dziecko. Ksiądz po błogosławieństwie dla matki i dziecka odszedł w kierunku kościoła. Najpierw dotarł do cmentarza, przez którego teren musiał przejść, aby dostać się do kaplicy. Ta była „udekorowana” kolorami jesiennych liści.

Pozostała na polu Hanka dalej zbierała ziemniaki, a jednocześnie starała się wszystkich zmobilizować do jeszcze szybszej pracy. Nadchodził wieczór, który w naturalny sposób wyznaczał koniec pracy, a Hance zależało na tym, aby przed zachodem zrobić jeszcze możliwie jak najwięcej. Wokół ucichły więc rozmowy, zamiast nich słychać było tylko uderzenia motyk, które rozbijały twardą ziemię. Od czasu do czasu ktoś też ciężko westchnął z bólu i zmęczenia. Na polu przede wszystkim byli parobkowie i kobiety, które swoje dzieci układały w pobliżu wykopków. W końcu jednak wróciły rozmowy. Tematem ponownie okazała się Agata. Jagustynka przypomniała, że kobieta pomagała u swoich krewnych całe lato i wczesną jesienią. Teraz jednak poszła na żebry, bo rodzina nie miała dla niej żadnej litości. Kobieta podejrzewała, że to nie była decyzja Agaty, tylko że kobieta została wypędzona i to na samą zimę. Rozmowa skończyła się smutną konstatacją, że kobieta wróci wiosną. A że będzie miała ze sobą trochę pieniędzy z żebraniny, a także innych wiktów, to i rodzina chętniej ją przyjmie. Teraz jednak nie mają dla niej miejsca nawet w sieni czy chlewie. Kobiety są zbulwersowane taką postawą, jednocześnie jednak przyjmują ją jako coś, co w ich wspólnocie się niestety po prostu zdarza.

Niewiele dalej pracowano na polu Paczesiowej. Tutaj jednak nie było kobiet, a przede wszystkim synowie kobiety. Byli starymi kawalerami, za co winę wieś zrzucała na matkę, która nie chciała dopuścić, aby synowie założyli własne rodziny, ponieważ oznaczałoby to, że na jej gospodarstwie nie będzie komu pracować. Siłą rzeczy uwaga pracujących kobiet przesunęła się na nieobecną na polu Jagnę Paczesiową. Inne kobiety nie były do niej zbyt dobrze nastawione. Uważały ją za leniwą, niechętną do pracy, zainteresowaną wyłącznie własnym wyglądem. Były również przekonane, że uwodzi kolejnych mężczyzn we wsi. Nie było to szczególnie zaskakujące, ponieważ Jagna rzeczywiście była bardzo ładna, a przy tym dobrze zbudowana, silna, co na wsi także pozostawało nie bez znaczenia. Nie było to jednak usprawiedliwieniem dla zachowań Jagny, więc kobiety nie szczędziły kąśliwych uwag pod jej adresem.

Dyskusje przerwała Józka, która przybiegła po Hankę. Biegiem trzeba było wrócić do domu, ponieważ coś złego działo się z krową. Hance nie trzeba było dwa razy powtarzać takiej informacji. Błyskawicznie wzięła dziecko z płachty, na której leżało, owinęła je z pomocą zapaski i ruszyła szybko do domu. Wszystkim było szkoda krowy, ale jednocześnie wydarzenie to sprowokowało gromadę do kolejnej dyskusji. Problemy w gospodarstwie zdaniem większości były efektem braku ręki gospodyni, a za tę nie była uznawana Hanka. Była ona (jedynie – w rozumieniu wsi) żoną Antka, czyli syna Boryny, a nie głównego gospodarza, jakim był sam Boryna. Ten zaś był niewątpliwie najbogatszym gospodarzem we wsi, niestety w małżeństwie miał znacznie mniej szczęścia. Był młody (miał dopiero około 60 lat), a już pochował dwie żony. Wiek Boryny nie był tutaj żadną przeszkodą. Gromada była przekonana, że każda młoda kobieta ze wsi zdecydowałaby się na ślub z nim, gdyby tylko wyraził taką chęć. Uważano, że tak powinno się stać. Hanka była może i dobrą kobietą, ale pracowała w gospodarstwie jedynie ze względu na Antka, a sam Boryna niespecjalnie ją szanował. Gospodynią, zdaniem pracujących na polu kobiet, Hanka nie była bowiem zbyt dobą. W końcu jednak nadszedł wieczór, kobiety zebrały swoje koszyki i ruszyły do domów.

II

Gospodarstwo Borynów było bardzo rozbudowane, ale jednocześnie nieco schowane przed wzrokiem ciekawskich. Z trzech stron zamykały podwórko budynki gospodarskie, z czwartej funkcję naturalnej bariery pełnił niemały sad. Nawet od drogi nie dało się wiele zobaczyć. Kiedy jednak Hanka dotarła do gospodarstwa, okazało się, że na podwórzu jest już co najmniej kilka innych kobiet, które radzą, co zrobić ze zwierzęciem. Hanka posłała od razu po Jambrożego, który uchodził we wsi za specjalistę od chorób. Jednocześnie była przerażona. Wiedziała, że Boryna nie przejdzie obojętnie nad utratą krowy. Czuła się niewinna, a jednocześnie drżała na myśl o tym, jak będzie się musiała tłumaczyć przed teściem. Niestety, kiedy pojawił się na podwórzu Jambroży, dość szybko orzekł, że krowa właśnie zdycha. Niedługo potem pojawił się Boryna z Antkiem. Mężczyźni wracali wozem, ale naprzeciw nim od razu wybiegła Józka, która od razu zaczęła im opowiadać o tragedii.

Boryna był wściekły. Błyskawicznie zaczął liczyć straty. Pomstował przy tym na innych mieszkańców gospodarstwa. Był przekonany, że zawsze, kiedy zostawia gospodarstwo bez swojej opieki, coś się wydarza. Nikt nie umie zadbać o porządek, a straty ponosi tylko on – Boryna. Gospodarz był przekonany, że wszystko jest winą młodego parobka Witka, który nie potrafił właściwie upilnować krowy. Okazało się jednak, że zwierzę zostało przegnane z gaju, w którym wypasano krowę. Już kiedy Witek wracał z nią do domu, krowa stękała. Boryna nie chciał jednak słuchać dalszych tłumaczeń – dla niego było to 300 złotych, które właśnie stracił, bo innym nie chciało się właściwie przypilnować zwierzęcia.

Boryna kazał sobie w pewnym momencie przynieść kosę i sam poderżnął krowie gardło, aby dłużej się nie męczyła. Przy tym wszystkim jednocześnie wypomniał mieszkańcom gospodarstwa, że są na jego utrzymaniu, oczekują zapewnienia bytu, pożywienia, a niczego nie potrafią sami przypilnować.

Kiedy po wszystkim w końcu wszedł do chałupy, zaczął krzyczeć na Hankę, której wcześniejszych usprawiedliwień, że była na polu, nawet nie zauważył. Oczekiwał, że kobieta da mu jeść. Hanka błyskawicznie zareagowała na żądanie teścia i na stole szybko pojawiła się jajecznica z chlebem. Przy wspólnym posiłku Boryna wypytywał o Witka, który tak się bał gniewu gospodarza, że gdzieś się schował. W końcu po skończonym posiłku Boryna poszedł się zdrzemnąć. Kiedy kobiety porządkowały izbę, pojawił się w końcu zdenerwowany Witek, pytając, jak bardzo zły jest gospodarz. Józka opowiedziała chłopakowi, że jej ojciec zamierza go zbić. Chłopak się przeraził, zaczął płakać, a dziewczyna obiecała, że się za nim wstawi u ojca. W zamian za tę obietnicę Witek podarował Józce własnoręcznie wykonanego boćka. Nakręcana zabawka bardzo spodobała się dziewczynie.

Boryna w międzyczasie wybrał się do wójta. W trakcie wędrówki zastanawiał się, jak dużo jeszcze zadań trzeba podjąć przed nadejściem zimy. Układał sobie więc w głowie listę kolejnych obowiązków: trzeba było zwieść drewno, usunąć kapustę z pola, dokończyć sianie. Do tej listy doszedł jeszcze jeden przykry obowiązek. Boryna musiał się bowiem pojawić w sądzie. Mężczyzna był zmęczony, bolało go ciało, a w głowie kłębiły się myśli o kolejnych obowiązkach. Miał jednocześnie poczucie dojmującej samotności i tego, że nie ma się z kim podzielić swoimi bolączkami. Naturalnie pojawiła się myśl o żonie, która zmarła na wiosnę. W mężczyźnie obudziły się tęsknoty i przyjemne wspomnienia.

Żona Boryny była kobietą bardzo pracowitą i gospodarną. Mężczyzna z rozrzewnieniem wspominał, jak dbała o niego. Idąc do wójta, czuł przyjemny zapach żuru, skwarków, gotowanych ziemniaków. O takie jedzenie dbała jego żona. Boryna wspominał, jak podtykała mu kiełbasę. Wszystko wtedy w gospodarstwie dobrze szło, rósł inwentarz. Z rozrzewnieniem pewnym Boryna przypominał sobie, jak potem mógł sprzedawać, zarabiać, a więc był i grosz, który można było wydać. Boryna był zmęczony, wspomnienia zaś jeszcze bardziej przypominały mu, że kiedy była żona wszystko szło dobrze, a teraz Antek robi po swojemu, Hanka jest słabą gospodynią, a w gospodarstwie non stop są problemy. Tylko w ostatnim czasie zdechł wieprz, potem ptaki udusiły gęsi, a teraz krowa. Z tymi przykrymi wnioskami dotarł do wójta. Chciał się poradzić. Następnego dnia miał iść do sądu, bo Jewka oskarżyła go, że jest ojcem jej dziecka. Oprócz tego Boryna wylał wszystkie swoje żale, na co wójt z żoną poradzili mu, by ponownie się ożenił, bo gospodarstwo potrzebuje kobiecej ręki. Przypomnieli gospodarzowi, że we wsi nie brakuje pięknych młodych kobiet. Jako jedną z kandydatek wskazali Jagnę. Boryna na tę sugestię nic jednak nie odpowiedział, pożegnał się jedynie, usprawiedliwiając się tym, że musi następnego dnia z samego rana jechać do sądu.

Sugestie wójta i jego żony zasiały jednak ziarno… Boryna wracając do domu, rozmyślał nad radami wójta. Sam także i wcześniej myślał już o ponownym ożenku, brał nawet samą Jagnę pod uwagę. Boryna przede wszystkim doceniał jej urodę połączoną z siłą. W końcu szukał kobiety, która podoła obowiązkom gospodyni. Trochę bezwiednie dotarł pod dom Dominiki Paczesiowej. Przez okno zobaczył dziewczynę, która skubała gęsi. Była jedynie w samej koszuli, więc Boryna mógł podziwiać jej urodę. Popatrzył chwilę na dziewczynę i ruszył z powrotem do domu, rozmyślając jednak nie tylko o jej pięknie, lecz także piętnastu morgach ziemi, które miała Dominikowa. Kobieta miała oprócz Jagny jeszcze dwóch synów, więc na każde z dzieci przypadało po pięć morgów. Boryna zaczął się zastanawiać, jakie korzyści przyniósłby mu ślub z tą konkretną dziewczyną. Przypomniał sobie, że przecież jego pole graniczy z ziemią Dominikowej. To oznaczało, że po ślubie ziemię można byłoby połączyć. To zaś dawałoby łącznie 35 morgów ziemi. Więcej miałby już więc tylko młynarz. Wiano Jagny wydawało się coraz bardziej atrakcyjne. Boryna zaczął planować, co posiałby na ziemi należącej do Jagny. Planował dokupienie koni, zakładał zaś, że krowę Jagna wniosłaby w posagu. Rozmyślania o Jagnie towarzyszyły mu podczas zasypiania. Zdawał sobie sprawę, że dziewczyna nie jest we wsi szczególnie lubiana. Był także świadomy, że jego dzieci niekoniecznie mogą być zachwycone perspektywą jego ponownego ożenku. Uznał jednak, że nie ma żadnego obowiązku zastanawiania się nad ich reakcją. Jest w końcu samodzielny, gospodarstwo należy do niego. Doszedł do wniosku, że jeśli jego decyzja im się nie spodoba, to nie pozostanie im nic innego, jak się po prostu wyprowadzić. Myśl nad potencjalnym ożenkiem zaczęła się więc szybko przeradzać w plan do realizacji.

III

Praca w gospodarstwie zaczynała się bardzo wcześnie. Parobkowie wstawali skoro świt. Pierwszy podniósł się Kuba, starszy z parobków, który sypiał w stajni razem z Witkiem. Kiedy wychylił się ze stajni, poczuł niemiły chłód i szron, który był niewątpliwą oznaką nadchodzącej jesieni i konieczności przyspieszenia prac, które jeszcze pozostały do wykonania. Kuba kuśtykał, ponieważ kiedyś został postrzelony w kolano. Po szybkiej porannej toalecie, czyli umyciu twarzy w wodzie ze studni, odmówił pacierz, a potem rozpoczął obrządek.

W chałupie wszyscy jeszcze spali. Kuba jednak pracował już bardzo intensywnie. Musiał wyprowadzić wóz ze stodoły. Zajął się także zwierzętami. Opiekował się przede wszystkim końmi, z którymi rozmawiał podczas obrządku. Potem poszedł do psa Łapy. W końcu obudził także młodszego z parobków.  Kiedy Witek wstał, z jaskółczego gniazda wypuścił małe ptaszki. W końcu przed chałupą pojawił się także sam Boryna. Niestety nie zapomniał o wczorajszych wydarzeniach, złapał Witka i zbił go rzemiennym paskiem. Wyrzucał mu, że nie dopilnował krowy, że się przez niego zmarnowała. Bijąc chłopaka, Boryna wypominał mu, że jako znajdę przygarnął go do swojego gospodarstwa, a teraz chłopak marnuje mu zwierzynę. Kiedy Boryna przestał bić płaczącego chłopaka, ten błyskawicznie uciekł.

Boryna wrócił do chałupy, w ciszy przygotował się do wyjścia. Nie rozmawiał z nikim. Na odchodne, poirytowany faktem, że nikt specjalnie nie przejmuje się jego problemami i wizytą w sądzie, zapowiedział domownikom rządy twardej ręki. Boryna był bowiem coraz bardziej przekonany, że bez silnej demonstracji własnej woli nie zaprowadzi pożądanej organizacji w gospodarstwie. Kiedy pojawiła się Józka, zajęła się śniadaniem. Boryna kazał jej zająć się odpowiedzialnie sprzedażą mięsa z krowy. Gospodarz przewidywał bowiem, że skoro wszyscy we wsi już wiedzą o śmierci zwierzęcia, pojawią się zainteresowani mięsem. Wydał więc dyspozycję ściągnięcia Jambrożego. Mężczyzna miał odpowiednio przygotować mięso. Jedną porcję miała Józka zanieść Magdzie, a więc żonie kowala. Po wydaniu wszystkich dyspozycji, Boryna obiecał Józce, że przywiezie jej z miasta pyszne pieczywo. Pożegnał się z córką i ruszył w drogę.

Kiedy Boryna przejeżdżał przez wieś, panował na niej już codzienny ruch. Było chłodno, ale świeciło słońce, co zachęcało do jak najszybszego podjęcia obowiązków. Część osób szła już w kierunku pola, aby kontynuować wykopki, inni przygotowywali się do orki, a jeszcze inni szykowali się do siewu. Wieś żyła, z każdej strony ktoś szedł do pracy, spiesząc się, aby jak najszybciej zakończyć jesienne obowiązki.

Boryna miał jednak przed sobą niekrótką drogę. Do Tymowa, gdzie mieścił się sąd, dotarł po godzinie ósmej. Natychmiast wokół niego zaroiło się od Żydów, którzy byli przekonani, że gospodarz do miasta przyjechał z czymś na sprzedaż. Boryna jednak szybko i brutalnie wyprowadził ich z błędu. Zatrzymał wóz obok innych i poszedł do sądu. Do budynku jednak nie można było jeszcze wejść.  Wszyscy cierpliwie czekali na otwarcie. Tłum był zaś niemały. W pobliżu budynku Boryna dostrzegł także oskarżającą go Jewkę, która trzymała na rękach dziecko. Obok stała także Dominikowa, czyli matka Jagny.

W końcu sąd się otworzył i kolejno rozpoczęto rozpatrywanie spraw. Były te mniej istotne i poważniejsze. Kłócono się zarówno o nieporządek na podwórku, jak i to, że chłopak, który wypasał konie został pobity. W końcu sąd doszedł także i do sprawy Boryny posądzonego przez Jewkę o ojcostwo. Dziewczyna przez jakiś czas była służącą w jego gospodarstwie. Zarzuty dotyczące wykorzystania dziewczyny mieli potwierdzić świadkowie. Boryna jednak wszystkiemu zaprzeczył i ostatecznie sprawa pozostała nierozwiązana. Po rozprawie także i Boryna udał się do karczmy. Towarzyszyła mu matka Jagny oraz jej brat. Dominikowa twierdziła, że Jewka została zmanipulowana i nakłoniona do złożenia oskarżenia przed kowala (który był jednocześnie zięciem Boryny), a także młynarza, u którego pracowała. Był to wyraźny sygnał, że Boryna miał na wsi również wrogów, przeciwników, gospodarzy, którzy mu zazdrościli i życzyli sobie, aby także i on został wystawiony na pośmiewisko. Dominikowa podkreślała, że wielu Borynie po prostu zazdrości zdobytej pozycji i chętnie by go jej pozbawili. Po posiłku Dominikowa poszła się jeszcze pomodlić, natomiast Boryna poszedł po obiecane bułeczki dla Józki. Do Lipiec Boryna wracał razem z matką Jagny i Szymkiem. Kobieta przekonywała go, w kontekście historii z Jewką, że po prostu powinien się jeszcze raz ożenić. W końcu jest silnym, dobrze sytuowanym, zdrowym mężczyzną. Chętnych na ślub z nim nie będzie brakować.

IV

W wrześniową słoneczną niedzielę przed stodołą Boryny, na pozostałym po zbiorach ściernisku pasły się zwierzęta gospodarza. Pilnowali ich zarówno Kuba, jak i Witek, który uczył się jednocześnie pacierza. Mimo pilnej nauki dostrzegł, że ludzie idą już na mszę. Kuba jednak kazał Witkowi najpierw sprowadzić bydło ze ścierniska, odpowiednio zabezpieczyć. Potem młody parobek miał iść do kościoła. Kuba zaś pod koszulą ukrył kilka upolowanych przez siebie kuropatw i poszedł najpierw do księdza, któremu wręczył ptactwo. Za to w podziękowaniu na plebani dostał złotówkę. Był bardzo wdzięczny, bo mimo że wcześniej także przynosił upolowane przez siebie zające czy ptaki, nie dostał nigdy żadnej zapłaty. Był tak wzruszony, że przy procesji po mszy szedł wyjątkowo blisko księdza. Obok byli Boryna i kowal oraz inni niosący nad kapłanem baldachim. Kuba był tak wzruszony, że nie zauważał, że wchodził ludziom pod nogi, wywołując irytację. W końcu wszyscy po skończonym nabożeństwie poszli jeszcze na cmentarz.

W kościele była oczywiście także Jagna z matką. Po wyjściu ze świątyni rozmawiały z wieloma krewnymi. Było ich niemało, ponieważ tutaj właściwie każdy z każdym miał jakieś powiązanie. Niedzielne rozmowy były jednak swoistym rytuałem, który jednak mieszkańcy spełniali z przyjemnością. Jagna jednak niekoniecznie wzbudzała dobre emocje. Kobiety nie mogły przeboleć, że nosi taki piękny wełniak, takie piękne wysokie trzewiki, że ma piękne korale, a do tego wszystkiego wygląda to na niej idealnie, bo dziewczyna ma wyjątkową urodę.

W końcu wszyscy powoli zaczęli się rozchodzić do domów na obiad. U Borynów było na bogato. Syty obiad przyrządziła Józka. Nie brakowało rosołu, mięsa, a także kapusty z grochem i kaszy ze słoniną. Po obiedzie był czas na krótki odpoczynek, a następnie wszyscy wrócili do swoich zajęć. W międzyczasie Hanka i Antek zamiast na odpoczynek, poszli na spacer. Dyskutowali o swojej przyszłości. Ta jednak nie była prosta. Młodzi chcieli się usamodzielnić i przejść na gospodarstwo Hanki, które co prawda było małe (trzy morgi) i ze słabą ziemią, ale własne. Mogliby się dzięki temu uwolnić od konieczności wysługiwania się Borynie. Antek uznawał także, że po matce jemu należy się od ojca 8 morgów pola. Aby zostać na ojcowiźnie musiałby jednak spłacić rodzinę (Kowala, czyli szwagra, Grzelę – brata w wojsku oraz młodą Józkę). Sytuacja wydawała się więc dla Hanki i Antka nieco patowa. Musieli codziennie ciężko pracować, a mimo to nie mieli nic swojego. Młodzi byli zazdrośni, że Boryna zazdrośnie przechowuje rzeczy po żonie, nie chcąc niczym się podzielić. Że młodemu w wojsku wysyła pieniądze, a im nie chce nic pomóc.

Antek ruszył samotnie do wsi. Hanka chciała iść na plotki do sąsiadek, ale mąż zawrócił ją na podwórko. Z atmosfery wspólnego porozumienia nic nie zostało. Hanka zastanawiała się, jaki jest tego powód, dlaczego Antek tak często zmienia zdanie, ma swoje humory, których ona nie umie zrozumieć. Kiedy przyszła na podwórko, postanowiła posiedzieć z Kubą, ten jednak właśnie ruszał do karczmy. Zamówił sobie wódkę. Niestety szybko zamawiał kolejne trunki, podjudzany przez innych pijących, co skończyło się tym, że nie tylko stracił całą złotówkę od księdza, ale i zamówił na kredyt. Jankiel chciał go przy okazji namówić do udziału w spisku przeciw Borynie, ale parobek był wyjątkowo uczciwy i nawet nie chciał o takiej możliwości słyszeć. Wywiązała się kłótnia między Kubą a Jankielem, ten pierwszy w końcu z przepicia usnął w kącie karczmy. Przybywali tutaj zaś kolejni mieszkańcy.

Karczma w niedzielę była chętnie odwiedzana. Tutaj był czas i miejsce na pogawędki, zabawę, taniec i picie. Kiedy nieco pijana już Jagustynka chciała namówić ludzi do dalszej zabawy, trafiła do alkierza, gdzie dyskutowali kowal, Antek i inni młodsi gospodarze. Mężczyźni ją jednak wyrzucili do głównej izby. Kiedy zapadła noc, wszyscy opuścili karczmę i udali się na spoczynek.

V

Jesień dawała o sobie znać coraz mocniej. Coraz częściej pojawiały się nieprzyjemne, zimne deszcze. Bociany odleciały, został tylko jeden – z przetrąconym skrzydłem. Chodził po łąkach, szukając jedzenia. Pojawiał się także u Borynów, gdzie Witek czasami mu coś rzucił. Pojawili się także „dziadowie”, który chodzili za żebraniną od domu do domu. Byli tacy, co po prostu prosili o pomoc. Nie brakowało także i takich, którzy twierdzili, że odwiedzili święte miejsca. Chcieli więc opowiadać o tym, co widzieli w Częstochowie lub Kalwarii. Na wsi robiło się jednak coraz ciszej, bo wszyscy zaczęli gromadzić się w izbach.

W Lipcach szykowano się jeszcze na jarmark. Święta Kordula to było coroczne święto, którego nikt nie miał zamiaru ominąć. Ponieważ drogi były w kiepskim stanie, wszyscy planowali jechać nieco wcześniej, obawiając się jeszcze większych deszczów, które mogłyby skutecznie utrudnić przeprawę. Chodziło nie tylko o zabawę, ale również, a właściwie przede wszystkim o dobry interes. Planowano, co z posiadanego inwentarza można byłoby sprzedać. Za pozyskane w ten sposób pieniądze, planowano kupić na innych straganach ubrania czy sprzęt do gospodarstwa. Handel wymienny trwał więc na takim jarmarku w najlepsze.

U Borynów także trwały przygotowania do wyjazdu. Planowano sprzedaż pszenicy, ale trzeba było ją najpierw do końca wymłócić. Podkarmiano także szykowane do sprzedaży gąski oraz maciorę. Jarmark to jednak nie wszystko – myślano także o nadchodzącej zimie, dlatego też Antek z parobkiem przywozili z lasu susz, szykowano ściółkę do obory. Planowano ogacenie, czyli ocieplenie ścian chałupy z pomocą ściółki.

W końcu wszyscy ruszyli na planowany jarmark do Tymowa. Z Lipiec ruszył prawdziwy sznur wozów. Nie wszyscy jednak mogli jechać. Wozy miały swoją pakowność, a przecież trzeba było jakoś zabrać inwentarz przeznaczony na sprzedaż. Dlatego też część gospodarzy i parobków szła piechotą. Jeszcze biedniejsi gospodarze, którzy nie posiadali wozów, musieli za sobą ciągnąć uwiązane na sznurach zwierzęta. Dla parobków z kolei jarmark był okazją do znalezienia nowej, lepszej pracy. Mimo że wieś sprawiała wrażenie pustej, nie oznaczało to, że nikt w niej nie pozostał. U Borynów pozostali (niepocieszeni z tego powodu) Kuba, Witek i Jagustynka. Trzeba było pilnować gospodarstwo, wydoić krowy, przygotować posiłek.

Boryna na wozie pozostawił rodzinę i kazał im jechać wcześniej. Sam zaś szedł piechotą i miał nadzieje, że ktoś z sąsiadów go zabierze. Nie musiał długo czekać, kiedy na trasie pojawił się organista i zaproponował mu podwózkę. Na wozie była też organiścina i ich syn Jaś. Planowano go na księdza. Po drodze wóz minął Dominikową z córką i synem. Paczesiowie jechali wozem z całym inwentarzem. Nikomu nie umknęło to, jak pięknie prezentowała się Jagna. Kiedy wóz dotoczył się do Tymowa, Boryna podziękował za podwózkę i poszedł szukać rodziny. Musiał najpierw przedostać się przez tłum, uliczki zastawione wozami, kolejne kramy z biżuterią, potem świętymi obrazami i wieloma innymi rzeczami. Boryna nie zwlekał zbyt długo z przystąpieniem do zakupów i kupił Józce obiecaną na wiosnę chustkę.

Mijał przy tym całe bogactwo jarmarku: od stoisk z butami, krawców, garbarzy ze skórami, po stoiska z kiełbaskami, plackami, bułkami. Nie brakował także dziecięcych zabawek, garnków, donic, pięknie wykonanych mebli. Można na jarmarku było kupić właściwie wszystko. Wszyscy oczywiście chcieli, aby to właśnie u nich zrobić zakupy, chwalili swoje towary, zapraszali, aby choć spojrzeć. Całe to piękno i bogactwo nieco naruszał widok żebrzących dziadów, ślepych i kulawych, którzy liczyli na to, że przy okazji jarmarku i oni dostaną nieco większą pomoc.

Boryna po przejściu całego tego wielokolorowego tłumu znalazł Hankę razem z Józką. Okazało się jednak, że kobietom jeszcze nie udało się sprzedać maciory. Cały czas się targowano. Od sprzedaży uwagę Boryny odwróciła jednak Jagna, którą dostrzegł gdzieś w pobliżu. Kiedy pojawił się tam, gdzie ją zobaczył, już jej jednak nie było. Był natomiast Antek, który siedział na wozie na workach z pszenicą, o którą targowali się potencjalni kupcy. Kiedy przy wozie pojawił się ojciec, Antek poprosił go o złotówkę, aby móc iść coś zjeść. Boryna nie był do tego skory, ale ostatecznie dał synowi pieniądze. Sam zaś poszedł załatwiać kolejne sprawy.

Udał się do pisarza z prośbą o napisanie skargi na dziedzica. Chodziło o sądowe rozstrzygnięcie tego, jak borowy pobił parobka Witka, przepędził krowę Boryny, doprowadzając do tego, że zdechła. Gospodarz nie zamierzał odpuścić tej straty i chciał, aby dziedzic mu tę krzywdę zrekompensował. Wracając od pisarza, Boryna spotkał w końcu Jagnę. Stała przy jednym z kramów i zamierzała kupić bratu czapkę. Kiedy pojawił się w jej pobliżu, zaczął szeptać czułe, ale niewinne słówka. Patrzył dziewczynie w oczy. Kiedy chciała wyjść z tłumu, torował jej przejście własnym ciałem. Kiedy dziewczyna zachwyciła się stoiskiem z chustkami i wstążkami, Boryna chciał kupić wszystko, czego sobie zażyczyła. Dziewczyna jednak propozycji nie przyjęła.

Kiedy poszła dalej, Boryna został przy kramie, kupił prezent, po czym dogonił Jagnę. Dziewczyna przystanęła przy stoisku z koralami. Zaczęła je przymierzać. Boryna napomknął więc, że w skrzyni po jego zmarłej żonie czeka aż 8 par korali. Boryna był coraz bardziej zachwycony pięknem Jagny, jej urodą, młodością, kipiącą w dziewczynie siłą. Nie omieszkał więc spytać także, czy postawiła już na któregoś z adoratorów. Dziewczyna jednak odparła, że nie przyjęła jeszcze żadnej propozycji. Boryna po tej odpowiedzi wyciągnął kupione przed chwilą wstążkę oraz chustę i ofiarował dziewczynie. Była zaskoczona i szczęśliwa. Zauroczony Boryna nie zwrócił jednak uwagi na to, jak zapaliły się oczy dziewczyny, kiedy na odchodnym wspomniał o Antku.

Jagna, kiedy Boryna ją w końcu opuścił, poszła szukać matki. Po drodze spotkała żebrzącą o pomoc Agatę. Kiedy kobieta zapytała dziewczynę o Kłąbów, Jagna zdumiona się roześmiała. Nie mogła bowiem zrozumieć, jak kobieta może wypytywać o rodzinę, która ją wygnała.

Po spotkaniu z Jagną Boryna natknął się na swojego zięcia – kowala, który ponownie wrócił do swoich roszczeń. Chciał, aby Maciej przepisał na jego żonę więcej morgów. Czekał na to już cztery lata. Mimo groźby sądu Boryna odmówił, twierdząc, że nie planuje jeszcze umierać, więc nie ma żadnego obowiązku, aby przepisywać ziemię na kogokolwiek. Kiedy kowal uświadomił sobie, że agresja nic nie da, postanowił poprosić teścia, aby postawił mu wódkę. Po wspólnym piciu alkoholu kowal jeszcze raz chciał wrócić do sprawy, ale nic mu to nie dało. Boryna wrócił do Antka.

Kiedy zaczęło padać, jarmark powoli się kończył. Aura znacznie utrudniała prowadzenie handlu, dlatego wszyscy zaczęli się zbierać i rozjeżdżać do domów. Tymów opustoszał. Pozostali tylko żebracy. Borynowie wracali do domu na wozie, ponieważ był pusty. Wszystko udało im się sprzedać. Kupili także rzeczy potrzebne do gospodarstwa. Robiło się coraz chłodniej, wszyscy więc chcieli być w domu jak najszybciej. Po drodze minęli jeszcze pijanego Jambrożego i dotarli do wsi.

VI

Rozpoczął się okres wypełniony ulewami. Robiło się coraz nieprzyjemnej. Zapadała szaruga, a dni były coraz krótsze. Wszędzie zrobiło się ciemno, szaro, dokoła wszędzie było błoto. Wieś zamilkła. Na polu prowadzono ostatnie prace. Wycinano i zwożono do domów kapustę. Przygotowywano się do jej kiszenia. Przed domami pojawiły się specjalne beczki do kiszenia. To zadanie podejmowała właściwie cała wieś. Prace trwały zarówno na polu Boryny, jak i tym należącym do Dominikowej. U Paczesiów już zakończono zbiór kapusty, więc wóz wypełniony główkami kapusty ruszył w kierunku wsi. U Boryny pracowała jeszcze Józka i Jagustynka, którym pomagali Hanka i Kuba.

Jagna była szczęśliwa z zakończenia prac. Wracała do domu zmęczona i przemoknięta, ale jednocześnie usatysfakcjonowana wykonaną pracą. Niestety wóz wypełniony kapustą utknął w błocie i nie można było nim ruszyć. Pojawił się jednak Antek, który pomógł Paczesiom i jeszcze odprowadził ich do młyna, Podczas tego spaceru zaprosił dziewczynę do Kłąbów na tańce. Jagna powiedziała, że się pojawi, jeśli tylko matka jej pozwoli. Dziewczyna widziała pożądliwość w oczach Antka, reagowała na nią, mężczyzna absolutnie nie był jej obojętny. To właśnie on w całej wsi wzbudzał w niej największe fizyczne zainteresowanie.

Kiedy kobieta wróciła do domu, razem z matką zajęła się przędzeniem. Synowie z tym czasie sprzątali. Kiedy wszyscy zasiedli do jedzenia, Jambroży, który był w chałupie Paczesiów, oznajmił, że ktoś chce starać się o rękę Jagny. Rozpoczęła się cała rytualna procedura. Jambroży powiedział, że kandydat jest bardzo niepewny, dlatego przysłał swata z wódką, bo boi się odmowy matki dziewczyny. Po chwili jednak podpowiedział, że kandydatem jest bogaty gospodarz. Kiedy pojawiła się informacja o wdowcu, matka Jagny podkreśliła, że dziewczyna ma swoje morgi i nie musi jej w związku z tym oddawać do obcej chałupy i obcych dzieci. Wszyscy oczywiście podejrzewali, że chodzi o starego Borynę. Dominikowa wiedziała, co trzeba robić. Mimo zapewnień o dobrym i bogatym życiu dla Jagny, dopiero zapewnienie, że zapisana zostanie jej ziemia, podziałała na kobietę. Dominikowa snuła analogiczne plany jak Boryna. Widziała, jak jej pole powiększa się o sąsiednie pole Boryny.

Jagna na pytanie matki opowiedziała, że jest gotowa zrealizować to, co rodzicielka postanowi. Dominikowa wysłała więc przez Jambrożego Borynie wiadomość, że może przysłać swata. Kiedy Jambroży wyszedł, Jagna patrząc w okno za odchodzącym, zaczęła się zastanawiać nad swoim życiem i nieuchronnie nadchodzącymi zmianami. Mimo że doskonale zdawała sobie sprawę, że mogłaby mieć każdego, zamierzała wypełnić wolę matki, bo wierzyła, że ta wie najlepiej, co opłaca się Jagnie.

Niedługo po wyjściu Jambrożego, do chaty Dominikowej przyszła Józka z zaproszeniem na wspólne obieranie kapusty u Borynów. Jagna się zgodziła.

VII

Kolejnego dnia znów było pochmurnie i deszczowo. Ulewa zagoniła wszystkich do domów. Tym bardziej Jagna w napięciu oczekiwała wieczoru, kiedy to miała się pojawić u Borynów. Czekając aż miną kolejne godziny, zaprojektowała różne ewentualności i starała się samodzielnie przygotować na przebieg spotkania, tym bardziej że w domu nie było matki, którą wezwano do rodzącej właśnie kobiety.

Przy Jagnie pojawił się parobek. Mateusz miał około 30 lat, był przy tym bardzo przystojny. Nie było go we wsi przez ostatnie kilka miesięcy, a po powrocie skierował swoje kroki właśnie do Jagny, czym dziewczyna była zachwycona. Mężczyzna zaczął ją namiętnie całować, a przestał dopiero, kiedy usłyszał, że do domu wchodzi brat Jagny – Jędrzych. Niedługo potem pojawiła się i matka, która od razu zakomunikowała parobkowi, że ma więcej nie przychodzić do jej córki. Dostało się również i Jagnie za kontakty z Mateuszem. Dominikowa ostrzegała córkę, że jeśli się nie opanuje to ludzie na powrót zaczną o niej plotkować, a to ostatnie czego Jagna teraz potrzebuje. Cała awantura sprowokowała płacz dziewczyny, a więc by ją uspokoić, matka pozwoliła jej zostać u Borynów aż do północy.

Jagnie takiego przyzwolenia nie trzeba było dwa razy powtarzać. Pięknie się ubrała i przyszykowała. Poszła do sąsiadów, gdzie było już wiele pracujących przy obieraniu kapusty osób. Był wśród nich na przykład wędrowiec Roch, który raczył zgromadzonych różnymi opowieściami ze świata. Uwagę przyciągnęła przede wszystkim wypowiadana przez niego przypowieść o Jezusie i jego psie. Okazało się bowiem, że zwierzę kochało Chrystusa bardziej niż jego wyznawcy. Bardziej się też o niego troszczyło. Praca szła szybko i sprawnie, a jednocześnie ludzie cieszyli się swoim towarzystwem. Kiedy Jagna wracała do domu bez niczyjej opieki, w krzakach pojawił się Antek. Objął od razu dziewczynę, ta nie wykazała zaś żadnego oporu. Młodzi ukryli się przed wzrokiem innych w krzakach.

VIII

Kolejny dzień przyniósł jednak niemałe rewelacje. Gruchnęła wieść o zaręczynach Boryny. Informację o tym, że przyszłą żoną gospodarza ma zostać Jagna, przekazała na wsi żona wójta. Nikt nie był już jednak szczególnie zaskoczony. Okazało się, że nic nie wiedziały jedynie dzieci samego Boryny.

Maciej od rana był wściekły. Czepiał się wszystkiego i wszystkich. Witkowi wytknął, że źle zajął się krowami, pokłócił się z Antkiem. Na komentarz pozwoliła sobie jedynie Jagustynka. Kobieta popierała plany gospodarza. Podkreślała jednocześnie, że nie powinien się przejmować reakcjami dzieci, bo one i tak będą do niego i niej (Jagny) źle nastawione. Trzeba się po prostu na to przygotować. Boryna nie był tymi „radami” szczególnie zainteresowany, dlatego udał się do wójta. Razem z sołtysem Szymonem w trójkę poszli do karczmy. Wypili po kieliszku, a następnie wójtowi i sołtysowi Boryna wręczył butelkę, nakazując iść z nią do Dominikowej. Rozpoczęły się oficjalne starania o rękę Jagny.

Kiedy mężczyźni dotarli do gospodarstwa Dominikowej, kobieta czekała na nich w ciepłej i czystej izbie. Udawała co prawda, że nie wie, w czyim imieniu przychodzą, co było oczywistą grą, której reguły wszyscy doskonale znali. Wszystkim chodziło o dopełnienie zwyczaju i tradycji. Dominikowa świetnie czuła się w roli matki. Od razu zaczęła się przekomarzać z mężczyznami, że jej córka jest wyjątkowo młoda, ma dopiero 18 lat, zaś Boryna to dojrzały mężczyzna, który ma już dorosłe dzieci. Przekonywała, że nie ma najmniejszej ochoty oddawać dziewczyny na poniewierkę do obcego domu. W tym momencie wójt wyciągnął butelkę i przy kieliszku cała trójka płynnie przeszła do ustalania szczegółów małżeństwa.

Kolejny etapem było wyjście Dominikowej już razem z synami i samą Jagną do  karczmy. Towarzyszyli im oczywiście wójt i sołtys, a na miejscu czekał Boryna. Był zauroczony pięknem Jagny. Rozpoczęło się świętowanie. Jankiel postawił na stole jedzenie i napoje, pojawili się muzykanci. Boryna robił wszystko, aby Jagna poczuła się odpowiednio doceniona. Płacił za wszystko. Jednocześnie szeptał jej do ucha czułe słówka, które miały przekonać dziewczynę do niego. Obiecywał, że nigdy jej niczego nie zabraknie. Jagna jednak mimo całej celebracji była smutna. Siedziała w milczeniu i słuchała słów powtarzanych jej przez Borynę. Dominikowa zaś znów płynnie wróciła do kolejnych targów z przyszłym zięciem. Udało się jej uzyskać dokładnie to, czego chciała.

Warunki były następujące: w sobotę Maciej i Jagna dadzą na zapowiedzi, Boryna zaś pojedzie do miasta i dokona zapisu ziemi na córkę Dominikowej. Dziewczyna słuchała tych ustaleń i dziękowała Borynie tak, jak nakazała jej wcześniej matka. Całej sytuacji przyglądało się coraz więcej osób pojawiających się w karczmie. Wszyscy jedli i pili na koszt Boryny. Był szczęśliwy i tak zapatrzony w Jagnę, że zapomniał w ogóle o swoim skąpstwie. Dominikowa w końcu pożegnała się Boryną, kiedy doprowadziła do finałów targów. Zabrała ze sobą Jagnę i mocno pijanych już synów. Atmosferę święta panującą w karczmie po wyjściu Dominikowej zburzył jednak młynarz, który poinformował zebranych, że dziedzic sprzedał porębę̨ na Wilczych Dołach. Wywołało to niemałe niezadowolenie chłopów, którzy odgrażali się, że nie oddadzą innym swojego lasu.

IX

Od zmówin Boryny z Jagną minęła dłuższa chwila. W końcu przestało tak intensywnie padać i nadeszły Zaduszki. Było to kolejne ważne święto dla społeczności Lipiec. Od rana we wsi biły dzwony. W Lipcach pojawiało się także coraz więcej różnego rodzaju ptactwa, które szukało schronienia na zimę. Starzy powtarzali, że nigdy jednak nie widzieli aż takiej ilości ptactwa.

W końcu w kościele mieszkańcy wsi usłyszeli zapowiedzi ślubu Boryny i Jagny. W sobotę narzeczeni pojechali do rejenta. U niego Boryna zapisał swojej przyszłej żonie sześć morgów ziemi, które wytargowała Dominikowa. Ostatni czas spędził w większości w chałupie swojej przyszłej żony. Przestał tak bardzo przejmować się gospodarstwem, robocze ubranie zamienił na odświętne, w którym za każdym razem pojawiał się u Dominikowej. We własnym domu jedynie spał. Nie odmawiał sobie także alkoholu. W gospodarstwie Borynów atmosfera była zaś prawie grobowa. Dzieci były zszokowane i nieszczęśliwe. Józka snuła się po domu niczym zjawa. Najbardziej przeżywał wszystko Antek. Przestał jeść i pić, chciał krzyczeć z bólu i złości. Nie wiadomo było, czy bardziej przeszkadza mu sam ożenek ojca, czy to z kim się wiąże Boryna. Gospodarstwo było niedopilnowane, nikt nie przejmował się specjalnie zwierzętami, nie zwracał uwagi na parobków.

W niedzielę Kuba i Witek poszli do kościoła. Ten ostatni szedł boso, ale nie wydawał się tym szczególnie zmartwiony. Opowiadał Kubie o swoich planach. Chciał pojechać do Warszawy, rozpocząć tam pracę przy koniach i zarobić na buty. Kiedy parobkowie dotarli w pobliże kościoła, zobaczyli najpierw modlących się żebraków. Potem weszli do zakrystii. Tutaj panował tłok, ponieważ trwało przyjmowanie datków na listopadowe „wypominki” za dusze zmarłych. Kuba podał imiona najbliższych, natomiast kiedy przyszła kolej na Witka, chłopak skurczył się w sobie. Był bowiem sierotą, uważał za wielką niesprawiedliwość, że wszyscy mają rodziców, a on nie wie, kim byli jego. Podał więc przypadkowe imiona i odszedł z zakrystii razem z Kubą.

W Zaduszki po południu odprawiano jeszcze nieszpory. Nie mogło na nich zabraknąć Borynów. Z kolei przed wejściem na cmentarz, który w tym dniu wszyscy odwiedzali, stały beczki. Każda z nich należała do księdza, organisty, Jambrożego i żebraków. Każdy, kto wchodził na cmentarz, musiał coś do każdej wrzucić. Były to zarówno kiełbasa czy masło, jak i grzyby, czy motki przędzy. Najlepsze rzeczy wrzucano oczywiście do beczki księdza, najgorsze – do tej należącej do żebraków. Na cmentarzu panowała szczególna atmosfera – ludzie szeptali i płakali. Koniec odwiedzin wyznaczyła nadchodząca noc. W końcu wszystkie drogi opustoszały, śpiewy zamilkły, a ludzi zamknęli się w domach. U Antka zebrali się wędrowiec Roch, Jambroży, Jagustynka, Kłąb i parobkowie Kuba z Witkiem – nie było jedynie Boryny, który siedział u Dominikowej.

X

Antek w końcu postanowił się kogoś poradzić. Udał się więc do księdza, z którym chciał porozmawiać o zapisie ojca na rzecz Jagny. Nie spodobały mu się jednak rady księdza, który podkreślał, że jako syn powinien słuchać ojca. Ksiądz przypomniał mu, że nieposłuszeństwo to w tym przypadku grzech śmiertelny. Antek wyszedł od księdza jeszcze bardziej wściekły. W końcu razem poszli do karczmy. Ksiądz nie mógł zrozumieć, dlaczego o tej porze siedzi tam tylu pijanych chłopów. Antek wytłumaczył mu, że wszyscy zbierają się, aby naradzić się w sprawie sprzedaży przez dziedzica lasu. Antek Boryna przekonywał nawet, że gotów jest sądzić się z dziedzicem, a jeśli to nie przyniesie skutku, to sam będzie bronił lasu przed wycinką. Bo to właśnie jej chłopi bali się najbardziej. Las był bogactwem wielu rzeczy – od suszu do pieca, po grzyby, owoce, zwierzynę. Jego wycinka oznaczała poważne zagrożenie dla wsi. Nikt jednak zapewnień Antka nie wziął na serio. Wypominano mu jeszcze, żeby się nie zagalopował, bo ojciec go wyrzuci z domu. Starego Boryny bronił też wójt. Antek nie był w stanie tego zaakceptować. Wypomniał mężczyźnie, że przepija pieniądze zebrane od wsi, a z dziedzicem pewnie poszedł na jakiś układ. Antek był tak rozemocjonowany, że był gotów rzucić się na wójta, ale powstrzymał go kowal. Chłopak był jeszcze bardziej rozgoryczony, bo wydawało mu się, że wszyscy są przeciwko niemu. Wybiegł z karczmy. Następnego dnia skruszony poszedł jednak do kowala z przeprosinami. Tam dowiedział się, że do starego Boryny wysłana została kowalowa, a więc siostra Antka, Magda. Liczono, że spokojną rozmową uda się jej wyjaśnić z Boryną kwestię zapisu dla Jagny.

Antek nie lubił szwagra, którego uważał za skąpca i oszusta. Zostawił jednak sprawy swojemu biegowi. Poszedł do domu, gdzie w izbie Boryny uczyło się kilkadziesiąt wiejskich dzieci. Nauczycielem był Roch. W zajmowanej przez siebie części domu spotkał swojego teścia. Ojciec Hanki, stary Bylica, był już bardzo schorowany. Narzekał na drugą córkę Weronkę, która odmawiała mu jedzenia, nie dawała wystarczająco dużo opału, zmuszała do żebraniny. Hanka miała konflikt z siostra, która przejęła wszystkie pamiątki po matce, a jednocześnie nie wywiązywała się z obowiązku opieki nad starym ojcem. Kiedy jednak Hanka zaczęła krytykować siostrę, ojciec stanął w obronie Weronki. Usprawiedliwiał ją ciężką pracą i wyzwaniem opieki nad wieloma dziećmi. Wspomniał także, że u Weronki brakuje pieniędzy. Po południu u Antków pojawiła się zaś kowalowa razem z dziećmi. Nie zastała ojca, ale była gotowa czekać na niego tyle, ile tylko będzie trzeba, nawet do samego wieczora. Boryna jednak nie wracał. Pojawiła się za to Jagustynka, która poinformowała zebranych, że gospodarz na swoje wesele zaprosił chyba wszystkich, razem z księdzem, młynarzem czy organistą. Szykowało się największe wesele w Lipcach.

W końcu Boryna wrócił do domu. Kowalowa (Magda) i Antek przeszli szybko do sedna sprawy. Przekonywali ojca, aby zmienił zapis ziemi, bo inaczej jego dzieci pójdą po sprawiedliwość do sądu. Boryna się wściekł. Rozpoczęła się wielka kłótnia i awantura. Atakowano samą Jagnę, wypominając jej lekkie obyczaje. Antek posądził Jagnę o to, że spała z mężczyznami ze wsi, w tym także z nim. To spowodowało prawdziwy wybuch gniewu Boryny. Rzucił się na syna. Rozpoczęła się bójka, której kobiety nie były w stanie zatrzymać. Udało się to dopiero, gdy do domu przybiegli zaalarmowani hałasami sąsiedzi. Antek był zakrwawiony, więc wyniesiono go do jego izby. Boryna był cały. Kazał więc wynosić się sąsiadom. Został sam i dużo rozmyślał o tym, co Antek wykrzyczał mu w gniewie.

Następnego dnia wypędził z gospodarstwa Antka i Hankę. Małżeństwo miało odejść natychmiast. Szybko się więc spakowało i opuściło gospodarstwo. Młodzi przenieśli się do Bylicy, a więc na ziemię Hanki. Byli na ten moment skazani na mieszkanie w małej izbie na samym końcu wsi. Ruszył za nimi także ukochany pies Józki. Boryna uspokajał jednak płaczącą dziewczynę, że Łapa wróci, bo tam nie będzie miał co jeść. Maciej nakazał córce uprzątnięcie izby po Antku. Przekazał ją Rochowi. Ruszyły plotki. Cała wieś żyła historią bójki i wygnania syna przez Borynę.

XI

W końcu nadszedł dzień ślubu Jagny i Boryny. Przygotowania zajmowały wszystkich jednak dużo wcześniej, a i na ostatni dzień nie brakowało pracy. Najpierw wybielono ściany zewnętrzne i wewnętrzna, dom ustrojono świerkowymi gałęziami, które ułożono przy zewnętrznych ścianach. Na opłotkach pojawiła się jedlina. Wokół roznosił się więc przepiękny zapach lasu.

Jagna nie tryskała jednak energią. Była smutna i przygaszona. Cały czas przeżywała słowa Antka o niej. Ludzie donieśli jej bowiem, co powiedział o niej Borynie podczas kłótni. Była bardzo rozgoryczona, jak bardzo niesprawiedliwy wobec niej był.

Z czasem w izbie zaczęli się pojawiać pierwsi goście. Zaproszono nie tylko mieszkańców wsi, ale także okolicznych wiosek. Pojawiali się kumowie i krewniaczki obu stron. Znoszono podarki – kury, mąkę, placki, chleb. Niektórzy nawet dawali monety. Był to wyraz podziękowania za zaproszenie i sposób na powetowanie gospodyni poniesionych strat związanych z przygotowaniem wesela. Kolejne kobiety przepijały z gospodynią po kieliszku gorzałki. W międzyczasie z chałupy wójta ruszyli muzykanci. Wyszli na drogę z pięknie przystrojonymi instrumentami. Asystowali drużbom Boryny, po czym wrócili po pana młodego. Boryna był ogolony, odświętnie ubrany. Dał się poprowadzić do domu narzeczonej. Całemu zajściu przyglądali się właściwie wszyscy mieszkańcy wsi. Na progu domu stała Dominikowa z synami. Witała gości, czekając na Borynę. Wszędzie było pełno ludzi. Sień, podwórko wypełniali kolejni goście. W końcu pojawiła się Jagna – wyprowadzona przez młynarzową z organiściną. Zaraz potem w orszaku ustawiły się jej druhny.

Dziewczyna wyglądała olśniewająco. Była ubrana w aksamity. Wszyscy byli zachwyceni urodą kobiety. Przede wszystkim uwiedziony był Boryna. Kiedy chwycił dziewczynę za rękę, oboje uklęknęli, aby Dominikowa mogła im pobłogosławić. Jagna padła jej do nóg, żegnając się jednocześnie z domem, który opuszczała.

Wszyscy wyszli przed dom. Ustawił się odświętny szereg, na którego czele szli muzykanci. Jagnę prowadzili drużbowie. Dziewczyna szła odważnie, uśmiechała się, mimo że jeszcze przed chwilą płakała. Miała pięknie upiętą koronę z włosów. Na plecach z tejże korony wpływały różnokolorowe wstążki. Do tego piękna spódnica, dopasowany gorset, koszula z bufiastymi rękawami i cały sznur korali na szyi. Za Jagną szedł Maciej, prowadzony tym razem przez druhny. Prezentował się bardzo przystojnie. Cały czas się jednak rozglądał, bo wydawało mu się, że gdzieś w pobliżu jest Antek. Za młodymi szła Dominikowa, swaty, kowalowie, a także Józia, młynarz, organiścina. Ślub był zaś szybki, bo ksiądz spieszył się do chorego. Na wyjście młodym zagrał organista. Po powrocie z kościoła matka Jagny zaprosiła wszystkich do stołu. Oczywiście na najważniejszym, wyróżnionym miejscu usiadła młoda para. Dalsza kolejność także nie była przypadkowa, liczyła się funkcja, stopień pokrewieństwa, a także oczywiście majątek.

Zdaniem drużbów było zabawianie gości razem z muzykantami, co świetnie im wychodziło. Nie zabrakło jednak otwierającej modlitwy organisty, po której rozpoczęła się prawdziwa uczta. Goście jedli i pili, a gospodarze zadbali, aby mieli co. Stoły uginały się pod bogactwem różnego rodzaju potraw, które kucharki cały czas też donosiły. Wszyscy się cieszyli, oprócz Jagny. Tej mąż nieskutecznie cały czas próbował podsunąć jakieś jedzenie, zasypywał obietnicami spokojnego, wspólnego życia, przekonywał, że będzie jej z nim dobrze, że będzie miała dziewczynę do pomocy w gospodarstwie. Jagna cały czas była jednak jakby nieobecna. Wśród gości z kolei bardzo ważnym tematem była sprzedaż lasu, która na nowo rozpaliła serca i głowy chłopów. Nie byli oni gotowi pogodzić się z utratą tak ważnego elementu swojej codzienności.

Po pierwszych daniach i toastach szybko uprzątnięto stoły i przygotowano miejsce do swobodnej zabawy i tańców. Kolejno przechodzono przez kolejne zabawy i obrządki. Po zakończeniu najważniejszych w tym układzie oczepin, kobiety zaczęły zbierać pieniądze dla młodych. Jagna chodziła wśród gości i z każdym „przepijała” za swoje szczęście. Widać było jednak w jej oczach łzy. Boryna natomiast był oczarowany żoną i nie mógł od niej oderwać oczu. Zabawa trwała w najlepsze przez długie godziny. Jeszcze o świcie tańczono i pito. Jeśli ktoś nie miał siły, szedł odpocząć i nabrać nowej energii, a następnie wracał do zabawy. W końcu było to najbogatsze wesele we wsi, z którego każdy, kto mógł, chciał skorzystać.

XII

Na weselu nie było natomiast chorego Kuby. Nad ranem do parobka Jagustyna wysłała Witka. Trzeba było w końcu sprawdzić, co się dzieje z chorym, mimo że siarczysty mróz na dworze nie zachęcał do tego, aby opuszczać chałupę. Witek wyszedł jednak posłusznie z wesela, przeszedł przez Borynową chatę, w której siedział Roch i czytał książkę. Kiedy Witek wszedł do obory, przywitał go przede wszystkim pies, który zgodnie z zapowiedzią Boryny, wrócił do gospodarstwa od Hanki i Antka. Psu dostała się weselna herbata. Witek podał Kubie wody i usnął. Kuba jednak majaczył tak głośno, że obudził młodszego parobka. Przeczuwał, że umiera, prosił więc, by z przyjęcia przyszli do niego Jambroży lub Jagustynka – uchodzący w Lipcach za ekspertów od chorób. Żadne jednak nie chciało przyjść, bo oboje byli pijani. Dopiero pod wieczór pojawił się Jambroży.

Badając przyczynę złego samopoczucia parobka, przyjrzał się chorej nodze, o której Kuba nikomu więcej do tej pory nie mówił. Kiedy Jambroży odwinął prowizoryczny opatrunek, na który składały się zakrwawione szmaty, zobaczył spuchniętą ogromnie łydkę. Była jednak nie tylko spuchnięta, ale i zaropiała. Po pytaniach Jambrożego Kuba przyznał, że parę dni temu, kiedy próbował po raz kolejny swych sił w myślistwie i upolował zająca, strzelił do niego borowy. Miała to być kara za polowanie w lasach dziedzica. Rana wydawała się niegroźna z pozoru, ale od tamtego czasu Kuba leżał w stajni. Nie mówił jednak nic nikomu, bo nie chciał sprawiać kłopotu. Jambroży opatrzył nogę i zapewnił, że pożyczy od wójta wóz, którym zawiezie Kubę do szpitala. Ten jednak nie chciał się na to zgodzić. Zamiast tego, za dobrą monetę przyjął stwierdzenie Jambrożego, że ucięcie nogi w kolanie sprawi, że choroba zostanie zatrzymana. Jambroży zostawił więc Kubę, który szybko zaczął na nowo wyć z bólu i majaczyć. Noga coraz bardziej drętwiała, a on przestawał ją w ogóle czuć.

W tym samym czasie wesele Jagny i Boryny trwało kolejny dzień w najlepsze. Przygotowywano przeprowadzkę młodej panny do domu męża. Kolejność była nieprzypadkowa. Najpierw przeszła krowa, potem przeniesiono do Boryny skrzynię z rzeczami Jagny, następnie pierzynę. Wynoszono także inne rzeczy, które dziewczyna otrzymała w wianie. Całym orszakiem dowodzili muzykanci, którzy prowadzili Jagnę z towarzyszącymi jej matką i braćmi, a także innymi weselnikami. Na ganku swojej chałupy czekał już Boryna. Towarzyszyli mu kowalowie i Józka. Do domu pierwsza weszła Dominikowa, która niosła ze sobą spakowaną kromkę chleba, sól, węgiel, wosk z gromnicy, poświęcone kłosy zboża. Jagna przestąpiła próg za matką, a za dziewczyną kobiety rzucały wyprute nitki i paździerze, co miało gwarantować, że zło nie będzie miało do niej w tym nowym miejscu dostępu. Posypały się życzenia, a następnie powrócono do weselnej uczty. Podczas zabawy Dominikowa zaobserwowała zainteresowanie syna Szymka Nastką Gołębianką, co matce Jagny się nie spodobało. Do kobiety i państwa młodych dołączyli wójt, a także Jambroży. Jagna dbała o gości, kontrolowała, aby niczego im nie brakowało. Boryna za to szedł za nią krok w krok. Nie potrafił się opanować i co chwila całował młodą żonę.  

W międzyczasie po Jambrożego przyszedł Witek. Czekał już także Roch. Razem w trójkę weszli do stajni, gdzie zastali zakrwawionego Kubę i brudną siekierę, którą parobek uciął sobie nogę. Leżał przewieszony przez próg. W malignie otworzył oczy, spojrzał na mężczyzn i stwierdził, że po tym, jak uderzył siekierą dwa razy, teraz już nic go nie boli. Roch widząc co się dzieje, postanowił jechać po księdza.

Jambrożego poprosił, aby został z chorym i go pilnował. Ten jednak chwilę po odejściu Rocha sam wrócił na wesele.

Kiedy w domu Boryny podejmowano decyzję o tym, że poprawiny odbędą się następnego dnia i goście przeniosą się do karczmy, Kuba odchodził w agonii, polecając swoją duszę Jezusowi.

Potrzebujesz pomocy?

Młoda Polska (Język polski)

Teksty dostarczone przez Grupę Interia. © Copyright by Grupa Interia.pl Sp. z o.o. sp. k.

Opracowania lektur zostały przygotowane przez nauczycieli i specjalistów.

Materiały są opracowane z najwyższą starannością pod kątem przygotowania uczniów do egzaminów.

Zgodnie z regulaminem serwisu www.bryk.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.

Korzystanie z portalu oznacza akceptację Regulaminu.

Polityka Cookies. Prywatność. Copyright: INTERIA.PL 1999-2023 Wszystkie prawa zastrzeżone.