Od samego początku mojej edukacji w gimnazjum, bałem się pomyśleć o tym właśnie, dzisiejszym dniu. Dodatkowo, ostatnio wpadałem w kilkuminutową panikę. W końcu jest ten potworny dzień.

Ostatniej nocy nie zmrużyłem praktycznie wcale oczu. Ciągle pojawiały mi się myśli o ewentualnych tematach zadań. Z każdą chwilą powiększał się, już i tak duży, mój stres. Rano nie byłem w stanie zjeść choćby odrobiny śniadania. Jeszcze w ostatniej chwili powtarzałem sobie wyjątki języka polskiego. Wychodząc do szkoły, rodzice bardzo wierzyli, że pójdzie mi jak najlepiej. To niestety powodowało u mnie jeszcze większe zdenerwowanie, nie chciałem ich przecież zawieść.

Przekroczyłem próg szkoły. Było mi trochę jakoś tak dziwnie. Zresztą nie tylko mnie. Wokół panowała taka dziwna cisza wyczekiwania. Także nasza pani wychowawczyni była lekko podenerwowana, co świadczyło, że ten dzień jest jednym z najważniejszych w naszym życiu. Dyrektorka szkoły ciągle nas pocieszała, zapewniając, że "wszystko będzie w porządku, na pewno wszystko się uda". Faktycznie te słowa trochę mi pomogły, uwierzyłem, że musi być dobrze.

W auli nie mogłem się już doczekać zadań egzaminacyjnych. Podeszła do mnie nauczycielka z kartkami, które musiałem przeliczyć. W tym momencie odebrało mi mowę. Jeszcze w pośpiechu zmówiłem pacierz i mogłem rozpocząć egzamin. Rozluźniłem się troszkę, dopiero wówczas, gdy udało mi się skończyć pierwsze zadanie. Kolejne też raczej nie należały do bardzo trudnych. Na koniec zostało mi najgorsze, czyli wypracowanie. Jednak ucieszyłem się, ponieważ temat był bardzo interesujący. Mogłem się tutaj wykazać swoja wiedzą. Byłem pewny, że zdobędę dużo punktów.

Nareszcie koniec. Wychodząc z auli poczułem wielką ulgę. Skończyło się piekło i nerwy towarzyszące temu egzaminowi. Wszystko wróciło z powrotem do normy. Te ostatnie dni były potworne, na szczęście są już za nami, ale kiedyś znowu powrócą, przy okazji matury.