Tego dnia matka obudziła mnie wcześniej przynosząc mi świeżutką pocztę - było to zaproszenie na jutrzejsze wesele po sąsiedzku. Ucieszyłem się, bo po pierwsze dawno nie odnawiałem kontaktów z sąsiadami, a po drugie jeszcze dawniej byłem na jakimkolwiek weselu. Okazja trafił się więc idealna.

Listopadowy wieczór następnego dnia nadszedł szybko. Ubrany odświętnie, z prezentem pod pachą wszedłem do chaty pełnej gości. Przywitano mnie bardzo ciepło. Zostałem przedstawiony kilku osobom, wkrótce zabawa rozpoczęła się na dobre. W natłoku toastów, tańców, zabaw i życzeń postanowiłem chwilę odpocząć na boku. Przysiadłem w pustej sali obok tanecznej izby. Gdy zamknąłem drzwi zauważyłem stojącą pod oknem, samotną i zadumaną dziewczynę. Wzrok utkwiony miała w kwiecie róży kwitnącym w ogrodzie za oknem. Przypominała mi coś z anioła... Zauroczyła mnie bez dwóch zdań, postanowiłem więc zagaić rozmowę.

  • Witam. Czemu panienka tak tutaj sama?...

Czekałem na reakcję, dziewczyna jednak ani drgnęła. Zbliżyłem się ku niej.

  • Gdyby ten krzak róży umiał mówić, pewnie rzekłby, że jesteś cudownym zjawiskiem.

Dopiero wówczas spojrzała na mnie - oczy miała rozmarzone, nieobecne...

  • Nie myślę tak. Raczej zacząłby zwoływać wszystkie ptaki i rozpoczęli by najpiękniejszy koncert pod gwiazdami... Byłoby wtedy jak w sennej baśni. - jej głos był delikatny, głęboki i senny. Miał w sobie jednocześnie siłę i uspokojenie, szorstkość i błogość, a to połączenie, na co dzień niespotykane , u niej wydawało się naturalne i oczywiste.
  • Dlaczego... stoisz tu sama? Kiedy obok masz tańce, radość, śpiewy... Zapewne wielu tam na panienkę czeka. - zacząłem nieśmiało, a głos drżał mi czemuś i nie chciał przejść przez nagle wysuszone gardło.
  • Nikt na mnie nie czeka. Nie zaproszono mnie na to wesele. Przyszłam tutaj sama, skuszona żałosnymi skrzypkami... Kiedy już raz dotknęły mej duszy, kroki zaprowadziły mnie tu same. Nikt nie zwracał na mnie uwagi, więc mogłam przez dłuższy czas cieszyć się w kącie tymi anielskimi dźwiękami. Jednak gwar weselników rozpraszał mnie, schowałam się więc tutaj. I trafiłam na te róże za oknem...
  • To nowe natchnienie? - zapytałem, ale zaraz wydało mi się to naiwne i głupie... Dziewczyna jednak, o dziwo, podjęła temat.
  • Zachwyciły mnie tak samo jak przedtem skrzypce. Jest cudny, prawda? Ten krzak?..
  • Tak... Coś w nim jest. Jakaś tajemniczość... Masz bardzo wrażliwą duszę, panienko. - zamilkłem na chwilę. Nie czułem się pewnie mówiąc do niej, czułem się, jakbym stał przed jakimś bóstwem, niezdarny i malutki. - Niewiarygodne, że spotkałem, kogoś takiego na przypadkowym weselu... Czuję, że mógłbym tu przy tobie stać cała noc, i chłonąć twój zachwyt i urok...

Zerknęła na mnie wtedy, a na twarzy miała delikatny uśmiech. Była nadal zadumana,. I nawet patrząc mi prosto w oczy wydawało się, że nie patrzy na mnie, ale gdzieś we mnie, do środka... Jakże chciałem wtedy zatrzymać czas! Pragnąłem w tej chwili z całych sił, by tak stała, lekko uśmiechnięta, eteryczna, i patrzyła w moje oczy, albo gdziekolwiek indziej, byle tylko była tu przy mnie, na zawsze...

  • Adieu! - szepnęła naraz dziewczyna... I znikła . Znikło, po prawdzie, wszystko - a kiedy po raz kolejny mrugnąłem oczyma... znalazłem się znów w weselnej izbie, na krześle gdzieś pod ścianą, a gospodyni ni stąd ni zowąd zaczęła tarmosić mnie za rękę do kolejnego tańca... Ale ja wciąż, mimo huku i gwaru weselników, słyszałem w swej głowie tylko to subtelne, magiczne "Adieu!" ...

Czy był to sen? Nie, to wszystko było bardzo realne, namacalne... A może?...