Pewnego słonecznego popołudnia, w małej wiosce na skraju lasu, mieszkała dziewczyna o imieniu Ania. Była to osoba, której serce było pełne dobroci, a uśmiech nigdy nie schodził z jej twarzy. Wokół siebie miała wielu przyjaciół, ponieważ zawsze starała się pomagać innym – czy to przy drobnych sprawach, jak noszenie ciężkich siatek, czy przy poważniejszych, jak wspieranie w trudnych chwilach.

Pewnego dnia, gdy Ania spacerowała przez wieś, zauważyła staruszka siedzącego na ławce przed swoją chatą. Wyglądał na smutnego i samotnego. Miał chudą sylwetkę i twarz pełną zmarszczek, ale mimo to Ania nie mogła przejść obok niego obojętnie.

— Dzień dobry, panie Franciszku! — zawołała wesoło. — Jak się pan dzisiaj czuje?

Staruszek spojrzał na nią z lekkim zaskoczeniem, jakby nie spodziewał się, że ktoś zwróci na niego uwagę. Uśmiechnął się nieśmiało.

— Dziękuję, Aniu, to miłe z twojej strony. Cóż, czuję się trochę osamotniony… — odpowiedział cicho.

Ania usiadła obok niego na ławce, zaczęli rozmawiać o zwykłych sprawach: o pogodzie, o roślinach w ogrodzie, o dawnych czasach. Rozmowa sprawiła, że pan Franciszek poczuł się lepiej. Od tego dnia Ania zaczęła odwiedzać go codziennie, niosąc ze sobą kawałek ciasta lub świeże kwiaty. Z czasem stali się najlepszymi przyjaciółmi, a samotność staruszka zniknęła.

Pewnego wieczoru, podczas jednej z takich rozmów, pan Franciszek opowiedział Ani o swoim życiu. Okazało się, że całe swoje młodsze lata spędził pomagając innym. Budował domy, leczył chorych, a gdy wojna zniszczyła jego rodzinę, poświęcił się, by pomagać tym, którzy stracili wszystko. Nigdy nie oczekiwał niczego w zamian, robił to z czystego serca. Jednak dopiero teraz, gdy na stare lata poczuł się osamotniony, docenił, jak ważne jest mieć kogoś, kto się o ciebie troszczy.

— Widzisz, Aniu — powiedział z uśmiechem — cała ta pomoc, którą dawałem innym, wróciła do mnie. Nie zawsze w sposób, którego się spodziewałem, ale zawsze w odpowiednim czasie.

Ania zrozumiała wtedy, że warto być dobrym człowiekiem, nie dlatego, że liczy się na to, co dostaniemy w zamian, ale dlatego, że dobro powraca, a świat staje się lepszym miejscem, gdy ludzie pomagają sobie nawzajem.

I choć Ania nie szukała zapłaty za swoje gesty, wiedziała, że to właśnie ona, dzięki swojej dobroci, uczyniła życie pana Franciszka jaśniejszym. Tego samego dnia postanowiła, że zawsze będzie szerzyć dobro, bo wiedziała, że choćby drobne gesty mogą zmieniać świat na lepsze.