Mieszkam na szkolnym boisku. To dobre miejsce, bo mogę przyglądać się młodzieży, która codzienne się tu pojawia. Wyglądają całkiem sympatycznie, ale zupełnie inaczej niż ja. Bo ja jestem nieduży i cały biały, ja jestem bałwankiem ze śniegu. Lubię ludzi - często się do mnie uśmiechają albo mówią coś fajnego. Szkoda że nie możemy sobie porozmawiać, kiedy wybiegają między lekcjami na świeże powietrze. Takie przerwy w nauce bardzo im się podobają. Zaczynają od papieroska, a gdy się rozochocą, zaczyna się śniegowa batalia! Śnieżne kule latają we wszystkie strony. Zdarza się, że padam ofiarą białej bitwy i tracę nos albo gubię miotłę. Lecz to nieważne - szybko wracam do formy. Nic wielkiego mi się nie stanie, a dzieci pomagają mi od razu "stanąć na nogi", chociaż ich nie mam.

Te "wycieczki" poza szkołę to wagary. Nie wiem, dlaczego ci nauczyciele tak się nimi przejmują, przecież wszyscy potrzebują się przewietrzyć od czasu do czasu. Na lekcjach nie jest tak samo, jak na podwórku, gdzie aż biało od tańczących płatków śniegu. Nic wielkiego się nie stanie, jeśli dzieciaki trochę dłużej pobawią się za mną, a później odpiszą te ważne rzeczy, no i już będzie dobrze. Wydaje mi się, że mają dość strasznego szefa, jakiegoś dyrektora, który nie chce zrozumieć, że dzieciom potrzeba trochę ruchu. On zawsze się denerwuje, gdy dzieciaki urządzają sobie wypady w plener, a ja nie wiem, dlaczego? Przecież wiadomo, że najlepiej odpoczywa się na łonie natury, a piękno przyrody rozwija ludzką wrażliwość.

Moje miejsce na środku boiska pozwala mi dokładnie obserwować dzieciaki i widzę, że bardzo szybko pochłaniają nową wiedzę i bez problemów pojmują zasady, którymi rządzi się świat. Doskonale wiedzą, na czym polega proces parowania, łatwo ulegają siłom oporu, zwłaszcza wtedy, kiedy przypominają sobie o lekcjach fizyki albo chemii. No i dlaczego zadają im tyle zadań domowych? Przez to są zmęczone i nie mają czasu pobiegać na polu, czy urządzić zawody na śniegu. Wszyscy lubią bitwy na śnieżki, nawet nauczyciele dobrze by się bawili. Oni mają uczyć nowych rzeczy, a przecież tyle nowego można pokazać zimową porą.

Doszło do mnie, że rada pedagogiczna (cokolwiek to znaczy) nie pozwala na wypady poza szkołę. Według nich uczniowie demolują fasadę szkolnego budynku. Dlaczego oni chcą ograniczać zapał młodzieży i stawać na drodze ich możliwościom? Kto im pozwala niewolić tych nieszczęśników, którzy chcą tylko wykazać się swoimi talentami, popisać zdolnościami. Rysunki grafficiarzy są piękne! Kolorowe napisy też mi się podobają, dzięki nim szkoła nie jest już taka szaro-bura.

Nie potrafię zrozumieć, o co chodzi tym dużym ludziom. Małolaty świetnie się bawią, mają powód do śmiechu i przy nich czuję, co to znaczy być młodym. A teraz czas kończyć - rozpoczyna się kolejna bitwa. Oj! Znowu oberwałem…