Śmierć to nieodłączna towarzyszka życia człowieka, nic zatem dziwnego, że właściwie od czasów, gdy ludzie nauczyli się zapisywać swe myśli, pojawia się ona w różnorakich tekstach, jakie wychodzą z spod naszych piór. Oczywiście, to jak śmierć była przestawiana zależało i zależy przede wszystkim od tego, jaki dana kultura nadaje jej sens. Dla chrześcijanina będzie to koniec ich tułaczki po tym świecie, przejście do nowego, lepszego świata, natomiast dla, powiedzmy, hinduisty tylko początek procesu, który wiedzie go do kolejnych narodzin, z kolei dla skrajnego materialisty po prostu koniec, pustka, rozpadnięcie się tego zbioru atomów, które nazywały siebie ja. Śmierć, mimo ujmowania jej w taki, czy inny, paradygmat myśli, budzi jednak w człowieku obawę, o czym może świadczyć choćby to, że jej upersonifikowane wizerunki nie należą do najprzyjemniejszych, np. szkielet z kosą, potwór zjadający ludzi, itp. Można zatem powiedzieć, iż te dwie stałe - sens nadawany śmierci przez dana kulturę oraz obawa przed nią - stanowią niejako stałe komponenty realizacji motywy śmierci w literaturze. Przyjrzyjmy się zatem sprawie z bliska.

Praktyka i teoria tragedii greckiej nakazywała, aby jej bohaterowie byli stawiani wobec konfliktu dwóch racji, z których każda była równie dobrze umotywowana. Wybór jednej z nich oznaczał odrzucenie, drugiej, co często kończyło się dla bohatera tragedii śmiercią. Typowym przylałem może być tu dzieło Sofoklesa zatytułowane "Antygona". Jego tytułowa bohaterka sprzeciwia się prawu wydanemu przez króla Teb, Kreona, które nie respektuje kodeksu moralnego ustalonego dla ludzi przez Bogów. Za swe nieposłuszeństwo zostaje skazana na śmierć. W tej tragedii jest ona (śmierć) zatem pokazana jako nieunikniona konsekwencja moralności, jaką przyjęła za swoją nasza bohaterka, to część jej losu, którego nie mogła uniknąć, ale jednocześnie stanowi ona wybawienie, gdyż Antygona nie będzie się już musiała miotać pomiędzy poczuciem lojalności wobec swego władcy a wiernością swemu sumieniu.

Jednym z najbardziej znanych polskich utworów średniowiecznych, które podejmują problem śmierci, jest "Rozmowa Mistrza Polikarpa ze Śmiercią". W niej to tytułowy bohater ma szansę zetknąć się z nią - by tak powiedzieć - oko w oko i korzysta z tej okazji by zadać jej sporo pytań. Śmierć w tym dziele jawi się jako wielka potęga, która omalże nie rządzi całym światem, natomiast jej wygląd pozostawia - delikatnie mówiąc - wiele do życzenia:

"Uźrzał człowieka nagiego,

Przyrodzenia niewieściego,

Obraza wielmi skaradego,

Łoktuszą przepasanego.

Chuda, blada, żółte lice

Łszczy się jako miednica,

Upadł ci jej koniec nosa,

Z oczu płynie krwawa rosa; (...)

Nie było warg u jej gęby,"

Ten jej odstręczający wygląd wiąże się zapewne z niepokojem, jaki odczuwa, nawet wierzący człowiek, przed śmiercią, jednocześnie przypomina się u zawołanie ze starotestamentowej "Księgi Koheleta" - "vanitas vanitatum et omnia vanitas".

Do tego średniowiecznego utworu nawiązuje Miron Białoszewski we wierszu zatytułowanym "Wywiad". Do Mistrza Mirona zawitał gość, który koniec końców dał się rozpoznać jako Śmierć. Po jego zgonie odnaleziono w kieszeni jego marynarki kawałek papieru, na którym napisał on co następuje:

"Nie każcie mi już niczym więcej być.

Nareszcie spokój"

Jak się zdaje podmiot liryczny tego wiersza zmęczony życiem na ziemi z radością przywitał nadejście śmierci, która dlań jawi się jako swego rodzaju wieczny odpoczynek od wszelkiego istnienia.

Także literatura barokowa, zresztą z ducha mocno spokrewniona ze średniowieczną, często przywoływała motyw śmierci, szczególnie jako przypomnienie, iż wszelki żywot ma w niej swój koniec, tzw. memento mori.

Znakomitym przykładem takowego przypominania o potędze śmieci jest wiersz Daniela Naborowskiego zatytułowany "Marność". Krytykuje on w nim ludzi, którzy zanadto przywiązują się do wartości doczesnych:

"Świat hołduje marności

I wszytkie ziemskie włości; (...)

Nad wszystko bać się Boga -

Tak fraszką śmierć i trwoga."

W opinii Naborowskiego tylko przestrzeganie przykazań bożych może nam zapewnić szczęście wieczne po prawicy Boga, a zatem jeśli coś odciąga nas od ich przestrzegania, jest z gruntu złe.

Innym poetą siedemnastowiecznym, który wiele miejsca poświęcał kwestii śmierci, był John Donne. W swym sonecie zatytułowanym "Śmierci, próżno się pysznisz" wyraża swą niechęć wobec niej, gdyż jest ona tylko służebnicą przypadku oraz władzy:

"Tyś niewolnicą przypadku i władzy,

Mieszkasz z trucizną, wojną i chorobą,"

Nie ma ona realnej władzy nad człowiekiem, tak jak nad skazańcem nie panuje woźny, który odczytuje mu sentencję wyroku.

Także Jan Andrzej Morsztyn w swym słynny sonecie zatytułowanym "Do trupa" porusza tak miłe uszom poetów barokowych kwestie ostateczne, jakkolwiek czyni to w swoisty sposób poprzez zestawienie sytuacji nieboszczyka oraz nieszczęśliwie zakochanego:

"Leżysz zabity i jam też zabity,

Ty - strzałą śmierci, ja - strzałą miłości,"

Jednakże nieboszczyk jest w o wiele lepszej sytuacji niż zakochany, gdyż jemu już wszystko jedno, co go jeszcze spotka, natomiast żywy kochanek wciąż musi przeżywać katusze zadawane mu przez nie odwzajemniającą jego uczuć kochankę.

Także w romantyzmie nie zabrakło różnego rodzaju realizacji literackich motywu śmierci. Takową realizacją była cała plejada postaci literackich, które gotowe były umrzeć za swą ojczyznę. Prototypem był tu, oczywiście, Konrad Wallenrod, tytułowy bohater powieści Adama Mickiewicza, która dla dobra Litwy poświęcił swe szczęście osobiste, honor rycerski, a koniec końców poniósł również śmierć. Inna realizacją motywu śmierci było samobójstwo popełnione przez młodego nadwrażliwca, zmęczonego swą egzystencją. Wzorem jest tu, oczywiście postać Wertera, głównego bohatera powieści epistolarnej Johanna Wolfganga Goethego zatytułowanej "Cierpienia młodego Wertera", jego polskim odpowiednikiem jest Gustaw, którego tragiczne losy poznajemy dzięki czwartej części "Dziadów" Adama Mickiewicza.

Inną, niezwykle interesującą realizacje tego motywu prezentuje w swym sonecie zatytułowanym "Bakczysaraj" Adam Mickiewicz. Nie idzie w im o śmierć człowieka, ale o śmierć całej kultury. Podmiot liryczny tego wiersza widzi bowiem ruiny, które pozostały na Krymie po kwitnącej tu onegdaj kulturze tatarskiej.

Wielką fascynacje śmiercią przejawiali również dekadenci u schyłku dziewiętnastego wieku. Głównym przedstawicielem ich stosunku do życia był w Polsce Kazimierz Przerwa - Tetmajer. Dla nich świat to pasmo niekończących się udręk, które powodowane są próbami aktywnego zaangażowania się w jego sprawy. W dodatku skazany jest on na zagładę. W "Hymnie do Nirwany" Kazimierz Przerwa - Tetmajer pisze:

"Z otchłani klęsk i cierpień podnoszę głos do ciebie, Nirwano!

O przyjdź i dłonie twoje połóż na me źrenice, Nirwano!

Twym unicestwiającym oddechem pierś niech sycę, Nirwano!"

Buddyjska koncepcja wygaszenia wszelkiej pożądliwości wobec świata zamienia się u poety młodopolskiego w swego rodzaju pochwałę śmierci, czego on zresztą nie wydaje się zauważać.

Także malarstwo polskie schyłku dziewiętnastego wieku bardzo chętnie podejmowało motyw śmierci. Tak na przykład Jacek Malczewski na swym obrazie zatytułowanym "Śmierć" przedstawił ją jako wyzwolicielkę od mąk życia, której daleko od odstręczających jej upostaciowień w średniowieczu.

Jak zatem mogliśmy się przekonać, na śmierć można patrzeć z bardzo różnych perspektyw. Dla jednych może być to wyrok losu, któremu, chcąc nie chcąc, się poddają, dla innych stanowi wyzwolenie od trudów doczesnego życia, a dla jeszcze innych to rzecz, z której można trochę pokpić. Ale czym jest dla nas, dla ludzi żyjących współcześnie? Wydaje mi się, że swego rodzaju odległym horyzontem, który gdzieś tam sobie istnieje, ale o którym staramy się nie myśleć, pogrążając się w rozrywkach, które podsuwa nam kultura masowa. Jak sądzę, takie uciekanie przed śmiercią nie jest jednak najmądrzejsze, gdyż wcześniej czy później spotkamy się z nią twarzą w twarz, bądź też ze skutkami jej działalności (np. śmierć najbliższych), a wtedy będzie za późno, aby się przygotować na jej przybycie.