Ludzie właściwie od zawsze zastanawiają się czym jest czas? Czy istnieje on w sensie absolutnym na podobieństwo rzeki, która wciąż płynie, ale wszakże ma swe łożysko, czy też relatywnie jako wytwór ludzkiej świadomości, która za jego pomocą stara się porządkować rzeczywistość? Wiemy na pewno jednak, że możemy go zarówno ujmować od strony fizycznej, jak i duchowej człowieka. W pierwszym wypadku zależałby od przyjętego punktu odniesienia w przestrzeni, w drugim natomiast od naszych stanów emocjonalnych - żadną rewelacją ni jest stwierdzeni, że dla człowieka nieraz czas biegnie niemalże niezauważalnie, a nieraz "wlecze" się wręcz straszliwie.

Jeśli się skupimy na przeżywaniu przez człowieka czasu, to, jak sądzę, należy przyznać rację Parandowski, który twierdził, że sztuka służy jego zatrzymywaniu, ponieważ oznacza to, ni mniej, ni więcej, że w ten sposób zachowujemy nasze emocje, nasze stany emocjonalne, które przecież w dużym stopniu stanowią o naszej istocie.

Jan Parandowski dał się poznać publiczności przede wszystkim, jako autor dzieła zatytułowanego "Mitologia". Odtwarza ona w niezwykle interesujący sposób najważniejsze mity wytworzone w starożytnej Grecji oraz Rzymie. Pierwsze jej zdanie brzmi następująco:

"Na początku był Chaos. Któż zdoła powiedzieć dokładnie, co to był Chaos?"

Następnie zapoznajemy się z kosmogonią grecką, czyli wyobrażeniem tego, w jaki sposób wyobrażali sobie starożytni Hellenowie powstanie świata. Oczywiście, nas to wszystko tylko śmieszy, ale równocześnie odczuwamy podziw dla siły wyobraźni ludzi, którzy te opowieści tworzyli. Zresztą pozostałości świata starożytnych żyją w nas i wokół nas w takich czy innych formach, a ponieważ nasza wiedza o świece Hellenów i Rzymian zwykle jest dość uboga, to nawet tego nie dostrzegamy.

Książka Parandowskiego ukazała się na półkach księgarskich po raz pierwszy w roku 1924. Od razu przyniosła mu wielka popularność, a jej egzemplarze trzeba było - by tak rzec - zdobywać spod lady. Nic zresztą dziwnego w państwie, w którym prze ostatnie sto lat nie było "ani moralnego, ani intelektualnego rozradowania" (Parandowski). Można rzec, że w Polsce nastąpił renesans "śródziemnomorskiej tradycji humanistycznej", a był to czas, gdy przez świat przetaczał się walec relatywizmu etycznego. To w kulturze starożytnych Greków Polacy odnajdywali jasny i klarowny świat, który dobro dobrem, a zło złem, nazywał, a po latach ponurej niewoli było to naszemu narodowi niezwykle potrzebne. Zresztą to Jan Parandowski stwierdził na podstawie swych obserwacji, iż:

"Hellenizm, który jest przede wszystkim zasadą światła, najpotężniej oddziaływał na tych, co przeszli doń ze świata nieco ciemnego, gdzie przeważają posępne pierwiastki"

Utworem, który opiera się całkowicie na tradycji greckiej, a jednocześnie po dziś dzień stanowi wierny portret wad Polaków, a zatem - by tak rzec - jest naszym wiernym kontrafaktem wydartym upływającemu czasu, jest tragedia Jana Kochanowskiego zatytułowana "Odprawa posłów greckich". W swej warstwie fabularnej przedstawia ona przybycie posłów achajskich do Troi z przesłaniem, iż Ilion uniknie wojny, jeśli Helena uprowadzona przez Aleksandra - Parysa zostanie zwrócona jej prawowitemu małżonkowi Menelausowi. W tym momencie zaczyna się rozgrywka polityczna pomiędzy dwiema frakcjami - zwolennikami dogadania się z Grekami oraz tymi, którzy żądają, aby zerwać z nimi wszelkie pertraktacje. Ta druga reprezentuje prywatne interesy Aleksandra, który nie chcąc wyrzec się namiętności do swej branki, dąży do wplątania własnej ojczyzny w beznadziejną wojnę z Hellenami. Jest to przykład prywaty i warcholstwa, który po dwu i pół wieku od napisania tej sztuki przez Kochanowskiego zgubi Rzeczpospolitą. Jeżeli zaś przyjrzymy się sytuacji na współczesnej polskiej scenie politycznej, to dojdziemy do wniosku, że niewiele się w tej mierze w Polsce zmieniło.

To także dzięki literaturze możemy zatrzymać chwile, które były niezwykle istotne w życiu naszego narodu i które po dziś dzień wywołują nasze wzruszenie. Znakomitym tego przykładem jest dzieło napisane przez pewnego polskiego, acz mieniącego się Litwinem, poetę. Oczywiście, jest nim Adam Mickiewicza, a utwór to: "Pan Tadeusz, czyli ostatni zajazd na Litwie, historia szlachecka z r. 1811 i 1812 we dwunastu księgach wierszem". Można na jego kartach odnaleźć wiele "pamiątek" po świecie, który w czasie, gdy epopeja była pisana, odchodził pomału w przeszłość.

"Pisze teraz właśnie poema wiejskie, w którym staram się zachować pamiątkę dawnych naszych zwyczajów i skreślić jakkolwiek obraz naszego życia wiejskiego, łowów, zabaw, bitew, zajazdów etc. Scena dzieje się w Litwie około roku 1812, kiedy jeszcze żyły dawne podania i widać jeszcze było ostatki dawnego wiejskiego życia."

List Adama Mickiewicza do Juliana U. Niemcewicza, koniec maja 1833

Akcja tego utworu rozgrywa, gdy Europą jeszcze rządził "Bóg wojny", czyli Napoleon. Jest rok 1812 . Wszystkie znaki na ziemi i w niebie wskazują, że szykuje się nowa wojna, która zmiecie z ziemi znienawidzone przez Polaków imperium Romanowów, a że potwierdza to swym autorytetem sam ksiądz Robak, to w okolicach Soplicowa cała szlachta wrze... Ale nie tylko wielką polityką ona żyje, wszakże wojska napoleońskie nie przekroczyły granicy z Rosją, nie czas zatem jeszcze wzniecać powstanie, dlatego też ludzie zajmują się swymi codziennymi sprawami, a że charaktery maja niezwykle barwne - wystarczy tu wspomnieć choćby "ostatniego Klucznika Horeszków", "ostatniego w Litwie Woźnego trybunału" czy Podkomorzego, to w zaścianku wiele się ciekawych rzeczy dzieje. Daje to Mickiewiczowi okazje do otworzenia świata, który znał jeszcze z dzieciństwa, a który na jego oczach znikał. To dzięki niemu zachowało się wiele z tradycji dawnej Rzeczpospolitej szlacheckiej, które zginęłyby by bez jego pióra w odmętach zapomnienia. Zauważył tą rzecz już sam Zygmunt Krasiński w liście do Romana Załuskiego:

"Poeta stał na przesmyku między zanikającym tym plemieniem ludzi a między nami; nim umarli, widział ich, a teraz ich już nie ma. Właśnie to jest stanowisko epopeiczne. Dokonał tego Adam po mistrzowsku: to plemię umarłe uwiecznił, ono już nie zginie."

List Zygmunta Krasińskiego do Romana Załuskiego z 13 maja 1840

Mickiewicz zachował dla nas świat polskiej szlachty, natomiast Stefan Żeromski w swej powieści zatytułowanej "Przedwiośnie" ocalił od zapomnienia atmosferę, jaka towarzyszyła wybuchowi Rewolucji Październikowej, oraz powstaniu niepodległego państwa polskiego i nadziei, jakie z tym faktem wiązano. Głównym bohaterem tego dzieła jest młody chłopak, Cezary Baryka, który wychowywał się w Baku, stolicy Azerbejdżanu, w którym to mieście jego ojciec był urzędnikiem carskim. Nadchodzi rok 1917. W Baku zaczynają się niepokoje, luzie szepczą o zbliżającej się burzy, jakby nie dość było toczącej się od trzech lat wojny. W końcu po mieście gruchnęła wieść: "Rewolucja! Rewolucja". Cezary nie wiele rozumie z tego, co się wokół niego dzieje, ale ogólnie rzecz biorąc podoba mu się, przynajmniej początkowo, to wrzenie, jakie ogarnęło ulice jego rodzinnego miasta, jakkolwiek zdaje sobie sprawę, że jego matka odbiera je zupełnie inaczej:

"Matka nie chodziła na mityngi. Patrzyła teraz ponuro w ziemię i nie odzywała się z niczym do nikogo. Gdy była z Cezarym sam na sam, próbowała oponować."

Także jego ojciec nie jest w stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu dla tego rewolucyjnego wrzenia, które ogarnęło zarówno Baku, jak i inne miasta carskiego imperium:

"Doprawdy - śmieszny to jest przewrót, który magnatów strąca z pałaców do piwnic, a mieszkańców piwnic wprowadza do pałaców. Jest to prawdziwie robota i dom szalonych. Takie jest moje przeświadczenie."

Cezary wkrótce zmienia swe nastawienie, gdy widzi, jakich ofiary z ludzi wymaga obiecana przez komunistów równość i sprawiedliwość społeczna. Teraz swój entuzjazm lokuje we wyobrażeniu ojczyzny, które wpoił mu ojciec w trakcie trwania podróży, którą to obaj przedsięwzięli, a której celem było dotarcie właśnie do Polski. W opowieści ojca był to kraj mlekiem i miodem płynący, kraj, w którym ludzie mieszkają w pięknych, "szklanych domach", rzeczywistość jednak okazała się znacznie bardziej przyziemna:

"Cezary patrzał posępnymi oczyma na grząskie uliczki, pełne niezgruntowanego bajora, na domy rozmaitej wysokości, formy, maści i stopnia zapaprania zewnętrznego, na chlewy i kałuże, na zabudowania i spalone rumowiska."

Było to następne złudzenie, z którym nasz bohater musiał się rozstać, ale i nie ostatnie. W trakcie swego pobytu w majątku przyjaciela w Nawłoci było mu dane poznać, jaki poziom moralny i jaka wrażliwość społeczną, prezentują ludzie, którzy pretendują do miana elity politycznej i kulturalnej niepodległej Polski. Mówiąc krótko: żałosny.

Żeromski w swej powieści nie tyle stworzył, co zachował, obraz początków drugiej Rzeczpospolitej, a dokładnie rzecz ujmując, nadziei, jakie Polacy wiązali z jej powstaniem, i rozczarowań, które przyniosła konfrontacja marzenia z rzeczywistością. Dzięki niej pamięć o tamtych czasach zostanie przechowana, jeśli nie na zawsze, to zapewne na bardzo długo.

Jak sądzę powyższa analiza powinna przekonać, że rację miał Jan Parandowski, gdy mówił, iż "Literatura jest przeznaczona do zatrzymywania czasu w jego niszczącym biegu.". Wszak bowiem tylko w słowach jesteśmy w stanie wyrazić i jednocześnie zachować treść naszej duszy. I tylko w ten sposób możemy ocalić siebie od zapomnienia, tylko w ten sposób możemy ocalić od zapomnienia świat, w którym przyszło nam żyć.