Już sama nazwa epoki "oświecenie" łączy się z motywem zawartym w temacie. Oświecenie ludzi, poprzez nowe prądy, myśli miało wydobyć ich "z niepełnoletności", jak pisał Immanuel Kant, niemiecki filozof. Symbolika światła w osiemnastowiecznej epoce staje się jednym z najlepiej rozpoznawalnych elementów zawartych w poezji, jest też chętnie wykorzystywanym motywem. Genezę pojmowania światłości, jako mądrości spływającej na ludzi, można znaleźć już u Platona w jego dialogu "Państwo". Pokazuje on zhierarchizowany świat idei i na jego szczycie osadza Słońce, symbolizujące twórczą siłę dobra.

W osiwieniu w ten sposób rozumiane światło, jako siła twórcza i dobra, znalazło wielkie powodzenie.

Filip Melanchton, wierząc moc człowieczego rozumu, potrafił go nawet utożsamiać ze światłem naturalnym "lumen naturale". Budował on na ludzkim umyśle idealne społeczeństwo, które cechowałaby sprawiedliwość i dobroć. Zestawiał on gnuśność i niemrawość ludzkich mas, niezdolnych do rozwoju, wegetujących niczym zwiędłe rośliny, z ożywczą mocą poezji, która swoim działaniem, światłem właśnie potrafiłaby wzbudzić w społeczeństwie żywe i właściwe reakcje. Innym tematem "oświeconej" poezji, już bardziej w duchu sentymentalnym, nie klasycystycznym, dla wielu poetów zbyt chłodnym i nieczułym, było wyrażanie wewnętrznych emocji, prawd odczuć. Wiązane były te wrażenia z mocą światła wydobywającego z ciemności nieznane wcześniej reakcje duszy ludzkiej, na piękno otaczającego świata, cuda natury.

Wspomniany Kant właśnie poprzez rozum, rodzące się w nim światło myśli wyprowadzał człowieka ku wolności. Samo określenie prawdy - "lux veritas", mówiło samo za siebie. To jednak w poezji osiemnastowiecznej ten motyw najlepiej został zrealizowany, pozwolił twórcom na wyrażanie wielu stanów, wobec których wcześniej byli bezradni.

Nim się jednak przejdzie do głębszych wniosków, warto by było zastanowić się nad jej pozycją u progu oświecenia. Otóż, wedle myślenia antycznych teoretyków sztuki, poezja była tylko jedną z gałęzi rzemiosła. Wystarczyło tylko jej twórcy nauczyć się zasad i wymogów stylistyczno-poetyckich, by zostać uznanym autorem wierszy, tragedii, czy poematów wojennych. Wacław Borowy, znany badacz twórczości Mickiewicza w swojej książce przytacza taki oto sąd właściwy pisarzom: "czynność poetycka straciła charakter prawdziwego tworzenia i stała się z biegiem czasu w znacznej części mechanicznym rymotwórstwem prowadzonym pod sznur utartych prawideł."

Zmiany w pojmowaniu roli poezji zaczęły się już u schyłku epoki baroku, najsilniej odcisnęły się w tym czasie w twórczości Elżbiety Drużbackiej, najwybitniejszej poetki doby saskiej. Odchodząc od poetyk swojej epoki zwróciła się ona ku rokoku, odświeżając tym samym przestarzała poezję barokową. A. Czyż, badacz literatury, tak określa jej sposób widzenia: której "świat staje się znakiem Bożym (i przejawem Boskiego porządku), ale i kuszącym kłębowiskiem przedmiotów i form, zmiennym, lśniącym, zawsze i wszędzie cudownym, a w końcu uświęconym i dobrym.". Z kolei Elżbieta Kostkiewiczowa łączy twórczość Drużbackiej z poezja renesansową, widząc w jej utworach wiele szesnastowiecznych, nie siedemnastowiecznych reminiscencji. Sama twórczość omawianej poetki jest mocno nieuporządkowana i zawiera często nielogiczne związki, jest obrazem umysłu żywego, lecz rozdygotanego. Zresztą, jak trochę złośliwie przypomina Wacław Borowy, "Drużbacka, jak większość jej współczesnych w Polsce, nie miała jasnego pojęcia poezji". Potrafiła poetka obok siebie pomieścić rozważania filozoficzne, zachwyt nad światem, moralizujące motta i uwagi, oraz trafne obserwacje społeczne. Jej momentami piękny poemat "Opisanie czterech części roku" rozpoczyna się religijnym wzlotem:

"Powiedz, kto słońcu wschód ranny naznaczył,

Kto czas wieczorny w zachodzie zamierzył,

Kto księżyc pełny w części przeinaczył,

Kto osiom mile gwiazdecznym wymierzył,

Kto mleczną drogę, kto czystą jutrzenkę,

Kto w świetną przybrał firmament sukienkę."

by już po kilku zwrotkach opaść w tak charakterystyczne wersy, jak:

"Kto butów nie ma, kożucha nie włoży."

W innym ze swoich wierszy, w "Pochwale lasów" zdobywa się Elżbieta Drużbacka na wyrafinowany fragment, chwalący piękno stworzenia.

"Lasy kochane, zielone chłodniki,

Drzewa przyjemny szum dające z siebie,

Trawy, pagórki, biegnące strumyki"

To w naturze widziała ona światło, zdolne wyprowadzić duszę ludzka z egzystencjalnego bólu, poczucia bezsensu. W jej kontemplowaniu realizowała się, tylko człowiekowi właściwa, potrzeba doświadczania piękna. Lecz, jak już wcześniej została wypomniana poetce niezborność tematyczna, wiersz kończy się recepta na problemy żołądkowe, mocno niestety odbiegająca od początkowych obietnic tematycznych.

Jednak w twórczości tej saskiej poetki elementy światła pojawiają się w formie gwiazd, światła księżyca, czy promieni słonecznych.

Wielu oświeceniowych pisarzy, choć pisało utwory dydaktyczne, patriotyczne, polityczne, zdawało sobie sprawę, że musi w nich występować, poza suchą moralistyką i radą, jakiś pierwiastek uczucia, zdolny w człowieku wzbudzać początkową ciekawości i oczekiwane poruszenie. Poeci już pod koniec epoki, w latach dziewięćdziesiątych osiemnastego wieku, potrafili zdobyć się nawet na krytykę założeń poetyckich, w początkowych latach. Obnażali widoczne wady klasycyzmu w duchu jego teoretyka Boileau

Wielkim indywidualistą w poezji okazał się późny oświeceniowy twórca Tomasz Kajetan Węgierski. Nadał swojej twórczości silny osobisty i osobowy ton, niekoniecznie współgrający ze sztywnymi i rygorystycznymi założeniami klasycyzmu. Zwrócił się on ku wewnętrznej i indywidualnej prawdzie płynącej z duszy każdego człowieka. Zarzucił on twórcom oświecenia uczynienie z poezji trybuny politycznej i obniżenie jej wartości. W tamtych bowiem czasach pisać ją mógł każdy, a jeśli tylko spełniała założenia klasycyzmu, była uważana za dobrą, moralna i potrzebną. W ten sposób grafomański, lecz właściwie skomponowany utwór, mógł być uznawany za dużo lepszy od innego, który by nie korzystał z antycznych wyznaczników pisarskich. W wierszu zatytułowanym "Moja ekskuza" jasno i gwałtownie odcina się od dydaktycznych pogadanek i fałszywych moralizowań:

"Nie mam w ustach czułości, ni bzdurzę o cnocie,

Nikt mię jednak przy podłej nie zastał robocie,

Dla zysku nic nie czynię, prawdę mówić lubię,

Nieprzyjaciół skrytymi podstępy nie gubię".

W poetyckim systemie klasycyzmu widział nałożone kajdany, nie pozwalające poecie na żaden ruch i niszczące jego sposób wyrażania siebie we własnej twórczości.

Oczywiście nie można powiedzieć, że Tomasz Kajetan Węgierski nie wpisywał się w dydaktyczna twórczość oświecenia, czynił to jednak tylko i wyłącznie w przypadkach, gdy jakiś problem wywoływał w nim realne oburzenie, nigdy zaś z podyktowanych przez oczekiwania społeczne nakazów. Bardzo szczerze przedstawiał swoje libertyńskie i deistyczne poglądy. Głównie poprzez satyrę demaskował pustotę ludzkich kontaktów, ich głupotę i brak elementarnego poczucia moralności w rządzeniu słabszymi od siebie. Tworzył mięsiste w swoim opisie negatywne postaci. W odzie "O małym ludzi uczonych poważaniu", zaatakował na przykład, zerowe prawie wykształcenie polskiej szlachty i płynącą z tego powodu jej dumę. Wszystko to jednak pisze z osobistego punkty postrzegania. Dopiero pod koniec życia pojawiają się w jego twórczości momenty smutne, jakby autor sam zaczynał ulęgać niemocy, która tak wcześniej zwalczał:

"Ani Nieba nadzieja, ani Piekła trwoga

Zmienić myślenia mego nie zdoła sposobu,

Z ochotą bym tu jednak żył i wszedł do grobu

Gdyby mnie kto nauczył wierzyć w Pana Boga".

Ten, w młodzieńczych latach, wyznawca Woltera, głosiciel liberalnych poglądów, odkrywa potrzebę wiary w Boga.

Najlepszym pisarsko utworem Tomasza Kajetana Węgierskiego pozostaje przeróbka poematu heroikomicznego Boileau "Pulpit", wydana pod tytułem "Organy", w 1777 roku. Węgierski skrytykował w niej głupi i skłócony ze wszystkimi kler. Utwór posiada dużą wartość obyczajową, przedstawiając mentalność typowych wiejskich proboszczów tamtych czasów i do dzisiaj jest jednym z najbardziej wzbudzających śmiech utworów oświecenia. W przedmowie to tego dziełka krytykuje swoich kolegów po piórze, spośród których "prawie wszyscy wiersze prozą piszą". Ważne są również jego rozważania, trafne i, jak na tamte czasy oryginalne, negujące wiele, do dzisiaj uznawanych za wartościowe utworów oświecenia.

"Gdzież tu poezja? ( myślałem sobie), gdzie duch geniuszu wszystko ożywiający? gdzie głębokość wierszy? gdzie harmonia kadencyj? gdzie żywość myśli i obrazów? Zdziwiłem się, ale, sobie nie dowierzając, zaniosłem to do jednego z przyjaciół moich, człeka obszernej wiadomości i gustu niewątpliwego, którego zdanie za nieomylne w tej mierze dotąd wszyscy poczytują. Patrz (rzekłem), co teraz na imię poezji zasługuje? Czytaliśmy to znowu razem i on przyznać był przymuszony, że od deski do deski nudna tylko proza wszystkie kratki zastępowała. Wzięliśmy więc Horacjusza i najpierwej na to napadaliśmy prawidłowo: ".

Ważnym głosem sprzeciwiającym się wszelkim "prawom i obowiązkom" w poezji, był fragment wiersza, poety niższego trochę lotu niż Węgierski, Wojciecha Mier'a. Pisał on:

"Próżności niechaj kto inny słucha,

A ja wezwawszy serca na rade,

Na to wieszczego użyję ducha,

Żebym cię prosił o czekoladę"

Mier w poezji widzi nośnik zabawy, radości życia, pozwalający zapomnieć ludziom o jego trudach. Daleki jest od wszelakiego dydaktyzmu i suchego moralizowania. Zapatrzony również w starożytną Grecję wybiera z niej jednak coś innego niż oświeceniowi poeci, a mianowicie słynne epikurejskie "carpe diem". Pisze:

"Nie myśląc, co po śmierci czeka nasze cienie,

Korzystajmy z dni, które daje przyrodzenie".

Twórczość poetycka zaczyna więc zrywać z mrokiem moralizmu, a zwracać się u nowemu światłu.

Wielu badaczy widzi w epoce oświecenia wielki kamień graniczny, dzielący lata panowania wiary w objawienie, poddawania się wpływom duszy a rozumu, który stał się wtedy narzędziem poznającym, określającym i budującym świat. Oświecenie byłoby wiec w takim ujęciu logicznym podjęciem wielu odrodzeniowych jeszcze myśli, wierzących w człowieka i jego zdolność panowania swoim rozumem nad światem go otaczającym.

Ważnym elementem poezji doby oświecenia jest odkrywanie w człowieku jego moralnych cnót i wartości. Zostaje on tez wpisany w większą grupę społeczna, i tylko na jej tle jest on postrzegany. Adam Naruszewicz, również znany publicysta, w swoim poetyckim utworze pisze na wstępie: "O pożytku z nauk nagrodą w kraju rozkrzewionych. Wiersz z okazji odebrania numizna z rąk Jego Królewskiej Mości" przez co podkreślał znaczący mecenat króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, w odbudowie upadającego państwa polskiego. Wołał on:

"Królu! który charakter boskiej nosząc mocy ,

Dzielnym ramieniem z ciemnej dzień wywodzisz nocy".

Więc to monarcha jest tym, który "wywodzi z ciemnej nocy". W tym wierszy poeta staje się apologetą idei rozumu i świecenia. Głosi wielka wiarę w zdolność człowieka to wydobycia się z ciemności niewiedzy i ogłupienia. Ważne jest również to, że pisarze oświecenia, a nie tylko ich późniejsi następcy - pozytywiści, widzieli społeczeństwo jako jeden, wielki organizm, zaś kolejne klasy go tworzące stanowiły nierozerwalny "łańcuch bytów".

Ważnym w tamtych czasach było zagadnienie prawa stanowionego prze człowieka a jego zgodność z prawami obiektywnymi, naturalnymi przez które rządzona jest całość świata. Wspomniany Filip Melanchton widział prawo ogólne w rozumie i w sposobie w jaki on kieruje życiem ludzkim.

Dość krytycznie do idei władczego rozumu podchodził ksiądz Józef Baka. Widział on zło panoszące się w świecie ziemskim, zaś człowieka wobec niego małego i niezdolnego poradzić sobie z nim tylko rozumowo. Zakładał wiarę w Boga i w Nim pokładał wszelką nadzieję w wyprowadzeniu duszy ludzkiej z mroków grzechu i cierpienia. "Uwagi o śmierci niechybnej", autorstwa księdza Baki, według badaczy, "zyskują treść metafizyczną, wchodzą w światło i dobro przez mrok i cierpienie". W wierszu zatytułowanym "O wolności sumnienia", barokowy jeszcze poeta pisał:

" Boska dobroć wolność mi dała,

A złość jedyna skrępowała.

Nie ma waloru wolność złota,

Gdy w sumnieniu grzechów jak błota ".

Czyż skomentował to , jak następuje: "Czerpie on [Baka] z oświecenia to, co w nim ciemne :zwątpienie w człowieka .Znamiennie bliskie zwątpieniu kultury późnobarokowej .Kres personalizmu chrześcijańskiego, meandry humanizmu". Baka stawia wiec ponad autonomią wolnej woli i umysłu, wartość życia w cnocie i oddaleniu od grzechu.

Można stwierdzić, że motyw światła odegrał ważką role i w poezji doby oświecenia w Polsce. Wizję uporządkowania świata, współgrania wszystkich żywiołów zawiera w sobie oda Adama Naruszewicza.

"Wiatr powietrze , powietrzne wodę czyszczą wiewy ,

Woda rodzajnym sokiem zimne tuczy krzewy ,

Ogień tyle gwiazd żywi niedościgłym okiem ,

I tym , który ożywia , sam żyje obrokiem.

Ty sam ozdobny darem wiecznej duszy rzadkiem ,

Mniemasz , żeś na ten okrąg wtrącony przypadkiem ,

I jakbyś chciał natury stargać węzły wieczne;

Pędzisz Bogu i ludziom dni nieużyteczne "

Każdy z żywiołów przedstawia sobą jakiś element świata, jest jego budulcem, bądź twórcą. Woda, to pradawna oznaka życia, ogień na przykład współtworzy blask ciał niebieskich. Cała uformowana z żywiołów natura charakteryzuje się ładem i porządkiem. Tak wiec jak świat natury, tak i społeczeństwo, podług oświeceniowej myśli, może cechować się harmonijnym ciałem. Wspomniana już była wcześniej koncepcja "łańcucha bytów" i wpływy jednostki na dobro ogółu.

Ody Koźmiana świetnie wpisują się w tę teodycee, czyli wiarę w doskonałość świata. Ten poeta wczesnego oświecenia pisze:

"Rzekł : - a w morza ściekły wody ,

Światło się w górę podnosi ,

Ziemia się chwieje na osi ,

Niebo jaśnieje w błękicie ,

I mocą jednego słowa

Powzięła świata budowa

Porządek , zgodę i życie".

Słołeczeństwo, w duchu światopoglądu poetów doby stanisławowskiej miało oddawać pradawny porządek i ład natury, ustanowionej w oparciu o dopełniające się żywioły ognia, wody, ziemi i powietrza, oświetlone zaś boskim pierwiastkiem uobecniającym się w ożywczym świetle. Harmonia ta bywała przenoszona na grunt konkretnych miast, ze szczególnym uwzględnieniem wspaniale rozwijającej się wówczas stolicy. Jak pisał Adam Naruszewicz:

"Miasto nowy kształt brało i zdało się prawie ,

Że się sama Warszawa dziwiła Warszawie ".

W dobie polskiego oświecenia to właśnie Warszawa odgrywała role ośrodka kultury, sztuki i nauki, który jak Kraków dwa wieki wcześniej, promieniował na inne miasta w Rzeczpospolitej Obojga Narodów. Bywałą on nazywana Paryżem wschodu, wiele zaś z dokonań króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, w dziedzinie mecenatu sztuki pozwalało dorównywać jej do poziomu całej Europy, bez żadnych kompleksów.

Jednak i na gruncie polskiej poezji znaleźć można krytykę ładu społecznego, który jednak dopiero tworzył się w tamtych czasach. Tomasz Kajetan Węgierski obnażał wiele z zadufania w sobie i pozornego tylko oświecenia, wśród intelektualistów osiemnastowiecznej Polski. Patrzył on, dzięki swojemu dość kosmopolitycznemu życiu, i wielu podróżom na Polaków, jak na dzieci, które dopiero uczą się co to znaczy tworzyć Naród i społeczeństwo obywatelskie. W swoich utworach kpił z głupoty wielu zachowawczych stronnictw konserwatywnej szlachty, nie bał się mówić o jej zadufaniu, chciwości, pozornej tylko, a nie głębokiej, religijności. Widział rozdźwięk jaki miał miejsce przy pięknych ideałach, a "skrzeczącej" rzeczywistości. Wspaniale scharakteryzował te zagadnienia w wierszu "Ostatni wtorek". Tytułowy dzień tygodnia, był jedynym dniem, w którym Kościół nie realizował żądnych swoich religijnych nakazów, powiadanych z tygodniem. Dla wielu obywateli był to wiec znak, ze można używać życia, zapominając jakby o większości przykazań i wyznaczeń moralnych religii chrześcijańskiej. Reduty, czyli szalone zabawy, stawały się wtedy powodem do chwil pozbawionych jakichkolwiek ograniczeń moralnych, w czasie których ujawniały się prymitywizm i ciemnota wielu obywateli.

Krytyką jest również wiersz Jana Ancuty zatytułowany " Spacer nocny po Warszawie". Poeta rozpoczyna wiersz sielska wizją :

"Te światła kolorowe ,co się w oknach świecą ,

Ten wietrzyk , co swobodnie po ulicach biega ,

Te cienie migoczące rozkosz oku niecą ".

Następnie kontrastuje ją z prawdziwym poziomem ówczesnego człowieka, daleko odbiegającą od ideałów oświecenia:

"Umie słów modnych kilka , pięć wersów z Woltera ,

Zna , jak zgonić polonez , kornet lub fryzurę ,

Róż , pomady i puder przedziwnie wybiera ,

Ma w głowie najmodniejszych modelów strukturę"

W tym, bliskim reportażowemu ujęciu, obrazkowi z życia stolicy towarzyszy rozgoryczenie poety. Warszawa jawi się jako ciemnogród, pozbawiony światła kultury. Inteligencja i dokonania ówczesnych reformatorów są tylko jakby nietrwałą piana na rzeczywistym, zgnitym korpusie społeczeństwa. Poeta, co mu można dzisiaj z perspektywy wieków przyznać, miał niestety rację. Potwierdziły to kolejne rozbiory rzeczpospolitej i wymazanie jej z mapy Europy na wiele dziesiątków lat. W wierszach, podobnych do powyższego ważne było odejście od dydaktyzmu i moralizowania, na rzecz oddania celnej obserwacji konkretnych zachowań społecznych.

Ciekawie ma się kondycja miłości, symbolizowana w wielu utworach przez Kupidyna, który na gruncie Polski musi poddać się władzy pieniądza, który zdolny jest zdeptać go i splugawić. Wspomniany Ancuta przedstawia tak jego żale:

" Haniebnie jestem w całej Warszawie wzgardzony.

Najmiększe serca kobiet strzał się mych nie boją ,

Najsroższy pocisk mych strzał dukaty zagają .

Chłopiec szuka posagu , panna złoto lubi ,

Dziad brzydal złotem pannę najmłodszą poślubi

Czego nigdy nie było , cenę ma kochanie .

W mieście drożej , a taniej w Nalewkach dostanie."

Nawet wiec mityczny bożek miłości nie jest w stanie przebić swoją strzałą serc zakłamanych i zatwardziałych w chciwości.

Utwór powyższy jest również krytyką poezji sentymentalnej, która uczucia, skomplikowane i nieprzewidywalne często, ukazywała w otoczce sielskości, podlanej cukrowanym sosem jaworów i ptaszków rajskich. Płatna miłość, wspaniale rozwijające się w owych czasach domy publiczne, i nie chodzi mi tu bynajmniej o sieć bibliotek, jak widać również powinny znajdować oddźwięk w poezji, być pokazywane i krytykowane. Poezja sentymentalna jakby nie dostrzegała tego problemu, wolała budować światy łatwe i przyjemne. Wręcz śmieszne mogą się nam wydawać dzisiaj przeżycia Laury, z sielanki "Laura i Filon" Franciszka Karpińskiego, która w poczuciu zdrady po kolei obejmuje najróżniejsze okazy fauny osiemnastowiecznego parku sentymentalnego:

"Pewnie jej mówi : że obłądzona

Wpieram się w drzewa i bory

I zamiast jego białego łona

Ściskam nieczułe jawory ".

Mowa tu co prawda o wzgardzonej miłości, gwałtownych uczuciach, lecz zdają się one wydumane i nierzeczywiste.

Wspomniany powyżej poeta w wielu swoich wierszach widział w świetle ożywczą i budząca życie moc. Wiele z jego utworów przedstawia historie miłosne na tle wiosennego pejzażu skąpanego w promieniach słońca. Tak rzecz ma się w liryku "Do Justyny .Tęskność na wiosnę". Poeta zestawia swoje wewnętrzne przeżycia z procesami zachodzącymi w przyrodzie, to w niej znajduje wyrazicielkę swoich uczuć i pomoc w ich wokalizowaniu. "Do Justyny..." to wiersz silnie zmetaforyzowany, w którym znajdujemy piękne wyłożenie miłość, jako siły świecącej na zasadzie słońca:

"Już tyle razy słońce wracało

I blaskiem swoim dzień szczyci ,

A memu światłu cóż to się stało ,

Że mi dotychczas nie świeci ?".

Uczucia w wielu innych wierszach sentymentalnych są przedstawiane poprzez zjawiska atmosferyczne. Te wszystkie dziejące się w nocy, w błysku burz i w czasie urwistych wichur są negatywne, zaś słońce, rozkwitającą przyroda, są alegoriami wewnętrznego spokoju człowieka. Innym wierszem o tęsknocie za ukochaną, tym razem pod imieniem Teona, jest liryk Franciszka Dionizego Kniaźnina:

"I promieniowi lubości ,

Kazała zniknąć Teona ! ...

W żałosnej serce gorzkości

Tęskliwe za nią schnie , kona".

W wierszach tego poety ważny jest problem poczucia samotności, z biegiem lat coraz bardziej pogłębiającej się. Jedyną siłą zdolna przerwać ten stan jest miłość, w której człowiek może znaleźć pocieszenie. Jednak miłość ukazana, jak "promień świetlny", jest jak i on nietrwałą i szybko przemijającą. Potrafi tylko w człowieku rozpalić potrzeby wyrwania się poza samotny i nieprzyjemny świat, lecz opuszczając go spycha go jeszcze bardziej na dno. Można powiedzieć, że samotność stała się przekleństwem tego poety, całe życie lękał się jej, by w końcu rzeczywiście jej doświadczyć. Swoje melancholijne życie, widzi na zasadzie kł9osów targanych przez wiatr i niszczonych ulewami:

"Zostawion słotom jesieni

Taki na ścierniu kłos żyta ;

Taka na słonej przestrzeni

Łódka od brzegów odbita ".

Warto zaznaczyć tutaj wykorzystanie motywu, jeszcze wywodzącego się ze starożytności, że życie jest tylko żeglugą, do celu nie zawsze określonego. Człowiek kieruje się często na oślep, bez instrumentów nawigacyjnych. Tak tez życie ludzkie ukazane jest w pełnym żalu i rozgoryczenia wierszu Franciszka Karpińskiego zatytułowanym "Powrót z Warszawy na wieś":

"Com zyskał, że rzuciwszy ubogie zagrody,

Chciałem nieopatrzony płynąć przeciw wody?

I widząc na me oczy, jak drudzy tonęli,

Jam sobie myślił: "Oni płynąć nie umieli".

Com zyskał na wysokie pańskie pnąc się progi!

Gdzie po śliskich ich stopniach obrażając nogi,

Nic się z moim lepszego nie zrobiło stanem,

Prócz marnego wspomnienia, że gadałem z panem".

W tym bez wątpienia autobiograficznym wierszu poeta ukazuje bezsens życia, które miałoby być tylko pogoni za pieniądzem, zaszczytami i sławą, które szybko przeminą i zostawią człowieka w smutnej starości. Ważniejsze jest dla niego poprzestawanie na tym co się ma, jak wedle słów starożytnych epikurejczyków, którzy wcale nie znajdowali szczęścia w realizowaniu swoich zachcianek, tylko w pracy nad tym by było ich jak najmniej. Zaś by tylko wspomnieć Jana Kochanowskiego, który pisał, że "ten pan zdaniem moim,/ kto przestał na swoim".

Ważnym w twórczości pisarzy oświecenia było poszukiwanie krainy szczęśliwości, zapewniającej im ziemskie spełnienie i spokój. W poezji często umieszczano ja w Szwajcarii, która już wtedy stawała się modnym miejscem wypoczynku. Tak ten kraj żegnał, wracając do Rzeczpospolitej poeta Bończa Tomaszewski:

"Żegnam was, szumne w spadkach waszych rzeki,

Coście najdalsze poprzedziły wieki,

I was, lodami błyszczące się góry,

Białą okryte szatą od natury".

Ówczesne zespolenie człowieka z naturą, powrót do źródeł, tak silnie zalecany przez Jeana Jacquesa Rosseau, realizował się w wielu wierszach poetów polskich. Franciszek Dionizy Kniaźnin potrafił odnaleźć w niej wartości transcendentne:

"Boże! nie czuje gnuśności bryła ,

I Ciebie nie zna bez Ciebie

Tchnąłeś ! aż ogień i duch i siła ,

Aż oto latam po niebie.

O ! Któż ten lazur oświecił nakoło?

Niezmierny lazur misternie sklepiony ?"

Na zakończenie rozważań o poezji epoki oświecenia, chciałbym przedstawić dla kontrastu wiersz Jarosława Iwaszkiewicza, poety dwudziestolecia międzywojennego, który w zestawieniu z rozświetloną poezja doby stanisławowskiej pokazuje jak rzeczywiście ciemne i przerażające może być wnętrze człowieka. Za motto posłużył mu cytat z Immanuela Kanta, wskazującego wartości moralne :

"...niebo gwiaździste nade mną,

prawo moralne we mnie..."

"Widzę co nocy bezdeń czarniawą

W górze nad nami,

Niebo ogromne z mgławic kurzawą

Drżące gwiazdami.

Strachem przejmuje głębina wieczna,

Czarny jar boga,

W wichrze tworzenia rozwiana mleczna

Słoneczna droga.

Lecz przerażenie większe porywa,

Gdy spojrzę w siebie,

Bezprawnych orbit spieniona grzywa

Jaźń mą kolebie.

Tam nie wirują mgławice, ziarna

Narodzin wielu,

Noc nieprzejrzana, bez dna i czarna,

Immanuelu!"