Warto patrząc na wielkie spory przedstawione w literaturze sięgnąć po motyw niejako z najwyższej półki, stary obraz walki człowieka z bogiem, pamiętany jeszcze z Biblii. Wszak to tam bił się o władzę Jakub z Aniołem i co ważne to człowiek pokonał Boga, niejako za Jego przyzwoleniem. W romantyzmie właśnie ta gałąź była szczególnie chętnie obsiadana przez twórców literatury, i w wielu ich utworach mamy możliwość zapoznać się z kłótniami Człowieka z Bogiem. Najlepiej można to pokazać na przykładzie Wielkiej Improwizacji z trzeciej części Dziadów Adama Mickiewicza. Mimo prawie dwustu lat on napisania swojego dramatu (pierwsze wydanie w 1832 roku), Mickiewicz nadal może być czytany jako współczesny pisarz poruszający problemy nieobce, a nawet palące współczesnego człowieka. W Wielkiej Improwizacji zastanawia się nad tym kto rządzi światem i jak to powinien robić, kto jest w nim silniejszy. To wspaniały przykład mocowania się z Bogiem, który jest jakby reinterpretacją słynnej walki Jakuba z Aniołem, opisanej w starym Testamencie. Wtedy jednak wygrał Jakub - człowiek, w Dziadach mamy odmienne zakończenie tego siłowania. Bóg jest dla Konrada jedynym przeciwnikiem, który jednak nie podejmuje z nim dialogu, lecz jego milczenie jest na tyle wymowne, że Improwizację można odczytywać właśnie jako dialog przeciwników a nie monolog głównego bohatera. Może cisza Boga wynikła ze złej postawy Konrada. Czuł się on tak dumny i pewny swoich racji, że uważał za coś normalnego, iż Bóg go wysłucha. (Warto tu wspomnieć, że Ksiądz Piotr dostąpił objawienia boskich planów, prawdopodobnie dlatego, że posiadał pokorę, tak obcą Konradowi - "ja proch, będę z Panem gadał").
Konrad był wspaniałym i poetą, obdarzonym niezwykła siłą ducha, która mu (we własnym mniemaniu) niejako pozwalała na równanie się z Bogiem. Krzyczy on - "Ja czuje nieśmiertelność, nieśmiertelność tworzę / Cóż Ty większego mogłeś zrobić Boże?'. Z tego właśnie zrodziła się jego pycha, że jest kreatorem równym Bogu. Czuje on, że może wznieść się aż na wyżyny boskiego panowania nad ziemskim światem, nie tyle nawet w znaczeniu materialnym , co duchowym. Woła - "daj mi rząd dusz". Chce sam poprowadzić ludzi przez życie widząc boski plan rządów jako okrutny i bezduszny. Wydaje mu się, że siła w nim obecna pochodzi ze źródła z którego i sam Bóg czerpie, przez co nie jest Mu podporządkowany, a pokrewny. Paradoksalnie sam jednak nie może wziąć we władanie ludzkości. Początkowo prosi więc o to Boga, Ten jednak milczy. W Konradzie rodzi się wraz z rozwojem tego zadziwiającego dialogu coraz większe poczucie bezsilności, wyrażające się złością, krzykiem, gwałtownością. Coraz śmielej poczyna sobie z Bogiem, lecz i coraz bardziej pragnie jego słowa. Walczy z nim, siłuje się we własnym sercu. Wytacza przeciwko Bogu najcięższe działa, oskarża Go o brak miłości, stwierdzając, że jest On tylko "mądrością", a Wiec ślepym kalkulatorem, okrutnym w swojej sprawiedliwości. Konrad pragnie wziąć na swoje barki dzieło miłosierdzia, zbawienia, jednak Bóg milczy nieprzerwanie. Oskarżając Boga o bezduszność, uzurpatorstwo, samemu Konradowi wyrywają się słowa, że pod jego panowaniem ludzie "Co ja zechcę niech wnet zgadną, /spełnią tym się uszczęśliwią, / A jeżeli się sprzeciwią / Niechaj zginą i przepadną". Sam zatraca się w swojej goryczy i złości, wynikłej wszak ze złej pychy.
Konrad nie otrzymuje żadnej odpowiedzi na swoje poczynania. Mdleje, zatracony w tej walce. Można tylko się domyślać, że Bóg może i by go wysłuchał w jakimś stopniu (jak księdza Piotra), gdyby tylko Konrad dopuścił do siebie jakąś krytykę, wyraził chęć dialogu, a nie napastliwie wygłaszał swoje racje. Wracając znowu do poziomu metody "dialogu", warto tutaj przypomnieć słowa jednego z oświeceniowych filozofów - Woltera, ze prawdziwa rozmowa ma miejsce tylko wtedy, gdy "każda ze stron dopuszcza możliwość, ze jej zdanie nie jest w stu procentach pewne, gdy każda ze stron ma w swojej świadomości możliwość kompromisu". Właśnie wtedy ma miejsce rozmowa, dialog, rzecz w której człowiek może się czegoś nauczyć, gdyż autorytatywne skandowanie swoich racji jest opatrzone tylko i wyłącznie znakami wykrzyknika. A taka sytuacja miała miejsce właśnie w czasie "rozmowy" Konrada z Bogiem. Wszystkie te słowa niosły jednak dla Mickiewiczowskiego bohatera pewne oczyszczenie, katharsis. A Bóg w Dziadach, zachował się chyba podobnie jak przedstawiony w wierszu Jana Kasprowicza - "Przestałem się wadzić z Bogiem..." - "Na tronie swym siedząc / uśmiechał się pobłażliwie". Po prostu nie widział sensu wdawania się w dyskusję, z kimś kto jej nie potrzebuje, czy w najlepszym wypadku nie zrozumie.
Jednak nie tylko, jak by to nie brzmiało, Bóg stawał się czasami dla człowieka przeciwnikiem w życiu. Możliwe, ze nawet o wiele bardziej przykre było ścieranie się dwóch kochających się osób, które powinny być dla siebie niejako dwoma połówkami duszy. Nie bez powodu Wisława Szymborska zatytułowała jeden z wierszy Na wieży Babel. Przedstawiła w nim pomieszanie języków, ale już nie jak dawniej w sensie mowy, lecz jako zniszczenie jedności kochających się (kiedyś) serc. Wiersz ma formę dialogu - mężczyzny i kobiety. Jednak jest to jedynie pozorny dialog. Każde stwierdzenie, pytanie zostaje zawieszone w próżni. W słowach tej drugiej osoby nie słyszymy żadnej reakcji. Dwoje ludzi pozornie rozmawia ze sobą, lecz pozostają oni jakby poza ścianą porozumienia. W ich wypowiedziach widzimy wielką samotność; nie potrafiąc się porozumieć - cierpią, staja się własnymi przeciwnikami. Bez porozumienia nie mogą się kochać, a jedynie ranić i odsuwać od siebie. Wiersz spina swoista klamra - mężczyzna pyta " - Która godzina?", by na końcu stwierdzić, że "Nie wiem i nie chce wiedzieć, która to godzina.". Stanowi to tragiczny w swojej prostocie wyraz żalu, niespełnienia, braku chęci życia, gdy osoba która się kocha zamyka przed nami swoje serce i człowiek zostaje sam w pustym, bezimiennym świecie z którym nie może odnaleźć żadnej wspólnoty.