Taką próbę podjęło już wielu. Każdy z nich miał takie same szanse, każdy żywił nadzieję na sukces i był przekonany, że to jemu się uda. Ale żaden nie miał szczęścia. Aż do wczorajszego dnia. Po niezwykle zaciętej, długiej i wyczerpującej potyczce z olbrzymim marlinem w porcie w Hawanie powitaliśmy człowieka zwanego Santiago. Jego dziełem stało się niemożliwe - udało mu się złowić potężną, długą na osiemnaście stóp rybę-giganta. Ale skoro tak, to dlaczego jedni mówią o nim "szczęściarz", a inni wołają "pechowiec"? Posłuchajmy, co on sam miał na ten temat do powiedzenia.
- Witam, Panie Santiago
- Dzień dobry.
- Moje gratulacje. To wspaniały czyn i niezwykłą zdobycz.
- Dziękuję, ale nie ma czego gratulować. To jedynie łut szczęścia, nic więcej. Nie ma w tym mojej zasługi, że akurat trafiłem na taką sztukę marlina.
- Czy był to przypadek, szczęście, czy jeszcze coś innego, nie nam osądzać. Ale tylko Panu należą się słowa uznania za wytrwałość. Jakim cudem udało się Panu coś takiego?
- Nie wystarczy doświadczenie i wytrzymałość. Przede wszystkim miałem wiarę - wierzyłem, że naprawdę mogę zwyciężyć. To przyczyniło się do mojego sukcesu, to właśnie wiara stale dodawała mi sił.
- No właśnie. To niebywałe, że przez tak długi czas był Pan w stanie nie myśleć o głodzie, pragnieniu i wycieńczeniu. Wszyscy się zastanawiają, jak Pan tego dokonał, jak pokonał Pan zmęczenie?
- Po prostu nie było wyjścia, więc musiałem się ratować tym, co miałem pod ręką. Zjadałem ryby na surowo, co w tych warunkach nie powinno dziwić. A co do zmęczenia, to już mówiłem i powtórzę jeszcze raz - wiara czyni cuda.
- Zapewne rozpiera Pana duma. Niestety nie wszystko poszło tak, jak miało pójść?
- Kiedy już pokonałem marlina, chciałem tylko bezpiecznie i spokojnie wrócić z tą zdobyczą do domu. Na nieszczęście na mojej drodze pojawiły się rekiny, dla których marlin był wyśmienitym posiłkiem. Nie miałem już sił z nimi walczyć. Został mi więc tylko szkielet mojej ryby.
- Jak Pan się z tym czuł?
- No cóż, najpierw dopadło mnie przygnębienie i rezygnacja. Ale jednak pozostała satysfakcja ze złowienia tak wielkiego okazu.
- Na koniec proszę jeszcze tylko powiedzieć: co będzie ze szkieletem pańskiego wspaniałego marlina?
- Zdążyłem już przemyśleć tę sprawę i sądzę, że najlepiej mu będzie w naszym muzeum. Niewątpliwie będzie to cenna ozdoba i niespotykana atrakcja, a przede wszystkim pamiątka walki, jaką stoczyłem.
- Bardzo Panu dziękuję za rozmowę, do widzenia.
- Ja również dziękuję i żegnam.