Wspomnienia o II wojnie światowej są dla potomnych wielkim ciężarem. Wydarzenie to wielu przypominało dzień Sądu Ostatecznego. Ogromne cierpienie jakie przyniosła ze sobą walka, wywołało w ludziach bunt wobec dotychczasowo wyznawanych wartości. Granica między dobrem a złem została wówczas zatarta. Ludzie nie dopuszczali do siebie myśli, że popełniają błędy. Ich jedynym celem było przeżycie. Nie liczyła się już miłość, szczęście, zaufanie, szczerość czy pomocność. W obliczu zagrożenia każdy człowiek stawał się tak samo niebezpieczny. Byłby w stanie zrobić wszystko, by uratować swoje życie.

       Podane fragmenty „U nas w Auschwizu” Tadeusza Borowskiego przedstawiają realną wizję życia w obozie. Autor mówi o tym, że każdy z więźniów byłby w stanie zamordować, że w Europie mało jest ludzi, którzy nie mają krwi na rękach. Władze okupacyjne w okropny sposób traktowały żyjących. Pozbawili ich imion, zastępując je numerami seryjnymi. Oprawcy pozwalali spać i jeść tyle, aby człowiek nie umarł i miał siłę do pracy. Borowski podkreśla, że więźniowie nie mieli nic, że nic do nich nie należało. Po śmierci zostaną odebrane im ubrania, kosztowności, wyrwą im złote zęby. Ich ciała zostaną zbezczeszczone i spalone. Nie zostanie nic, co mogłoby ich w jakiś sposób upamiętnić. Tadek mówi także o tym, że uważa Platona za kłamcę. Filozof uważał świat za idealny, jednak nie byłoby tak gdyby nie ciężka i krwawa praca człowieka. Świat można uważać za piękny, ale świadomość, że za tym pięknem stoi krzywda człowieka sprawia, że przestajemy je dostrzegać. Jeżeli jakieś podania pomijają ludzkie cierpienie to nie są one prawdziwe. Rozmowa z Abramkiem utwierdza narratora w przekonaniu, że wojna zabiera ludziom resztki człowieczeństwa. Mężczyzna mówi z lekkością o paleniu zwłok, o nowym sposobie podpalania dziecięcych główek. Twierdzi, że musi szukać rozrywki we wszystkim. Człowiek postawiony w sytuacji ekstremalnej, jaką jest wojna, wyzbywa się wszelkich cech, które mogłyby go pogrążyć, złamać. Nie zwraca się uwagi na gwałty, rozstrzeliwania, wszechotaczającą śmierć, jeśli nie dotyczy ona ich samych. Każdy dba tylko o siebie i o swoje życie.

       Krzysztof Kamil Baczyński w „Pokoleniu” przedstawia moment wybuchu wojny i toczonych walk. Przedstawieni w tekście ludzie przyzwyczajają się do obecności śmierci. Wiedzą, że niebezpieczeństwo może nadejść w każdej chwili, ale są gotowi do walki. Podmiot mówiący zauważa jednak, iż ludzie nie chcą znać litości, miłości, nie chcą używać sumienia, ponieważ to mogłoby ich osłabić. Wiedzą, że tylko silniejsi przetrwają, a myśli o stracie bliskich złamałyby ich. Człowiek żeby żyć, musi po prostu zapomnieć. Ludzie są żołnierzami, którzy zastanawiają się jak zapamiętają ich następne pokolenia. Boją się, że zostaną uznani za postaci negatywne, a przecież wszystko, co próbowali robić, robili dla własnego dobra. Przecież chęć życia, przeżycia nie powinna wzbudzać w potomnych wrogich emocji.

       Tadeusz Różewicz w „Ocalonym” mówi o piekle na ziemi. Podmiot mówiący zdaje sobie sprawę, że był skazany na śmierć. Przeżył, ale tylko fizycznie. Duchowo i emocjonalnie umarł wtedy, gdy odebrali mu godność i człowieczeństwo. Wojna odcisnęła piętno na jego psychice. Bohater mówi o tym, że wartości, które istniały przed wojną, przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. Ludzie nie potrafili odróżnić dobra od zła, prawdy od złudzeń. Traktowano ich jak zwierzęta, obdzierano ich wręcz z wszelkich ludzkich odruchów i odczuć. Wyzbywając się emocji, pragnęli stać się silniejsi. Uważali, że nie mogą czuć się słabi wśród otaczającego świata. Gdyby słabość tę okazali, mogliby zginąć jeszcze szybciej. Maski, które przybrali, pomagały im poczuć się pewniej i dawały złudne uczucie bezpieczeństwa.

       Człowiek w obliczu zagrożenia przybiera różne formy. Wszystko zależy od tego, czego wymaga od nas sytuacja. W momencie wybuchu wojny trzeba było pokazać siłę i chęć walki. Nie można było okazać strachu czy zawahania. Ludzie wyzbywali się emocji nie dlatego, że chcieli i uważali, że tak byłoby lepiej. Wyzbywali się cech, które sprawiały, że są słabi, tylko po to, by móc zobaczyć kolejny dzień, który być może okaże się zbawieniem.