Mikołaj Rej, jeden z najlepszych pisarzy polskiego renesansu stał się na lata znany z racji swojego słynnego powiedzenia "A niechaj narodowie wżdy postronni znają, Iż Polacy nie gęsi, iż swój język mają", co zapewniło mu miano "ojca języka polskiego", choć już przed nim pisarze używali języka polskiego przy pisaniu swoich utworów. Choć sam Rej nie był w porównaniu z innymi postaciami epoki wybitnie i wszechstronnie wykształcony, to jednak właściwa mu żywotność umysłu i pomysłowość, przy samozaparciu i poświeceniu wiele czasu na studiowanie pism między innymi Erazma z Rotterdamu, zapewniły mu dobre miejsce wśród ludzi tamtych czasów. Od jemu współczesnych różniło go też przywiązanie do ziemi, do Nagłowic, z racji czego rzadko wyjeżdżał poza granice powiatu, choć zabierał głos w ważnych dla całego narodu sprawach. Był też gorliwym protestantem, co charakterystyczne dla ówczesnej szlachty, z racji czego w jego pismach wiele jest krytyki kościoła katolickiego, za ś w głównej mierze jego zinstytucjonalizowania. Ważnym aspektem Rejowego pisarstwa jest jego odwaga w przeciwstawianiu się krzywdzie ówczesnych chłopów, co nie zapewniało mu dużego poparcia wśród szlachty. Nie przejmował się również krytyką stosowania języka polskiego w poezji, gdzie święte wręcz miejsce zajmowała łacina. Starał się z całym sercem przedstawić realny obraz życia na wsi, i jej stosunków społecznych w szesnastowiecznej Polsce, w której przyszło mu żyć. Stworzył ważny do dzisiaj wzór prawdziwego ziemianina, potrafiącego czerpać wartość z tego, że jest Polakiem i nie wstydzić się swoich słowiańskich korzeni w zestawieniu z Europą. W literaturze, która tworzył pokładał duże nadzieję i widział w niej narzędzie oświecenia warstw, które nie potrafiły jeszcze wyjść z zaściankowych kompleksów i z ksenofobicznego nastawienia wobec świata. Opowiadał się szczególnie za reformacją, a kalwinizm który wyznawał uważał za odłam chrześcijaństwa mogący pomóc w nowej organizacji wartościowego społeczeństwa. Pisał również o wartościach rodzinnych, o organizowaniu tej podstawowej komórki społecznej w oparciu o wzajemny szacunek, miłość i zrozumienie. W Polszczyźnie może trudnej dzisiaj do odczytania, wyrażał poglądy nowoczesne nie tylko jak na tamte czasy i zachowujące aktualność swoja prostota po dziś dzień. Rozwaga, mądrość, sprawiedliwość, która głosił do dzisiaj bowiem są dobrami cennymi i niestety rzadkimi:

"Mądrze pływaj a dzierż sie za wiosło,

Bo nie wzwiesz, gdyć sie łodzie zachwieje,

Ochyniesz sie iście bez nadzieje.

Bo jestli cie Bóg na to przełożył,

Aby przez cię w ludzioch sprawę mnożył,

Zawsze bądźże wżdy pilen urzędu,

A ukracaj, kędy możesz, błędu".

Można uznać, że język jego twórczości nie odbiega zbyt mocno od tego jakiego rzeczywiście używał, pełen jest potocznych zwrotów, dosadnych określeń i rubasznych porównań.

"Krótka rozprawa między trzema osobami, Panem, Wójtem a Plebanem" jest z pewnością pierwszym jego utworem jaki ogłosił drukiem. Miało to miejsce w roku 1943 i rej posłużył się wówczas pseudonimem "Ambroży Korczbok Rożek". Akcja tego wierszowanego dialogu opiera się o spór tytułowych postaci, reprezentujących trzy ówcześnie wiodące stany społeczne. Ciekawie wypadają początkowe fragmenty, w których pan krytykuje księdza, za jego niezgodność głoszonych nauk z rzeczywistym zachowaniem. Rej jako kalwin w krytyce kleru najżywiej i najdosadniej wyrażał swoje poglądy:

"Na naszym dobrym nieszporze

Już więc tam swą każdy porze s:

Jeden wrzeszczy, drugi śpiewa,

A też jednak rzadko bywa.

Jutrzniej, tej nigdy nie słychać,

Podobno musi zasypiać;

Odśpiewa ją czasem sowa,

Bo więc księdzu cięży głowa.

A wżdy przedsię jednak łają,

Chocia mało nauczają".

Ważna przy oskarżeniach stawianych klerowi była sprawa odpustów, które z religijnego święta przerodziły się w jaskrawe jarmarki, spychające na dalszy plan religijne wartości, jakie niesie to święto:

"Jeden potrząsa kobiałką,

Drugi bębnem a piszczałką,

Trzeci, wyciągając szyję,

Woła: - "Do kantora piję!" -

Kury wrzeszczą, świnie kwiczą,

Na ołtarzu jajca liczą.

Wieręsmy odpust zyskali,

Iżechmy sie napiskali".

Na tak formułowane zarzuty pojawia się kapłan, który sam teraz staje się oskarżycielem świeckich urzędników, tworzących razem organizacje, której zwykły człowiek nie jest w stanie sprostać. Ksiądz oskarża również Sejm będący zbiorem ludzi hołdujących własnym interesom. "Każdy na swe skrzydło goni;/ Pewnie Pospolitej Rzeczy/ Żadny tam nie ma na pieczy". Najtrudniejszym losem wydaję się jednak ten prosto scharakteryzowany przez Chłopa i określający położenie jego klasy wobec innych. Są oni bowiem i przez panów i przez kler obciążeni wielkimi podatkami i obowiązkowymi daninami. Ironizuje on o takich sytuacjach: "Acz nie wiem, wie-li Bóg o tym,/ Aż to zrozumiemy potym:/ To wiem, iż żyta nie jada,/ Bo w stodole nierad siada". Chłop zwraca uwagę na dziesięciny, które skutecznie pogłębiają nędze wsi:

"Każdy tu, co ji ksiądz liczy,

Ubogiego kmiecia ćwiczy,

Ksiądz pana wini, pan księdza,

A nam prostym zewsząd nędza,

Urzędnik, wójt, szołtys, pleban,

Z tych każdy chce być nad nim pan".