Istnieją dwie przesłanki, dla których doszło do powstania poniższej pracy. Po pierwsze, zainteresowania. Szczerze i z pasją bowiem, interesuję się kulturą pierwszych plemion słowiańskich. Po drugie, w krótkiej acz wyczerpującej pracy, pragnęłam zawrzeć informacje dotyczące pojawienia się plemion słowiańskich na ziemiach polskich, a co za tym idzie, chciałam w niej przedstawić genezę powstania państwa polskiego. W moim przekonaniu, poruszone w pracy zagadnienie, zostało wyczerpane. Omówiłam je w sposób jak najbardziej krytyczny, a jednocześnie zwróciłam uwagę nie tylko na aspekt historyczny dawnej Słowiańszczyzny, ale także na aspekt społeczny, czyli na specyfikę, kulturę oraz obyczajowość zamieszkującej je ludności. Poniższa praca jest więc nie tylko historycznym wykładem, ale także powinna się ona stać dla wielu ludzi (zwłaszcza młodych) bodźcem do poszerzania swoich zainteresowań, swojej wiedzy na temat korzeni polskiego społeczeństwa, oraz na temat pradziejów naszego państwa. Nie przedłużając więc wstępu, zachęcam wszystkich czytelników do lektury, życząc przyjemnego spędzenia czasu.

Pochodzenie plemion słowiańskich.

Naród polski wywodzi się z grupy plemion słowiańskich. Poszczególne plemiona słowiańskie tworzyły coś na kształt wielkiej wspólnoty, można by powiedzieć, rodziny. Członkiem owej wspólnoty, czy jak kto woli rodziny, byli więc także Polacy. Z tego krótkiego wywody wynika więc jedna puenta. Jeśli chcemy więc poznać wiedzę o początkach polskiej państwowości, o pierwszych Polakach, powinniśmy przyswoić sobie wiedzę o Słowianach jako takich, a więc o ich pojawieniu się w Europie, o ich kulturze, obyczajowości. Tylko w ten sposób uzyskamy pełny obraz polskich dziejów i tylko wówczas nasza wiedza nie będzie szczątkowa i wyrywkowa, a pełna i całkowita.

Pierwsze z pytań dotyczących plemion słowiańskich, winno brzmieć: Kiedy i jaki sposób zjawiły się ona na ziemiach środkowej Europy? Oczywiście możemy sobie zadać także pytania dodatkowe, a więc na przykład: Czy siedziby oraz miejsca przebywania średniowiecznych Słowian były tożsame z miejscami ich bytowania w czasach przed-średniowiecznych? Równie ważne winno być pytanie o ewentualne przemieszczenia plemienne, a więc o kształt oraz przebieg wędrówek plemion, wędrówek które nie obce były światu na przełomie epoki starożytnej oraz średniowiecznej. Jeżeli plemiona słowiańskie uczestniczyły w zjawisku określanym w dziejach jako wielka wędrówka plemion, to należałoby się zastanowić na tym gdzie w istocie znajdowała się praojczyzna Słowian, i jak w stosunku do niej miały się późniejsze przesunięcia plemienne.

Wymienione zagadnienia oraz problemy będą nas interesowały z historycznego punktu widzenia. Należy jednak pamiętać, że swoją pracę napisałam także w kontekście społecznym, socjologicznym. Tak więc pierwszym z zagadnień socjologicznych, poruszonych przeze mnie w poniższej pracy, będzie próba odpowiedzenia sobie na pytanie: Czy pierwsi Słowianie (Prasłowianie) tworzyli coś na kształt monolitu plemiennego, czy też od początku swych dziejów w ramach struktury określanej mianem Słowian, funkcjonowały twory mniejsze, twory niższego rzędu, czyli ludy słowiańskie?

Jordanes.

Po raz pierwszy nazwa Słowianie pojawia się w źródłach historycznych, datowanych na VI wiek naszej ery.

Jednym z pierwszych historyków, który wzmiankował o plemionach słowiańskich był Got, niejaki Jordanes. Z nastaniem połowy VI stulecia Jordanes napisał dzieło, zatytułowane Traktat Getika, bądź O pochodzeniu i dziejach Gotów. W dziele tym zawarł zaś interesujące nas wiadomość dotyczące Słowiańszczyzny.

A oto co Jordanes pisze w swym dziele: "(...)Wewnątrz nich (mowa o rzekach Cisa, Dunaj oraz niezidentyfikowanej Flutausis) jest Dacja, na kształt diademu uwieńczona stromymi Alpami (Karpaty), a wzdłuż ich lewego stoku, który skłania się ku zachodowi, rozsiadł się poczynając od źródeł Winkla, na niezmierzonych obszarach liczny naród Wenedów." Na marginesie warto zauważyć, że przytoczenie fragmentu dzieła, w którym autor traktuje o Wenedach nie jest przypadkowe. Tak bowiem oto, pomimo zmiennej terminologii, mianem Wenedów określa się najczęściej w historii wczesnego średniowiecza, plemiona Sklawenów (Słowian) oraz Antów.

Dalej w dziele Jordanesa czytamy: "(...) Sklawenowie zamieszkują od miasta Nowietunum i jeziora zwanego Mursiańskim aż do Danastru (Dniestr - przyp. autora), a na północ aż do Winkli; ci w miejscu miast mają błota i lasy. Anowie zaś, którzy są z nich najdzielniejsi, rozciągają się do Danastru w tym miejscu, gdzie wygina się Pontus (Morze Czarne - przyp. autora), aż do Danapru (Dniepr - przyp. autora), które to rzeki odległe są od siebie o wiele dni drogi."

Czego miały dowieść powyższe przytoczenia? Otóż, na ich podstawie możemy mieć pewność, że w połowie VI wieku naszej ery, na ziemiach europejskich występowały już grupy plemienne określane mianem Słowian, a dokładniej Sklawenów.

Termin "Słowianie".

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, iż z nastaniem wieku VI, w wielu źródłach historycznych o charakterze pisanym pojawiała się nazwa "Słowianie". Występowała ona jednak w wielu odmianach. I tak dla przykładu, łacinnicy pisali o Słowianach jako o Sclavinach, Sclavenach czy Sclaviach, podczas gdy Grecy w swych źródłach pisali: Sklabeoni czy Sthlabeoni. Jeszcze inne nazewnictwo pojawia się w pierwszych źródłach o charakterze słowiańskim. Ich twórcy pisali w nich o sobie: Slovene, Slovane czy Słowianie.

Drążąc temat nazwy "Słowianie", warto także zastanowić się nad znaczeniem. I tutaj także źródłosłów nie jest zupełnie jasny i oczywisty, a już na pewno nie jest jednoznaczny. Najczęściej mówi się w nauce historycznej, że słowo Słowianie, oznacza "ludzi swoich". Są jednak i tacy, którzy źródłosłów ten rozumieją jako: "mieszkańców okolic nad rzeką czy jeziorem o nazwie Slova, Slava", lub identyfikują go z : "człowiekiem powolnym, mrukiem".

Zagadnieniu nazewnictwa, towarzyszy jeszcze jedna niewiadoma, lub lepiej, nieścisłość. Otóż, pozostaje pytaniem czy osoby przekonane od dwoistym znaczeniu słowa Słowianie, mają rację, czy też pozostają w wielkim błędzie. Uczeni wysuwający teorię, że nazwa Słowianie towarzyszyła opisywanej grupie plemiennej od samego wręcz początku jej narodzin oraz istnienia, twierdzą jednocześnie, że mianem Słowian określano tak całą wspólnotę plemienną, jak i pojedyncze plemiona wchodzące w skład tej wspólnoty (inne zaś przyjęły nazwy autonomiczne). Uczeni ci, prowadząc badania naukowe doszli do wniosku, że te grupy plemienne, które przyjęły nazwę wspólnoty, były grupami żyjącymi na terenach granicznych Słowiańszczyzny, nierzadko współistniejąc z plemionami o korzeniach niesłowiańskich. Dla przykładu, na peryferiach słowiańskiego świata osiedlili się Słowianie z Nowogrodu, czy Słowianie z Pomorza.

Pierwsza słowiańska ojczyzna.

Wiemy już, że pierwsi Słowianie oraz wiedza o nich pojawiły się za sprawą Gota Jordanesa w przekazach źródłowych z połowy VI stulecia. Pozostaje więc odpowiedzieć sobie na pytanie: Jak przedstawiała się historia plemion słowiańskim w okresie poprzedzającym VI wiek naszej ery?

Odpowiedzi na zadane pytanie usiłowano poszukiwać już w czasach najdawniejszych, tj. średniowiecznych. I tak, żyjący oraz tworzący na przełomie VII oraz VIII stulecia, niejaki Geograf z Rawenny (zwany także Kosmografem), dowodził w swym dziele, że plemiona słowiańskie wywodzą się ze Scytii. Problem tkwiący w jego hipotezie polegał na tym, że w czasach średniowiecznych obszar wspomnianej już Scytii był mało rozpoznawalny, niedookreślony i bardzo, ale to bardzo umowny. Tak więc, ustalenia Geografa z Rawenny niewiele wnosiły do wiedzy ówczesnych o plemionach słowiańskich.

Nie inaczej rzecz się miała z żyjącym w IX stuleciu, Geografem Bawarskim. W swoim traktacie, mianem Zeriuani nazywa on jedno ze słowiańskich plemion. Pisze on, że plemię to wywodzi się z ziem, z których "(...) pochodzą wszystkie plemiona słowiańskie i początek (swój), jak powiadają, wywodzą". Na tej wzmiance czytelność przekazywanych przez autora informacji, w istocie się kończy. Tak bowiem oto, w dalszej części swego wywodu, Geograf Bawarski nie udziela odpowiedzi na pytanie: Kim w istocie są Zariuani? Można się domyślać, że używając wspomnianej nazwy autor miał na myśli plemię Siewierzan, zamieszkujące tereny w dorzeczu Desny lub ziemie bułgarskie, plemię serbskie, lub względnie jeszcze inne plemię o rodowodzie słowiańskim, jednak nie możemy mieć pewności co do tego, czy dedukując w ten sposób i w tym kierunku, nie popełniamy kardynalnego błędu.

Realnych i sprawdzonych informacji dotyczących wspólnoty słowiańskiej, dostarcza nam dopiero, powstały u schyłku wieku XI, lub z początkiem wieku XII, traktat Nestora. Kronika Nestora, zatytułowana "Powieść lat minionych", powstała na ziemiach wschodnich Słowiańszczyzny. Znajdujący się w obrębie państwa ruskiego Kijów, pretendował wówczas nie tylko do roli najbardziej rozwiniętego społecznie ośrodka słowiańskiego, ale także do roli ośrodka niezwykle kulturalnego.

Zawarte w "Powieści lat minionych" informacje dotyczące Słowiańszczyzny są o tyle wartościowsze od poprzednich, że po pierwsze napisał je Słowianin, człowiek o rodzimych korzeniach, identyfikujący się z rodzimą kulturą, a po drugie, mają one charakter opisowy, niezwykle rozbudowany oraz szczegółowy.

W przekonaniu Nestora, genezy powstania Słowiańszczyzny należy się doszukiwać w Piśmie Świętym, a dokładniej w potomkach Noego. Tak bowiem oto, trzej synowie patriarchy mieli dać początek wszystkim, 72 ludom świata. Podczas gdy potomkowie Sema przejęli władzę we wschodniej części świata, potomkowie Chama rządzili na jego południowych ziemiach. Władzę zaś nad zachodem oraz północą świata przejąć miał Jafet.

Pytanie: Jak w tę panoramę wzajemnych zależności oraz wspólnego pochodzenia wpisuje się wspólnota słowiańska? Poszukajmy odpowiedzi u samego Nestora. Pisze on więc: "(...) Od tych zaś siedemdziesięciu dwóch narodów był naród słowiański z plemienia Jafetowego - Norycy, którzy są Słowianie. (...)Po mnogich zaś latach siedli byli Słowianie nad Dunajem, gdzie teraz ziemia węgierska i bułgarska. I od tych Słowian rozeszli się po ziemi i przezwali się imionami swoimi, gdzie siedli na którym miejscu. Tak więc przyszedłszy, siedli nad rzeką imieniem Morawa i przezywali się Morawianami, Morawianami drudzy Czechami nazwali się. A oto jeszcze ciż Słowianie: Biali Chorwaci i Serbowie, i Chorutanie. Gdy bowiem Włosi naszli na Słowian naddunajskich naddunajskich osiadłszy pośród nich ciemiężyli ich, to Słowianie ci przyszedłszy siedli nad Wisłą i przezwali się Lachami, a od tych Lachów przezwali się jedni Polanami, drudzy Lachowie Lutyczami, inni - Mazowszanami, inni - Pomorzanami."

Dalej autor wspomina o plemiona wschodnich słowiańskich. Pisze więc o nich: "(...) Także ciż Słowianie przyszedłszy siedli nad Dnieprem i nazwali się Polanami, a drudzy - Drewlanami, dlatego że siedli w lasach, a jeszcze inni siedli między Prypecią a Dźwiną i nazwali się Dregowiczami, rzeczki, która wpada do Dźwiny i nazywa się Połota. Ci zaś Słowianie, którzy siedli około jeziora Ilmenia, przezwali się swoim imieniem i założyli gród, i nazwali się swoim imieniem i założyli gród, i nazwali go Nowogrodem. A drudzy siedli nad Desną i nad Semą, i nad Sułą, i nazwali się Siewierzanami. I tak rozszedł się naród słowiański, a od niego i pismo nazwano słowiańskim."

Wraz z nastaniem w dobie średniowiecznej państwa polskiego, historią Słowiańszczyzny rozumianej jako wspólnota plemion, jako spójna całość, niewiele się interesowano. Ten brak zainteresowania własną przeszłością, podzielali z Polakami, także i Czesi.

Z nastaniem XIV stulecia, nieznany z imienia oraz z nazwiska autor, interpelował powstałe wcześniej (bo w końcu wieku XIII) na ziemiach polskich dzieło, nazywane "Kroniką Wielkopolską". Na marginesie, warto powiedzieć, że autorstwo "Kroniki" także było anonimowe.

Wracając do interpolacji. Otóż, jej twórca usiłował związać historię ziem polskich, z ziemiami słowiańskimi. Uczynił to w sposób o tyle ciekawy czy pomysłowy, co tendencyjny. W uzupełnionej "Kronice Wielkopolskiej" czytamy więc: "(...) W najdawniejszych kronikach piszą, że Panonia jest matką i kolebką wszystkich narodów słowiańskich. "Panem" bowiem według tłumaczenia greckiego i słowiańskiego nazywa się ktoś posiadający wszystko i podług tego w słowiańskim "panem" nazywa się wielmożna (…). Otóż powiadają, że ci Panończycy, nazwani tak od Pana, wywodzą się, jak mówią, od Janusa, potomka Jafeta (…). Z tych więc Panończyków pochodzili trzej bracia, synowie Pana, władcy Panończyków, z których pierwotny (a jakże) miał imię Lech, drugi Rus, trzeci Czech. I ci trzej wydawszy potomstwo z siebie i ze swego rodu, posiadali trzy królestwa: Lechitów, Rubinów i Czechów (zwano ich też Bobemi), posiadają je obecnie i na przyszłość posiadać będą, jak długo spodoba się Bożej woli."

Dalsza część interpolacji obfituje w nieco fantastyczne, choć pomysłowe i bajkowe wywody dotyczące pochodzenia oraz etymologii nazewniczej poszczególnych grup plemiennych, wywodzących się ze Słowiańszczyzny Południowej oraz z tzw. Połabii.

Oczywiście poniżej mogłabym przytaczać kolejne wyobrażenia średniowiecznych czy też późniejszych twórców na temat pochodzenia oraz wczesnej historii plemion słowiańskich. Nie uczynię tego jednak, gdyż wszelkie teorie dotyczące utożsamiania Panonii z wczesną Słowiańszczyzną, są teoriami nieprawdziwymi, nie mającymi nic wspólnego z racjonalnymi oraz rzetelnymi danymi, mającymi swoje potwierdzenie w niepodważalnych źródłach pisanych bądź niepisanych. Podobnie rzecz ma się z koncepcjami łączącymi przed-historyczną Słowiańszczyznę z ludami starożytnymi takimi jak: Lirowie, Sarmaci czy pochodzącymi z Germanii - Wandalami.

Warto podkreślić, że pierwsze dane, mające walor naukowy, dane dotyczące wczesnej kolebki Słowiańszczyzny, pochodzą z wieku XIX oraz XX. Nowoczesna nauka, wykorzystanie doskonałych środków oraz metod badawczych, a nade wszystko chęć dotarcia do prawdy, a nie tylko do jej wyobrażeń lub do wręcz do bajkowych opowieści, przybliżyły naukowców do odkrycia nowych, nieznanych dotąd faktów. Na kanwie wspomnianych badań, powstało szereg prac specjalistycznych, archeologicznych, historycznych, etnograficznych czy socjologicznych. W pracach tych pojawiło się szereg nowych hipotez oraz teorii, które warto poznać i z którymi warto polemizować. Przekonanie, że nowoczesna nauka zbliżyła badaczy do odkrycia jednej oraz niepodważalnej prawdy, prawdy dotyczącej prehistorii ziem oraz plemion słowiańskich , jest błędne. Niemniej jednak, śledząc postęp prac badawczych w okresie ostatnim, bardziej niż w czasach ten okres poprzedzających, nastąpiło wyraźne zbliżenie w pewnych, niezwykle istotnych, można by nawet powiedzieć newralgicznych punktach, poszczególnych teorii. Takie zbliżenie daje nadzieje na przyszłość, nadzieję, że pewnego dnia uczeni różnych dziedzin, stworzą teorię spójną, teorię w której poszczególne elementy będą do siebie przystawać, będą kompatybilne, a nade wszystko odpowiedzą na pytanie: Gdzie, kiedy i jak narodziła się Słowiańszczyzna?

Historia Słowiańszczyzny.

Zacznijmy od zapoznania się z teoriami tzw. tradycyjnymi, teoriami traktującymi o historii Słowiańszczyzny w okresie historycznym. Koncepcje te, podobnie jak koncepcje współczesne dotyczące prehistorii plemion słowiańskich, opierają się na różnych przesłankach, nierzadko wzajemnie się wykluczających. Niemniej jednak ich istotną zaletą, jest fakt, że zgodnie twierdzą one, że początków Słowiańszczyzny (prehistorycznych, o których zresztą nie traktują) należy doszukiwać się na szereg stuleci przed VI wiekiem naszej ery, a więc na szereg lat przed pojawieniem się pierwszej źródłowej wzmianki, traktującej o Słowianach.

Jeżeli więc prawdą jest twierdzenie badaczy klasyków, iż historia Słowian sięga wielu wieków przez VI stulecie, a tym samym sięga wieków starożytnych, to dlaczego w materiale źródłowym pochodzącym z wieków antycznych, wzmianki o Słowianach zwyczajnie nie istnieją?

W tym momencie poczynię jedno istotne założenie. A mianowicie, od tej chwili mianem Prasłowian będę określać plemiona słowiańskie z czasów prehistorycznych, a więc sprzed VI wieku (czyli sprzed wzmianki z Kroniki Nestora). Tym samym rozważania przeze mnie snute będą bardziej czytelne i zrozumiałe.

Wracając do postawionego pytania. Otóż badacze klasycy twierdzą, że brak wiadomości o Prasłowianach w źródłach antycznych, jest dowodem na ambiwalencję starożytnych. Dokładniej rzecz ujmując, brak wiedzy o Prasowianach oraz brak woli do ich poznania, czynił uprawnioną przesłankę do unikania tematu Słowiańszczyzny oraz nie umieszczania w materiałach źródłowych. Ta argumentacja wydaje mi się jednak mało przekonywująca i cokolwiek niewystarczająca. Jeżeli bowiem, prawdziwa jest teoria (za którą opowiada się wielu klasyków), że w czasach starożytnych Słowianie zamieszkiwali ziemie środkowe Starego Kontynentu, a więc ziemie na północ od pasm górskich, karpackich oraz sudeckich, to jak jest możliwe, że o ich istnieniu choćby raz nie wzmiankowano. Nie chodzi przecież o dokładne studia antycznych nad pierwszymi Słowianami, a jedynie na przykład o wspomnieniu ich nazwy przy określaniu sąsiedztwa. Jest wielce nieprawdopodobne, że wzmianki takiej nie poczyniono.

Spróbujmy więc zapoznać się z teoriami dotyczącymi Prasłowian, ale mającymi nieco bardziej rzeczywisty charakter.

Otóż, pierwszym stanowiskiem jakie warto rozpatrzyć, jest stwierdzenie, że poszukując korzeni Prasłowian, poszukiwać należy siedzib plemiennych o strukturze zbliżonej (żeby nie powiedzieć identycznej) do tej z wieków VI i VII. Pod względem terytorialnym siedzib tych, należałoby poszukiwać na terenach europejskich, niemniej jednak z wyłączeniem ziem objętych ekspansją plemienną w czasach średniowiecznych, a więc na ziem obszaru Kotliny Czeskiej, Słowacji, Panonii, Półwyspu Bałkańskiego, czy ziem połabskich. Z tej struktury należałoby także wyłączyć ziemie północno-wschodnie, wcześniej zagospodarowane przez Bałtów oraz ziemie południowe, wcześniej opanowane prze ludy irańskie. Jeżeli dokonalibyśmy następnie stosownego wyróżnienia, uwzględniając oczywiście wyłączenie ziem wyżej wyróżnionych, to nasze poszukiwania praojczyzny słowiańskiej, mogłyby się zakończyć powodzeniem.

W tym miejscu kolejna uwaga. Otóż, jest rzeczą mało właściwą nazywanie obszarów funkcjonowania pierwszych Słowian, mianem praojczyzny. Byłoby to określenie stosowne, i jak najbardziej uprzywilejowane w sytuacji gdyby wspólnota plemienna, przez nas badana lub opisywana, miała charakter statyczny, wręcz nieruchomy. Z całą pewnością Słowianie taką wspólnotą nie byli. Najlepszym dowodem popierającym tę tezę, jest fakt, że uczestniczyli oni w wędrówce ludów. Poza tym, praojczyzna byłaby tożsamą z ludem lub wspólnotą, która z dniem pojawienia się na danej ziemi, na tej ziemi stale przebywała, na niej się kształtowała, na niej się rozwijała, na niej trwała. Tego także o Słowianach powiedzieć nie można. Oni jedynie na konkretnych ziemiach mogli w okresie prehistorycznym przebywać. Gdyby Prasłowianie mieli swoją praojczyznę, nie uczestniczyliby w wędrówce ludów, a co za tym idzie nie musielibyśmy budować hipotez o tym, gdzie w istocie mieszkali oraz przebywali w okresie antycznym. Wiedzielibyśmy to, bo ich byt miałby charakter stały, stabilny i niezmienny. Co za tym idzie, nie zmieniłaby się także ich ojczyzna, byłaby więc ona tożsama z praojczyzną.

Kolejna kwestia dotycząca Prasłowian odwołuje się do wyodrębnienia (wciąż hipotetycznego) obszarów, na których znajdowały się pierwotne siedziby plemienne. Zasadniczo badacze dzielą się w tej materii na dwie zasadnicze grupy. Pierwsza opowiada się za lokalizowaniem pierwszych siedzib słowiańskich na tzw. wschodzie, druga zaś na tzw. zachodzie. W obrębie tych dwóch zasadniczych nurtów badawczych wyznacza się podgrupy, czerpiące swoje nazwy od nazw europejskich (mających południowy kierunek biegu) rzek. Najbardziej znane i najbardziej prawdopodobne koncepcje wchodzące w skład teorii wschodniej oraz zachodniej to:

- koncepcja połabsko - wiślańska (zwolennicy: Józef Kostrzewski, Konrad Jaźdźewski),

- koncepcja odrzańsko - bużańska (zwolennik Tadeusz Lepr - Spławiński),

- koncepcja połabsko - dnieprzańska (zwolennik P.N.Tretiakow),

- koncepcja odrzańsko - dnieprzańska (zwolennik Witold Hensel),

- koncepcja wiślańsko - dnieprzańska (zwolennicy: Karol Muullenhofft, Lubor Niederle),

- koncepcja dnieprzańska (zwolennicy: Jan Rozwadowski, J. Rostafiński).

Już tak duże zróżnicowanie poglądów w obrębie dwóch kierunków naukowych (badawczych), czyni dalsze rozważania niezwykle skomplikowanymi. Nie pozostaje nam więc nic innego, jak spróbować zrozumieć skąd tak wynikają odmienne stanowiska uczonych w kwestii etnogenezy słowiańskiej. W naszych poszukiwaniach odwołamy się nie tylko do prac etnologicznych, ale także do materiału badawczego archeologicznego, historycznego, socjologicznego, oraz kulturoznawczego. Nie bez znaczenia będzie także sięgnięcie po powstałe w czasach antycznych źródła pisane.

Indoeuropejskość.

W XIX wieku, językoznawcy europejscy zgodnie stwierdzili, że wszystkie języki Starego Kontynentu (za wyjątkiem fińskiego, węgierskiego oraz pirenejskiego-baskijskiego), języki krajów, które w toku polityki kolonialnej XIX oraz XX stulecia, zetknęły się z Europejczykami, część języków wymarłych, język łaciński a nawet języki antycznych Persów oraz Hindusów, cechuje wielkie podobieństwo.

Niemal każdy wie, że języki Starego Kontynentu występują w trzech wielkich grupach:

- języki romańskie (np. włoski, francuski, hiszpański, rumuński)

- języki germańskie (np. niemiecki, angielski, norweski)

- języki słowiańskie (np. polski, czeski, rosyjski, białoruski, serbsko-chorwacki).

Poza nimi w postaci "szczątkowej" przetrwały także języki celtyckie (np. irlandzki czy gaelicki) oraz liryjski język albański. Warto o nich pamiętać, gdyż w epokach minionych językami tymi posługiwała się duża część Europy.

Z kolei o podobieństwie występującym pomiędzy grupą języków słowiańskich nie muszę chyba przekonywać nikogo, kto choćby raz słyszał lub miał możliwość porównać je w brzmieniu, przebywając za granicą w innym kraju, lub ucząc się języka sąsiadów. Analogiczne podobieństwa można oczywiście zauważyć, w obrębie pozostałych dwóch grup językowych, a więc grupy romańskiej oraz germańskiej.

Podobieństwa pomiędzy językami w grupach oraz spokrewnienie języków europejskich w ogóle, sprawiło, że fachowcy, znawcy przedmiotu, językoznawcy, nazwali je grupą bądź rodziną języków indoeuropejskich. Rodzina języków indoeuropejskich w sensie terytorialnym obejmuje obszary od Europy Zachodniej po Indie Wschodnie. Na marginesie warto wspomnieć, że obok grupy języków indoeuropejskich funkcjonują lub funkcjonowały w czasach wcześniejszych grupy językowe: ałtajska, semicka, ugrofińska oraz azjatycka.

Kończąc rozważania na temat języków indoeuropejskich, pragnę zwrócić uwagę na dwie kwestie. Po pierwsze, pomiędzy poszczególnymi językami w grupie istnieją bardzo wyraźne podobieństwa. Można je dostrzec tak na płaszczyźnie słowotwórczej, jak i gramatycznej. Po drugie, wraz z upływem czasu, wraz z nastaniem kolejnych epok w dziejach, różnice pomiędzy poszczególnymi językami nie tylko się mnożyły ale także ulegały one swoistemu wyostrzeniu. Zjawiskom tym towarzyszyło konsekwentne zmniejszanie się podobieństw. Jaki z tego wniosek? Otóż taki, że w dalekiej przeszłości dzisiejsze języki indoeuropejskie były do siebie bardzo zbliżone. Można nawet zaryzykować stwierdzenie, iż istniał niegdyś jeden mało zróżnicowany język, z którego rodziły się i kształtowały późniejsze języki germańskie, romańskie oraz słowiańskie. I choć z czasem stopień zróżnicowania językowego był prawdziwie namacalny, to i tak pień, można by rzec językowy punkt wyjścia, był dla wszystkich języków indoeuropejskich jednakowy.

Ludy praindoeuropejskie.

Wspomniałam wyżej, że przed wiekami istniał pień językowy wspólny dla wszystkich Europejczyków, zwany pniem (lub prościej językiem) praindoeuropejskim. Nazwa nadano temuż pniu, jak i on sam jest niezwykle umowny. I choć w żaden sposób, tym bardziej w sposób naukowy, jego istnienie nie zostało potwierdzone, to jednak język praindoeuropejski stanowił oraz po dziś dzień stanowi, przedmiot zainteresowania badaczy. Wykorzystując pewne powiązania oraz prawidłowości językowe, oraz kierując się kreatywnością oraz bajkową niemal pomysłowością (tak, tak!) językoznawcy podjęli próby częściowego choćby, odtworzenia języka praindoeuropejskiego. Konsekwencją ich pracy, były i są słowniki językowe, analogiczne do tych, które powstają w odniesieniu do żywych języków indoeuropejskich.

Skoro w toku poczynionych przez nas rozważań doszliśmy do wniosku, że na ziemiach europejskich funkcjonował niegdyś język praindoeuropejski, to powinniśmy zastanowić się, czy w rzeczy samej istniał także lud praindoeuropejski, który się tym językiem posługiwał. W tym celu musimy sięgnąć do badań oraz do prac historycznych.

Na wstępie niewiele mówią nam słowa A. Meilleta, który zwykł był twierdzić: "(...) lud praindoeuropejski istniał z pewnością, choć dokładnie nie wiadomo gdzie i kiedy."

Szersza, a nade wszystko bardziej szczegółowa kwerenda archeologiczno-historyczna nie potwierdza w sposób jednoznaczny, że w dalekiej przeszłości żył lud praindoeuropejski. Wszelkie więc informacje, które przedstawię poniżej, nie mają charakteru danych źródłowych, a są jedynie poszlakami, na których historycy budują hipotezy i prawdopodobne (ale tylko prawdopodobne) koncepcje praindoeuropejskie. Historycy, zwolennicy teorii praindoeuropejskiej twierdzą, że kiedy na przełomie 3000 oraz 2000 roku przed naszą erą, na obszarze Azji Mniejszej pojawili się Hetyci, proces rozpadu ludu praindoeuropejskiego musiał być już niezwykle zaawansowany. O tym, że w fazie rozpadu (lub w fazie szczątkowej) znajdował się wówczas lud praindoeuropejski, może świadczyć jeszcze jedna kwestia. A mianowicie, sprawa udomowienia konia. Mówi się, że konia udomowiono pomiędzy 3000 oraz 2600 rokiem przed naszą erą. Husyci - lud indoeuropejski znał konia z uprzężą. Skąd więc Husyci mogli wywieść znajomość konia z uprzężą jak nie z czasów wcześniejszych, czyli praindoeuropejskich.

Pytanie: Na jaki roku, lub nawet prościej, na jaką epokę należy więc datować powstanie ery praindoeuropejskiej? Czy słuszne jest przekonanie części badaczy, że poprzedziła ona młodszą epokę kamienia (w Europie Środkowej datowaną na 5000 przed naszą erą? Czy epoka praindoeuropejska sięga więc mezolitu?

I wreszcie pytanie najważniejsze: o jakich obszarach należy mówić mając na myśli istnienie epoki praindoeuropejskiej? Odpowiedzi na to pytanie z dniem dzisiejszym nie sposób jest znaleźć. Podeprzyjmy się więc stwierdzeniem językoznawcy, Tadeusza Milewskiego: "(...) jakiś kraj położony z dala od morza i wysokich gór, kraj o klimacie umiarkowanym, w którym nie było słoni i lwów, ale żyły wilki i konie, rosły buki i brzozy dolne do przetrwania periodycznie powtarzającej się śnieżystej zimy."

Lokalizacja przestrzenna kultury praindoeuropejskiej.

Pomimo, że jak napisałam, zlokalizowanie obszaru występowania ludów praindoeuropejskich jest rzeczą niezwykle trudną, pomimo braku materiału źródłowego oraz opierając się jedynie na pracach językoznawczych, spróbujmy określić prawdopodobne miejsce występowania kultury praindoeuropejskiej. Z całą pewnością siedziba ludu nie znajdowała się nad morzem, mało prawdopodobne także, że była położona w pobliżu gór. Ponieważ trudno sobie wyobrazić, aby lud praindoeuropejski zamieszkiwał tropiki, pozostaje klimat umiarkowany.

Jeśli już ustaliliśmy, że lud w czasach praindoeuropejskich zamieszkiwał umiarkowaną strefę klimatyczną, to teraz pozostaje odpowiedzieć na pytanie: Czy miejscem jego egzystencji były ostępy leśne czy też step? Jeśli uznamy, że ludy praindoeuropejskie zamieszkiwały obszary leśne, to automatycznie ich siedziba musiała się znajdować bądź na ziemiach ugrofińskich, bądź bałtyckich. Jeżeli zaś lud praindoeuropejski miał się wywodzić ze stepu, to prawdopodobnie azjatyckiego, stąd jego siedziby musiały być zlokalizowane na obszarze czarnomorskim, bądź nad Morzem Kaspijskim. Pomijając wszelkie "za" oraz "przeciw" obu teorii, wydaje się, że teoria pochodzenia ludu praindoeuropejskiego ze stepu azjatyckiego, jest o wiele bardziej sugestywna oraz przekonująca od teorii leśnej.

Przyjęcie teorii stepowej jest równoznaczne z twierdzeniem, że ludy indoeuropejskie, przodkowie ludów praindoeuropejskich, przybyli na Stary Kontynent ze wschodu. Tym samym przodkowie Słowian, wywodziliby się z azjatyckiego stepu. Oczywiście nie oznacza to, że ze stepu przybyli sami Słowianie. Nie. Podkreślam raz jeszcze, jeżeli przyjmiemy za obowiązującą teorię pochodzenia ludu praindoeuropejskiego ze stopu, to fakt, że pochodzenia azjatyckiego były przybywające ze wschodu ludy indoeuropejskie. Przodkowie Słowian mieli korzenie azjatyckie. Nie zaś sami Słowianie. Ich bowiem w przybywających wówczas grupach indoeuropejskich jeszcze w ogóle nie było. Słowianie jako tacy wówczas nie istnieli.

Ludy indoeuropejskie, etap staro-europejski.

Na skutek prowadzonych po zakończeniu II wojny światowej badań specjalistycznych, odkryto że w nazewnictwie tzw. wodnym dużej części Starego Kontynentu (za wyjątkiem południa) można wyróżnić jednolitą, bardzo specyficzną starą warstwę nazw. Na czym odkrycie to polega w istocie? Otóż na tym, że ludy które zamieszkiwały ziemie nad rzekami mogły się przemieszczać, w ich miejsce mogły pojawiać się inne grupy plemienne, a nazwy rzek trwały. Badana warstwa nazw wodnych, pochodziła z czasów przed ostatecznym ukształtowaniem się grup plemiennych indoeuropejskich (celtyckiej, iliryjskiej, germańskiej czy słowiańskiej), a więc w prawdopodobnym momencie rozpadu ludu praindoeuropejskiego.

Przeprowadzone badania językoznawcze, pozwoliły stwierdzić, że etap istnienia starych warstw w nazewnictwie wodnym środkowej oraz północnej Europy, jest równoznaczny z pierwszym etapem kultury indoeuropejskiej (a co za tym idzie z prawdopodobnym schyłkowym okresem kultury praindoeuropejskiej). Uczestników ekspansji plemiennej tego czasu nazwano Staro-Europejczykami, zaś język jakim się posługiwali - staro-europejskim.

Rozpad Staro-Europejczyków.

W momencie kiedy następował rozpad struktury językowej staro-europejskiej, powstawały funkcjonujące po dziś dzień, języki indoeuropejskie. Zjawisku temu towarzyszyło pierwsze fal migracyjne o charakterze indoeuropejskim.

W konsekwencji dokonujących się zmian, kolejne ludy indoeuropejskie obierały właściwy sobie kierunek ekspansji. I tak:

- w kierunku wschodnim wyruszyli Tocharowie, zajmując ziemie pogranicza chińskiego, ich linia etniczna wygasła w epoce średniowiecznej

- w kierunku zachodnim oraz południowym wyruszyli Ilirowie, Italicy oraz Celtowie

- w kierunku północnym udali się przodkowie Germanów, Bałtów oraz Słowian (na marginesie, warto wiedzieć, że w językach słowiańskich występuje 164 wyrazy, które wywodzą się ze wspomnianej wyżej grupy)

Z czasem z grupy przodków Germanów, Bałtów oraz Słowian, wyodrębnili się Pragermanie, powodując powstanie grupy Bałtów oraz Słowian (do dzisiaj w językach słowiańskich funkcjonuje 289 wyrazów tej grupy). Około roku 1000 przed naszą erą grupa Bałtów i Słowian rozpadła się na dwie oddzielne, autonomiczne grupy, czyli grupę Bałtów oraz grupę Słowian. Grupa Słowian z 1000 roku przed naszą erą była tożsama z grupą Prasłowian. Prasłowianie przetrwali do początków średniowiecza, a do wieku X a być może i XII posługiwali się oni jednym i tym samym językiem słowiańskim. Różnice językowe sprowadzały się jedynie do odmienności dialektycznych poszczególnych plemion słowiańskich.

Celem przypomnienia oraz utrwalenia wiadomości, pamiętajmy że zanim pojawiły się plemiona prasłowiańskie, istniała grupa plemienna Bałtów i Słowian. Jej powstanie poprzedziło istnienie grupy Bałtów, Słowian oraz Germanów (czyli grupy tzw. północnej). Grupa północna narodziła się z ludów staro-europejskich, których przodkami byli Praindoeuropejczycy.

Znając tę endogenezę można dopiero zastanawiać się nad korzeniami średniowiecznych plemion słowiańskich.

Słowianie.

Wielu uczonych po dzień dzisiejszy spiera się ze sobą o genezę pojawienia się właściwych plemion słowiańskich na ziemiach Środkowej Europy. Jedni uważają, że Słowianie to swoiści autochtoni, mieszkający na terenach na północ od Karpat, a prawdopodobnie także i na północ od Sudetów, niemal "od zawsze". Przeciwnicy tego stanowiska sądzą, że do Europy Słowianie przybyli wraz z nastaniem epoki średniowiecznej, a więc nie wcześniej niż V lub Vi wieku. Reprezentanci tego nurtu, nazywają go allochtonistycznym. Próba bliższego przedstawiania obu kierunków nie ma w mojej pracy racji bytu. Po pierwsze dlatego, że spór trwał, trwa i trwać będzie, a co za tym idzie opisywanie wszystkich okoliczności mu towarzyszących przekracza moje możliwości oraz wymogi poniższych rozważań. Po drugie zaś, w ciągu wielu lat ścierania się poglądów autochtonicznych z allochtonistycznymi, w obrębie obu wymienionych kierunków narosło tak wiele koncepcji szczegółowych lub pobocznych, że bardzo trudno byłoby je tu wszystkie przywołać.

O wiele ciekawsze wydaje się zapoznanie się z okolicznościami zaistnienia konfliktu pomiędzy dwoma ośrodkami badawczymi, a mianowicie pomiędzy poznańską szkołą neoautochtoniczną oraz szeroko rozumianymi, jej adwersarzami. Spór zaistniał w okresie dwudziestolecia międzywojennego i był kontynuowany po zakończeniu II wojny światowej.

Przyjrzyjmy się więc czego spór dotyczył. Otóż, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że przez cały wiek XIX oraz na początku wieku XX, uczeni niemieccy realizowali większość z programów badawczych na gruncie archeologicznym. Nie była to sytuacja komfortowa, gdyż w większym lub mniejszym stopniu sami, bądź na skutek nacisków zewnętrznych, naginali oni rezultaty swych prac, sprzyjając pruskiej, a potem niemieckiej, ideologicznej racji stanu. Ponieważ prowadzili oni także badania z zakresu wczesnej Słowiańszczyzny, niemal jednym i zgodnym głosem opowiadali się za stanowiskiem, że tereny na północ od Karpat oraz Sudetów, od wieków bynajmniej nie pozostawały siedzibami plemion słowiańskich. Byli więc Niemcy rzecznikami stanowiska allochtonistycznego. Niemiecka nauka archeologiczna zwykła była uważać wspomniane ziemie za naturalne siedziby plemion germańskich. Niestety z nastaniem v lub VI wieku, plemiona germańskie zmuszone były ustąpić z ziem położonych na północ od Karpat oraz Sudetów, a to na skutek najazdu huńskiego oraz towarzyszących mu najazdów plemion słowiańskich. Dzikie hordy najeźdźców nie tylko wkroczyły na ziemie położone nad Odrą oraz Wisłą, ale także wytępiły oraz wyparły z nich czego winnych Germanów. Takie było oficjalne stanowisko XIX-wiecznej nauki archeologicznej niemieckiej. Na tym jednak nie koniec. Niemcy uważali, że takie "dzikie" wkroczenie Słowian na ziemie późniejszej Polski, naznaczyło historię państwa polskiego na długie lata i stulecia. I tak, w okresie średniowiecznym, państwo polskie było bardziej od niemieckiego prymitywne, wsteczne, a nawet barbarzyńskie. W okresie późniejszym dysproporcja pomiędzy świetnie się rozwijającym politycznie, gospodarczo oraz społecznie państwem niemieckim, a zacofaną Polską, była jeszcze bardziej dostrzegalna, oraz namacalna. Przewaga cywilizacyjna Niemiec, której początki miały sięgać czasów wędrówki ludów, miała zadecydować o przewadze państwa w epoce feudalnej, o ekspansji na ziemie połabskie, czeskie a także polskie. W okresie nowożytnym przewaga państwa niemieckiego nad państwem polskim widoczna była w polityce rozbiorów. W XIX zaś wieku prowadzoną przez ośrodek pruski polityką "Hakaty" po raz kolejny miała się dopełnić wyższość narodu niemieckiego nad narodem polskim. Warto pamiętać, że Niemcy uprawiali nie tylko sprytną politykę manipulacji oraz ideologizacji, ale nade wszystko tworzyli wizję świata czy Europy, w której to wizji, oni odgrywali rolę lepszych, a nade wszystko rolę jedynych sprawiedliwych. Ich polityka rozbiorowej i porozbiorowej polityki była rzekomo usprawiedliwiona. Dlaczego? Ponieważ skoro przed wiekami Słowianie najechali na germańskie włości i je sobie przywłaszczyli, tak przez kolejne stulecia Niemcy mają prawo nastawać na wolne narody oraz na granice ich państw, mają prawo do stosowania przemocy i gwałtu w imię dziejowej sprawiedliwości.

Już na podstawie tak krótkiego fragmentu jasno widać jak Niemcy wykorzystali dobrodziejstwo jakim jest nauka, do tak mało szczytnego celu, jakim jest polityka. Manipulacja w przypadku niemieckim sięgnęła jednak zenitu. Wzbudzała złość i niechęć Polaków oraz rodziła poczucie narodowej dumy u Niemców.

Wobec stanowiska uczonych oraz szeroko rozumianej niemieckiej opinii publicznej, polscy badacze a wraz z nimi większość społeczeństwa, sformułowała przekonanie z goła odmienne od pruskiego. Archeolog Józef Kostrzewski, antropolog Jan Czekanowski, historyk Kazimierz Tymieniecki oraz inni, doszli do przekonania, że Słowianie nie tyle że pojawili się na ziemiach późniejszych polskich w V czy VI wieku, ale byli ich odwiecznymi mieszkańcami. Najbardziej przekonującym argumentem na poparcie tezy polskich uczonych, było stwierdzenie, że to właśnie kultura łużycka, pojmowana jako swoista perełka barbarzyńskich kultur archeologicznych, była wytworem plemion słowiańskich. A ponieważ kultura łużycka rozwijała się na ziemiach środkowej Łaby, aż po ziemie Polski południowo-wschodniej w okresie brązu oraz we wczesnej epoce żelaza, oznaczało to, że Słowianie gospodarowali na ziemiach położonych na rzeką Łabą, Odrą oraz Wisłą już od około 1300 roku przed naszą erą, a być może nawet i wcześniej. Polacy ze szkoły poznańskiej odpowiadali także na zarzuty, stawiane im przez Niemców a propos wzmiankowania przez autorów rzymskich o plemionach germańskich a nie słowiańskich na ziemiach późniejszych polskich. Uczeni polscy widzieli trzy wytłumaczenia takiej sytuacji. Po pierwsze, Rzymianie popełnili błąd nazywając plemiona słowiańskie, germańskimi. Mogło do tego dojść, gdyż ich wiedza o Słowiańszczyźnie Wschodniej była niewystarczająca oraz fragmentaryczna. Po drugie, być może Rzymianie słusznie sporządzili swe zapiski, ale współcześni niesłusznie je zinterpretowali. I wreszcie po trzecie, Rzymianie faktycznie mogli na ziemiach późniejszych polskich spotykać się tak z pierwiastkiem germańskim, jak i słowiańskim, ale nie mogli przewidzieć, że w ciągu zaledwie kilku wieków, to Słowianie zdominują te ziemie, nie pozostawiając najmniejszego nawet znaczenia Germanom.

Neoautochtoniści nie poprzestali na utarczkach słownych z przeciwnikami. Na poparcie głoszonych przez siebie tez, wykorzystując metodę retrogresji, przygotowali tzw. sekwencję kultur słowiańskich. Badając kulturę materialną oraz duchową Słowian żyjących w VI oraz VII stuleciu, docierali do wcześniejszych kultur, kultur prasłowiańskich. Opracowana przez neoautochtonów sekwencja kultur, przedstawiała się więc w sposób następujący:

1) kultura wczesnych Słowian - wiek VI oraz kolejne stulecia

2) kultura czasów rzymskich (kultura tzw. grobów jamowych, kultura przeworska oraz oksywska) - począwszy od schyłku II wieku przed naszą erą do przełomu IV oraz V wieku naszej ery

3) kultura pomorska (nazywana też kulturą wschodnio-pomorską, kulturą grobów skrzynkowych czy kulturą urn twarzowych) oraz kultura grobów kloszowych - pojmowane jako pochodne kultury łużyckiej

Opracowanie sekwencji kultur słowiańskich było możliwe dzięki dostrzeżeniu zbieżności w zajęciach oraz w trybie życia plemion łużyckich oraz plemion słowiańskich z wczesnego średniowiecza. Porównywano także narzędzia pracy czy sposób gospodarowania przez badane plemiona. Ostateczny wniosek był następujący: jeżeli na terenie późniejszego państwa polskiego, począwszy od środkowej fazy epoki brązu, tj. od około 1300 roku przed naszą erą, aż po czasy średniowieczne, istniała faktyczna ciągłość kultur archeologicznych, to jest rzeczą oczywistą, że na ziemiach tych mieszkała jedna i ta sama ludność, ludność słowiańska.

Obydwa przedstawione wyżej poglądy, nie są na tyle naukowe, by móc którykolwiek z nich uznać za obowiązujący i bezsprzeczny. I tak, nie jest prawdziwy głoszony przez Niemców pogląd, iż kultura łużycka była archeologiczną kulturą germańską. Równie dużym nadużyciem badawczym, jest wplatanie kultury łużyckiej w sekwencję struktur słowiańskich. Wykorzystane bowiem przez uczonych z Poznania metody tworzenia sekwencji, są niewystarczające do formułowania tak dalece posuniętych wniosków. Rażące jest także przyjmowanie za oczywiste tylko tych elementów porównania, które sprawdzają się w przeprowadzanym badaniu naukowym, zaś odrzucanie tych nieprzystających, niekompatybilnych. Co więcej, podczas pracy badawczej popełniono tak wiele zaniedbań, oraz nadużyć, iż o przyjęciu koncepcji neoautochtonicznej w ogóle nie może być mowy.

Zdając sobie sprawę z tego, że kultura łużycka nie była ani germańskim, ani słowiańskim wytworem, część uczonych postanowiła związać ją z Lirami, plemieniem starożytnym, zamieszkującym ziemie zachodnich Bałkan. Wielu było badaczy, którzy w koncepcji tej widzieli sens, i którzy na poparcie swych tez usiłowali prowadzić wnikliwe studia naukowe. Konsekwencją owych studiów było sformułowanie co najmniej kilku tez wiążących kulturę łużycką z Lirami. I tak jedna z koncepcji głosiła, iż za powstanie kultury łużyckiej było zjawiskiem złożonym, zjawiskiem za które na zachodzie mogli odpowiadać Ilirowie lub Wendeci, zaś na zachodzie - Słowianie. Byli i tacy, którzy z jakimiś bliżej nie dookreślonymi Lirami Północnymi wiązali możliwość powstania kultury łużyckiej.

Kiedy upadały kolejne tezy o nadawaniu kulturze łużyckiej znamion wyłącznie germańskich, wyłącznie słowiańskich czy wyłącznie lirskich, uczeni uznali, że za jej powstanie odpowiada jakiś lud indoeuropejski, który z czasem przestał istnieć. Zaczęto się więc zastanawiać, o jakim ludzie może być mowa. Zwrócono uwagę na dwie alternatywy. Za powstanie kultury łużyckiej mógł być odpowiedzialny któryś z ludów staro-europejskich lub Weneci, o których wzmiankowali autorzy starożytni.

Pisarze starożytni oraz ich wzmianki o ziemiach polskich.

Skoro uczeni zaczęli się zastanawiać nad związaniem powstania kultury łużyckiej z tajemniczymi Wenetami, to jest rzeczą oczywistą, że musieli mieć oni jakieś informacje, na podstawie których podobną tezę formułowali. Rolę wspomnianych przeze mnie informacji, odgrywały wzmianki twórców antycznych na temat ziem Słowiańszczyzny. Pytanie: Na ile zamieszczane prze antycznych pisarzy w ich dziełach dane, miały walor sprawdzalności? Otóż, śmiało możemy powiedzieć, że tak wiedza, jak i poziom merytoryczny wiadomości umieszczanych w twórczości starożytnej, były bardzo niskich lotów. Jak bardzo niskich, prześledźmy na konkretnych przykładach.

Zacznijmy od Herodota. W swoim dziele nadmienia on, że obszarze kresowym Rzeczpospolitej, prawdopodobnie na ziemiach Podola oraz Wołynia, miał w V wieku przed naszą erą zamieszkiwać ludów Nurów. Niemal natychmiast część uczonych zaczęła łączyć Nurów Herodota ze Słowianami. Znaleźli się i tacy, którzy uznali że Nurowie to jedna z mniejszych grup plemiennych występująca w obrębie kultury łużyckiej. Obie teorie wydają się być bardzo naciągane, żadna z nich nie znajduje potwierdzenia w wiarygodnych danych źródłowych, a tym samym nie żadna z nich nie poddaje się historycznej weryfikacji.

Z czasem w piśmiennictwie starożytnym, zwłaszcza rzymskim, pojawiły się nieco bardziej precyzyjne, a nade wszystko prawdziwe dane dotyczące ziem późniejszej słowiańszczyzny, w tym ziem polskich. I tak w dziele Ptolemeusza Morze Bałtyckie nazwano Oceanem Sarmackim, zaś Zatokę Gdańską - Zatoką Wenedyjską. U tego samego autora czytamy o Górach Wenedyjskich czyli o Karpatach, oraz o Górach Askiburgion czyli o Sudetach. Ptolemeusz wzmiankuje także o Wiśle, którą nazywa Vistulą lub Vistlą. Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że po dziś dzień nazwą własną najlepiej znaną z Ptolemeuszowego dzieła, jest Kalisia czyli prawdopodobnie położony nad rzeką Prosną - Kalisz.

W dziele Ptolemeusza (oraz w pracy Tacyta), wymienione zostały obok nazw własnych krain geograficznych, także nazwy plemion występujących na ziemiach Słowiańszczyzny. Nazwy te można podzielić na trzy zasadnicze grupy. Pierwsza grupa dotyczy plemion germańskich, celtyckich oraz trackich. Druga grupa odnosi się do ludów bałtyckich. W trzeciej grupie znajdują się nazwy, które nie sposób zidentyfikować z jakimkolwiek znanym nauce plemieniem. Z punktu widzenia prowadzonych w poniższej pracy rozważań, najważniejszą rolę odgrywają wymieni przez starożytnych - Lugiowie oraz Wenedowie. Oba plemiona ściśle łączą się ze słowiańską endogenezą.

Plemię Lugiów.

Na podstawie wiarygodnych źródeł starożytnych, pisanych przez Strabona, Tacyta oraz Ptolemeusza, można bezsprzecznie stwierdzić, iż w pierwszych wiekach naszej ery, na ziemiach późniejszej zachodnio-południowe Polski, zamieszkiwali członkowie plemienia Lugiów. Trudno jest jednoznacznie stwierdzić czy Lugiowie byli plemieniem czy też tworzyli oni strukturę większą, określaną mianem związku plemiennego. Podczas gdy Tacyt informuje nas, że "(...) imię Lugiów pobrzmiewa najgłośniej na północ od Sudetów", tak Ptolemeusz wyróżnia ich trzy mniejsze odłamy.

Pozostaje odpowiedzieć sobie na pytanie: Kim byli i dlaczego w tak krótkim czasie zniknęli ze źródeł pisanych? Otóż, nie uzyskamy jednoznacznych odpowiedzi na zadane pytanie. Jedni bowiem uważali Lugiów za Germanów, inni za Słowian, jeszcze inni za Celtów. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że opanowali oni ziemie śląskie oraz zachodnio-małopolskie. Jak już wspomniałam nie do końca wiadome jest czy Lugiowie tworzyli związek plemienny czy sami byli plemieniem. Pierwsza przesłanka odpowiadałaby przypisywanej im funkcji ekonomiczno-zawodowej. A mianowicie, kontrolowaniu szlaku bursztynowego wiodącego znad Bałtyku ku wybrzeżom Adriatyku (a stąd na cały świat rzymski). I tutaj znowu rodzą się wątpliwości, domysły oraz przypuszczenia. Nie wiemy bowiem na czym dokładnie funkcja kontrolera szlaku bursztynowego miała polegać. Jak miała przebiegać kontrola w sytuacji gdy pod nazwą Lugiowie nie kryło się jedno plemię, a cała grupa różnych plemion (np. plemion tak germańskich, słowiańskich jak i celtyckich). I wreszcie, interesujące jest to, w jaki sposób w tak krótkim czasie plemię Lugiów znikło z materiałów źródłoznawczych. Niestety odpowiedzi na te pytania nie znajdziemy ani u Strabona, ani u Tacyta, ani u Ptolemeusza. A szkoda.

Plemię Wenedów.

Nazwa plemienia Wenedów pojawia się dziele Pliniusza Starszego, zatytułowanym "Historia naturalna". Z kontekstu pracy, możemy domyślać się, że Wenedzi zamieszkiwali obszar dzisiejszego polskiego Pomorza bałtyckiego.

Sprawa nieco komplikuje się, gdy w swoim dzieli nazwę plemienia wymienia także i Tacyt. On z kolei, lokalizuje Wenedów na obszarze rozpościerającym się od Europy Północno-Wschodniej, zamieszkiwanej wówczas przez ludy zwane Fennami, aż po ujście rzeki Dunaj, gdzie przebywały plemiona Bastardów, zwanych też Peukinami. I choć w pracy Tacyta nie znajdziemy informacji bardziej szczegółowych, dotyczących miejsca występowania Wenedów, to możemy wnioskować, że najbardziej prawdopodobna siedziba plemienia musiała znajdować się na wschód od rzeki Wisły oraz od łuku pasma górskiego, karpackiego.

Cały problem ze źródłami rzymskimi, czy antycznymi w ogóle polega na tym, że w mniemaniu starożytnych północną część ówczesnego świata zamieszkiwały ludy germańskie oraz sarmackie. Z Germanami Rzymianie stykali się nad rzekami Ren oraz Dunaj, zaś Sarmatów (czyli spadkobierców kultury oraz spuścizny scytckiej nad Morzem Czarnym) utożsamiali z ludem barbarzyńskim. Przyjmując za jedyny obowiązujący obraz czarno-biały, starożytni na ziemiach późniejszej Słowiańszczyzny, dostrzegali jedynie plemiona germańskie oraz sarmackie, zupełnie bagatelizując fakt występowania na wspomnianym już obszarze innych grup plemiennych lub innych ludów. Tym samym, nie chcąc zrewidować swoich poglądów, a wiedzy uczynić obiektywną, Rzymianie zwyczajnie mogli pominąć fakt występowania w Europie Pólnocnej, plemion słowiańskich.

Jest i drugi problem związany z antycznym materiałem źródłowym. A mianowicie, w przekonaniu uczonych ani Germanowie, ani Sarmaci nie byli postrzegani przez rzymskich twórców, w kategoriach etnicznych. Dla nas jest dzisiaj rzeczą oczywistą, że Germanowie to plemiona mówiące językami germańskimi, zaś Sarmaci to ludy posługujące się grupą irańską języków indoeuropejskich. Dla Tacyta na przykład, taka weryfikacja nie była jednak tak oczywista jak dla nas. Dla Tacyta kryterium przyporządkowania jakiegoś plemienia do jednej czy drugiej grupy plemiennej, sprowadzało się do obserwacji kultury plemiennej oraz do prowadzonego przez dane, konkretne plemię, stylu bytowania. Dlatego też, Sarmatami były wszystkie te plemiona, które były koczownikami, zaś z Germanami sprawa wydawała się być nieco bardziej pogmatwana. Jak bardzo? Odsyłam do rozdziału 46 "Germanii" autorstwa Tacyta.

Na podsumowanie tej części rozważań przytoczę wypowiedź Tacyta o Wenedach. Brzmi ona w następujący sposób: "(...) Wenedowie wiele przejęli z obyczajów Sarmatów albowiem swych wyprawach łupieskich przebiegają wszystkie lasy i góry, jakie wznoszą się między Peukinami a Fennami. Raczej jednak należy ich do Germanów zaliczyć. Ponieważ budują stałe domy, noszą tarcze, lubują się w pieszych marszach i chyżości - a wszystko to odmienne jest u Sarmatów, którzy spędzają życie na wozie i na koniu." Oczywiście nie należy wiązać plemienia Wenedów z korzeniami germańskimi. Takie działanie byłoby z punktu widzenia naukowe, niezwykle ryzykowne, choć trzeba przyznać, że byli badacze, którzy w wiązaniu Wenedów z Germanami widzieli oczywisty pewnik.

Ptolemeusz.

Nazwa plemienia Wenedów pojawia się nie tylko w pracy Tacyta, ale i u innego starożytnego uczonego, a konkretnie rzecz ujmując u Ptolemeusza. W geograficznej pracy Ptolemeusza spotykamy się z podziałem późniejszych ziem polskich na dwie mniejsze jednostki. Linią graniczną była rzeka Wisła, zaś kryterium rozgraniczenia sprowadzało się do potrzeby wyodrębnienia przez autora na ziemiach Słowiańszczyzny jednostek nie tylko o charakterze geograficznym, ale nade wszystko o charakterze etnicznym. Tak więc, ziemie położone na zachód od linii granicznej nazwał Ptolemeusz Germanią Megale czyli Wielką Germanią. Ziemie zlokalizowane na wschód od Wisły zostały zaś przez autora określone mianem Sarmacji Europejskiej. Dokładniej rzecz ujmując, Wielka Germania rozpościerała się od rzeki Ren po rzekę Wisłę, zaś Sarmacja Europejska sięgała od rzeki Wisły po rzekę Don. Idąc dalej na wschód, Ptolemeusz wyodrębnił kolejny obszar geograficzno-etniczny, zwany Sarmacją Azjatycką. Sarmacja Azjatycka zlokalizowana była pomiędzy Donem a Wołgą.

W dziele Ptolemeusza czytamy, że we wschodniej części Germanii Wielkiej, mieszkało plemię Lugrów oraz, że znajdowało się tutaj miasto Kalisia. Spośród wielu, nierzadko trudnych do zidentyfikowania plemion sarmackich, autor wyróżnił także i Wenedów. Pisze o nich w następujący sposób: "(...) Zamieszkują Sarmację ogromne ludy: Wenedowie wzdłuż całej zatoki Wenedyksjiej, powyżej Dacji Peukinowie i Basternowie."

Z tej części pracy wynika jasno, jakoby Wenedowie w rozumieniu oraz postrzeganiu Ptolemeusza, byli odpowiednikami Wenedów z "Germaniki" Tacyta. Można więc wnioskować, że Wenedowie faktycznie odgrywali rolę dominującego czynnika etnicznego na ziemiach dzisiejszych słowiańskich, a więc na ziemiach położonych na wschód od rzeki Wisły.

Chwilę później, Ptolemeusz podważa nasze dotychczasowe rozważania, wymieniając mniejsze plemienne grupy sarmackie, uporządkowane w ciągi. Pierwszy z wymienionych ciągów dotyczy ziem rozpościerających się od zachodu, następnie kierujący się ku północy (tj. w kierunku Morza Bałtyckiego) i ostatecznie kończący się na południu. W ciąg ten autor wpisał następujące plemiona: "(...) Z mniejszych zaś ludów siedzą w Sarmacji Gytonowie koło rzeki Wistula, poniżej Wenedów; następnie Finowie, następnie Sulonowie; niżej od nich Frugundionowie, następnie Awarinowie koło źródeł rzeki Wistula."

Kolejny ciąg plemienny rozpościerał się w przekonaniu Ptolemeusza na ziemiach położonych na południe od wyżej wymienionego. W skład tej grupy wchodziły między innymi takie ludy jak: Galindowie, Sudinowie, Stawanowie, a nawet Alanowie.

Zatrzymajmy się chwilę, i zastanówmy się co w praktyce oznaczałby fakt podawany przez Ptolemeusza za pewny, a mianowicie że południowo-wschodnimi sąsiadami Wenedów byli Galindowie. To co dla starożytnego autora jest pewniakiem dla nas jest nie lada kłopotem. Dlaczego? Już tłumaczę. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że plemiona nazwane przez Ptolemeusza Galindami oraz Sudinami, były ludami bałtyjskimi, zamieszkującymi ziemie dzisiejszych Mazur. Co prawda bardziej szczegółowa o nich wiedza pochodzi dopiero z czasów średniowiecznych, niemniej jednak jest rzeczą absolutnie pewną, że tak we wspomnianych już wiekach średnich, jak i w okresie poprzedzającym, plemiona bałtyjskie cechowała absolutna stabilność oraz niezmienność siedzib. I jeżeli faktycznie Ptolemeusz miał rację pisząc, że Galindowie byli sąsiadami Wenedów, sąsiadami południowo-wschodnimi, to oznaczałoby to w praktyce że ten rzekomo wielki lud, lud który dał nazwę Morzu Wenedyjskiemu (czyli Bałtyckiemu) oraz Górom Wenedyjskim (czyli Karpatom), był w rzeczywistości niewielkim plemieniem, zamieszkującym ziemie nad samym morzem.

Z problemem sąsiedztwa Galindów z Wenedami, łączy się także bezpośrednio problem sąsiedztwa Gytonów z Wenedami. Gytonowie (czyli późniejsi Goci) mieli sąsiadować z Wenedami od południa. Pierwotna lokalizacja Gytonów nastręcza uczonym wiele kłopotów. Przez wiele lat utrzymywał się pogląd, iż najwcześniejsze siedziby późniejszych Gotów musiały znajdować na terenach nadmorskich. Taka teza była bardzo prawdopodobna, gdyż znajdowała ona poparcie w pracy znanego nam już gockiego historyka Jordanesa. Przekonanie o nadmorskich siedzibach Gotynów podważa współczesna nauka archeologiczna, która idąc w ślad za Ptolemeuszem umieszcza pierwszych Gotów na Wisłą nieopodal Torunia (koncepcja naukowa niemieckiego archeologa Rolfa Hachmanna).

Wracając do Wenedów. Śledząc treść ptolemeuszowego dzieła, dostrzegając nieścisłości w opisywaniu plemienia Wenedów przez samego autora, należy zadać sobie pytanie: W której części swoich rozważań Potlemeusz się pomylił? Czy w istocie rzeczy Wenedowie byli tzw. małym czy też może wielkim ludem? Starając się odpowiedzieć na zadane wyżej pytania, należy mieć absolutne przekonanie o tym, że żadna z ewentualnych hipotez nie jest ostateczną, gdyż nie jest do końca pewną. Niestety bowiem, w pracy starożytnego autora nie znajdujemy wskazówek, które rozwiewają nasze wątpliwości. Możemy jedynie przypuszczać, że pisząc o wielkim plemieniu, Ptolemeusz miał na myśli lud Wenedów. Pisząc zaś o małym plemieniu, autor prawdopodobnie miał na myśli lud Aistów. Aistowie - plemię staropruski, świetnie wkomponowywałoby się w panoramę przedstawionych przez Ptolemeusza zdarzeń. Problem jednak w tym, że w ani jednym miejscu w "Geografii" nie pada nazwa Aistowie. Czyżby Ptolemeusz przegapił ten fakt? Bardzo prawdopodobne.

Śledząc ostatnie rozważania ktoś mógłby zarzucić współczesnym naginanie historii. Owszem, w jakimś stopniu byłby to zarzut uzasadniony. Nie do końca jednak zabieg taki należałoby nazywać manipulacją. Wydaje się, że identyfikowanie małego plemienia ptolemeuszowego z Aistami, jest nie tylko stosunkowo mocna uzasadnione, stosunkowo prawdopodobne, ale i pozwala spoić oraz zestawić ze sobą dane o Wenedach, zawarte w "Geografii" z danymi figurującymi w "Germanice".

Reasumując. Z pism Ptolemeusza oraz Tacyta dowiadujemy się, że Wnedowie zamieszkiwali spore obszary, znajdujące się na wschód od rzeki Wisły. Prawdopodobnie także, w czasie o którym mowa, byli oni najsilniejszą grupą etniczną obszarów późniejszej Słowiańszczyzny. Zainteresowanie Wenedami jako przodkami plemion słowiańskich jest więc jak najbardziej uzasadnione.

Czy Wenedowie to Prasłowianie? Etnogeneza Słowian w ujęciu Gerarda Labudy.

Co jest rzeczą niezwykle interesującą to fakt, że w polskiej nauce, tak historycznej jak i archeologicznej, istnieje pogląd identyfikowaniu antycznych Wenedów z Prasłowianami. Skąd takie stanowisko? Otóż, po pierwsze uczeni polscy przyjmują, że jeszcze w czasach przed Ptolemeuszem ziemie późniejsze polskie, były zamieszkiwane przez ludy prasłowiańskie. Po drugie, założeniu temu odpowiadają pewne dane o charakterze źródłowym. Wypada więc zapytać: Jakie to dane?

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wielu źródło-pisarzy wczesnośredniowiecznych, tak łacińskich, jak i bizantyjskich, od Jordanesa począwszy, miała zwyczaj nazywać Słowian mianem Wenedów (względnie Wenetów). Na tym nie koniec. W czasach średniowiecznych, Niemcy bardzo często mówiąc o Słowianach, mówili "die Wenden", czyli Wenedowie. Podobnie Finowie. Gdy Fin mówił o Słowianach ze wschodu, mówił "Venaja". Zwolennicy upatrywania w Wenedach Prasłowian, mają zwyczaj przypisywania tym pierwszym tworze archeologicznej kultury grobów jamowych, a więc kultury przeworskiej oraz oksywskiej.

Najbardziej zagorzali zwolennicy tego prądu naukowego wywodzą nazwę "Wenedowie" z języka słowiańskiego. Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że jest to spore nadużycie. Nazwa "Wenedowie" pochodzi z języka germańskiego, a w czasach tak starożytnych, jak i średniowiecznych występowała w wielu europejskich miejscach, miejscach w których choćby o czasowym przebywaniu Słowian zwyczajnie nie mogło być mowy. Pierwszy raz nazwa "Wenedowie" pojawia się u Homera, w "Iliadzie". Homeryccy Enetoi (czyli faktyczni Wenedowie) mieli zamieszkiwać ziemie od Walii oraz Bretanii na Zachodzie aż po Półwysep Bałkański oraz Azję Mniejszą na Wschodzie.

W tym miejscu pozostaje odpowiedzieć sobie na pytanie: Jak w istocie wytłumaczyć zjawisko tak szerokiego występowania nazwy Wenedowie w starożytnym świecie? Są tacy, którzy uważają, że w zjawisku tym nie ma nic nadzwyczajnego. Po też cóż dziwnego jest w tym, że na szerokim obszarze żyło sobie wielu ludów, które poza jednakową lub podobnie brzmiącą nazwą nie miały ze sobą nic wspólnego? Otóż, najbardziej dziwne jest to, że są ludzie, co więcej badacze, którzy w podobne przypuszczenia wierzą, usiłując czynić je prawdopodobnymi. Inni są przekonani, że Wenedowie z ziem słowiańskich byli pozostałością wielkiego ludu niegdyś występującego w Europie, ludu w skład którego wchodzi Wenedowie-Walijczycy, Wenedowie Galijscy, Wenedowie Adriatyccy itd. Wreszcie propagatorzy trzeciego stanowiska naukowego sądzą, że Wenedowie podejmując ekspansję z jednego miejsca na kontynencie europejskim, pojawili się w wielu ośrodkach ówczesnego Starego Kontynentu. Konsekwencją owej ekspansji, oraz krótszego bądź dłuższego ich przebywania na jakimś obszarze, było przenikanie języka lub poszczególnych jego słów do języków lokalnych. Stąd też podobieństwa w nazewnictwie, występujące w wielu punktach Europy. Na podstawie przeprowadzonych badań językoznawczych (badano między innymi język Wenedów Adriatyckich, oraz szczątkowe języki Wenedów Bretońskich oraz Nadwiślańskich), za najbardziej prawdopodobną przyjęto trzecią z hipotez.

Kolejnym problemem badawczym, dotyczącym Wenedów, było określenie ich prawdopodobnych siedzib pierwotnych. I w tej materii pojawiło się szereg hipotez a nawet poza-naukowych spekulacji. Za najbardziej współczesna ale także za najbardziej prawdopodobną, należy uznać koncepcję polskiego uczonego Gerarda Labudy. W swoich badaniach Labuda odwołał się do wcześniejszych przekonań sformułowanych przez pochodzącego z Niemiec językoznawcę, Paula Kretschmera. Teza Labudy głosi, że w epoce brązu Wenedowie zamieszkiwali ziemie pomiędzy środkową Łabą a dolną Wisłą (ze szczególnym uwzględnieniem dorzecza Odry). Co za tym idzie, sąsiadami Wenedów byli: początkowo Celtowie, Lirowie oraz Itlaicy, z czasem zaś Germanowie, Bałtowie oraz Prasłowianie. Labuda dowodzi także, że w kontekście archeologicznym, Wenedów przypisać należy do kultury łużyckiej. W okresie od 1000 do około 500 roku przed naszą erą Wenedowie mieli doświadczyć zjawisk migracyjnych. Tym samym z jednej strony, pojawili się oni na nowych ziemiach, szerząc na nich swoją kulturę oraz właściwy sobie styl życia. Z drugiej zaś strony, na skutek ruchów migracyjnych doszło do osłabienia "kolonizacji" plemiennej na terenie pierwotnym, a więc na ziemiach późniejszych polskich.

Ruchy migracyjne Wenedów zaowocowały także o wiele bardziej dotkliwymi oraz dalekosiężnymi konsekwencjami. Po pierwsze rozpadła się kultura łużycka. Po drugie ziemie pierwotnie należące do Wenedów Nadwiślańskich zostały infiltrowane przez ludy sąsiednie, bądź obce. I tak, Wenedowie doświadczyli najazdu ze wschodu, ze strony Scytów. Od południa zaatakowali Celtowie, Germanowie zaś od północy. Najciekawsze oraz najbardziej nas interesujące jest to, że od wschodu w granice posiadłości Wenedów, zaczęli wkraczać Prasłowianie. W tym momencie następuje najbardziej ciekawe stwierdzenie Labudy. A mianowicie, Prasłowianie wkraczali na posiadłości Wenedów, zajmowali je a tym samym wypierali z nich pierwotnych mieszkańców. Germanowie zdając sobie sprawę z dokonującego się procesu, przenosili nazwę plemienia Wenedów na nowe plemię wkraczające w granice późniejsze polskie, czyli na Słowian. Stąd w wielu źródłach oraz w praktyce dnia codziennego funkcjonującej przez wiele kolejnych lat oraz stuleci, utarł się zwyczaj nazywania Słowian mianem Wenedów.

Kolejna bardzo cenna uwaga to ta, że w VI wieku naszej ery, na ziemiach polskich nie możemy już mówić o Wenedach, ale o Słowianach.

Wciąż pozostaje pytanie: Czy Wenedowie z pism Ptolemeusza oraz Tacyta to faktyczni Wenedowie czy może już pierwsi Słowianie? Na pytanie to nie sposób dzisiaj znaleźć odpowiedzi. Jeżeli przyjmiemy, że Wenedowie, o których pisze Labuda to Prasłowianie, Prasłowianie, których wyparli Słowianie właściwi, to Wenedowie z pism starożytnych autorów wyżej przywołanych, jeżeli nie Słowianami to z całą pewnością, byli Prasłowianami. Przyjmując tę hipotezę za obowiązującą, musielibyśmy automatycznie stwierdzić, że nie jest prawdą, iż materiały źródłowe z czasów antycznych, nie wzmiankują o Słowianach, lub dla większej dokładności o Prasłowianach.

Krytyka Labudy przez Kazimierza Godłowskiego. Nowe spojrzenie na etnogenezę Słowian.

Przedstawiony wyżej pogląd Gerarda Labudy na etnogenezę Słowian, wydawał się nie tylko bardzo prawdopodobny oraz przekonujący, ale w istocie nie spotkał się on na gruncie naukowym z zasadniczym odrzuceniem, bądź sprzeciwem. Do czasu. Nową wizję rodowodu słowiańskiego, zaproponował bowiem historyk z Krakowa, niejaki Kazimierz Godłowski.

Teza Godłowskiego jest bardzo czytelna. W przypadku źródeł starożytnych oraz źródeł pochodzących ze wczesnego Bizancjum nie może być mowy o pomyłce lub o ukryciu plemion słowiańskich pod innymi nazwami własnymi. O takiej pomyłce nie może być mowy, gdyż do przełomu wieku V oraz VI, Słowianie jako formacja etniczna, zwyczajnie nie istnieli.

Godłowski dowodzi, że z nastaniem wieku VI (ewentualnie schyłku V) możemy mówić o powstaniu w Europie kultury tzw. wczesnosłowiańskiej. Kultura ta narodziła się na olbrzymim obszarze obejmującym ziemie wschodniej, środkowej oraz południowej Europy, rozpościerając się tym samym od środkowego biegu Dniepru i Prypeci (na Wschodzie), przez Łabę, Salę oraz Men (na Zachodzie), aż po Półwysep Bałkański na Południu. Specyfika kultury wczesnosłowiańskiej polegała na tym, że była ona "tworem" niezwykle zwartym pod względem całościowym, oraz niezwykle różnym od kultur poprzedzających, a więc od kultury przeworskiej czy oksywskiej, występujących w rejonie Odry oraz Wisły czy kultury zarubinieckiej, charakterystycznej dla ziem nad Środkowym Dnieprem (czas trwania II wiek przed naszą erą - II wiek naszej ery).

Ważnym elementem krytyki Godłowksiego, jest pokazanie, że podobieństwa pomiędzy kulturą wczesnosłowiańską a kulturami czasów rzymskich, mają charakter symboliczny, bardziej przypadkowy niż rzeczywisty. Z kolei, różnic świadczących o nie możności wiązania ich ze sobą, jest wiele. Są one namacalne i bardzo przekonujące. A oto przykłady:

- charakterystyczne dla czasów kultury przeworskiej, niezwykle wyspecjalizowane rzemiosło nijak się miało, do można powiedzieć, prymitywnego oraz przeznaczonego na własne potrzeby plemienne, rzemiosła słowiańskiego z okresu od VI do VIII wieku naszej ery

- podobnie garncarstwo, ceramika z czasów rzymskich zachwycała tak formą, wykonawstwem, jak i zróżnicowaniem asortymentu, podczas gdy garncarstwo z okresu wczesnosłowiańskiego było prymitywne, wyrabiane ręcznie (Rzymianie znali koło garncarskie), oraz mało różnorodne (znano jedynie naczynia typu "praskiego" lub typu "Korczak")

- analogicznie przedstawiała się kwestia wyposażenia grobowego, i tak w kulturach archeologicznych rzymskich wyposażenie grobu było bogate, nie można tego jednak powiedzieć o grobach wczesnosłowiańskich; charakterystyczne dla popielnic słowiańskich ubóstwo, przejawiało się w braku wyposażenia grobowego, mającego towarzyszyć osobie zmarłej (wyjątkiem są tu sporadycznie umieszczana w grobach ceramika typu praskiego).

Cechami wyróżniającymi kulturę wczesnosłowiańską są w przekonaniu Godłowskiego:

- osady datowana na VI oraz VII wiek; osady te lokalizowano najczęściej nad rzekami, lub w dolinach, były one niewielkie, niemniej jednak otwarte; nierzadko mniejsze osady tworzyły większe skupienia

- domy, podobnie jak osady były niewielkie, przypominające kwadratowe półziemianki; w narożniku domu znajdował się bądź piec, bądź palenisko

- ceramika, dość prymitywna, wytwarzana ręcznie

- cechy kulturowe, mające charakter modelowy dla wszystkich niemal grup plemiennych tworzących strukturę wczesnosłowiańską.

O strukturze plemiennej wczesnosłowiańskiej Godłowski pisze: " (...) Kultura ta to [przyp. autora] Nie tyle określony zestaw przewodnich typów zabytków ruchomych, ile ogólny model i strukturę tej kultury, odbijające określony typ stosunków gospodarczo - społecznych, osadnictwa, obyczajowości i wierzeń." W przekonaniu krakowskiego historyka pierwszym miejscem gdzie narodziła się kultura wczesnych Słowian, była Ukraina, a dokładniej obszar rozpościerający się pomiędzy Karpatami Wschodnimi a Dnieprem. Godłowski uważa, że właśnie na ziemiach ukraińskich, już z nastaniem końca wieku IV, zaczęły zanikać kultury czernichowska oraz kurhanów karpackich i jak sam pisze: "(...) dokonała się w V wieku krystalizacja tej kultury (wczesnosłowiańskiej - przyp. autora) i tutaj także znajdował się obszar wyjściowy jej dalszej ekspansji. Dalej Godłowski dodaje: "(...) zatem dopiero od tego momentu to znaczy od V - VI w., można w ogóle mówić o Słowianach i ich kulturze. Kultury tej nie da się wyprowadzić z żadnej wcześniejszej, stanowi ona novum, ale pewne obserwację archeologiczne zdają się wskazywać, że decydujący udział w formowaniu się kultury słowiańskiej V -VI w. miała ludność wywodząca się z obszarów położonych na północ od zarysowanego - ze strefy leśnej europy wschodniej. Około roku 520 rozpoczyna się jak gdyby drugi etap ekspansji słowiańskiej, który przyniesie Słowianom ogromne zdobycze i mniej więcej 20 % powierzchni kontynentu."

Reasumując. Rozważania krakowskiego historyka, oparte o pracę badawczą, dowodzą że o istnieniu plemion wczesnosłowiańskim w okresie starożytnym, w tym także w okresie rzymskim, nie może być mowy. Nie możliwe jest w związku z tym, aby jakikolwiek antyczny twórca wzmiankował o Słowianach. Jak bowiem możliwe jest pisanie o czymś, czego w rzeczywistości nie ma? - zdaje się pytać Godłowski. Pytanie to kieruje on nie tylko do potencjalnego czytelnika swoich prac, ale także do świata naukowego, dotychczas sprzyjającego koncepcji Labudy. Nie trudno domyślić się, że polscy entuzjaści endogenezy słowiańskiej osadzonej w czasach prehistorycznych, a zwłaszcza starożytnych, przyjęli stanowisko uczonego z Krakowa, z dużą dozą krytycyzmu, a nawet niechęci. Sam Godłowski może mieć powody do zadowolenia. W podobnym bowiem do jego prac nurcie, utrzymane jest wnioskowanie o endogenezie Słowian, przedstawione przez czeskiego badacza, niejakiego Zdenka Vana.

I co najważniejsze. Czy rzeczywiście stanowisko Godłowskiego jest stanowiskiem niepodważalnym, znajdującym satysfakcjonujące odpowiedzi na wszystkie pytania dotyczące endogenezy słowiańskiej? Jak stwierdził Labuda, absolutnie nie. Labuda podkreśla, że w pracy Godłowskiego mijają się ze sobą wyniki badań językoznawczych oraz historyczno-archeologicznych. Podczas gdy bowiem, w mniemaniu uczonego krakowskiego, Słowianie w czasach tzw. wpływów rzymskich mieli nie obejmować swym występowaniem ziem nad rzekami Prut, Dniestr oraz nad Bohem, z danych językoznawczych jasno wynika, że o takich wpływie jak najbardziej mówić możemy. Dowodzi tego bowiem rozmieszczenie archaicznego nazewnictwa słowiańskiego. Labuda dostrzega także drugą nieścisłość w pracy Godłowskiego. Skoro część nazw własnych (np. rzek) przejęli Słowianie od Wenedów, i co więcej uczynili to bez udziału, czyli bez pośrednictwa Germanów, to jest rzeczą oczywistą, że musiało dojść do bezpośredniego zetknięcia się Słowian z Wenedami. Jeśli tak, to bezsprzecznym pozostaje fakt, że zetknięcie to musiało mieć miejsce w okresie wcześniejszym, niż w V czy VI wieku naszej ery. Jeśli zaś miało ono miejsce wcześniej, to nieprawdą jest, że Prasłowian na ziemiach późniejszej Słowiańszczyzny, nie było w okresie poprzedzającym V czy VI wiek, a niewykluczone, że i w czasach antycznych.

Stanowisko pośrednie.

Z poprzednich rozważań możemy wysnuć jeden bardzo prawdopodobny wniosek. Koncepcja Godłowskiego zawiera jedynie część prawdy.

Absolutnie niepodważalna jest jego teza o specyfice kulturowej, osadniczej oraz społecznej, plemion zamieszkujących ziemie polskie w okresie od VI do VIII wieku. Należy zgodzić się, że kultura wczesnosłowiańska naznaczyła ziemie europejskie nową jakością, oraz że jakość ta nieznana była czasom antycznym.

Ale już kwestia uprymitywnienia kultury wczesnych Słowian oraz zestawiania jej z wysoce rozwiniętymi kulturami rzymskimi, budzi pewne zastrzeżenia, oraz zwykły niesmak. Czy nie lepiej przyjąć, że regres cywilizacyjny nie był wynikiem pojawienia się jakiś prymitywnych ludów, a jedynie odpowiedzią na chwiejące się w posadach, chylące się ku upadkowi czasy starożytne. Może wstecznictwo kulturowe było jedną z boleści, jakich doświadczał niegdyś piękny, bogaty, oraz władczy świat antyczny, obecnie zaś dotkliwie zraniony oraz przeczuwający nadejście nowej epoki w dziejach?

Europa doświadczała wielkiej wędrówki ludów. Dotychczasowe siedziby opuszczali częściowo Wenedowie, tak jak opuszczali je Germanowie. Uczestnictwo w wielkich ruchach migracyjnych, powodowało, że dotychczasowe siedziby plemienne były bardziej narażone na infiltrację. Jeśli dodamy do tego, opisane już wyżej zjawisko penetrowania ziem późniejszych słowiańskich przez Scytów, Celtów czy Germanów, to okaże się, że nie tylko obszary te w okresie od IV do VI wieku poddawane były dalszemu słabnięciu, ale także, że dochodziło na nich do pierwszych kontaktów pomiędzy ludami Wenedów a Słowianami.

Dochodzimy więc do meritum problemu. Infiltracja słowiańska ziem zamieszkałych dotychczas przez Wenedów, prowadzona w IV, ale głównie V oraz VI wieku, nie spotkała się z większym sprzeciwem ze strony plemion pierwotnych. Skoro więc Słowianie zetknęli się z Wenedami (podkreślam dotychczasowymi mieszkańcami ziem słowiańskich) to jest rzeczą oczywistą, że w nauce będziemy ich nazywali Prasłowianami. Jest także rzeczą jasną, że skoro Słowianie przybywali na wspomniane ziemie, zajmowali je, to automatycznie w jakimś stopniu następował proces wchłaniania osłabionych Wenedów przez społeczność słowiańską. Powstawało społeczeństwo nowego typu. Łączyło dotychczasową ludność tych ziem, Wenedów, z ludnością napływową, słowiańską. Powstałe w ten sposób społeczeństwo, legło u podstaw przyszłego społeczeństwa polskiego.

Trzeba więc pamiętać, że fundamentem społecznym przyszłego państwa polskiego, byli zarówno Wenedowie (czyli Prasłowianie) oraz Słowianie, przybyli na ziemie słowiańskie w okresie V oraz VI wieku naszej ery. Nie można powiedzieć, że historia Słowiańszczyzny rozpoczyna się w VI wieku, wraz z opanowaniem ziem przez plemiona napływowe. Absolutnie nie. Historia Słowiańszczyzny, to historia Wenedów (Prasłowian) - antycznych mieszkańców tych ziem, oraz dzieje Słowian, którzy zajmując obszary późniejsze polskie, wchłonęli lub jak kto woli zasymilowali się ludem Wenedów, tworząc historyczną już, potwierdzą źródłowo społeczność słowiańską.

Wielkie ruchy migracyjne plemion słowiańskich.

Jak nietrudno jest się domyślić migracje plemienne mogły odbywać się bądź na zasadzie pełnej bezkolizyjności (miało to miejsce wówczas, gdy konkretny lud przybywał bądź na ziemie zupełnie niezamieszkane, bądź na ziemie w niewielkim tylko stopniu zaludnione), lub też mogły one doświadczać ludność pierwotną, zamieszkującą teren objęty wędrówką. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że świat od dawien dawna doświadczał ruchu wędrówkowego. Oczywiście najczęstszym powodem migracji były (i są) względy materialne, oraz poprawy własnego bytu. Nie inaczej było także w dobie brązu, kiedy to nierównomierny sposób rozmieszczenia surowców niezbędnych do produkcji stopu (miedź oraz cyna), powodował potrzebę migrowania, przyczyniając się jednocześnie do zróżnicowania materialnego poszczególnych grup plemiennych.

Na przestrzeni wieków można jednak wyróżnić okresy bardziej lub mniej wędrówkowe. I tak, w przypadku ludów celtyckich o apogeum ruch migracyjnego, możemy mówić począwszy od pierwszej połowy I tysiąclecia przed naszą erą. Od tego momentu ludy celtyckie przejmują kontrolę nad olbrzymią częścią Starego Kontynentu, począwszy od Wysp Brytyjskich, przez Półwysep Pirenejski, Półwysep Bałkański, a na Azji Mniejszej kończąc.

Kolejni po Celtach byli Germanie. Możemy zaobserwować dwa okresy wzmożonej aktywności wędrówkowej ludów germańskich. Pierwsza przypada na okres od III do II wieku przed naszą erą, druga zaś na I wiek naszej ery. Wówczas to Germanowie wypłynęli ze swoich dotychczasowych posiadłości skandynawskich oraz jutlandzkich w kierunku Europy centralnej. Warto także pamiętać, że na skutek zetknięcia się Germanów w środkowej części Starego Kontynentu z Hunami, część z nich wyruszyła na podbój posiadłości śródziemnomorskich.

Z nastaniem wieku VI w ruch wędrówkowy zaangażowali się także Słowianie. Jak już wspominałam powyżej, pierwsze procesy wędrówkowe z udziałem Słowian miały miejsce w okresie poprzedzającym VI stulecie, niemniej jednak dopiero, nazwijmy ją umownie, druga fala owego procesu, przywiodła Słowian do ówczesnej cywilizowanej Europy, do ważnych centrów życia politycznego, kulturalnego oraz społecznego Starego Kontynentu.

Przekazy źródłowe a migracje słowiańskie.

W poniższym akapicie przedstawię wzmianki źródłowe, traktujące o uczestnictwie Słowian w wędrówce ludów oraz o przejmowaniu przez nich ziem późniejszych polskich.

Zacznijmy od Prokopiusza z Cezarei. W swoim dziele opisuje on między innymi wydarzenia z roku 512. Wówczas to, nad środkowym Dunajem, germański lud Herulów został pokonany przez plemię Longobardów. Chcąc powrócić do Skandynawii, Herulowie "(...) pod wodzą wielu ludzi krwi królewskiej przeszli w poprzek przez wszystkie ludy Sklawenów. Następnie przebywszy znaczny obszar pustego kraju, dotarli do ludu zwanego Warnami. A następnie przeszli szybko także i przez ziemie Danów, bo tamtejsi barbarzyńscy nie stawiali im oporu (…)."

Zastanówmy się nad tym, jakich informacji dostarcza nam dzieło Prokopiusza z Cezarei. Otóż, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że na jego podstawie dowiadujemy się o przebiegu oraz o charakterze ruchu migracyjnego słowiańskiego, w czasach kiedy ziemie późniejszej Polski Zachodniej oraz Niemiec Wschodnich, były względnie opustoszałe. Tak bowiem oto, będący przedmiotem naszego zainteresowania przekaz źródło, odnosi się do okresu kiedy wspomniane już ziemie doświadczyły znacznego odpływu plemion germańskich, ale w ich granice nie wkroczyły jeszcze licznie, ludy słowiańskie.

Z przekazu Prokopiusza możemy wnioskować, że Herulowie przemierzali ziemie Polski Południowej, z których z kolei, wyruszyli w kierunku Połabszczyzny. Ostatecznie członkowie plemienia dotarli do upragnionego "Thule", czyli do Skandynawii.

O migrujących Słowianach donosi także, tworzący w VII stuleciu, niejaki Teofylakt Simokattes. Pisze on, że prawdopodobnie w roku 595, w dobie sprawowania rządów przez cesarza Maurycego, "(...) trzej ludzie pochodzenia sklawińskiego, nie mający przy sobie żadnego żelaza ani sprzętu bojowego, schwytani zostali przez gwardzistów cesarskich. Nieśli jedynie kitary, a niczego poza tym nie mieli. Zapytanie przez cesarza, skąd przybyli i dlaczego znaleźli się na terytorium jego państwa, odpowiedzieli, że pochodzą ze szczepu Sklawenów, mieszkają nad brzegami Oceanu Zachodniego i że chagan aż tam wysłał posłów dla zgromadzenia sił zbrojnych, a przywódcom poszczególnych szczepów ofiarował wielkie dary."

Aby przeanalizować przytoczony fragment oryginalnego tekstu źródłowego, musimy odpowiedzieć sobie na następujące pytania: Kim był Chagan, gdzie znajdował się Ocean Zachodni, oraz czego (w kontekście słowiańskim) z owej historii dowiadujemy się w istocie? Otóż, Chagan był dowodził plemieniem Awarów, stacjonujących w Panonii. Pisząc o Oceanie Zachodnim, autor miał prawdopodobnie na myśli Morze Północne, względnie Morze Bałtyckie. I wreszcie odpowiedź na pytanie najważniejsze, a mianowicie pytanie o aspekt słowiański opowieści. Z relacji Simokattesa dowiadujemy się, że z nastanie przełomu VI oraz VII stulecia pierwsi Słowianie dotarli na ziemie Pomorza Bałtyckiego. Na tym nie koniec. We wspomnianym okresie Słowianie musieli być na tyle silną grupą plemienną, że zmuszony był liczyć się z nimi rządca Bawarii. Co więcej, usiłował on zabiegać o przychylność słowiańskiego ludu, w tym też celu obdarzał jego członków stosownymi podarunkami. To co budzi w omawianym przekazie źródłowym pewne zainteresowanie, to pytanie o to: W jakim celu Słowianie udali się do Cesarstwa.

Zagadką jest także faktyczne znaczenie poniższego tekstu: "(...) Noszą zaś kitary, ponieważ nie są przyzwyczajeni odziewać się w zbroje, bo ich ziemia nie zna żelaza i dlatego pozwala im żyć w spokoju bez waśni. Grają na lirach, ponieważ nie umieją dąć w surmy bojowe, a ludziom, którzy nigdy nie słyszeli o wojnie, zbyteczne są oczywiście surowsze rodzaje muzyki ."

Śledząc treść przywołanego opisu, można odnieść wrażenie, że Słowianie byli ludem któremu konfrontacja na polu walki, polityka wojen oraz zaborczości jest obca. Wydawać by się mogło, że od trudów wojennej poniewierki oraz od oręża, męstwa, czy sławy, Słowianie bardziej cenili sobie spokój, pracę w polu czy grę na lirze. Ale czy aby na pewno Słowianie charakteryzowali się tak spokojnym oraz ułożonych charakterem? Przecież rzeczą oczywistą jest, że ten niezwykle harmonijny, można by nawet powiedzieć wydumany obrazek, kłóci się z wiedzą historyczną, traktującą o Słowianach, jako o dzielnych wojownikach oraz groźnych najeźdźcach.

Reasumując. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że słowiański ruch wędrówkowy różnił się znacznie od migracji germańskich. Specyfika podbojów dokonywanych przez Germanów, Sarmatów czy Hunów, w ramach ruch wędrówkowego, polegała na tym, że ludy te dokonywały niezwykle widowiskowych oraz spektakularnych najazdów. W krótkim czasie opanowywali oni ziemie, które najeżdżali. Niemniej jednak nie potrafili ziem tych związać ze sobą na długi okres czasu. Tak więc z upływem lat, ich kontrola nad podporządkowanym wcześniej obszarem, słabła, a w ostateczności wygasała zupełnie. Ekspansja słowiańska, dokonująca się w ramach procesu migracyjnego, polegała na przemieszczaniu się grup plemiennych na niewielkie (zwłaszcza w porównaniu z Germanami) odległości, oraz na trwałym podporządkowywaniu sobie ziem. W większości przypadków Słowianie umacniali swoją władzę na podbitych ziemiach, niechętnie je opuszczając. Tylko w skrajnych przypadkach, przypadkach nacisków z zewnątrz, raz opanowane terytoria oddawali. Skąd tak wielka różnica w podejściu plemion germańskich oraz słowiańskich do ruchu wędrówkowego oraz do dokonywanych w jego trakcie, podbojów. Otóż odpowiedź na to pytanie jest niezwykle prosta. Ludy germańskie były plemionami wojowniczymi, stąd dokonywane przez nie podboje charakteryzował impet, szybkość, brak pardonu. Celem były łupy doraźne. Mniejszą rolę odgrywały długotrwałe skutki podboju. W przypadku Słowian sam atak był mniej spektakularny, mniej krwawy. Ponieważ Słowianie z natury rzeczy byli rolnikami, interesowały ich ziemie nadające się pod uprawę. Takie też opanowywali. Tutaj nie łup oraz natychmiastowa zdobycz odgrywały rolę. W przypadku Słowian podbój był działaniem, które miało przynieść korzyści w przyszłości. Tak też było.

Hunowie.

Hunowie, którzy wywodzili się od plemion turskich, już w roku 375 założyli nad Morzem czarnym swoje państwo. Nim nastała połowa V stulecia, w posiadaniu Hunów znalazła się Panonia. To właśnie z terenów Panonii Hunowie, podejmowali najbardziej zuchwałe wyprawy skierowane przeciwko i tak coraz słabszemu oraz chylącemu się ku upadkowi Cesarstwu Rzymskiemu.

Wielu historyków twierdzi, że fakt, iż Słowianie nie pozostawali w bliższych relacjach z Hunami, powodował że jeszcze w połowie wspomnianego już V stulecia, nie zapuszczali się oni do Europy Środkowej, celem jej opanowania. Właściwie jedyna wzmianka, która mogłaby sugerować, że plemiona słowiańskie "kontaktował się" z Hunami, pochodzi greckiego historyka - Priskosa z Panion. Jako uczestnik wyprawy na dwór wielkiego wodza huńskiego Atylli (448 rok), Priskos informuje, że w państwie Hunów zasmakował napoju, zwanego "medos". Badacze, a z całą pewnością część spośród nich orzekła, że tajemniczy "medos" to nic innego jak słowiański miód. Co za tym idzie, skoro na dworze Atylli popijano miód, oznacza to, że musiały istnieć kontakty wiążące plemiona Hunów oraz Słowian w V stuleciu naszej ery. Część uczonych nie posuwała się w swych hipotezach tak dalece, sądząc jedynie, że Hunowie zapożyczyli jedynie pojęcie "miodu pitnego" od Słowian.

Oczywiście nie można zaprzeczyć, że z nastaniem wieku V, Hunowie nie zapuszczali się na ziemie Europy Środkowej, a tym samym na ziemie polskie. Jak najbardziej wyprawy takie miały miejsce. Nie można ich jednak nazwać notorycznymi czy utrudniającymi funkcjonowanie miejscowej ludności. Wyprawy te były sporadyczne, a "pamiątką" po nich grobowce huńskich wojowników, znajdujące się w Jakuszowicach (okolice Pińczowa), Żernikach Wielkich (okolice Wrocławia) oraz w Jędrzychowicach, w pobliżu Oławy. Zupełnie pozbawione sensu, a nade wszystko historycznego świadectwa, są tezy jakoby w czasach rządów Atylli, Hunowie opanowali nie tylko obszar ziem polskich, ale także tereny rozpościerające się od Morza Bałtyckiego, aż po Morze Północne.

Faktycznym kresem istnienia państwa huńskiego, była śmierć Atylli w roku 454. Wkrótce po tym wydarzeniu, sprzymierzyły się ze sobą plemiona germańskie, wszczynając walkę o wyzwolenie się spod jarzma Hunów. I faktycznie, w niedługim czasie, Germanowie zrzucili więzy obcej zależności, zaś sami Hunowie ulegli rozbiciu. Wydaje się, że niewielka grupka Hunów przetrwała w Panonii aż do czasów zjawienia się w niej Awarów.

Awarowie.

W przekazie źródłowym (bizantyjskim) Awarowie pojawili się po raz pierwszy w połowie VI stulecia naszej ery. Wówczas to, urzędnicy Bizancjum zdołali przekonać Awarów do wyprawienia się przeciwko jednemu z plemion słowiańskich, atakującemu wschodnie pogranicze cesarstwa. Tym plemieniem słowiańskim przeciwko któremu zbrojnie wyruszyli Awarowie, byli Antowie.

Z nastaniem roku 568, Awarowie wkroczyli w granice Panonii, wypierając z tamtejszych ziem lud pochodzenia germańskiego, a mianowicie Longobardów. Poniekąd przejmując spuściznę po Hunach, Awarowie stworzyli w Panonii swoje centrum decyzyjno-administracyjne. Podporządkowali też sobie mieszkające tu społeczności germańskie oraz słowiańskie.

O prawdziwych relacjach łączących plemiona słowiańskie oraz germańskie trudno mówić. Źródła bardzo często relacje te sprowadzają do prowadzenia wspólnej dla obu grup plemiennych, polityki wojen przeciwko Cesarstwu rzymskiemu. Pozostaje tylko pytanie czy to wspólne wojowanie przeciwko Rzymianom, było aktem dobrowolnej kooperacji, czy też wynikało z przymuszania Słowian przez Awarów. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w kulturze słowiańskiej słowo "Awar" było synonimem potężnego, silnego fizyczne człowieka. Oczywiście nie można na tej postawie wyciągać dalece idących wniosków co do relacji wzajemnych między ludem słowiańskim oraz awarskim. Można natomiast powiedzieć, że z całą pewnością Słowianie liczyli się z Awarami, i że woleli w nich widzieć swoich sojuszników a nie wrogów.

Warto pamiętać, że w roku 626 plemię Słowian Morawskich zorganizowało powstanie zbrojne przeciwko Awarom. W jego konsekwencji udało się Słowianom Morawskim stworzyć zalążek własnej państwowości, państwowości na czele której stanął Samon, z pochodzenia Germanin.

Z upływem kolejnych lat Awarowie konsekwentnie tracili na swym znaczeniu. Coraz to silniejsi przeciwnicy odbierali plemieniu nie tylko jego prestiż polityczny, ale nastawali także na jego posiadłości. Z czasem ograniczały się one jedynie do ziem Panonii. Ostateczny kres państwowości awarskiej położył władca frankoński, Karol Wielki.

Migracje słowiańskie w VI oraz VII stuleciu.

To właśnie na skutek słowiańskiego ruchu wędrówkowego VI oraz VII wieku, nastąpił największy w dziejach wysyp ludności słowiańskiej na ziemiach kontynentu europejskiego. Zapoznajmy się więc w tym miejscu z kierunkami prowadzonej wówczas migracji plemiennej. Niestety jedynie w przypadku wędrówki słowiańskiej na południe kontynentu, możemy mówić o danych źródłowych precyzyjnych oraz szczegółowych. Znacznie gorzej sprawa ta rysuje się odnośnie kierunku zachodniego. O ile bowiem ekspansję południową-bałkańską Słowian, szczegółowo odnotowały źródła bizantyjskie, tak o ich ekspansji na ziemie położone nad Odrą, Łabą, Salą, oraz nad górny Men, wzmiankują w sposób bardzo ubogi oraz ograniczone przekazy niemieckie oraz zachodnioeuropejskie (głownie z VI oraz VII wieku).

Zdecydowanie najgorzej udokumentowana została migracja słowiańska na ziemie wschodniej oraz północno-wschodniej Europy, a więc na obszary nadbałtyckie oraz ugrofińskie. Wiedzę o tym kierunku migracji oraz o jej przebiegu uczeni czerpią z niezwykle pracochłonny oraz wymagających prac badawczych prowadzonych na polu archeologicznym oraz językoznawczym.

Trzy grupy słowiańskie.

W początkowych rozważaniach niniejszej pracy, przywoływałam postać Jordanesa oraz napisane przez niego dzieło, źródło potwierdzające obecność Słowian na ziemiach polskich w VI stuleciu. W pracy Jordanesa nie pada jednak nazwa Słowianie, a nazwy Wenedów, Sklawenów oraz Antów. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że omawianym obecnie przekazem źródłowym, wczesnośredniowieczny historyk wprowadził niewielki zamęt. Tak bowiem oto, choć utożsamia się Słowian z Wenedami, choć prawdopodobnie Słowianie przejęli schedę po Wenedach, to jednak sami Słowianie, jako lud czy grupa plemienna, Wenedami się nie nazywali. Inaczej rzecz się ma z przywołanymi przez Jordanesa, Sklawenami oraz Antami.

Możemy mieć dużą pewność, że pod pojęciem Antów kryje się wschodni odłam ludu słowiańskiego. Uczeni uważają, że nazwa Antowie, nazwa wywodząca się z języka irańskiego, funkcjonowała w powszechnym użyciu jedynie przez blisko 50 lat. I co jest rzeczą niezmiernie ważną, o wiele częściej używano jej poza plemieniem słowiańskim, które jako takie z określeniem Antowie, zwyczajnie się nie utożsamiało.

Wreszcie Jordanes wymienia także nazwę Sklawenowie (względnie Skawinowie). Badacze po przeprowadzeniu gruntownej analizy źródłowej zgodnie stwierdzili, że nazwa ta nie występuje w żadnym wcześniejszym przekazie. Uznali oni także, że stała się ona na tyle popularna, że wkrótce zastąpiła ona wszystkie dotychczasowe określenia plemiennej, zyskując miano nazwy obowiązującej, znanej po dziś dzień.

Część badaczy idąc za przekazem Ptolemeusza, utożsamiali Słowian z niejakimi Stawanami lub Subenami. Uważają oni, że Stawanowie to Słowianie pochodzący ze starożytnej Sarmacji Europejskiej, lud graniczący z plemionami: Sudinów, Wenedów, a nawet z Alanami. Jeżeli z kolei, przyjąć pogląd, że Słowianie to Subenowie, to musieliby oni pochodzić z dalekich terenów wschodnich, z poza Sarmacji Azjatyckiej, ze Scytii.

Śledząc rozważania Jordanesa, należy uzbroić się w oręż wielkiego krytycyzmu naukowego, gdyż uczonemu zdarzało mniej lub bardziej świadome przesuwanie jednych plemion w miejsce innych lub nazywanie jednych grup plemiennych, nazwami innych.

Wnikliwa analiza pracy geograficznej Jordanesa, narzuca jeden bardzo istotny wniosek. Otóż, autor był bardzo niekonsekwentny posiłkując się nazwą Wenedowie. I tak, w części swych rozważań pisze on o Wenedach, jako o plemieniu zwierzchnim w stosunku do Sklawenów oraz Antów, w pozostałych zaś fragmentach, Jordanes zrównuje Wenedów, Sklawenów oraz Antów. Możemy także założyć (w dużej mierze w kontekście materiału źródłowego bizantyjskiego), że kiedy geograf podporządkowuje plemiona Sklawenów oraz Antów, ludowi Wenedów, to ma na myśli, że Sklawenowie byli ludem zamieszkującym tak ziemie położone nad Dnieprem, jak i ziemie nad Wisłą. Tym samym Sklawenowie zamieszkiwaliby obszary Słowiańszczyzny tzw. Zachodniej oraz Południowej. Z kolei, w tych częściach rozważań, w których Jordanes, zrównuje ze sobą Wenedów, Skalwenów oraz Antów, Słowiańszczyznę Zachodnią przypisuje w udziale Wenedom, Słowiańszczyznę Południową - Sklawenom, a Słowiańszczyznę Wschodnią - Antom.

Przytoczony wyżej wywód jest czysto hipotetyczny. Nie znajduje on np. potwierdzenia w badaniach językoznawczych, które jasną sprzeciwiają się ewentualnemu podziałowi Słowiańszczyzny na Wschodnią, Zachodnią oraz Południową, już w czasach wczesnośredniowiecznych. Poza tym, istnieją dowody potwierdzające fakt, iż podboju Półwyspu Bałkańskiego nie dokonała jedna grupa plemienna (w przekonaniu Jordanesa, Antowie) a plemiona nacierające z północy kontynentu. Być może słuszne byłoby przyjęcie za obowiązujące stanowiska naukowego, głoszącego że podział ludu słowiańskiego, zarysowany przez Jordanesa nie był podziałem opierającym się na kryterium językowym, ale na kryterium kształtującej się wówczas plemiennej kultury materialnej.

"Prowincje wczesnosłowiańskie"

Pod względem kulturowym, czasy wczesnosłowiańskie można uznać za niezwykle skromne, żeby nie powiedzieć ubogie. Ewentualne różnice pomiędzy poszczególnymi obszarami występowania dostrzec możemy w wytwórczości ceramicznej oraz garncarskiej. W kontekście tym wyodrębnia się trzy, następujące obszary kulturowe:

1) obszar ceramiki praskiej oraz ceramiki zbliżonej; pokrywający się z dawnym obszarem występowania kultury przeworskiej, a więc z ziemiami Polski Środkowej, Polski Południowej, z ziemiami czeskimi, morawskimi środkowo-połabskimi, słowackimi, obejmujący także tereny leżące na wschód od środkowego biegu rzeki Dniepr oraz na południe od rzeki Dunaj; nie jest prawdziwą teza głoszona przez badaczy, a wiążąca obszar ceramiki praskiej tylko i wyłącznie z grupami plemiennymi słowiańskimi wczesnośredniowiecznymi; natomiast można się zgodzić, że odpowiada ona obszarowi występowania przyporządkowanemu przez Jordanesa - Sklawenom, należy w tym miejscu poczynić jedną uwagę, a mianowicie taką, że obszar ten nie ograniczał się jedynie do miejsca występowania Sklawenów, i że był od niego znacznie rozleglejszy

2) obszar ceramiki pienkowskiej (od nazwy miejscowości Pienkowk), rozpościerający się od Dniepru aż po Dniestr (później także nad Dolny Dunaj); przypisywany grupie plemiennej nazwanej przez Jordanesa - Antami; różnice w kulturach materialnych Sklawenów oraz Antów wynikają z faktu, że Antowie z obszaru ceramiki pienkowskiej przejęli część osiągnięć tutejszej ludności irańskojęzycznej

3) obszar ceramiki ziem słowiańskich północno-zachodnich; rozpościerający się od prawego dorzecza rzeki Wisły po dorzecze Odry oraz Łaby, a więc obejmujący ziemie Polski Zachodniej oraz ziemie połabskie; specyfika kulturowa tych ziem wynikała z nakładania się na siebie tradycyjnych elementów słowiańskich z elementami kulturowymi miejscowej społeczności (w tym społeczności germańskiej); cechą charakterystyczną kultury słowiańskiej ziem północno-zachodnich była ceramika tzw. dwustożkowa, występowała ona w odmianie tzw. feldberskiej (od miejscowości Feldberg, znajdującej się w Meklemburgii), tarnowskiej (od miejscowości Tarnów zlokalizowanej w rejonie Łużyc Dolnych) oraz pomorskiej; specyficzne dla omawianej kultury było także budownictwo mieszkalne (podczas gdy na większości obszarów Słowianie wznosili ziemianki oraz półziemianki, plemiona z ziem północno-zachodnich budowały konstrukcje naziemne).

Słowianie a Bizancjum.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wraz z upadkiem państwa huńskiego (w V stuleciu), przestała istnieć w Europie bariera, można by powiedzieć zapora, odgradzająca Cesarstwo Bizantyjskie od plemion germańskich oraz słowiańskich. Sprawa komplikowała się tym bardziej, że na kontynencie europejskim pojawili się nowi, kolejni koczownicy, a wśród nich omawiani już wyżej Awarowie oraz Bułgarzy.

Zgodnie z relacjami zawartymi w bizantyjskim materiale źródłowym, pierwsze napady słowiańskie na ziemie Cesarstwa miały miejsce już z nastaniem roku 530. warto jednak pamiętać, że te pierwsze najazdy plemienne, różniły się znacznie od interwencji słowiańskich z okresu późniejszego. Początkowo bowiem, Słowianie najeżdżali Bizancjum, siejąc spustoszenie oraz szeroko pojmowaną destrukcję. Sytuacja ulegała zmianie wraz z upływem czasu. Kolejne bowiem wyprawy słowiańskie na ziemie bizantyjskie miały na celu podbicie oraz trwałe opanowanie wspomnianych obszarów.

W dobie panowania cesarza Justynia I Wielkiego, a więc w latach 527-565, Cesarstwo Bizantyjskie doświadczało wzmożonego ataku plemiennego na swe północne pogranicze. Co jest rzeczą niezwykle ciekawą, kiedy w roku 558, na ziemiach czarnomorskich pojawili się Awarowie, sytuacja imperium bizantyjskiego uległa polepszeniu. Tak bowiem oto, udało się cesarzowi Justynianowi skłonić Awarów do podjęcia konfrontacji przeciwko plemionom bułgarskim oraz przeciwko słowiańskim Antom. Aby uniknąć starcia awarsko-słowiańskiego, Antowie wysłali swe poselstwo do obozu potencjalnego przeciwnika. Na czele poselstwa stanął Mezamir, który jednak nie tylko, że nic nie wskórał, ale jeszcze zginął z rąk wroga. W latach 60-tych VI wieku, dokonali więc sprzymierzeni z Bizancjum Awarowie, dwóch dotkliwych najazdów na ziemie frankońskie. W toku drugiego z najazdów (lata 567-568), po zwyciężeniu wraz z Longobardami, germańskiego plemienia Gepidów, Awarowie weszli w posiadanie posiadłości, niegdyś należących do Hunów. Ponieważ Longobardowie wyruszyli na południe, w kierunku Półwyspu Apenińskiego, władza Awarów na ziemiach rozpościerających się od rzeki Cisy po środkowy Dunaj, stawała się władzą nieskrępowaną, oraz niczym nieograniczoną. W praktyce zaś, wzmocnienie się plemienia awarskiego było tożsame ze wzrastającym niebezpieczeństwem, zagrażającym tak ziemiom bizantyjskim, jak i większości ośrodków na Starym Kontynencie.

Na podstawie materiału źródłowego, można odnieść wrażenie, że wzrost znaczenia Awarów nie pociągnął za sobą osłabienia ruchliwości słowiańskiej w Europie. Wręcz przeciwnie, część przekazów informuje, że Słowianie jako grupa plemienna stali się bardziej dynamiczni, prężniej działali. Inni autorzy wczesnośredniowieczni donoszą nawet, że pomiędzy Awarami oraz Słowianami narodziła się specyficzna nić porozumienia oraz kooperacji.

Niezależnie od tego czy Awarowie oraz Słowianie byli antagonistami, czy też dopuszczali się wspólnych akcji przeciwko Bizancjum, nie ulega najmniejszej wątpliwości, że położenie samego Cesarstwa ulegało konsekwentnemu pogarszaniu się. Zwłaszcza po śmierci Justyniana Wielkiego oraz po zgładzeniu cesarza Maurycego w roku 602. Wówczas to, wobec zagrożenia granic państwa bizantyjskiego ze strony perskiej, jak również arabskiej, nie możliwa była obrona Cesarstwa od strony północnej. Na taką okazję czekali Awarowie. Kiedy zaistniała, nie zamierzali jej zaprzepaścić. I tak w roku 582, w posiadanie ludu awarskiego weszło Sirmium nad rzeką Sawą.

Sukces Awarów stał się bodźcem do podjęcia przez Słowian, analogicznych wypraw na ziemie bizantyjskie. W krótkim czasie Słowianie weszli w posiadanie cesarskiej Mezji, Wschodniego Iliricum, Macedonii, Północnej Grecji, a nawet Peloponezu.

Spustoszenia jakiego w ciągu VI stulecia dopuściły się na ziemiach bizantyjskich plemiona bułgarskie, awarskie oraz słowiańskie, nie sposób opisać. Przetrwały jedynie dobrze ufortyfikowane miasta oraz porty. Ale sukces słowiański także nie okazał się trwały. Kiedy w roku 679 nad Dolnym Dunajem, pojawił się bułgarski chan Asparuch, proces jednoczenia oraz konsolidowania się Słowian z Południa Europy został bardzo namacalnie ograniczony oraz utrudniony.

Słowianie z południa Europy.

Sytuacja etniczna oraz polityczna na obszarze bałkańskim była, o wiele bardziej skomplikowana niż w jakimkolwiek innym miejscu występowania Słowian w okresie wczesnośredniowiecznym. Zanim na południe Europy przybyły ludy słowiańskie, ziemie te były zasiedlone przez ludność tzw. rodzimą, a więc przez posługujących się językiem łacińskim Roman oraz Wołochów (Lachów), jak również przez niewielką grupę ludności germańskiej. Kiedy Słowianie przybyli na Półwysep Bałkański część miejscowej ludności uległa procesowi slawizacji, część zaś trwała w dotychczasowej odrębności.

Z nastaniem drugiej połowy VII stulecia sytuacja społeczno-etniczna na południu Europy nie tylko się stabilizowała, ale także bardzo wyraźnie się krystalizowała. Wiemy z całą pewnością, że procesy plemienne miały wówczas miejsce, natomiast szczątkowy materiał źródłowy nie pozwala na wnikliwą ich obserwację. Prawdopodobnie na poszczególnych obszarach ukształtowały się następujące grupy oraz podziały plemienne:

  • Macedonia (stosunkowo dobrze poznana): Rynchyni, Sagudaci, Draguwici, Strumińcy i Brzici
  • Tracja: inny odłam Draguwitów i Smolanie
  • Grecja: Welegezyci (Tesalia) i Wajunici (Epir), Milingowie i Jezeryci (Peloponez)
  • Mezja: plemię zwane "siedem rodów", jak również plemiona Sewerów, Timoczan, Obodrytów oraz Morawian (nad Morawą Południową).

Spośród wyżej wymienionych nazw plemiennych, zasługują Draguwici, Sewerowie, Obodryci oraz Morawianie. Dlaczego? Otóż, nazwy tych plemion pojawiły się także w innych częściach ówczesnej Europy. I tak, Draguwitów znamy jako ruskich Dregowiczan, Sewerów jako Siewierzan, a Obdryci pojawili się na ziemiach połabskich. Co ciekawe, uczeni nie znają nazw grup plemiennych zamieszkujących dzisiejszą Rumunię.

Obszar południowo-zachodni Słowiańszczyzny bałkańskiej zamieszkiwali między innymi Słowianie Alpejscy. Panowali oni nad ziemiami Karyntii, a począwszy od VIII stulecia, byli nazywani Karantanami (względnie Karytianami). Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Słowianie Alpejscy byli przodkami późniejszych Słoweńców. Grupa plemienna chorwacko-serbska powstała na skutek połączenia dwóch mniejszych ludów słowiańskich o nieznanych bliżej nazwach. W niedalekiej odległości od Morza Adriatyckiego mieszkali Nerentanie, Zachlumianie, Trawunianie, Duklanie oraz Konawlanie. Prawdopodobnie także, na Półwyspie Bałkańskim występowali Dudlebowie (znani także z ziem położonych nad Bugiem oraz z ziem czeskich), Stodornowie oraz Susłowie (występujący także na ziemiach połabskich).

Ziemie połabskie.

Istniejące niegdyś teorie naukowe, głoszące że osadnictwo niemieckie na ziemiach połabskich należy datować na lata 60-te VI wieku, w dzisiejszych czasach nie mają racji bytu. Dzisiaj bowiem uczeni twierdzą, że migracje te rozpoczęły się o wiele wcześniej.

Mówi się, że w pierwszej kolejności Słowianie opanowali ziemie znajdujące się w międzyrzeczu Odry, Łaby oraz Sali. Tak bowiem oto, z nastaniem roku 531, plemiona frankońskie oraz saskie rozbiły władztwo Turynów, znajdujące się na terenie ówczesnych Niemiec Środkowych. Niedługo po tym zdarzeniu, los Turynów podzielili Warnowie. Tym samym, zaistniała szansa na opanowanie przez Słowian południowych ziem połabskich. W tym miejscu warto zaznaczyć, że nie jest prawdą twierdzenie, że dostęp Słowian do południowej Połabszczyzny w VI wieku, blokowały plemiona frankońskie. Absolutnie nie i jeszcze nie. Realne zagrożenie ze strony państwa frankońskiego odczuła cała niemal Europa Zachodnia oraz Środkowa dwieście lat później (w VIII wieku), tj. w okresie sprawowania władzy przez monarchów z dynastii karolińskiej, a zwłaszcza za panowania Karola Wielkiego.

Co więcej można powiedzieć, że w VI stuleciu Słowianie uchodzili za sojuszników ludu frankońskiego, sojuszników, którzy pomagali utrzymać mu w ryzach krnąbrnych Germanów. Nie trudno jest poprzeć przedstawioną wyżej hipotezę konkretnym przekazem źródłowym. Zanim jednak przytoczę stosowny fragment, pozwolę sobie na małe wytłumaczenie. Otóż, przytoczony cytat będzie dotyczył państwa tzw. Samona. Państwo to powstało w środkowej części kontynentu europejskiego, w latach 20-tych VII stulecia. W roku 631 Samon zwyciężył na polu walki Dagoberta I, władcę frankijskiego. Po stoczonej przez strony konfrontacji zbrojnej, kronikarz Fredegarem donosi: "(...) także i Derwan, książę plemienia Surbiów, które należało do szczepu Sklawenów i od dawna już przynależało do królestwa Franków, przyłączył się wraz ze swoim ludem do królestwa Samona."

Tymi rezydującymi w środkowej Europie, w okolicy Moraw, plemionami słowiańskimi był niewątpliwie Serbowie Połabscy. I choć do roku 631, to plemiona frankońskie w jakimś stopniu dominowały na plemionami słowiańskimi w rejonie pomiędzy Łabą a Salą, to zwycięstwo Samona, zupełnie odwróciło tę sytuację. Najbardziej dobitnym dowodem, świadczącym o słuszności przedstawionej tezy, było bardzo ciche, delikatne, wydawać by się mogło niedostrzegalne, infiltrowanie ziem niemieckich przez plemiona słowiańskie. Po roku 631 Słowianie docierali do rejonów niemieckich położonych nad Hawlą oraz Sprawą, a nawet do Turyngii oraz do położonej nad Górnym Menem, Frankonii.

Inaczej rzecz się miała na północy Niemiec. Bardzo trudno było się bowiem przebić Słowianom Połabskim na ziemie saskie. Warunki nieco bardziej sprzyjające słowiańskiej ekspansji, istniały w Brandenburgii oraz w Meklemburgii. Z kolei, z przekazu źródłowego Bedy Venerabilisa, pochodzącego z VIII wieku, dowiadujemy się o obecności Słowian na Wyspie Rugii.

Z końcem VIII stulecia, na ziemiach rozpościerających się na wschód od rzek Łaby oraz Sali, oraz na odcinku zachodnim (a konkretnie w tzw. Wendlandzie Hanowerskim, nad lewą-dolną Łabą, na obszarze pomiędzy Salą a Ilmmem oraz na ziemiach bawarskich północno-wschodnich) istniała w pełni niepodległa oraz wolna Słowiańszczyzna.

Z kolei, na ziemiach znajdujących na zachód od Łaby oraz Sali, osadnictwo słowiańskie miało charakter rozproszony. Tamtejsza ludność germańska mieszała się z ludnością słowiańską. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że na ziemiach zachodnich niemieckich Słowianie częściej ulegali procesom germanizacyjnym, niż Germanie procesom slawizacyjnym.

Słowianie a zachód Europy.

Omówię teraz tzw. siatkę plemienną Słowiańszczyzny zachodniej.

Otóż, biorąc pod uwagę przesłanki naturalne na obszarze zachodniej Słowiańszczyzny, można wyodrębnić dwie strefy równoleżnikowe. Pierwszą ze stref będzie zlokalizowany na północy obszar nizinny, zaś na południu rozpościerać się będzie strefa druga, górska.

W obrębie strefy północnej występowały następujące plemiona słowiańskie: Obodrzyci, Wieleci, ludy pomorskie, północnopolskie, oraz środkowopolskie. Do strefy południowej zaliczyć zaś należy: plemiona serbsko i łużyckie, południowopolskie, czeskie, morawskie oraz słowackie.

Podobnie dzieliły się języki oraz narzecza plemienne. I tak w grupie języków północnych (tzw. lechickich), znajdowały się języki połabski (obecnie wymarły), polski oraz pomorski. Grupa języków południowych, nazywana jest grupą czesko-słowacką, obejmując języki górnołużycki oraz dolnołużycki.

Już na wstępie zauważyć należy, że w owej grupie plemiennej Słowiańszczyzny Zachodniej odrębne miejsce przysługuje plemionom polskim oraz pomorskim (które swoje siedziby na wspomnianych ziemiach ustanowiły jeszcze przed nastaniem wielkiego ruchu migracyjnego ludów słowiańskich), a odrębne plemionom, które swoje siedziby objęły w toku wielkiej ekspansji. W przypadku tych ostatnich mowa o Słowakach, Czechach, Morawianach (na południu) oraz o mieszkańcach Połabszczyzny na zachodzie.

Najlepiej poznaną pod względem plemiennym częścią Słowiańszczyzny, są ziemie połabskie. Ich część północno-zachodnia (pograniczna duńska, saska oraz bałtycka) była zamieszkiwana przez plemiona obodrzyckie. Źródła X oraz XI-wieczne wśród plemion obodrzyckich wyodrębniają: Węgrów, Połabian, Obodrzyców Właściwych oraz Warów. Przekazy z czasów karolińskich uzupełniają je o Glinian (względnie Linian), Bytyńców oraz Smolińców.

Na obszarze rozpościerającym się na zachód od rzeki Łaby, mieszkali Drzewianie. Ciekawostką jest, iż niemal do przełomu XVII oraz XVIII stulecia, Drzewianie pielęgnowali swoją słowiańską odrębność. A było to tym trudniejsze, że zewsząd otaczali ich Niemcy.

Na ziemiach położonych na wschód od rzeki Odry, gospodarowali Wieleci. Dzieli się oni na: Chyczan (Chyżan), Czrezpienian, Dołężan oraz Radarów. Wszystkie cztery, wyżej wymienione plemiona tworzyły formację plemienną, zwaną Związkiem Wieleckim. W obrębie grupy wieleckiej, znalazły się także ludy: Morzców, Doszan, Rzeczan, Wkrzan, Stodoran (względnie Hawelan) oraz Sprawian.

Na obszarach położonych na południe od siedzib wieleckich, gospodarowały plemiona Serbów oraz Łużyczan. Najważniejsze grupy plemiennej w tej klasyfikacji to: Serbiszcze, Susłowie, Żętycy, Koledzicy, Nieletycy, Chudzicy, Głomacze (względnie Dalemińcy), Niżanie, oraz Łużyczanie i Milczanie.

Spośród plemion polskich w tym miejscu wymienię jedynie ludy największe oraz najbardziej znaczące, a więc: Pomorzan, Polan, Goplan, Mazowszan, Lędzian, Wiślan oraz Ślężan. Z ziemiami polskimi oraz z występującymi na nich grupami plemiennymi, związana jest pewna ciekawostka. Otóż przekazy źródłowe, nie informują o plemionach "mniejszych" zamieszkujących obszary zdominowane przez Polan oraz Wiślan. W przypadku zaś Śląska, źródła nie wymieniają nazwy Ślężanie (została ona wprowadzona przez i na pełną odpowiedzialność badaczy), za to obficie wzmiankują o mniejszych ludach, zamieszkujących dzielnicę. I tak dowiadujemy się, że na Śląsku występowali: Bieżuńczanie, Bobrzanie, Żary, Dziadoszanie, Trzebowanie, Ślężanie, Opolanie, Gołęszyce i zagadkowi Lupiglaa ( prawdopodobnie Głupczanie), Pyrzyczanie, Wolinianie, Słowińcy i być może, że i Kaszubi.

W Kotlinie Czeskiej, na ziemiach położonych na południe od Rudaw i Sudetów, występowały plemiona czeskie, a dokładniej: Łemuzi, Deczanie, Litomierzyce, Pszowianie, Łucjanie, Siedliczanie, Czesi, Dulebowie, Zaliczanie, oraz Chorwaci.

W kierunku południowo-wschodnim od siedzib plemion czeskich, gospodarowali Morawianie. Źródła nie podają nazw grup plemiennych występujących na ziemiach dzisiejszej Słowacji. Podobnie jak nieznane są ludy słowiańskie zamieszkujące przejściowe ziemie naddunajskie oraz tereny Panonii.

Słowianie na wschodzie Europy.

Choć w poniższej pracy nie zajmuję się problematyką Słowiańszczyzny Wschodniej oraz Południowej, to jednak wydaje mi się rzeczą niezbędną, nakreślenie w tym miejscu bardzo ogólnej siatki plemiennej obu wspomnianych już obszarów.

Zacznę od Słowiańszczyzny Wschodniej. Na początek jedna, cenna uwaga. Pamiętajmy, że Słowiańszczyzna Wschodnia powstała na skutek podboju ziem ugrofińskich oraz bałtyjskich.

Grupą plemienną pozostającą w najbliższym sąsiedztwie z ludami polskimi, byli Bużanie (nazywani też Dudlebami) oraz Wołynianie. Nad Dniestrem, Prutem, a częściowo także nad Dunajem mieszkali Uliczowie oraz Tywerowie. W okolicach Prypeci przebywali Drewlanie, a w dorzeczu Górnego Dniepru - Dregowiczowie oraz Radymiczowie. Na południowy-wschód od Górnego Dniepru rozciągały się siedziby Wiatyczów, zaś rejony północne zdominowali Połoczanie i Krzywicze. Na pograniczu fińskim, w okolicach Jeziora Łagoda osiedlili się Słowienowie Nowogrodzcy.

Wczesne społeczeństwo słowiańskie.

Słowianie z czasów wczesnych żyli we wspólnotach rodowych niezróżnicowanych klasowo. Dowodzi tego pisarz bizantyjski, Prokopiusz z Cezarei, pisząc: "(...) Albowiem te plemiona, Sklawinowie i Antowie, nie podlegają władzy jednego człowieka, lecz od dawna żyją w ludowładztwie i dlatego zawsze wszystkie pomyślne i niepomyślne sprawy załatwiane bywają na ogólnym zgromadzeniu."

Podstawową jednostką społeczeństwa wczesnosłowiańskiego, był ród. Ród składał się z mniejszych komórek, zwanych rodzinami. Członkowie rodu mieszkali wspólnie, wspólnie pracowali i byli zależni od stojącego na czele rodu, zwierzchnika.

Analiza danych źródłowych wyraźnie wskazuje, że z nastaniem ery wielkich ruchów wędrówkowych słowiańskie więzy rodowe ulegały namacalnemu osłabieniu. Co jest jednak rzeczą istotną to fakt, że prawidłowość ta była ogólną specyfiką plemienną i nie dotyczyła jedynie ludów słowiańskich. Można oczywiście zadać sobie pytanie o to co decydowało o osłabianiu więzi rodowych w trakcie ruchu wędrówkowego. Po pierwsze, brak stabilizacji towarzyszącej migracji. Z jednej strony, przemieszczające się ludy pozostawały w ciągłym ruchu, z drugiej zaś, ci spośród członków plemienia, którzy pozostawali na ziemiach rodzimych, także nie czuli się wystarczająco pewni oraz wystarczająco bezpieczni pod nieobecność większej części ludu. O rozpadaniu się dotychczasowych więzi rodowych decydowały także procesy społeczne dokonujące się w toku wędrówki. Stykały się bowiem ze sobą różne grupy społeczne, różne ludy, które przekazywały sobie posiadane zwyczaje. Jednocześnie kształtowała się więc społeczność wyższego rzędu, społeczność doskonalsza, lepiej rozwinięta, stojąca na wyższym poziomie rozwoju obywatelskiego. Na to nakładała się także prowadzona przez plemiona polityka codziennych podbojów oraz zbrojnych konfrontacji. O pomyślności w walce decydowało męstwo, odwaga, ale także umiejętne pokierowanie walczącymi, czy tak wówczas cenione zdolności magiczne członków plemiennej społeczności. Takich wymogów nie spełniał ród, był zbyt, zbyt zamknięty, zbyt hermetyczny. W dobie ruchu wędrówkowego zupełnie nie spełniał on wymogów systemu przystającego do potrzeb szeroko rozumianej grupy plemiennej. Dlatego też, z nastaniem okresu wczesnośredniowiecznego, wśród Słowian coraz częściej pojawiali się ludzie silni, będący indywidualnościami, pociągającymi tłumy wojami lub sprawnie operującymi dyplomatami. To oni, zarażając i porażając charyzmą sięgali po władzę i to oni nadawali słowiańskim ludom oraz słowiańskim tworom państwowym, wyraźny rys, rys odróżniający jedno państwo, bądź jeden lud od pozostałych. To oni odebrali Słowianom z czasów wczesnego średniowiecza, anonimowość oraz brak wyrazistości polityczno-bojowej.

Ustaliliśmy więc, że w toku ruchu migracyjnego (w okresie od V do VIII wieku) wśród Słowian struktura rodowa uległa ostatecznemu rozbiciu. Pisałam o przyczynach zewnętrznych wpływających na rozpad pierwotnego systemu społecznego. Teraz skupię się na przesłankach wewnętrznych. Głównie zaś zmianie w strukturze gospodarowania. W okresie poprzedzającym ruch wędrówkowy, Słowianie praktykowali gospodarkę rolną wypaleniskową. Trzeba jednak pamiętać, że karczowanie lasów a następnie przygotowanie ziemi pod uprawę, prowadzone z wykorzystaniem niezwykle wówczas prymitywnych narzędzi pracy, wymagało wielkiego nakładu pracy oraz osób tę pracę wykonujących. W okresie wczesnośredniowiecznym dokonało się ostateczne odejście od gospodarki wypaleniskowej, a co za tym idzie, ród przestał spełniać swoją dotychczasową ważną rolę gospodarczą.

Ustrój rodowy nie mógł się utrzymać na ziemiach Słowiańszczyzny w okresie wczesnego średniowiecza, jeszcze z jednego, niezwykle ważnego powodu. Otóż, polityka wędrówkowa, polityka wojen oraz podbojów, brak stabilności granic, brak bezpieczeństwa, wymagały od plemion łączenia się oraz kooperacji w obrębie tworzącego się państwa. Więzy terytorialne miały zastąpić dotychczasowe więzy krwi. W ten sposób zaczęły powstawać pierwsze struktury sąsiedzkie, zwane na ziemiach słowiańskich "żupami", zaś na ziemiach polskich "opolami". Sama struktura organizacyjna opola rodziła u jego mieszkańców większe poczucie bezpieczeństwa. Położone w ostępach leśnych, ufortyfikowane, otoczone wałem obronnym sprzyjało nie tylko wspomnianemu już bezpieczeństwu, ale także łączyło mieszkańców, pozwalając na kształtowanie się więzi wyższego rzędu od dotychczasowych rodowych.

Co jest jednak rzeczą istotną to fakt, że nadal podstawową jednostką o charakterze polityczno-ustrojowym było plemię.

Na czele plemienia stał wiec, w skład którego wchodzili wszyscy dorośli członkowie plemienia. Wiec podejmował decyzje w sprawach tak fundamentalnych jak prowadzenie wojny czy przystąpienie do pokoju z wrogiem. Z jego nominacji pochodził książę, którego poczynania wiec kontrolował. W kronice niemieckiej autorstwa Thietmara z Merserburga, czytamy o wiecu wieleckim: "(...) Swoje ważne sprawy rozstrzygają (Wieleci - przyp. autora) na zgromadzeniu w drodze wspólnej narady i, aby przywieść jakąś sprawę do skutku, muszą wszyscy wyrazić zgodę. Jeśli jakiś tubylec sprzeciwia się, na zgromadzeniu już powziętym decyzjom, okładają go kijami, a jeśli stawia jawny opór poza zgromadzeniem wówczas albo pozbawiają go majątku, konfiskując go w całości lub podpalając, albo też płaci on w ich obecności należytą wedle stanu sumę pieniędzy.

Oczywiście nie wszyscy uczestnicy wiecu plemiennego byli sobie równi. Największym uznaniem, a co za tym idzie największymi prawami, cieszyli się przedstawiciele tzw. starszyzny rodowej. To z niej prawdopodobnie wywodzili się kapłani, odpowiadający za przywództwo duchowe (a niekiedy za przywództwo kulturowe) plemienia. Nie trzeba chyba przekonywać, że wśród wielu plemion słowiańskich, kapłani zdobyli nie tylko bardzo uprzywilejowaną pozycję społeczną, ale także ogromny wpływ na życie polityczne ludu. W odróżnieniu od struktur germańskich, wśród Słowian nie utrwalił się zwyczaj sprawowania praktyk o charakterze religijnym oraz magicznym przez księcia (względnie króla).

A propos księcia. W źródłach istnieją wzmianki mówiące o nazywaniu plemiennych książąt mianem naczelników. Trudno jest mówić o wszystkim kompetencjach przysługujących władzy książęcej. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że szczególnie uprawnienia przysługiwały naczelnikowi w czasie wojen. Wówczas to on był odpowiedzialny za sprawne oraz skuteczne dowodzenie plemienną armią.

W toku dokonujących się zmian politycznych, na skutek podejmowanych tak na forum wewnętrznym, jak i zewnętrznym decyzji, same plemiona ulegały przeobrażeniom. Plemiona "mniejsze" były wchłaniane "większe". Plemiona "większe" powstawały także na skutek tworzenia przez plemiona "mniejsze", tzw. związków plemiennych. "Geograf bawarski", źródło pochodzące z wieku IX potwierdza istnienia tak plemion "mniejszych", jak i "większych". I tak podczas gdy, plemiona "większe" dysponowały kilkuset okręgami grodowymi, tak plemiona "mniejsze" zaledwie kilkoma lub kilkunastoma. Warto pamiętać, że wchłanianiu plemion "mniejszych" przez "większe" towarzyszyły najróżniejsze przesłanki. Mogła o nim decydować presja wywierana przez silniejszych na słabszych, ale mogło ono wynikać z dobrowolnej woli słabszych do bycia chronionymi przez silniejszych. Kiedy jedno plemię wchłaniało drugie, lub gdy tworzyło z nim związek plemienny, część nazw plemiennych zanikała, zwłaszcza nazw składowych.

Plemię, lub lepiej struktura plemienna realizowała politykę analogiczną do polityki późniejszych państw, a tym samym wypełniała funkcje właściwe dla późniejszych państw. I tak, struktura plemienna chroniła plemię (plemiona) przed niebezpieczeństwem zewnętrznym, strzegła granic, organizowała wewnętrzne życie plemienia (plemion), nadzorowała prawne funkcjonowanie plemienia (plemion), oraz jego strukturę skarbową. Niezwykle istotna była także funkcja religijna struktury plemiennej. Dbano bowiem o duchowy rozwój poszczególnych członków plemienia (plemion), pielęgnowano oraz pobudzano ich tożsamość religijną, integrując tym samym pojedyncze ludy w obrębie związku plemiennego.

Jedynej cechy późniejszych państw średniowiecznych nie sposób jednak przypisać związkom plemiennym. Związki plemienne nie były bowiem zróżnicowane klasowo i podzielone na grupy społeczne. Wiec reprezentował interesy całego plemienia, bądź z czasem całego związku plemiennego. Wśród plemion wczesnosłowiańskich bardzo słabo zarysowuje się problem koncentrowania się społeczności lub pojedynczych osób wokół panujących czy posiadających. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że takie praktyki jak rozdział łupów według zasług poczynionych na polu walki, przybliżały Słowianom zjawisko rozwarstwienia społecznego. Przybliżały, co nie oznacza, że czyniły je powszechnym. Jeszcze nie.

Związki plemienne wczesnosłowiańskie uczestniczyły w wymianie handlowej (także tej dalekosiężnej) oraz w dialogu społecznym z innymi grupami oraz związkami plemiennymi.

Czy zatem możemy mówić nie tylko o słowiańskim związku plemiennym, ale także o pierwszych słowiańskich państwach? Otóż, częściowo. O pierwszych państwach słowiańskich możemy bowiem mówić dopiero z nastaniem II połowy VIII stulecia. Określenie to stosuje się między innymi odnośnie "państwa Karantanów (względnie Koryntian)", czyli o ośrodku dyspozycyjnym Słowian zamieszkujących południe Europy.

Ale aby dokładniej wyjaśnić problem państwowości słowiańskiej prześledźmy poniższe rozważania.

Pierwsze "państwo" słowiańskie.

W jednym z ustępów swej pracy Jordanes pisze: "(...) Pragnąc okazać swe męstwo, ruszył z wojskiem w granice Antów i choć poniósł klęskę w pierwszym z nimi starciu, następnie energicznie sobie poczynał i króla ich nazwiskiem Boz z jego synami i 70 naczelnikami przybił na krzyż dla postrachu, aby ciała wiszących podwajały trwogę podbitych."

Kim byli przywołani przez uczonego Antowie? Otóż byli oni ludem, zamieszkującym ziemie słowiańskie w czasach kiedy germańscy Ostrogoci znajdowali się po władzą zwierzchnią Hunów. Antowie z przekazu Jordanesa budzą wiele kontrowersji. Są uczeni, którzy nie uważają ich za Słowian, twierdząc, że Antowie wywodzili się z ludów irańskich i zamieszkiwali ziemie kaukaskie. Są jednak i tacy badacze przedmiotu, którzy w Antach widzą Słowian Wschodnich (także przez Jordanesa przywoływanych).

Jeżeli uznamy, że Antowie to Słowianie, to jednocześnie przyjąć musimy, że Boz to pierwszy wymieniony źródłowo książę (naczelnik) słowiański. Idąc za słowami Jordanesa, wnioskujemy że wspomniani naczelnicy (w liczbie 70) to członkowie struktury wielko-plemiennej. Poza tym, za słowiańskością Antów przemawia także fakt, że skutecznie stawili oni czoła Ostrogotom, podporządkowanym i zdominowanym przez Hunów.

Przekaz Jordanesa pozwala twierdzić, że w aspekcie skonsolidowania politycznego, plemię Słowian Południowych, a więc plemię Antów, wyprzedziło zdecydowania wszelkie plemiona zachodnio-słowiańskie.

Samon oraz jego państwo.

Historię "państwa" Samona poznajemy z frankońskiej kroniki niejakiego Fredegara. Zgodnie z zachowanym przekazem źródłowym, z nastaniem czterdziestego roku rządów władcy frankońskiego Chlotara II na ziemie Słowian przybył frankoński kupiec imieniem Samo. Na marginesie miało to miejsce na przełomie roku 624 oraz 623, a Słowianie w dziele Fredegara nazywani są także Winedami. Dalej ze źródła dowiadujemy się, że czasy sprzyjały Samonowi. Nie tylko wykorzystał on fakt, że Słowianie zbuntowali się przeciwko Awarom, ale także stanął z ludami słowiańskimi do walki z wrogimi plemionami. W czasie konfrontacji z Awarami, Samon dał się poznać jako świetny wojownik oraz skuteczny dowódca. Chcąc odwdzięczyć się mu za odniesione zwycięstwo i pokonanie przeciwnika, Słowianie wybrali Samona swym księciem (względnie królem). Tym samym, Samon rozpoczął na ziemiach słowiańskich swoje 35-letnie rządy. Potyczka Samona z roku 624, nie była ostatnią z bitew, stoczonych przez Słowian z Awarami. Niemniej jednak w przekonaniu kronikarza, także późniejsze starcia pomiędzy obydwoma plemionami, kończyły się w przeważającej liczbie przypadków, sukcesem księcia Samona.

Konflikt na osi Słowianie-Awarowie, nie był jedynym w którym przyszło brać udział Samonowi. Z nastaniem lat 30-tych VII wieku książę zmuszony był stanąć do walki z Frankami. Przyczyną konfliktu było rzekome zamordowanie kupców frankijskich przez Słowian. Zbulwersowany takim obrotem wypadków, Dagobert I zażądał od Samona stosownego zadośćuczynienia, wysyłając w tym celu na dwór słowiański, poselstwo Sychariusza. Ponieważ książę nie zamierzał przyjmować frankońskiego posła, ten ostatni postanowił przywdziać strój słowiański i podstępem wdarł się przed oblicze Samona. Kiedy książę słowiański odmówił wypełnienia woli Dagoberta I, "(...) Sychariusz jak głupi poseł miotał przed Samonem przekleństwa i groźby z tej racji, że Samon i lud jego królestwa winni są Dagobertowi posłuszeństwo. Samon odpowiadając, urażony już, rzekł: Zarówno ziemia, którą posiadamy, będzie własnością Dagoberta, jak i my będziemy jego poddanymi, pod warunkiem jednak, że zdecyduje się zachować z nami przyjaźń. Sychariusz rzecze: Nie jest możliwe, aby chrześcijanie i słudzy Boży zawierali przyjaźń z psami. Na to Samon odparł: jeśli wy jesteście sługami Bożymi, to i my jego jesteśmy psami, a że wy nieustannie Mu się sprzeciwiacie, my otrzymaliśmy pozwolenie, aby was kąsać."

Poselstwo Sychariusza zakończyło niepowodzeniem. Dagobert I rozpoczął przygotowania do konfliktu zbrojnego ze Słowianami Samona. Dysponując odpowiednimi środkami materialnymi, nakłonił do udziału w wojnie Longobardów z Półwyspu Apenińskiego oraz Alamanów północno-zachodnich Niemiec. Koleje losów wojny słowiańsko-frankońskiej były niespodziewane. Podczas gdy wojska Longobardów oraz Alamanów pokonały Słowian, tak samych Franków z Austrazji Słowianie zwyciężyli.

Ten połowiczny, choć po części ideologiczny sukces, rozzuchwalił Słowian. Wielokrotnie jeszcze mieli oni najeżdżać posiadłości frankijskie, a zwłaszcza Turyngię.

Jest rzeczą wielce prawdopodobną, że podwładni Samona gdy pojawiali się na ziemiach słowiańskich, czy też germańskich, usiłowali tworzyć na nich analogiczne do pierwowzoru, ośrodki państwowe.

Co zaś się tyczy samego państwa Samona, to fakt, że tak szybko i niespodziewanie jak się ono pojawiło, tak równie szybko i niespodziewanie przestało istnieć. Wydaje się, że okres swojej świetności, zaznaczmy wyraźnie: jedynej świetności, przeżywało ono za panowania samego Samona. Istnieją dwie hipotezy co do tego, kiedy państwo przestało istnieć. Część badaczy twierdzi, że zmierzch świetności kierowanego przez Samona ośrodka, nastąpił jeszcze za jego życia. Pozostali uważają, że miało to miejsce nieco później, już po śmierci księcia. Jest rzeczą bardzo prawdopodobną, że posiadający wielu synów Samon (Fredegar podaje że z 12 związków małżeńskich miało się Samonowi urodzić 22 synów oraz 15 córek), przekazał im swoją spuściznę, niemniej jednak synowie nie potrafili umiejętnie pokierować dalszymi losami wielkiego jak na ówczesne czasy, państwa.

Wszelkie informacje, które podają, że późniejsze państwo wielkomorawskie powstało na gruzach państwa Samona, są mało wiarygodne, można by nawet powiedzieć, że nieprawdziwe. Skąd tak krytyczna opinia? Otóż, ustalenie czy państwo Samona (a właściwie jego gruzy) było zalążkiem państwa wielkomorawskiego graniczy z cudem, gdyż uczeni i badacze przedmiotu zwyczajnie nie potrafią w sposób szczegółowy oraz pewny ustalić, gdzie państwo rządzone przez Samona się znajdowało. Informacje podane w przekazie Fredegara są niewystarczające. Powiedzenie, że ośrodek księcia Samona znajdował się na obszarze oddziaływań awarskich oraz frankońskich, niczego do sprawy nie wnosi. Podobnie jak wiadomość, że Słowianie Samona musieli bytować w pobliżu Serbów Połabskich. Trudno jest także zlokalizować miejscowość Wogastisburg, miejscowość w okolicach której Słowianie pokonali Franków króla Dagoberta I. Usiłowano lokalizować go na obszarze Czech, na Morawach, we Frankonii, a nawet w Bawarii. Niestety wszelkie próby kończyły się fiaskiem. Być może słuszna jest teza Gerarda Labudy, który uważa że Wogastisburg nie był ośrodkiem grodowym, a jedynie czymś w rodzaju tymczasowego umocnienia. Jeśli tak byłoby w istocie, o możliwości faktycznego zlokalizowania miejscowości, w ogóle nie może być mowy.

Spośród wielu wysuwanych stanowisk, najbardziej prawdopodobnym jest to, że państwo Samona istniało na terenie Moraw. Można także przyjąć, że w niewielkim stopniu obejmowało ono obszar Austrii Dolnej, Słowacji Południowo-Zachodniej, a także Słowacji Północnej, Moraw oraz Czech. Uczonych nurtuje jedno zasadnicze pytanie: Czy do ośrodka zarządzanego przez Samona, można zaliczyć także Karantanię?

Celem podsumowania powiedzmy sobie raz jeszcze, państwo Samona powstało na ziemiach słowiańskich w pierwszej połowie VII stulecia. Wspominany wielokrotnie Samon, był pochodzenia frankijskiego. Na co dzień trudnił się kupiectwem. Na ziemie Słowian Samon przybył w około roku 624. Niedługo później stanął on do zbrojnej konfrontacji z Awarami. Odniesione na polu walki sukcesy przyczyniły się do obrania go słowiańskim księciem. W czasie swego wieloletniego panowania Samon zapisał się w pamięci potomnych, nie tylko licznym potomstwem oraz wieloma żonami, ale nade wszystko wielkimi sukcesami w starciach plemiennych Słowian z Awarami oraz Frankami.

Karantania.

Kolejnym państwem powstałym na ziemiach słowiańskich było państwo Karantanii. Zasadniczą cechą, która wyróżniała jednak Karantanię od wszystkich wcześniejszych ośrodków słowiańskich, była jej rzeczywista państwowość. Podczas gdy dotychczasowe słowiańskie organizacje plemienne predestynowały jedynie do roli państwa, tak Karantania posiadała wszelkie znamiona państwa. Nie była ona bowiem namiastką państwa, a państwem w istocie.

Karantania znajdowała się na obszarze południowej Słowiańszczyzny, granicząc z plemionami Franków, Longobardów oraz Awarów. W okresie rządów sprawowanych przez Samona, na czele Karantanów (tj. Słoweńców) stał niejaki Walluk. Wydaje się bardzo prawdopodobnym, że książę Walluk wywodził się z miejscowej ludności słowiańskiej. Upadek państwa Samona nie wpłynął destrukcyjnie na funkcjonowanie państwa Karantanów. Z nastaniem połowy VIII stulecia na czele państwa stanął niejaki Borta, którego wielką umiejętnością było sprytne lawirowanie pomiędzy plemionami awarskimi a frankońskimi. Fakt, że Karantanowie znaleźli się w sferze dominacji oraz zależności ze strony Franków, nie oznaczało jednak że książę Borta poddał rządzony przez siebie ośrodek obcej dominacji. Wręcz przeciwnie. Karanatanowie byli szanowani przez Franków, czego najlepszym dowodem jest fakt zatwierdzenia przez nich na urzędzie książęcym następcy Borty, niejakiego Kakacjusza, zwanego także Gorazdem. Tak Kakacjusz, jak i jego następcy a więc Chotmir oraz Waltunk byli gorliwymi chrześcijanami, popierającymi anty-pogańską politykę ówczesnych plemion niemieckich oraz tłumiącymi wszelkie bunty o podłożu religijny w głębi własnego kraju. Z nastaniem roku 817 Karantania po raz pierwszy utraciła prawo do samodzielnego bytu i została związana z domem panującym we Frankonii. Z ramienia monarchów frankońskich, rządy a Karantanii sprawowali urzędnicy zwani komesami. Wraz z utratą samodzielności politycznej przez Karantanię, nastąpił kres istnienia tamtejszej słowiańskiej państwowości. Wchłonięte przez władców frankijskich państwo karantańskie przestało więc istnieć z nastaniem pierwszej połowy IX stulecia.

Państwo chorwackie.

O początkach istnienia państwa chorwackiego niewiele dowiadujemy się z przekazu źródłowego. Sytuacja plemienna na ziemiach późniejszej Chorwacji w okresie wczesnośredniowiecznym, była tu niezwykle skomplikowana. Na terenie południowym ścierały się bowiem ze sobą wpływy tak bawarskie, bizantyjskie, frankijskie, jak i słowiańskie. Rok 800 w dziejach późniejszej Chorwacji, zapoczątkował nie tylko erę bardzo konsekwentnego, ale nierzadko także bezwzględnego chrystianizacyjną, ale także symbolizował podporządkowanie sobie przez Franków ziem Chorwacji Panońskiej (zwanej także Posawską) jak i ziem Chorwacji Dalmatyńskiej. 19 lat później, książę Chorwacji Panońskiej, niejaki Ljudevita, usiłował zrzucić zależność frankońską. Niestety bezskutecznie. Chorwacja Panońska jako twór państwowo-terytorialny (choć zależny od Franków) przetrwał do końca IX stulecia. Po śmierci bowiem księcia Braslava, Chorwacja Panońska zjednoczona została z Chorwacją Dalmatyńską. Dzieła tego dokonał książę Chorwacji dalmatyńskiej, niejaki Tomislavovi. Rządy Tomislavovi zapoczątkowały okres wielkości Chorwacji, czyniąc z niej największy ośrodek państwowy położony u wschodniego wybrzeża Morza Adriatyckiego. Oczywiście, w okresie późniejszym Chorwaci nie raz doświadczali w swej historii wydarzeń wielkich i znaczących, wielokrotnie także przyszło im mierzyć się ze słabością oraz z upadkiem.

Kiedy na tronie papieskim zasiadł Grzegorz VII Chorwacja doświadczyła zbliżenia z państwami Europy Zachodniej, jak również z samym Rzymem. Z nastaniem roku 1101 władcą Chorwacji został Koloman, król Węgier. Koronacja Kolomana świadczyła o wejściu Chorwacji w skład państwowości węgierskiej, oraz o łączącej oba kraje, unii personalnej.

Jak wspomniałam w powyższych rozważaniach, od czasów wczesnego średniowiecza, Chorwacja związana była z katolicyzmem oraz z kulturą zachodnią, łacińską. Tak jest po dziś dzień. Chorwacja nadal pozostaje katolickim bastionem na Półwyspie Bałkańskim.

Państwo serbskie.

Zupełnie różnym, zwłaszcza w kontekście kulturowym, plemieniem południowo-słowiańskim byli Serbowie. Podczas gdy Chorwaci posługiwali się alfabetem łacińskim, Serbowie - cyrylicą, podczas gdy Chorwaci oddawali się wyznaniu katolickiemu, Serbowie - prawosławnemu. Kolejną cechą różniącą Serbów od Chorwatów było to, że obszar ich państwa niemal zupełnie nie interesował Franków. Fakt, że ziemie serbskie nie były najeżdżane przez ludy germańskie, spowodował, że niemal zupełnie nie wzmiankują o nich źródła. Co to oznacza dla badaczy przedmiotu? Oczywiście niewielką wiedzę o tym jakże ważnym plemieniu zamieszkującym Słowiańszczyznę Południową.

To, że ziemie serbskie nie interesowały plemion frankońskich, nie oznaczało, że nie interesował się nimi żaden inny ówczesny ośrodek państwowy. Bacznie bowiem Serbom, przyglądali się władcy bizantyjscy.

Pierwsze nieco bardziej dokładne, a nade wszystko nieco bardziej obfite dane dotyczące państwowości serbskiej, pochodzą z dzieła uczonego cesarza bizantyjskiego, niejakiego Konstantyna Porfirogeneta, czyli z połowy X stulecia. Konstantyn zawarł w nim między innymi coś na wzór listy kolejnych książąt władających państwem serbskim. I choć śledząc wspomnianą listę musimy być niezwykle krytyczni, to jako informację pewną możemy przyjąć, iż pierwszym historycznym rządcą Serbii był niejaki Vlastimir. Miał on być spokrewniony z Viseslavem, który niegdyś przywiódł Serbów z tzw. Białej Serbii (a więc z północy kontynentu) na południe Europy, a więc na Półwysep Bałkański.

Władzę nad Serbią chcieli sprawować Bułgarzy. I choć podejmowali w tym kierunku bardzo usilne starania oraz działania, to jednak ich zabiegi przez dłuższy czas nie przynosiły najmniejszego rezultaty. Swój sukces Bułgarzy osiągnęli dopiero w roku 924. nie zdołali go jednak utrzymać i w 927 roku ponownie utracili swoje wpływy w Serbii.

Spory oraz kłótnie dynastyczne nie tylko osłabiały funkcjonowanie państwa od wewnątrz, ale także nadawały mu rys państwa wczesnofeudalnego.

W dobie panowania cesarza Bazylego I (867-886) prawdopodobnie zainicjowano proces chrystianizowania Serbów. Dzieła nawracania na wiarę katolicką podjęli się Chorwaci oraz Serbowie z tzw. arystokracji plemienia. Mówi się także o wątłych ale jednak, więzach łączących ośrodek serbski z Rzymem.

Z czasem Serbia zaczęła doświadczać coraz więcej problemów, czyniąc swe położenie zewnętrzne oraz wewnętrzne, niezwykle skomplikowanym. Kraj doświadczał naprzemiennie okresów rozbicia oraz jednoczenia, targany był sporami rysującymi się pomiędzy frakcjami krajowymi, popierającymi ośrodek bizantyjski, bądź bułgarski.

Omówione wyżej dzieje Serbii, tyczą się ośrodka państwowego kształtującego się począwszy od IX stulecia, najpierw pod wodzą niejakiego raszki, a później jego następców. Pamiętać jednak należy, że był także i drugi ośrodek decyzyjny, ośrodek w Trebinju (względnie Trawunii), oraz późniejszy w Zecie. Do końca XII stulecia władcy Zety sprawowali swoją władzę w sposób autonomiczne oraz w pełni niezależny. Sytuacja uległa zmianie kiedy na tron Zety wstąpili przedstawiciele dynastii Nemanidów, rezydujący także w kraju Raszki. Nad obiema prowincjami Nemanidzi utrzymali swoje rządy aż do drugiej połowy wieku XIV, kiedy to Serbia, podobnie jak wiele innych państw bałkańskich zmuszona była ulec Turkom Osmańskim.

Państwo bułgarskie.

W Bułgarii wczesnośredniowiecznej spotykamy się z sytuacją nieznaną nam z jakiegokolwiek wcześniejszego państwa słowiańskiego. Tak bowiem oto, Bułgaria była państwem wielo-etnicznym, zamieszkiwanym przez plemiona trackie, słowiańskie oraz protobułgarskie.

Zacznijmy od Traków. Byli oni ludem, można by rzec od dawien dawna zamieszkującym ziemie południowo-bałkańskie. Trakowie wykształcili oraz pielęgnowali własną kulturę materialną, zdobywali doświadczenia plemienno-państwowe oraz polityczne, niemniej jednak z nastaniem I stulecia naszej ery, zostali oni wchłonięci przez Cesarstwo Rzymskie, a później Bizantyjskie. Taki obrót wypadków, przyczynił się romanizacji, a następnie hellenizacji ziem trackich. W dobie wielkich ruchów migracyjnych, ziemie trackie najeżdżali Celtowie, Germanowie oraz koczownicze ludy Hunów oraz Awarów.

Faktyczną rolę w kształtowaniu tradycji dziejowej ziem bułgarskich odegrali Słowianie oraz Protobułgarzy. Pierwsi Słowianie zjawili się na obszarze Mezji już z końcem VI stulecia. W niespełna pięćdziesiąt kolejnych lat, ludy słowiańskie podporządkowały sobie i zdominowały osadniczo ziemie bałkańskie. Tym samym możemy mieć niemal absolutną pewność, iż Słowianie dążyli do stworzenia na obszarze Półwyspu Bałkańskiego zalążka własnej państwowości. Niestety, zjawili się Protobułgarzy, niwelując dotychczasowe plany słowiańskie.

Na skutek pojawienia się Protobułgarów na ziemiach Półwyspu Bałkańskiego, następował proces ich wkomponowywania się w mozaikę tutejszych stosunków społecznych. Warto pamiętać, że z punktu widzenia formalnego, Protobułgarzy nie tyle najechali zagospodarowane przez Słowian ziemie bułgarskie, ile skłonili zastaną ludność do zawarcia wymuszonego pokoju. Z nastaniem połowy IX stulecia, kolejna fala słowiańska zalała ziemie bałkańskie, przyczyniając się tym samym do zwiększenia przewagi liczebnej grupy słowiańskiej nad grupą prtobułgarską.

Pozostaje w tym miejscu zadać sobie pytanie o to: Kim byli i skąd przybyli Protobułgarzy? Otóż, na wstępie podkreślmy, że nazwa "Protobułgarzy" została wprowadzona celem odróżnienia ich od Bułgarów. Tak bowiem oto, Bułgarzy byli społecznością, która powstała w wyniku połączenia się koegzystujących na jednym obszarze plemion słowiańskich oraz protobułgarskich. Z kolei, Protobułgarzy byli plemieniem tureckim. Nim przybyli oni na ziemie bałkańskie, tworzyli na obszarze południowo-rosyjskim związek plemienny, określany mianem związku Bułgarów Nadwołżańskich. Na skutek nacisków wywieranych przez koczowniczy lud Chazarów, z nastaniem drugiej połowy wieku VII, związek Bułgarów Nadwołżański ostatecznie się rozpadł. Wówczas to jedno z plemion protobułgarskich, dowodzone przez chana Asparucha, opuściło rodzime posiadłości i udało się w kierunku zachodnim. Wkrótce Asparuch przystąpił do konfrontacji z Cesarstwem Bizantyjskim, wkraczając do Warny, wysiedlił tamtejsze ludy słowiańskie, i ostatecznie utworzył państwo bułgarskie. Stolicą swego państwa dzielny wódz uczynił miasto Pliska, znajdujące się w niedalekiej odległości od wspomnianej już Warny.

Sukces Asparucha zapoczątkował napływ plemion protobułgarskich na ziemie bałkańskie. W tym samym czasie pierwsze państwo bułgarskie, nie tylko utrwalało swoje znaczenie na kontynencie europejskim, ale także podejmowało politykę dalszych podbojów, mających zwiększyć jego zasięg terytorialny. Wkrótce więc, państwo rozpościerało się już Morza Czarnego po Góry Bałkańskie oraz po rzekę Timok. Pogranicze północne kraju musiało być wysunięte na północ od rzeki Dunaj, z kolei na odcinku północno-wschodnim "dotykało" ono Dolnego Dniestru.

Okres największej świetności państwo bułgarskie przeżywało za panowania chanów: Krumy (803-814) oraz Omurtaga (814-831). Wówczas to do Bułgarii włączone zostały ziemie rozpościerające się po Cisnę (były to tereny zdobyte na Awarach). Z czasem do państwa włączono jeszcze: Trację, Macedonię oraz Północną Grecję. Bułgaria stała się potęgą. Dowodem świadczącym o jej wielkości, było ogłoszenie się przez cesarza Symeona w roku 919, "Cesarzem Romajów (Bizantyjczyków) oraz Bułgarów".

Z chrześcijaństwem Bułgarzy zetknęli się w drugiej połowie wieku IX. Z czasem car Borys przyjął chrześcijaństwo w obrządku konstantynopolitańskim, a sama wspólnota kościelna bułgarska, mogła się cieszyć dalece idącą autonomią.

Już z nastaniem X stulecia, w państwie bułgarskim widoczne były pęknięcia oraz objawy słabości. Wynikały one tak z prowadzonej przez cesarzy polityki wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Na horyzoncie pojawił się nowy, potencjalny przeciwnik państwa bułgarskiego, a mianowicie państwo węgierskie. Na tym nie koniec. Już w roku 968 wielki książę kijowski sprzymierzył się przeciwko cesarzowi bułgarskiemu, z cesarzem bizantyjskim. Z nastaniem roku 971, Bizancjum odebrało Bułgarii jej posiadłości północno-wschodnie. Wówczas także, przeniesiono ośrodek dyspozycyjny państwa bułgarskiego do miejscowości Ohryda w Macedonii. Kres istnienia pierwszego państwa Bułgarów, zbliżał się wielkimi krokami. Wydawało się, że nic ani nikt, nie jest go w stanie uchronić przed ostatecznym upadkiem. I rzeczywiście nie ochronił. W latach 1014-1018, władca Bizancjum, Bazyli II Bułgarobójca, podporządkował sobie obszar państwa. Na 450 lat (1018-1185) Bułgaria straciła swoją identyfikację państwową, stając się integralną częścią Cesarstwa Bizantyjskiego.

Kolejne państwo Bułgarów narodziło się wraz z nastaniem wieku XII. I tym jednak razem, ośrodkowi bułgarskiemu z centrum w Tarnowie, nie był pisany długi i szczęśliwy żywot. Po upływie około 200-tu lat (w XIV wieku) drugie państwo bułgarskie padło łupem Turków Osmańskich.

Państwo Wielkomorawskie.

Ponownie powracamy na ziemie Słowiańszczyzny Zachodniej. Fakt, że nie doświadczała ona oddziaływań ze strony Cesarstwa Bizantyjskiego, nie powodował naturalnie, że na ziemiach zachodnich Słowian nie infiltrowano w ogóle. Słowiańszczyznę Zachodnią atakowały początkowo koczownicze ludy Awarów, z czasem zaś (a dokładniej od końca VIII stulecia) Węgrzy. Wciąż także utrzymywała się infiltracja frankijska oraz niemiecka.

O dziejach Moraw w okresie panowania Samona, pisałam już wyżej. Z momentem śmierci Samona, oraz z upadkiem jego państwa, historia Moraw na jakiś czas jak gdyby się urywa. Owszem z czasów panowania Karola Wielkiego oraz Ludwika Pobożnego, pochodzą fragmentaryczne oraz szczątkowe informacje dotyczące Czechów oraz Słowian znad Dunaju, niemniej jednak z punktu widzenia badawczego, nie wnoszą one do nauki niczego cennego.

Sytuacja ulega zmianie z nastaniem lat 30-tych IX stulecia. Wówczas to w przekazach źródłowych kreślona jest postać księcia morawskiego Mojmira I oraz zarządzanego przez niego państwa. Przekazy te podają, że na skutek konfliktu zbrojnego, zaistniałego między słowiańskimi domami, wspomniany już Mojmir I wygnał z Nitry, miejscowości słowackiej, tamtejszego księcia, niejakiego Prybinę. Przepędzony Prybina zdołał znaleźć schronienie u niemieckich Bawarów.

Konflikt Mojmir-Prybina wiele wnosi do nauki. Informuje on bowiem, nie tylko o kolejnym etapie formowania się państw słowiańskich, ale także, a może nade wszystko o pewnej specyfice lokalnej Moraw. Jaką specyfikę mam na myśli? Otóż na Morawach od dawien dawna kształtowało się jednowładztwo. Podczas gdy źródła opisują system średniowieczny czeski, jako ten oparty na zasadzie wielości ośrodków politycznych (funkcjonujących w IX stuleciu), tak o Morawach wzmiankują, jako o systemie rządów jednej dynastii, dynastii Mojmirowiców. Można mniemać, że z powodu jednowładztwa na obszarze Moraw nie zachowały się nazwy plemion, pierwotnie te ziemie zamieszkujące.

W ciągu całe swej historii państwo Mojmirowiców było więc ośrodkiem scentralizowanym, bardzo jednolitym, oraz posiadającym wszelkie przesłanki ku temu aby stać się także tworem trwałym. Należy więc zadać sobie pytanie: Jakie względy zadecydowały o upadku państwa po 170 latach jego istnienia na ziemiach słowiańskich? Aby uzyskać odpowiedź na zadane pytanie, prześledzimy skrótowo dzieje państwa wielkomorawskiego.

W dobie panowania Mojmira oraz kolejnego z władców, Rościsława (846-870), terytorium państwa sięgało rzędu 100 tysięcy km2. obejmowało ono ziemie tzw. Moraw Właściwych, oraz zachodnią część Słowacji. Za czasów panowania Rościsława do walki o władzę przystąpił niejaki Świętopełk. Przejął on zarząd państwem w roku 870, a w ciągu swego 14-letniego panowania, zwiększył znacznie zasięg terytorialny kraju. W przekonaniu Henryka Łowmiańskiego około roku 875 Świętopełek miał wejść w posiadanie kraju Wiślan, a więc Małopolski Zachodniej, oraz w posiadanie Śląska. W roku następnym (876) książę morawski podporządkował sobie ziemie Małopolski Wschodniej, ziemie Lędzian. Z kolei w latach 877-881, Świętopełk odebrał Bułgarom tereny rozpościerające się pomiędzy rzeką Dunaj a rzeką Cisą oraz tereny znajdujące się na wschód od rzeki Cisy. Po roku 883 do Moraw władca włączył także: Czechy, część Połabszczyzny Południowej, północno-wschodnią część Panonii, oraz Dolny Śląsk.

Przedstawione dane są wielce hipotetyczne. Tak bowiem oto, nie mamy jasności (popartej materiałem źródłowym) co do rzeczywistego kształtu państwa morawskiego na jego pograniczu północnym oraz północno-zachodnim. Podważa się słuszność tezy o przynależności do państwa Świętopełka, ziem Wiślan, Lędzian oraz ziem śląskich. Analogicznie przedstawia się kwestia rzekomej przynależności ziem serbskich i łużyckich. Nieścisłości rysują się także w kwestii terminologicznej. Prawdopodobnie Świętopełek nie tyle podporządkowywał sobie ziemie sąsiadów, włączając je z kolei w orbitę własnych posiadłości, ale jedynie narzucał im swoją zależność, narzucał im swoje zwierzchnictwo.

Nie ulega jednak najmniejszej wątpliwości, że w dobie panowania Świętopełka państwo morawskie, uzyskało zasięg terytorialny, jakiego nigdy wcześniej nie posiadało. Zauważyli to także inni, współcześni Świętopełkowi władcy. Wśród nich był cesarz Bizancjum, wspominany już wyżej, Konstantyn Porfirogenet, który nazwał Morawy mianem Wielkich (megale). Być może dlatego państwo morawskie zaczęto nazywać Wielkomorawskim. Na marginesie, w żadnym znanym badaczom źródle, nie pada nazwa "państwa wielkomorawskiego". Czym innym jest bowiem użycie określenia "Wielkie Morawy", a czym innym nazywanie państwa "wielkomorawskim".

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że największe zagrożenie czyhało na państwo rządzone przez Świętopełka, ze strony zachodniej, tj. ze strony Franków Wschodnich (późniejszych Niemców). Już za Ludwika Niemieckiego, Frankowie realizowali politykę interweniowania oraz podbijania ziem wschodnim, w tym przede wszystkim ziem sąsiadujących z nimi, Morawian. W istocie, polityka niemiecka o charakterze anty-morawskim wynikała z lęków przed silnym ośrodkiem państwowym rządzonym przez Świętopełka. Tym samy, w IX stuleciu, bardziej lub mniej świadomie Morawianie skupili na sobie cały ciężar agresji niemieckiej, agresji której należało odważnie i z determinacją stawić czoła.

Co ciekawe, w roku 874 Świętopełk oraz Niemcy przystąpili do obustronnego traktatu pokojowego, którego celem była ochrona oraz chęć zabezpieczenia ziem morawskich, przed najazdami frankońskimi. Pokój ten na jakiś czas określał także kierunek ekspansji morawskiej. Świętopełek skierował swoje wojska na ziemie Polski Południowej oraz w rejon Panonii, a więc na te obszary na których nie istniały wpływy niemieckie. Po upływie rok, zachęcony sukcesami na ziemiach polskich oraz panońskich, władca Moraw zerwał porozumienie z Frankami i zaatakował zależne od nich Czechy oraz obszary Panonii Zachodniej.

Konfrontacji zewnętrznej towarzyszył proces budowy państwa morawskiego od wewnątrz. O słuszności wspomnianej tezy, świadczą odkrycia oraz znaleziska archeologiczne pochodzące z Mikulczyc (odkrycie grodzisko morawskiego zwanego "Valy"), z Velehradu (grodzisko morawskie "Stare Mesto") oraz z miejscowości Pohansko (przy ujściu Dyi do Morawy). Morawski gród "Rościsława" uchodził zaś za niemożliwy do zdobycia przez jakiegokolwiek wroga, nawet, a może a zwłaszcza, przez niemieckiego.

Morawianie za panowania Świętopełka poddawali się także zabiegom chrystianizacyjnym. Co ciekawe, początkowo inspirował ją oraz nadawał jej bieg, kościół niemiecki. Organizacyjnie Morawy podporządkowano biskupstwu bawarskiemu w Passawie. Niestety, próba pogodzenia względów religijnych z politycznymi nie miała racji bytu. Niemożliwe było aby jednocześnie Morawianie mogli walczyć z Niemcami, odbierać im ziemie, a jednocześnie pozostawać w pokojowej oraz duchowej zależności religijnej od ich ośrodków kościelnych. usiłowano więc nawiązać bezpośrednie relacje z rzymskim kościołem łacińskim. Bezskutecznie. Wówczas to książę Rościsław poprosił cesarza konstantynopolitańskiego o przysłanie na ziemie morawskie swych misjonarzy. Rościsław pisał: "(...) Dla ludzi naszych, którzy wyrzekli się pogaństwa i trzymają się zakonu chrześcijańskiego, nie mamy nauczyciela takiego, który by w [naszym] własnym języku prawdziwą wiarę chrześcijańską wykładał, aby się i inne kraje, widząc to, do nas upodabniały."

Cesarz pozytywnie ustosunkował się do prośby Rościsława. Wysłał więc na Morawy braci, Konstantego, nazywanego także Cyrylem oraz Metodego. Bracia pochodzący z Salonik, z entuzjazmem przystąpili do misji ewangelicznej na ziemiach morawskich. Wkrótce też zapisali się oni wielką sławą, tak na ziemiach morawskich, jak i w historii religii i kultury w ogóle. Tak bowiem oto, Konstanty oraz Metody usiłowali uzyskać zgodę oraz akceptację dla czynionych przez siebie działań u duchownych niemieckich. O jakie działania chodzi? Przychylność dla jakich praktyk religijnych usiłowali bracia wywalczyć w ówczesnych Niemczech? Już odpowiadam. Konstanty i Metody pragnęli uzyskać zgodę na posiłkowanie się w liturgii ołtarza językiem słowiańskim. Kiedy wspomnianej już zgody, odmówili braciom duchowni niemieccy, Cyryl oraz Metody, zdecydowali się interweniować u samego papież w Rzymie. Papież Hadrian II nie tylko, że zezwolił na liturgię w języku słowiańskim, ale także wydał dyspozycję aby Metodego oraz jego zwolenników (uczniów) wynieść do godności prezbiteriańskiej. Co więcej, powierzono Metodemu nowy okręg religijny ze stolicą w Sirmium, z której to stolicy miał sprawować kontrolę duchową nad ziemiami Panonii oraz Moraw. Decyzja papieska o obsadzeniu stolicy w Sirmium przez Metodego oraz zależnych od niego duchownych, zbiegła się na samych Morawach z buntem Świętopełka. Na marginesie, zanim Świętopełk objął samodzielne rządy przez pewien czas pozostawał on we współpracy z komesami bawarskimi. Ale wracając do Metodego. Jego nadzór duchowy nie obejmował praktycznie ziem Panonii, ograniczając się niemal wyłącznie do ziem morawskich. Metody zmarł w roku 885. Przed śmiercią doświadczył jednak na własnej skórze jak dalece sięgał sprzeciw oraz spór toczony pomiędzy zwolennikami liturgii słowiańskiej, z zwolennikami liturgii łacińskiej. To za sprawą tych ostatnich, oraz na skutek stosowanych przez nich szykan, napiętnowania oraz dyskredytowania liturgii słowiańskiej, jej zwolennicy zmuszeni byli w popłochu opuścić ziemie morawski. był rok 886. Co na to książę Świętopełk? Absolutnie nic. Nie stanął on bynajmniej w obronie pokrzywdzonych zwolenników Metodego. Ich wymuszoną ucieczkę z Moraw, uznał on za znak oraz za potrzebę nawiązania bliższych relacji z duchowieństwem zachodnim, a co za tym idzie z kościołem łacińskim.

Wypędzeni z Moraw zwolennicy liturgii słowiańskiej, po tym jakże przykrym dla nich incydencie, udali się na ziemie bułgarskie. Tam też kontynuowali swoje prace w zakresie upowszechniania języka słowiańskiego w liturgii. Z powodzeniem zresztą. Wydaje się prawdopodobnym twierdzenie, że część przepędzonych z Moraw misjonarzy wyruszyła także do innych państw słowiańskich. Oczywiście była to niewielka grupka, niewielka zwłaszcza w stosunku do tej, która za kierunek swej wędrówki obrała Bułgarię. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że pojedynczy misjonarze przybyli także na ziemie Polski Południowej.

Niedługo po śmierci księcia Świętopełka (w roku 894), Czesi zdołali zrzucić zależność od Moraw. Związali się także z Niemcami. Na samych Morawach z nawarstwiającymi się trudnościami wewnętrznymi usiłował walczyć ostatni z morawskich władców, niejaki Mojmir II (894-904). Niestety nieskutecznie. Polityka zewnętrzna także wymuszała na księciu prowadzenie dynamicznych, pełnych determinacji działań. Pomimo wysiłków, i na forum polityki zagranicznej Mojmir II poniósł przygniatającą klęskę. Kres istnieniu państwa morawskiego położyli Węgrzy. Z nastaniem lat 904-905 państwo słowiańskie na Morawach przestaje egzystować. Część spuścizny po nim, przejmuje państwo węgierskie, włączając w swoje granice ziemie morawskie, słowackie oraz panońskie. Wszelkie późniejsze wysiłki zmierzające do nadania Morawom choćby części pierwotnego blasku, okażą się niewystarczające oraz zawodne. Morawy pozostaną już jedynie czeską posiadłością, jedną z wielu prowincji jakie w ciągu wielowiekowej historii będą wchodzić w skład państwa czeskiego.

Reasumując. W okresie po upadku państwa Samona dzieje Moraw nie są bliżej znane. A to za sprawą braku materiału źródłowego. Pierwsze, po tej jakże dotkliwej dla badaczy przerwie, informacje pochodzą z początku IX stulecia. Na ich podstawie dowiadujemy się, że państwo na czele którego stoi książę Mojmir I, obejmuje ziemie morawskie oraz zachodnie słowackie, oraz że ich stolicą jest Welehrad. Początkowo państwo morawskie usiłowało przyjąć wiarę chrześcijańską za pośrednictwem niemieckim, niemniej jednak na skutek prowadzonych jednocześnie działań zbrojnych z plemionami frankijskimi, polityka dialogu religijnego morawsko-niemieckiego nie miała racji bytu. Na skutek interwencji księcia Rościsława, na Morawy przybyli misjonarze Cyryl oraz Metody. W roku 865 Morawy przyjęły wiarę chrześcijańską. To właśnie na skutek zabiegów braci Cyryla oraz Metodego, język słowiański został wprowadzony do liturgii. Z ich inicjatywy Pismo Święte zostało przełożone na język słowiański i to oni przystąpili do prac nad stworzeniem pisma słowiańskiego, czyli tzw. głagolicy. Z kolei Świętopełk, w ciągu swego 24-letniego panowania znacznie rozszerzył granice swego państwa. Tak więc poszerzył je między innymi o Śląsk, Małopolskę czy ziemie Lędzian. Obszar państwa zwiększył się do tego stopnia, że zaczęta nazywać do "wielkomorawskim". Sam Świętopełk zmuszony był do stałych konfrontacji z sąsiadami niemieckimi. Musiał także zająć ostateczne stanowisko w sporze pomiędzy zwolennikami liturgii słowiańskiej oraz łacińskiej. I tak pomimo poparcia ze strony księcia Rościsława, w dobie panowania Świętopełka, zwolennicy koncepcji głoszonej przez braci Cyryla oraz Metodego, zmuszeni byli opuścić Morawy. Metody zmarł w roku 885, czyli na rok przed wypędzeniem z Moraw. Nowym miejscem przebywania oraz miejscem kontynuowania jego wcześniejszych wysiłków nad wprowadzeniem języka słowiańskiego do liturgii, była Bułgaria. Tam także uczniowie Cyryla i Metodego, stworzyli cyrylicę, czyli alfabetyczne pismo słowiańskie.

Państwo czeskie.

Prawdopodobnie słuszną jest teza głosząca, iż upadek państwa morawskiego (czy jak kto woli wielkomorawskiego) przyczynił się do politycznego wzrostu ośrodka dyspozycyjnego, kształtującego się w Kotlinie Czeskiej. Owszem, upadek Morawian umożliwił rozwój państwowości czeskiej, ale bynajmniej nie był siłą sprawczą tegoż rozwoju.

Pierwsze wzmianki źródłowe traktujące o państwie Przemyślidów pochodzą z przełomu VIII oraz IX stulecia. Dowiadujemy się z nich, że poważnym niebezpieczeństwem zagrażającym wczesnemu państwu czeskiemu, byli Niemcy. Z nastaniem roku 845, 14-tu władców czeskich zdecydowało się na przyjęcie wiary chrześcijańskiej za pośrednictwem frankijskim, a dokładniej z rąk Ludwika Niemieckiego.

Zgodnie z podaniem niejakiego Kosmaty z Pragi, ród Pzremyślidów miał pochodzić od Przemysła. Pierwszym z historycznych władców czeskich był Borzywoj, sprawujący swe rządy w schyłkowym okresie IX stulecia. Zgodnie z częścią przekonaniem wielu uczonych, Borzywoj miał zostać ochrzczony w obrządku wschodnim przez Metodego, brata Cyryla. Nawet jeżeli teza ta jest prawdziwa, to nie zmienia ona faktu, że w państwie czeskim utrwalił się obrządek łaciński, podporządkowany ośrodkowi w Ratyzbonie.

Jak już wspomniałam niemal od początku istnienia państwa, zagrażali mu Niemcy. Co ciekawe, uległą politykę pro-niemiecką prowadził późniejszy patrona państwa czeskiego, niejaki Wacław I. Ostatecznie za panowania księcia Bolesława I, Czechy zmuszone zostały do przyjęcia zwierzchnictwa niemieckiego z rąk króla (a także późniejszego cesarza) Ottona I. Zwierzchnictwo to było początkowo trybutarne, z czasem zaś przekształciło się w zwierzchnictwo lenne. Reasumując państwo czeskie w dobie średniowiecznej, stanowiło część składową państwa niemieckiego, a uściślając Rzeszy Niemieckiej.

W latach 973-974 w Czechach powstały dwa biskupstwa kościelne (jedno w Pradze, drugie w Ołomuńcu), które to biskupstwa uzależniono od metropolii w Moguncji. Na powstanie samodzielnego arcybiskupstwa czesi musieli poczekać do XIV stulecia. Tym samym powstanie arcybiskupstwa w Gnieźnie, poprzedziło powstanie arcybiskupstwa w Pradze o cztery wieki.

W czasach średniowiecznych w granicach czeskich znalazły się takie posiadłości morawskie jak: Morawy, Zachodnia Słowacja, a także przejściowo ziemie Polski Południowej (a więc między innymi Śląsk oraz Małopolska). W dobie panowania księcia, a później króla polskiego, Bolesława Chrobrego, do Polski powróciły zagarnięte wcześniej przez Czechów: Małopolska oraz Śląska. Co jest także rzeczą wartą pamiętania to, fakt że na krotko po roku 1000 udało się Bolesławowi Chrobremu przejąć rządy nad Czechami. Na dłuższy zaś okres czasu wszedł książę polski w posiadanie Moraw.

Z perspektywy polskiej, stosunki państwa piastowskiego z państwem Przemyślidów nie układały się najlepiej. Problem tkwił nie tylko w polityce terytorialnej prowadzonej przez oba państwa wczesnośredniowieczne, ale także w ich sporze o rolę hegemona w Europie Środkowej, oraz na ziemiach zachodnich Słowiańszczyzny. Konflikt o przywództwo, o dominację oraz wpływy w tej części Starego Kontynentu, wpływał destrukcyjnie tak na Polskę, jak i na Czechy, ale co zrozumiałe, bardzo cieszył państwo niemieckie.

Ziemie połabskie.

Pomimo zainicjowania procesów centralizacyjnych na ziemiach połabskich, nie doszło na nich do stworzenia silnego ośrodka państwowego, ośrodka porównywalnego z którymkolwiek z wyżej opisanych.

Najsłabiej procesy centralizacyjne oraz państwotwórcze przebiegały w południowej części Połabszczyzny, u Serbów oraz Łużyczan. Zdominowanie tych obszarów przez Niemców w X stuleciu, doprowadziło do wykorzenienia z nich rodzimych zwyczajów oraz miejscowej tradycji.

O wiele silniejsze zjawiska o charakterze państwotwórczym zaistniały wśród plemion wieleckich, a zwłaszcza wśród Stodoran (zwanych także Hawelanami) oraz Obodrzyców. Obodrzyce byli prawdopodobnie najbliżej szansy stworzenia własnego ośrodka państwowego. Niestety tak w roku 1018, jak i 1066, rebelie ludowe podsycane przez przeciwników oraz antagonistów z zewnątrz, szanse te zaprzepaściły. Na marginesie warto powiedzieć, że wspomnianym już wyżej przeciwnikiem tworzenia przez Obodrzyców ich organizmu państwowego, był tzw. Związek Lucicki, czyli inaczej związek skupiający cztery plemiona wieleckie, chcące odgrywać na ziemiach połabskich uprzywilejowaną rolę hegemona.

Reasumując. W roku 983, Niemcy podporządkowali sobie na półtora stulecia ziemie Połabian Północnych. Po raz kolejny procesy centralizacyjne zostały odgórnie zablokowane. W tym czasie blokowali je także Polacy oraz Duńczycy, chcący z ziem Połabszczyzny uczynić własną strefę wpływów. W ciągu XII stulecia wszelkie próby wdrażania przez Obodrzyców czy Stodoran procesów państwotwórczych, zostały ostatecznie złamane. Raz jeszcze zablokowali je Niemcy. Zmusili oni Obodrzyców do uległości wykorzystując w tym celu oręż zbrojny, zaś Stodoran złamali dwustronnym układem pokojowym.

Ziemie ruskie.

Nasza charakterystyka Słowiańszczyzny nie byłaby pełna, gdybyśmy kilku słów nie poświęcili także i państwu ruskiemu.

Zacznijmy od tego, że państwo to było jedynym ośrodkiem politycznym, jaki powstał na ziemiach wschodnio-słowiańskich. Państwo ruskie narodziło się na obszarze Środkowego Dniepru, na obszarze zamieszkiwanym przez plemiona Polan Naddnieprzańskich.

Z nastaniem IX stulecia największymi ośrodkami Słowiańszczyzny Wschodniej były Kijów oraz Nowogród Wielki. Obydwa znajdowały się w sferze dominacji skandynawskiej, reprezentowanej przez plemiona Waregów. W roku 882 władca Nowogrodu Wielkiego, z pochodzenia Wareg, niejaki Ruryk podporządkował sobie Kijów. Tym samym doszło do powstania Rusi Kijowskiej, czyli państwa staroruskiego. W tym miejscu warto dodać, że wkrótce po przybyciu na ziemie słowiańskie plemiona skandynawskie uległy slawizacji. Najlepszym tego dowodem było to, że już wnuk Ruryka posługiwał się imieniem słowiańskim.

Potomkowie Ruryka, a więc Oleg, Igor, Świętosław, Włodzimierz czy Jarosław dążyli do zwiększenia zasobu terytorialnego swego państwa oraz do umocnienia jego pozycji na zewnątrz, niemniej jednak napotykali oni sukcesywnie na przeszkodę w postaci ludów koczowniczych znad Morza Czarnego. Ludy stepowe niepokoiły także konsekwentnie ziemie Rusi Kijowskiej.

W roku 988 za pośrednictwem Cesarstwa Bizantyjskiego, a dokładnie Konstantynopola, książę Włodzimierz Wielki (a wraz z nim Ruś), przyjął chrzest.

Przez cały wiek X oraz przez pierwszą połowę wieku XI Ruś dominowała w Europie jako największe i najsilniejsze z państw słowiańskich, doskonale przy tym rozwijając się cywilizacyjnie. Konsekwentny oraz systematyczny zmierzch państwa rozpoczął się po roku 1054, a więc wraz ze śmiercią księcia Jarosława Mądrego. Ostatecznie przypieczętował go najazd mongolski, datowany na pierwszą połowę XIII stulecia.

Państwo polskie w średniowieczu.

Początki państwa polskiego.

O początkach państwowości polskiej niezwykle niewiele mówią dostępne uczonym materiały źródłowe. Wiemy z całą pewnością, że procesy centralizacyjne dokonywały się już IX stuleciu, niemniej jednak w fazę końcową weszły one u schyłku X wieku.

Brak źródeł, bynajmniej nie odbiera uczonym prawa do formułowania hipotez o istnieniu na ziemiach polskich w okresie wcześniejszym, organizacji plemiennych (państwowych) o charakterze tzw. zalążkowym. W przekonaniu profesora Witolda Hensla, "państwa protozalążkowe" funkcjonowały na ziemiach późniejszych polskich już w czasach rzymskich. I tak "państwem protozalążkowym" byłaby struktura plemienno-polityczna, stworzona przez lud Wenedów (Wenetów) na ziemiach Małopolski, Śląska, Wielkopolski oraz Polski Środkowej (względnie na ziemiach rozpościerających do linii Wisły, ale z Krakowem). Profesor Hensel twierdzi także, że upadek państwa Wenedów ("protozalążkowego") mógł być spowodowany najazdem huńskim.

Gdyby teza profesora była prawdziwa, to wówczas "państwo protozalążkowe" Wenedów, byłoby tożsame z opisanym wyżej państwem Antów, rzekomo rozbitym przez plemiona gockie. Jeszcze raz pragnę podkreślić, że stanowisko profesora Hensla nie znajduje potwierdzenia w materiale źródłowym. Gdyby jednak było słuszne, i gdyby udało się je poprzedź danymi źródłowymi, to kolejnym płynąc z hipotezy uczonego wnioskiem, winno być stwierdzenie, że upadek "państwa protozalążkowego" Wenedów przyczynił się zahamowania na ziemiach późniejszych polskich, procesów centralizacyjnych, a utrwalił funkcjonowanie struktur o charakterze rodowo-plemiennym.

W mniemaniu profesora, o ponownym procesie centralizacyjnym możemy mówić na ziemiach późniejszych polskich, z nastaniem ery "Związku Lędziców".

Przy całym zainteresowaniu hipotezą profesora Hensla, należy raz jeszcze podkreślić, że jest ona wielce hipotetyczna i z braku odpowiednich danych źródłowych ciężką jest ją utrzymać.

Ludy słowiańskie na ziemiach polskich.

Na podstawie informacji źródłowych nie mających charakteru bezpośredniego, wnioskujemy, że na ziemiach późniejszych polskich, w dobie wczesnośredniowiecznej przebywali: Wieleci, Obodrzyce, Serbowie, oraz Chorwaci.

Zacznijmy od Wieletów oraz Obodrzyców. Otóż, uczeni uważają, że oba wymienione ludy słowiańskie znane Północnej Połabszczyźnie już od schyłku VIII stulecia. Ich przybycie ze wschodu na ziemie rozpościerające pomiędzy rzeką Odrą a Łabą, potwierdzają przekazy archeologiczne oraz badania językowe. Jak wiemy, nazwę plemienia "Weltów" wykorzystał w swej pracy Ptolemeusz. Ponieważ wiemy, że pisał on ludzie zamieszkującym ziemie nadbałtyckie, doświadczamy olbrzymiej pokusy związania Weltów z Wieletami (znanymi z czasów średniowiecznych). Jeśli chodzi o Obodrzyców, to nazwa ich plemienia nie pojawia się w żadnym ze starożytnych źródeł. Niemniej jednak sama nazwa nakazuje nam doszukiwać się konotacji z rzeką Odrą. W ten sposób dochodzimy do wniosku, że Wieleci zamieszkiwali pierwotnie ziemie polskiego Pomorza, zaś Obodrzyce ziemie śląskie, położone nad Odrą.

Idąc tym tropem, Serbów należy doszukiwać się na późniejszej Wielkopolsce. Wskazywałyby na to nazwy własne występujące na Wielkopolsce, nawiązujące bezpośrednio do nazwy plemienia (np. Serbia-Serbinowo). Tym samym z Serbów Wielkopolskich (oczywiście jest to nazwa umowna) mogliby się wywodzić Serbowie Połabscy oraz Serbowie Południowosłowiańscy.

O ile o obecności Wieletów oraz Obodrzyców na ziemiach polskich wnioskujemy czysto hipotetycznie, tak w przypadku Serbów oraz Chorwatów dysponujemy danymi źródłowymi (choć nieci niepewnymi).

I tak w przekazie cesarza Bizancjum Konstantyna Porfirogeneta (913-959) czytamy: "(...) Wiedzieć należy, że Serbowie pochodzą od nie ochrzczonych Serbów, którzy też nazywają się Białymi i mieszkają z tamtej strony Turkii [Węgier]w okolicy nazwanej u nich Boiki [Czechy ]. Z nimi graniczy kraj Franków [Niemcy], równie jak i Wielka Chrobacja nie chrzczona, czyli tak zwana Biała." I dalej: "(...) Chorwaci zaś mieszkali wtedy [w czasach Awarów] z tamtej strony Bagibarei [Bawarii], gdzie teraz są Białochrobaci."

Plemiona polskie w IX stuleciu.

O sytuacji etnicznej ziem polski IX stulecia traktują następujące przekazy źródłowe: "Geograf bawarski", traktat geograficzny niejakiego Alfreda Wielkiego (wywodzącego się z Anglii) oraz "Żywot św. Metodego".

Na podstawie wspomnianych materiałów źródłowych dowiadujemy się, że ziemie polskie w dobie wczesnośredniowiecznej zamieszkiwało wiele grup plemiennych, których obszar występowania pokrywał się z późniejszym podziałem dzielnicowym kraju. W sposób absolutnie pewny możemy stwierdzić, że na ziemiach polskich IX stulecia występowały takie ludy jak: Wiślanie, Goplania, oraz Lędzianie (Lędzice). Wychodząc jednak poza grupę owych trzech źródeł pisanych, dodajemy kolejne wczesnośredniowieczne plemiona polskie, a konkretnie: Polan Wielkopolskich, Ślężan z Dolnego Śląska, Mazowszan oraz Pomorzan.

Na podstawie danych pochodzących z "Geografa bawarskiego" uzyskujemy wiedzę o strukturze plemiennej ziem śląskich. Śląsk miały więc zamieszkiwać ludy: Ślężan, Dziadoszan, Opolan, Gołęszyców oraz bliżej niezidentyfikowanych Lupigla (względnie Głupczan).

Na podstawie tego samego źródła dowiadujemy się, że ziemie małopolskie zamieszkiwali Wiślanie. Ich ziemie miały się rozpościerać od ziem węgierskich po ziemie śląskie. Można więc powiedzieć, że Wiślanie występowali na terenach polskich położonych nad Górną Wisłą. Pogląd "Geografa bawarskiego" jest w tym względzie spójny z obrazem kronikarza Alfreda, który umiejscowił Wiślan na ziemiach rozpościerających się na wschód od ziem morawskich. Ostatecznie potwierdzeniem tezy, iż wczesnośredniowieczni Wiślanie zamieszkiwali tereny dzisiejszej Małopolski, jest także przekaz zawarty przez anonimowego autora w "Żywocie św. Metodego".

Jak już wspominałam, ziemie śląskie zamieszkiwane były przez plemiona mniejsze, ziemie małopolskie przez jeden duży lud Wiślan. Skąd ta różnica? Otóż, może wydać się tezą prawdziwą sąd, że w okresie IX stulecia ziemie śląskie znajdowały się na niż w stosunku do ziemi małopolskich poziomie rozwoju politycznego oraz społecznego. Jego przejawem byłoby więc rozdrobnienie plemienne, obserwowalne na Śląsku, oraz nieumiejętność stworzenia jednej, kompatybilnej grupy "obywatelskiej", a co za tym idzie jednego ośrodka dyspozycyjnego. Wiślanie, inaczej niż ludy śląskie, podział oraz rozbicie plemienne przezwyciężyły, a co za tym idzie stworzyły w miejsce wielu, jedną silną grupę obywatelską.

Jest rzeczą niezwykle ciekawą, że u "Geografa bawarskiego" w ogóle nie pojawia się nazwa wielkopolskiego plemienia Polan. Co więcej, nazwy tej nie znajdziemy w przekazach źródłowych aż do przełomu X oraz XI stulecia. Skąd więc ta nieobecność wydawać by się mogło najważniejszego z polskich ludów wczesnośredniowiecznych? Otóż, wydaje się, że w IX stuleciu, bądź ludu Polan jeszcze na ziemiach polskich nie było, bądź że Polanie byli tak niewielką oraz mało znaczącą grupką plemienną, że kronikarze zupełnie nie zwrócili na nich swojej uwagi. Prawdopodobną wydaje się także hipoteza mówiąca, że w IX wieku Polanie występowali pod nazwą zgoła odmienną, od późniejszej wszystkim Polakom znanej.

W "Geografie bawarskim" pada także nazwa plemienia Lendizi. Niezwykle trudną ją rozszyfrować oraz zidentyfikować, dlatego też wielu badaczy, zestawia ją z nazwą Lędzice. Z punktu widzenia językoznawczego, wyraz "lęda" oznacza "ziemię przygotowaną pod uprawę". Z kolei słowa "pole" bezpośrednio nawiązującego do nazwy Polanie, nikomu chyba tłumaczyć nie trzeba. Zestawiając znaczenie słów "lęda" oraz "pole", zestawiono także nazwy plemienne Lędziców (Lendiziów) oraz Polan. W konsekwencji, wniosek nasunął się uczonym sam. Uznali oni, że Lędzice to Polanie. Czy słusznie? Odpowiedź na to pytanie jest niezwykle polemiczna. To co bowiem na pierwszy rzut oka wydaje się niezwykle oczywiste (a więc identyfikacja plemienia Lędziców z ludem Polan), przestaje takowym być kiedy zaczniemy zastanawiać się nad relacjami wzajemnymi Lędziców oraz Polan Naddnieprzańskich.

Z przedstawioną wyżej tezą kłóci się także przekaz cesarza Konstantyna Porfirogeneta, który lokalizuje Lędziców (nazwanych zresztą przez siebie Lendzanenoirami) na odcinku Polski Południowo-Wschodniej, a więc w pobliżu pogranicza ruskiego. Spostrzeżenia cesarza Konstantyna są o tyle słuszne, że przecież na wschodzie plemiona polskie sąsiadowały z ruskimi Lachami, z bałtyjskimi Lenkami oraz z madziarskimi Lengyelami. Zbieżność nazw postrzegana na gruncie językowym, każe zastanowić się raz jeszcze nad obiema koncepcjami, a zwłaszcza nad zbyt szybkim utożsamianiem Polan z Lędzicami.

Jeżeli przyjąć za obowiązującą teorię, że Lędzice zamieszkiwali ziemie okoliczne dzisiejszego Sandomierza, to musimy jednocześnie stwierdzić, że ich sąsiadami byli Wiślanie oraz Mazowszanie. Prawdopodobnie więc z nastaniem wieku X Lędzice przystąpili do ekspansji skierowanej przeciwko wschodowi oraz, że zdobyli Grody Czerwieńskie, które z kolei w roku 981, odebrał im książę Włodzimierz Wielki.

Dalej w "Geografie bawarskim" pojawiają się Glopeani, a więc prawdopodobni Goplanie. Mieli oni zamieszkiwać ziemię kujawską, oraz dysponować 400 grodami. Obecności Goplan na ziemiach polskich, nie potwierdzają pozostałe dwa źródła IX-wieczne.

Żadne ze źródeł wymienionych na początku niniejszego ustępu, nie zna także Mazowszan oraz Pomorzan. W nauce uważa się, że brak danych IX-wiecznych tak o Mazowszanach, jak i Pomorzanach, wynika z faktu, iż ludy te nie maiły charakteru pierwotnego, oraz że uległy one wyodrębnieniu w okresie późniejszym, moglibyśmy powiedzieć w okresie wtórnym.

Przedstawię teraz nazwy tych plemion, które pojawiają się w "Geografie bawarskim", i które uczeni starają się łączyć z ziemiami polskimi (mniej lub bardziej skutecznie). Te plemiona to: Zeriuani (w źródle czytamy "(...) z niczego pochodzą wszystkie plemiona słowiańskie i początek [swój], jak powiadają, wywodzą") czyli prawdopodobni Siewierzanie (względnie Serbowie), Prissani (być może Pyrzyczanie), Uuelunzani (być może Wolinianie), Busani (być może Bużanie).

"Geograf bawarski" wymienia także: Prusów (Bruzi), Rusów (Ruzzi), Uliczów (Unlizi), Chazarów (Caziri), oraz wspomnianych już Węgrów (Ungare).

Narodowość polska a czasy plemienne.

W niniejszym ustępie będziemy starali zastanowić się nad ewentualnym więziami o charakterze ponadregionalnym, które kształtowały się na ziemiach polskich w dobie wczesnośredniowiecznej-plemiennej. Musimy bowiem odpowiedzieć sobie na pytanie: Czy możemy mówić o zalążkowym choćby narodzie polskim przed pojawienie się Mieszka I, czyli przed stworzeniem pierwszej historycznej polskiej państwowości?

Żyjący na przełomie wieku IX oraz X, niejaki Regino z Prum, napisał, że jeden naród różni się od drugiego, "pochodzeniem, obyczajami, językiem oraz prawami" (genre, moribus, linguae, legibus). Z czysto logicznej dedukcji wynika, że jeden naród winien występować na jednym obszarze. Czy więc w opisanych kategoriach, polska społeczność plemienna IX stulecia, jawi się nam jako społeczność narodowa? Oczywiście, że nie. Ludy polskie z okresu IX stulecia, nie łączyła ani wspólnota praw, ani wspólnota zwyczajów, a już z całą pewnością ludy te nie zdawały sobie sprawy ze swych wspólnych korzeni. Czynnikiem, który przyczynił się do zaistnienia wspólnoty praw, zwyczajów oraz religii, było dopiero powstanie państwa Piastów. I dopiero z nastaniem monarchii piastowskiej plemiona polskie doświadczyły czym jest wspólnota więzów krwi.

W kontekście omawianego zagadnienia, głos w dyskusji naukowej zabrał Aleksander Gieysztor. Pisze on: "(...) Obiektywne czynniki umacniające w dobie przed państwowej wspólnotę plemion między Odrą i Wieprzem były nie tyle wątłe, ile mało aktywne. Plemiona łączyło wprawdzie sąsiedztwo, niezbyt jednak ścisłe, gdyż osłabione przez puszcze i bagna pograniczne, jednakże niosło ono w sobie także konflikty. Plemiona te mówiły jednym językiem, ale najpewniej już z odmianami gwarowymi. Wymiana dóbr materialnych w warunkach gospodarki naturalnej była nikła. Wspólny tryb gospodarowania rolniczego, podobna kultura materialna, społeczna i psychiczna, na przykład wierzenia - wszystko to stanowiło o bliskości, ale podtrzymywało raczej tylko więź lokalną i regionalną. Dopiero powstanie państwa przyniosło przełom, zdynamizowało społeczeństwo plemienne. (…) wąska grupa panująca oparta na potędze politycznej podjęła się zadania integracyjnego, scalając piasek plemienny dla własnych celów w społeczeństwo o zarysowanym podziale pracy i konsumpcji."

Według Gieysztora, czynnikami integrującymi plemiona słowiańskie w okresie poprzedzającym powstanie państwa piastowskiego były między innymi: tworzenie sieci grodowej, migracje plemienne w obrębie przyszłego państwa zcentralizowanego, uczestniczenie w specyficznie pojmowanym wówczas życiu publicznym, w wymianie handlowej. Później do roli czynników centralizujących doszły także: funkcjonowanie dworu książęcego, rola oraz działalność kościoła katolickiego, a także jurysdykcja książęca.

Podsumowując Aleksandra Gieysztora oraz czyniąc własne spostrzeżenia, można powiedzieć, że wychodzenie poza strukturę plemienną, uruchomienie procesów mających w przyszłości doprowadzić do istnienia państwa patrymonialnego, centralizowanie poszczególnych mniejszych ośrodków politycznych wokół jednego, większego, automatycznie unowocześniała oraz czyniło społeczeństwo bardziej cywilizowanym, można powiedzieć idącym z biegiem czasu oraz wyznaczającym nowe prądy europejskie. Tak jak państwo Kapetyngów doprowadziło do powstania narodu francuskiego, tak państwo Piastów ostatecznie ukształtowało naród polski.

Pamiętajmy nasze wcześniejsze rozważania. Nie każde z plemion słowiańskich doprowadziło do powstania własnej państwowości, oraz ukształtowało w jego ramach naród spójny, dziś powiedzielibyśmy społeczeństwo obywatelskie. Pamiętajmy zwłaszcza o historii plemion wieleckich oraz obodrzyckich, którzy pomimo wielu prób oraz szczerej woli funkcjonowania w ramach państwa, państwa tego, bądź to z przyczyn zewnętrznych, bądź animozji wewnątrz plemiennych, stworzyć nie potrafili.

Jest jeszcze i druga strona medalu. Zapewne udałoby nam się wskazać na takie plemiona wczesnosłowiańskie, które pomimo braku scentralizowanego państwa, zdołały wykrzesać z siebie ducha narodowego. Co więcej, potrafili oni pielęgnować przywiązanie do lokalnej tradycji oraz kultywować tożsamość narodową. Taką grupą plemienną bez najmniejszych wątpliwości, byli Morawianie. Co prawda pomiędzy VIII a IX stuleciem, zdołali oni stworzyć państwo, niemniej jednak po jego upadku, zostali wieczyście wchłonięci przez Czechów. To wchłonięcie nie utrudniło Morawianom kultywować tego co cenne, co wyniesione z morawskiej tradycji czy kultury. Bardzo podobnie przez wiele stuleci, kształtowała się sytuacja Słowaków, również zdominowanych przez państwo czeskie. Warto pamiętać więc, i o tych słowiańskich narodach, które znalazły się dokładnie w środku drogi. Choć nie miały państwa, nie uległy także rozbiciu, kultywując to co najcenniejsze, a więc przywiązanie do narodowej tożsamości, przywiązanie do korzeni.

Podania oraz legendy o początkach państwa polskiego.

W niniejszym ustępie pracy odpowiemy sobie na pytanie: Co o początkach państwa polskiego pisali nasi przodkowie? Jak wyobrażali sobie oni ten początek? Jak do historii mają się podania oraz mity traktujące o najwcześniejszych dziejach państwa polskiego?

Otóż, na problem genealogii oraz pradziejów warto jest spojrzeć nie tylko przez pryzmat dziedzin badawczych, naukowych, ale także przez pryzmat mniej lub bardziej prawdopodobnych podań i mitów. Ktoś mógłby postawić pytanie: Czemu takie nienaukowe, mało profesjonalne działanie miałoby służyć w istocie? Odpowiedź jest bardzo prosta. W przeszłości, zwłaszcza tej średniowiecznej na problem wspólnoty krwi, czy wspólnego pochodzenia, patrzono zupełnie inaczej niż ma to miejsce dzisiaj. Genealogia była czynnikiem jednoczącym, integrującym, świadczącym o wielkości, sławie, prestiżu na kontynencie europejskim. Nic więc dziwnego, że każdy z narodów doszukiwał się jej maksymalnie wstecz. Stąd też Niemcy widzieli w sobie potomków dzielnych oraz wojowniczych Rzymian, Francuzi identyfikowali się z Trojanami, a Polacy, Polacy nie zamierzali bynajmniej ustępować w tej mierze pola przeciwnikom.

Stworzyli więc wczesnośredniowieczni uczeni własną wizję powstania państwa. I co ciekawe, choć uczeni ci niemal namacalnie doświadczali minionej przeszłości, to jednak ich wiedza o niej, była o stokroć mniejsza od naszej dzisiaj. My mamy tę przewagę nad naszymi przodkami, że dysponujemy wiedzą historyczną, archeologiczną czy językoznawczą, wiedzą zgłębianą przez szereg pokoleń, przez szereg lat.

O jakości przekazów źródłowych wczesnośredniowiecznych, świadczą dwie cechy. Pierwszą z nich, jest stopień szczegółowości przekazu. Jest on uzależniony od faktycznej wiedzy kronikarza na omawiany przez niego temat. Wiedza ta mogła być (i najczęściej była), fragmentaryczna. Z upływem czasu bowiem, przekaz pierwotnie ustny, a dopiero później pisemny zacierał się. Te luki, które w przekazie (już pisanym) powstawały, starano się uzupełniać, czy amplifikować. Nie zawsze zgodnie z prawdą, częściej zaś dla wypełnienia kłującej wzrok pustki. Nic więc dziwnego, że z biegiem lat coraz bardziej "uszczegóławiano" dzieje polskie w dobie wczesnosłowiańskiej, tym samym odbierając im statut sprawdzalnych oraz naukowych, jak również czyniąc próby rekonstrukcji czasów minionych, jeszcze trudniejszymi.

Oczywiście nauka historyczna nie odbiera przekazom wczesnośredniowiecznym statutu źródłowego jako takiego, ale nakazuje jednocześnie postępować z nimi w sposób niezwykle krytyczny oraz ostrożny. Nie można przecież pozbawić znaczenia tak badawczego, jak i naukowego, np. dzieła Wincentego Kadłubka. Dlaczego? Z co najmniej trzech powodów. Po pierwsze dzieło Kadłubka, to fantastyczna forma literacka, nie mająca sobie równych nawet w ówczesnych średniowiecznych państwach zachodnich. Po drugie, nie można dyskwalifikować dzieła, na którym przez szereg stuleci historii oraz tradycji uczyły się całe pokolenia Polaków. I po trzecie, nie można przekreślić pracy, która jest fantastycznym zbiorem, traktującym o mentalności polskiego społeczeństwa średniowiecznego, które to społeczeństwo w taki, a nie inny sposób, chciało postrzegać swoje dzieje.

Reasumując. Poniżej zajmiemy się polskimi przekazami wczesnośredniowiecznymi, traktującymi o początkach ziem oraz państwa polskiego, pod kontem ich przydatności naukowej. Nie będzie nas interesowało czy konkretna informacja spełniała oczekiwania społeczne wczesnej Polski, lecz czy spełnia ona wszelkie kryteria naukowe i czy jest przydatna w rekonstruowaniu polskich dziejów narodowych.

Gall Anonim.

Autorem pierwszej polskiej kroniki zatytułowanej "Kroniki i czyny książąt albo władców Polaków", był niejaki Gall Anonim. Prawdopodobnie Gall pochodził z Francji, a swe niedokończone w istocie dzieło, pisał on w czasach panowania Bolesława III Krzywoustego. Celem kroniki, było podkreślenie chwały oraz sławy księcia piastowskiego, zaś wszelkie informacje dotyczące dziejów narodu polskiego oraz dziejów europejskich, Gall Anonim wykorzystał jako tło do rozważań zasadniczych.

Ponieważ Gall Anonim był cudzoziemcem, wszelkie dane niezbędne do napisania kroniki musiały pochodzić z ramienia informatorów, najczęściej rekrutujących się z dworu samego Krzywoustego. Pytanie więc: Jaką wiedzę dotyczącą czasów przedpiastowskich przekazali Gallowi jego informatorzy. A może lepiej: Czy w ogóle takową wiedzę mu przekazali? Odpowiedź na wspomniane pytania graniczy z cudem. Tak bowiem oto od wstąpienia na tron książęcy Mieszka I minęło 150 lat. Mogłoby się wydawać, że to bardzo dużo, lub że to bardzo niewiele. W moim przekonaniu jednak, bardzo wiele. Od czasów Mieszka I do czasów Bolesława Krzywoustego zmiany pokoleniowe miały miejsce aż 6-krotnie. Teoretycznie panowała jedna i wciąż ta sama dynastia, niemniej jednak państwo doświadczyło wielu spektakularnych sukcesów, oraz dwa równie spektakularne kryzysy. Szczególnie w dzieje państwa oraz jego narodu wpisało się zamieszanie spowodowane wstąpieniem na tron syna Bolesława Chrobrego, niejakiego Mieszka II. Jego mało skuteczna oraz nieumiejętnie prowadzona polityka niemal nie doprowadziła do przerwania ciągłości dziejowej państwa oraz jego narodu.

Problem z wiedzą (lub jej brakiem) Galla Anonima odnośnie dziejów Polki w okresie przedpiastowskim, wynika także z faktu, że po przyjęciu wiary chrześcijańskiej Polacy nie interesowali się własną przeszłością oraz dziejami narodowymi. Zwyczajnie nie było takiej potrzeby. Nie sprzyjały im także czasy. Kontakty państwa piastowskiego z zachodem Europy jeśli w ogóle miały miejsce, to jedynie bardzo sporadycznie, w kraju nie interesowano się zagadnieniami kulturowymi. Do tego dochodziło jeszcze stanowisko kościoła, który wolał wymazywać z pamięci polskiego społeczeństwa pamięć o dziejach minionych-pogańskich, niż je zgłębiać lub kultywować. Można z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że w sytuacji kiedy istniał najmniejszy nawet cień powrotu pogaństwa, kościół katolicki był gotów uczynić wszystko, aby do tego nie dopuścić.

Z drugiej strony wydaje się wielce mało prawdopodobnym, aby na dworze Bolesława Krzywoustego zapomniano o tradycji, dziejach oraz wielkich postaciach jakie wpisywały się w historię państwa piastowskiego. Jest rzeczą nieprawdopodobną aby duchowni mieli taki wpływ na księcia, iż zaniechał on kultywowania utrwalonych zwyczajów czy, że przestał utożsamiać się z rodem.

Najbardziej prawdopodobną, wydaje się więc teoria, że piszą swoją kronikę, Gall Anonim zwyczajnie zajął stanowisko kompromisowe pomiędzy postawą oraz wymogami ówczesnego kościoła, oraz pomiędzy samym Bolesławem Krzywoustym, księciem którego cenił, żeby nie powiedzieć, że wielbił.

Gall Anonim pisze: "(...) W Gnieźnie żył książę Popiel. Wśród mieszkańców podgrodzia mieszkał skromny rataj (oracz - przyp. autora) imieniem Piast wraz z żoną Rzepką. Syn owego Piasta, Siemowit, został "za powszechną zgodą" księciem Polski. Dotychczasowego księcia Popiela, wraz z potomstwem usunięto z królestwa Siemowit był założycielem dynastii panującej odtąd w Polsce; po nim rządzili, syn po ojcu: Lestek, Siemomysł, wreszcie Mieszko."

Do zasadniczej kanwy snutej przez siebie opowieści, Gall Anonim dodaje jeszcze wątki poboczne. I tak, wspomina o zjawieniu się w Gnieźnie dziwnych przybyszów, którzy z woli Popiela zostali przepędzeni z uroczystości tzw. "postrzyżyn" (był to zwyczaj przejmowania od matki przez ojca opieki nad synami, którzy ukończyli siódmy rok życia). Po tym incydencie tułacze znaleźli przyjazny kąt u biednego Piasta oraz Rzepki, w domostwie których dokonało się niczym biblijne, nadprzyrodzone oraz jakże cudowne rozmnożenie pokarmów oraz napojów. Drugim dodatkowym wątkiem plecionym przez Galla Anonima w pradzieje państwa polskiego, był ten, poświęcony Popielowi. Anonim przywołuje znane po dziś dzień losy Popiela zamkniętego w drewnianej wieży oraz pożartego przez mieszkające w niej myszy.

Na tym kończą się relacje kronikarza o losach państwa polskiego w czasach przedpiastowskich. Nie oznacza to jednak, że na tym kończyła się wiedza Galla Anonima. Wręcz przeciwnie. W kronice czytamy przecież: "(...) Lecz dajemy pokój rozpamiętywaniu dziejów ludzi, których wspomnienie zaginęło w niepamięci wieków i których skaziły błędy bałwochwalstwa, a wspomniawszy ich tylko pokrótce, przejdźmy do głoszenia tych spraw; które utrwaliła wierna pamięć."

Reasumując. Z kroniki autorstwa Galla Anonima, w kwestii polskiej prahistorii dowiadujemy się bardzo niewiele. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że zanim dzieje utrwaliły pamięć o Mieszku I, na trzy pokolenia przed objęciem przez niego książęcego trony, zapoczątkowana została dynastia piastowska. W toku dokonanego przewrotu, obalono dotychczasowego władcę Popiela, a na książęcym stolcu zasiadł Piast Siemowit. Po nim władali jeszcze Lestek oraz Siemomysł, aż wreszcie Mieszko I. Należy zastanawiać się czy podane w przekazie imiona, Popiela, Piasta oraz jego najbliższej rodziny, są prawdziwe. Natomiast o prawdziwości kroniki bardzo świadczy fakt, że w tak niewielkim zakresie traktuje ona o czasach przedpiastowskich. Gall Anonim wolał opisy typu: "(...) Siemowit osiągnąwszy godność książęcą, młodość swą spędzał nie na rozkoszach i płochych rozrywkach, lecz oddając się wytrwałej pracy i służbie rycerskiej zdobył sobie rozgłos zacności i zaszczytną sławę, a granice swego księstwa rozszerzył dalej, niż ktokolwiek przed nim. Lestek czynami rycerskimi dorównał ojcu w zacności i odwadze. Siemomysł pamięć przodków potroił zarówno urodzeniem, jak godnością.", a więc krótkie, zwięzłe i nie obfitujące w nadinterpretacje, niż wypowiedzi rozwlekłe, przesycone fantastyką oraz nie mającymi pokrycia w rzeczywistości faktami. Tę cechę kronikarza należy po stokroć podkreślić, gdyż to na niej między innymi, opiera się naukowe podejście do dzieła uczonych, a zwłaszcza historyków.

Nazwa państwa.

Przekazy źródłowe z X stulecia nie wymieniają nazwy "Polska". Ibrahim Ibn Jakub, kronikarz żydowski o muzułmańskich korzeniach, w swojej pracy dzisiejszą Polskę, określa mianem "kraju Mieszka". Także znany po dziś dzień "Dagome iudex", czyli dokument Mieszka I oddający kraj pod opiekę Stolicy Apostolskiej, nie wymienia w swej treści obowiązującej przez wieki nazwy kraju. I co ciekawe, wraz z nastaniem kolejnego, XI stulecia, w materiałach źródłowych dotyczących ziem polskich, nagle i jakże niespodziewanie, zaczyna funkcjonować nazwa opisująca kraj czyli "Polska" oraz nazwa opisująca mieszkańców tegoż kraju, czyli "Polacy". We wspomnianych przekazach czytamy więc o "terra Polanorum", o "Poleni" czy "Poloni". W tekstach hebrajskich, pojawia się "Erec Polom". Z czasem, z wymienionych wyżej nazw szczególnie mocno utrwala się "Polonia". Określenie narodowości (czyli "Polacy") zakorzeniło się w narodowej kulturze oraz tradycji nieco wcześniej, niż nazwa państwa, a to dzięki "Żywotowi świętego Wojciecha", w którym to "Polacy" pojawiają się już z końcem X wieku.

W całej pracy wielokrotnie rozważałam czy nazwa jakiegoś plemienia lub ludu słowiańskiego uchodzi w historii za sporną, czy też nie. W przypadku Słowiańszczyzny oraz materiałów źródłowych o niej traktujących, często zdarza się, że posiadana przez uczonych wiedza jest fragmentaryczna lub niepełna. Co za tym idzie? Stawianie hipotez, snucie rozważań jest rzeczą niezbędną, rzecz bez której docieranie do prawdy nie miałoby racji bytu. Na szczęście w przypadku nazwy "Polonia", takie dywagacje są niepotrzebne. W nauce bowiem od dawna, istnieje jasność co do znaczenia słowa "Polonia" w czasach średniowiecznych oraz w epokach późniejszych. Nie oznacza to oczywiście, że nie zdarzali się kronikarze, którzy usiłowali nazwę "Polonia" wywodzić od sobie tylko znanych miejsc. Przytoczę fragment XIII-wiecznej "Kroniki Wielkopolskiej": "(...) Lechitów, którzy teraz nazywają się Polakami od bieguna północnego [polus] lub inaczej nazywali się Polanami od grodu Polanowa leżącego w kraju Pomorzan (…)."

Przypadki taki jak powyższy zdarzały się jednak niezwykle rzadko. Niemal każdy bowiem wiedział, że określenie państwa ("Polonia") oraz określenie narodowości ("Polacy"), wywodzi się od słowa "pole", które z kolei rozumie się jako miejsce uprawne. Wywodzenie nazw własnych państwa oraz narodowości od słowa "pole" znane było nie tylko na tutejszych ziemiach, ale także daleko poza nimi. Tak więc u niejakiego Gerwazego z Tilbury czytamy: "(...) Polonia, sic dicta In forum ydiomate, quasi Campania ("Polska, tak nazywa w ich [Polaków] języku, jak gdyby kraj pól").

Kolejna absolutnie pewna naukowo koncepcja dotyczy czasów, w których nazwa "Polonia" zwykła się była ukształtować. Wydaje się mało prawdopodobne, że pojawiła się ona i zaczęła obowiązywać dopiero z nastaniem epoki Mieszka I, a nawet później. Ponieważ pochodzi ona od nazwy grupy plemiennej Polan, musiała kształtować się i wchodzić do powszechnego obiegu już wcześniej. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Polanie dokonali dzieła zjednoczenia wszystkich plemion słowiańskich-polskich, to przedstawiona wyżej teza wyda się nam jeszcze bardziej prawdopodobna. Jeżeli ktoś zada pytanie: "Dlaczego ówczesne źródła nic na ten temat nie wzmiankują?", to odpowiedź nie będzie należała do najtrudniejszych. Otóż ówcześni kronikarze nie zanotowali nazwy "Polonia", gdyż proces jednoczenia plemion, inicjowany oraz inspirowany przez Polan toczył się jakby na obrzeżu środkowoeuropejskiego czy zachodnioeuropejskiego świata piśmienniczego.

Polanie.

Powyżej napisałam, że za fakt, iż Polanie nie pojawiają się równie wcześnie co Wiślanie w źródłach łacińskich czy greckich, odpowiada wielka odległość dzieląca ówczesną Wielkopolskę od świata bizantyjskiego oraz zachodnioeuropejskiego. Teraz pragnę postawić pytanie: Czy aby na pewno?

Elementem uzupełniającym może być także twierdzenie, że Polanie tak na etapie przed zjednoczeniem, jak i na etapie zjednoczeniowym, byli ludem słowiańskim niewystarczająco dużym, aby chcieli się nim zajmować ówcześni kronikarze. Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z dynamizującym się oraz przybierającym coraz większą skalę zjawiskiem zjednoczeniowym. Z małej grupy plemiennej powstawała coraz większa, a niewielki początkowo obszar występowania Polan, sukcesywnie się powiększał. Tego, jakże charakterystycznego oraz namacalnego zjawiska nie mogli nie dostrzec kronikarze.

Teraz zajmijmy się samymi Polanami. Zastanówmy się nad tym gdzie należy szukać pierwszych, bardzo pierwotnych siedzib plemienia oraz czy na podstawie posiadanych materiałów badawczych, uczeni są w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie: Jak przedstawiał się proces gromadzenia ziem (władzy) przez pierwszych książąt-naczelników z plemienia Polan?

Na zadane pytania usiłuje odpowiedzieć profesor Henryk Łowmiański. Na podstawie dostępnego materiału badawczo-archeologicznego, stwierdza on, że pierwotne siedziby Polan musiały się rozpościerać od rzeki Noteci na północy, przez ziemie Jeziora Powidzkiego, ziemie Pyzdr, aż po obszary rzeki Odry na zachodzie. Profesor jest przekonany, że tereny Kujaw oraz Klisza nie stanowiły już własności plemienia. Śledząc rozważania Łowmińskiego, można odnieść wrażenie, że nie pisze on o pierwotnych siedzibach Polan, ale o etapie jednoczenia przez nich kolejnych, mniejszych grup plemiennych zamieszkujących ziemie polskie. Wydaje się bowiem, że jako tzw. "małe plemię", Polanie gospodarowali na obszarze gnieźnieńskim i dopiero z niego podejmowali oni skuteczne zresztą, działania zjednoczeniowe, powiększając tym samym terytorium plemienne. Na skutek procesu centralizacyjnego, z "małego plemienia" powstało "plemię wielkie". To ostatnie zaś nie tylko stało się zalążkiem polskiej państwowości, ale także zostało dostrzeżone i odnotowane w przekazach źródłowych ówczesnych kronikarzy.

Co ciekawe, Polanie mieli konkurentów w walce o hegemonię w zachodniej części późniejszej Polski. Wydaje się wielce prawdopodobnym, że do roli przywódcy na wspomnianych ziemiach pretendowali także Goplanie. Na tym nie koniec. Goplanie czyli późniejsi Kujawianie, zdobyli nawet przewagę nad Polanami. Działo się to w początkowej fazie procesu zjednoczeniowego. W tym miejscu warto w kilku słowach wspomnieć o Goplanach. Otóż, gospodarowali oni na żyznych ziemiach, ziemiach zasobnych w poszukiwaną oraz cenioną w ówczesnym czasie, sól. Na ziemiach kujawskich funkcjonował także tzw. "węzeł kujawski", czyli rodzaj niezwykle korzystnie przebiegających traktów komunikacyjnych oraz handlowych. Nie ulega także najmniejszej wątpliwości, że pod wieloma względami osadnictwo Goplan przewyższało tak pod względem tradycji, jak i kultury rolno-plemiennej, osadnictwo Polan.

Ale wracając do Polan. Ośrodkiem centralnym plemienia Polan było Gniezno. Niestety nie posiadało ono najlepszych warunków komunikacyjnych, gdyż nie leżało nad żadną większą rzeką. Postawiona przez uczonych hipoteza, że Gniezno-gród powstało z końcem wieku VIII luz z nastaniem wieku IX, nie jest do końca pewna oraz wystarczająco przekonująca. Co więcej, grupa badaczy zastanawia się, że powstania grodu gnieźnieńskiego nie należy doszukiwać się w konflikcie Polan z Goplanami, a nawet w fakcie, że Goplanie narzucili Polanom na krótki (ale jednak) okres czasu swoje zwierzchnictwo. Stawia się także hipotezę, że król Popiel to nie literacka postać, wymysł Galla Anonima, ale realny władca, symbol ucisku oraz panowania Goplan nad Polanami. Zrzucenie z tronu Popiela, było tożsame z wyzwoleniem się Polan spod jarzma Goplan, i przywrócenia na gnieźnieńskie władztwo prawowitych właścicieli. Wydaje się także, że symboliczne zjedzenie Popiela przez myszy w Kruszwicy, nie jest tu także bez znaczenia. Przecież Kruszwica była centralnym grodem plemienia Goplan. Ciekawa to teza, nieprawdaż? Powiedziałabym nawet, że bardzo ciekawa. Niestety, badacze są bezwzględni i nie pozostawiają nawet najmniejszych szans na możliwość jej naukowego udowodnienia.

I choć kwestionuje się, że Popiel to goplański książę, który zasiadł na gnieźnieńskim tronie, to w całej tej, jednak bajkowej teorii, tkwi ziarno prawdy. A mianowicie. W żaden sposób nie można zaprzeczyć jakoby plemiona Goplan oraz Polan nie pozostawały ze sobą w sporze, można by nawet powiedzieć konflikcie plemiennym. I na tym stwierdzeniu poprzestańmy. Przejdźmy zaś teraz do plemienia Wiślan.

Wiślanie.

Otóż możemy z całą stanowczością stwierdzić, iż plemieniu Polan w okresie przedpiastowskim sprzyjało szczęście. Nie tylko, że pokonali oni Goplan w walce o dominację na zachodzie, nie tylko, że kontynuowali oni proces jednoczenia ziem, to jeszcze niedługo po przejęciu przez siebie władzy na Wielkopolsce, z nastaniem X stulecia upadło państwo wielkomorawskie. Gdyby nie wcześniejsze konflikty Morawian z Niemcami, gdyby nie najazdy Madziarów, być może państwo przetrwałoby, a co za tym idzie, Polanie nie święciliby kolejnych triumfów. Niemniej jednak państwo morawskie przestało istnieć, a na odcinku południowo-karpackim kształtowała się polityczna nicość. Zjawisko takie nie trwało jednak zbyt długo, gdyż pojawiło się państwo czeskie, które przejęło część spuścizny po Morawianach. Fakt upadku ośrodka na Morawach, jak już wspomniałam ułatwił Polanom kontynuowanie rozpoczętego przez niech dzieła, jednoczenia ziem polskich.

Nie bez powodu wspominam o Morawach. Tak bowiem oto, jeszcze w czasach istnienia państwa morawskiego, władcy morawscy wchłonęli istniejący na południu przyszłej Polski, ośrodek plemienia Wiślan. Tym samym Morawianie uczynili Polanom wielką przysługę. Wiślanie bowiem, nie tylko że byli silnym plemieniem, ale nade wszystko aspirowali w aspekcie politycznym oraz państwotwórczym do roli hegemona. Ich likwidacja oznaczała ostateczne przejęcie pałeczki w dziele jednoczenia przyszłego państwa przez Polan. Sięgnijmy w tym miejscu do cytatu ze źródła. Przytoczmy słowa świętego Metodego: "(...)

Miał też Metody dar proroczy i wiele spełniło się z jego przepowiedni (…) Pogański książę, bardzo potężny, siedząc w Wiśle [lub: w Wiślech - przy. autora] urągał chrześcijanom i szkody im wyrządzał. Posławszy więc do niego, kazał mu [Metody - przyp. autora] powiedzieć: "Dobrze by było synu, abyś się dał ochrzcić dobrowolnie na swojej ziemi, bo inaczej będziesz w niewolę wzięty i zmuszony przyjąć chrzest na ziemi cudzej. Wspomnisz moje słowo ". Tak się też stało."

Tak więc, bliżej niedookreślony książę plemienia Wiślan, został ochrzczony w obcym kraju i na obcej ziemi. Okoliczności zajścia sugerują, że przymusowe przyjęcie chrześcijaństwa przez tegoż naczelnika, były konsekwencją nieudanej kampanii zbrojnej, oraz że przeciwnikiem Wiślan musieli być Morawianie. W opisie świętego Metodego nie brakuje słów podziwu dla wielkości oraz sławy wiślańskiego księcia oraz dla jego buńczuczności wobec chrześcijan z Moraw.

W przekonaniu Łowmiańskiego, Świętopełek morawski musiał opanować kraj Wiślan pomiędzy rokiem 875 a 880. Niewykluczone także, że z czasem Morawianie weszli także w posiadanie Śląska.

I jeszcze jedna ciekawostka. Otóż w swoich poprzednich rozważaniach przywoływałam już imienia cesarza Konstantyna Porfirogenety. Teraz pragnę przedstawić fragment jego zapisków, fragment, w którym pojawia się nazwa "Ditzike" (względnie "Litzike"),na określenie rzeki Wisły. Michał Wyszewicz książę Zachlumian (względnie Zachlumianie, Zahumljanie), wywodzący się plemienia serbskiego, zajmującego ziemie późniejszej Hercegowiny, z nastaniem połowy X stulecia, przybył ze swymi podwładnymi na ziemie "(...) od niechrzczeńców mieszkających nad rzeką Wisłą, nazywającą się Ditizke/ Litzike". Należy sobie zadać pytanie: Jaki był cel wyprawy Michała i czy w jakikolwiek sposób należy ją wiązać z agresją państwa morawskiego na ziemie południowo-polskie? Ciekawe są tezy uczonych, którzy w osobie księcia Michała (lub jego ojca Wysza) chcą widzieć wielkiego, potężnego i niczego się nie lękającego władcę wiślańskiego, o którym wzmiankuje święty Metody, i którego przywoływałam już wyżej. Pozostała część badaczy przedmiotu, absolutnie takowej tezie zaprzecza, i upatruje w księciu Michale założyciela rodu zachlumskiego, stojącego na czele ludu Lędzian, ludu który graniczył z Wiślanami od wschodu. Gdyby drugą z tez przyjąć za prawdziwą, to okazałoby się, że słuszne jest twierdzenie o wielkiej ekspansji państwa morawskiego, ekspansji, która sięgnęła południowych ziem polskich.

Tyle tytułem zagadnień hipotetycznych. Przedstawiłam wyżej jedynie namiastkę informacji o dziejach państwa polskiego w okresie przedpiastowskim. Wydaje się rzeczą niemożliwą nakreślenie wszelkich informacji, streszczenie podań oraz mitów, dotyczących prahistorii polskiej, w tak krótkiej pracy. Wszelkie opisane przeze mnie zjawiska mają charakter czysto orientacyjny, ich celem jest skłonienie czytelnika do dalszej, pogłębionej lektury, nie mają one natomiast charakteru wyczerpującego. Podkreślam więc raz jeszcze, że o zagadnieniach dotyczących polskiej prahistorii jedynie wzmiankuję, zachęcając do dalszej lektury.

Obraz Słowiańszczyzny nakreślony w tej pracy, gdybym choćby szczątkowo nie opisała dziejów polskich w dobie piastowskiej, w dobie wczesnośredniowiecznej monarchii patrymonialnej. Teraz więc kilka słów właśnie o historii naszego kraju w okresie od X do pierwszej połowy XII wieku.

Ustrój wczesnośredniowiecznego państwa polskiego.

Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że Mieszko I zbudował zręby polskiej średniowiecznej monarchii patrymonialnej. W tym momencie, pozwolę sobie na nieco bliższe dookreślenie czym w istocie owa monarchia była. Otóż, pod pojęciem monarchia patrymonialna rozumie się taką formę sprawowania władzy, w której panującego uważa się za właściciela państwa; ma on prawo dysponowania krajem i dzielenia jego terytorium pomiędzy swoich potomków, względnie pomiędzy inne wskazane przez siebie osoby. Taka forma ustrojowa, przetrwała na ziemiach polskich do czasów przejęcia władzy przez Władysława Łokietka (tj. do roku 1306), przy czym do roku 1138, czyli do wydania testamentu Bolesława Krzywoustego działała niemal bez zarzutu, zaś w późniejszym czasie, weszła w specyficzny dla siebie okres, okres rozbicia dzielnicowego.

Najwyższą władzę wojskową w kraju wczesnopiastowskim sprawował książę lub król. Do jego obowiązków i prerogatyw należało także prowadzenie samodzielnej polityki zagranicznej oraz wewnętrznej.

Organem doradczym, działającym u boku księcia, bądź króla była rada (możnych). Składała się ona z urzędników, z których opiniami władca musiał się liczyć (np. w kwestii zawierania przez niego związku małżeńskiego). W czasie panowania Bolesława Chrobrego do rady wchodziło 12 osób.

Zgromadzeniem ludzi wolnych, biorącym udział w życiu publicznym monarchii patrymonialnej, był wiec. Wywodził się on z tradycji plemiennej, i miał charakter doradczy.

Po pierwsze: możni. Ich stosunek do osoby panującej był najczęściej dwulicowy. Z jednej bowiem strony, możni pragnęli wywierać wpływ na życie monarchii, zajmując ważne stanowiska oraz urzędy państwowe. Z drugiej zaś, w imię własnych osobistych korzyści oraz interesów, tworzyli przeciwko monarchom opozycje możnowładcze, inicjując w ten sposób rozbicie wewnątrz tworzącego się stanu.

Po drugie: koronacja. Jest rzeczą niezwykle istotną uświadomienie sobie, iż w dobie funkcjonowania monarchii patrymonialnej, koronacja nie była tożsama z koniecznością przejęcia przez osobę koronowaną, władzy zwierzchniej w kraju. Nie ulega natomiast najmniejszej wątpliwości, że korona królewska tak w kraju, ja i poza jego granicami, była swoistym symbolem. Podnosiła prestiż samego panującego, jak również państwa, na czele którego stał monarcha.

Po trzecie: polityka nadawania przez władców immunitetów. Upowszechniła się ona w średniowiecznym państwie polskim (począwszy od wieku XII). Nadając ludności immunitet, monarcha automatycznie zrzekał się części wpływów, zasilających dotychczas skarb państwa. Polscy średniowieczni władcy nadawali immunitety skarbowe oraz sądowe. Te pierwsze, zwalniały ludność wyróżnioną immunitetem, od danin i posług na rzecz dworu. Z kolei, immunitet sądowy, ograniczał lub całkowicie znosił sądownictwo książęce (lub królewskie) nad immunizowanym obszarem. Z czasem, immunitety zastąpione zostały przywilejami. Tak w przypadku tych pierwszych, jak i tych drugich, swoistą umową wiązali się ze sobą wystawca dokumentu, jak i potwierdzający jego treść, adresat. Polityka nadawania ludności we wczesnośredniowiecznej Polsce immunitetów, a w okresie późniejszym także i przywilejów, doprowadziła do kształtowania się społeczeństwa stanowego (XIII stulecie), a w konsekwencji do powstania monarchii stanowej.

W okresie istnienia na ziemiach polskich monarchii patrymonialnej, wykształciły się następujące stany społeczne: duchowieństwo, rycerstwo (szlachta), mieszczaństwo oraz chłopstwo. Duchowieństwo oraz rycerstwo (szlachta) najwcześniej stały się stanami uprzywilejowanymi, duchowieństwo bowiem już w wieku XIII, cieszyło się własnym sądownictwem stanowym. Wkrótce do duchowieństwa dołączyła także i szlachta.

W monarchii patrymonialnej osoby sprawujące wysokie stanowiska dworskie, były jednocześnie osobami piastującymi godności w administracji państwowej. Tak bowiem oto nie istniała wyraźna różnica pomiędzy urzędami dworskimi a państwowymi.

W hierarchii urzędniczej najwyżej stał komes nadworny. Do jego obowiązków należało: zarządzanie dworem, zastępstwo panującego w kwestiach zarządzania państwem, oraz sprawowanie sądownictwa, jak również (w okresie późniejszym) dowodzenie wojskiem. Na marginesie, ta ostatnia kompetencja komesa, stała się z czasem, pierwszorzędnym obowiązkiem urzędnika, zwanego wojewodą. Kolejnym ważnym urzędem dworskim, był urząd kanclerza. Do jego kompetencji należało prowadzenie korespondencji książęcej. Skarbnik z kolei, zajmował się nadzorem skarbowym oraz archiwami. Część uprawnień skarbnik przejął on mincerza, który z urzędnika skarbowo-podatkowego, przekształcił się w opiekuna monarszej mennicy. Inne stanowiska urzędnicze na dworze to: stolnik, koniuszy, cześnik oraz łowczy.

Wraz ze śmiercią Bolesława Krzywoustego nastąpiła wyraźna rozbudowa aparatu urzędniczego. Dotychczasowym urzędnikom zaczęto przydawać zastępców (np. stolnikowi - podstolnika).

Zmiany następowały także na szczeblach administracji lokalnej. Do roku 1138, monarchia była podzielona na następujące prowincje: poznańską, gnieźnieńską, krakowską, sandomierską, śląską, mazowiecką, kujawską, łęczycko-sieradzką i pomorską. W obrębie każdej z prowincji, występowały okręgi grodowe, czyli kasztelanie. Na czele prowincji stali namiestnicy, zaś na czele kasztelani - kasztelani, zwani też komesami grodowymi. Kasztelani sprawowali władzę administracyjną, sądowniczą oraz wojskową na podległym im obszarze.

Jednym z najistotniejszych obowiązków należących do panującego, było zapewnienie państwu bezpieczeństwa, a w przypadku zagrożenia zbrojnego - obrona granic kraju. Bezpieczeństwa granic miały strzec grody oraz ufortyfikowane miasta.

Tak w grodach, miastach, jak i u boku monarchy, stale przebywali członkowie drużyny. Wszystkie drużyny, korzystały z opieki rządzącego, i były podzielone na młodsze oraz starsze. O przynależności do konkretnej drużyny decydowało posiadane doświadczenie wojskowe, jak również godność obywatelsko-społeczna. Z nadejściem wieku XII, z drużyny starszej pozostał jedynie hufiec nadworny-monarszy. Z kolei, już w II połowie XI stulecia, w państwie polskim wprowadzono zasadę, iż rycerstwo jest zobowiązane do konnego oraz zbrojnego stawiania się na wyraźne żądanie panującego, spowodowane zbliżającą się wojną. Kolejne zmiany w kwestiach średniowiecznej wojskowości, zaszły w czasach rozbicia dzielnicowego.

Poza rycerstwem do udziału w obronie kraju angażowano także wczesnopiastowskie mieszczaństwo oraz chłopów. Mieszczanie mieli w czasie wojny obowiązek obrony miejskich murów. Chłopi zaś, uczestniczyli we wznoszeniu oraz naprawie grodów.

W kontekście gospodarczym na społeczeństwie (zwłaszcza na chłopach) spoczywał obowiązek dostarczania danin w naturze, jak również świadczenia wszelkiego rodzaju posług (a więc np. wspomniany wyżej udział we wznoszeniu oraz reparowaniu możnowładczych grodów, zamków, fortów czy zaopatrywanie możnowładców w środki transportu). Istniały także zobowiązania o charakterze służebnym. Polegały one na tym, że wsie posiadające swoje specjalizacje miały obowiązek dostarczania na dwór określony produkt, w zamian za możliwość zwolnienie ze wszystkich pozostałych zobowiązań (danin i posług).

Polityka nadawania przez polskich władców immunitetów stanowych, zaowocowała likwidacją wielu cennych regaliów (np. górniczego, targowego czy ziemskiego). Królowie i książęta, utrzymali natomiast uprawnienia mennicze, polegające na prawie do bicia monety, organizacji pracy mennicy, określaniu nominału czy kursu monety.

W okresie istnienia patrymonialnego państwa piastowskiego, konsekwentnie zwiększała się liczba ziem stanowiących własność monarszą, a co za tym idzie, dotychczasowe daniny i posługi, skutecznie zamieniano na świadczenie w postaci renty gruntowej.

Wydatki księcia bądź króla wciąż tożsame były z wydatkami monarchii.

Sądownictwo było jedną z najistotniejszych kompetencji panującego w czasach wczesnopiastowskich. Książę bądź król, byli bowiem najwyższymi w państwie sędziami.

W XII stuleciu pojawił się odrębny urząd - sędzia dworski. Jego zastępcą był zaś podsądek. Wszelkie sprawy tzw. wywołane sądził sąd monarszy. Z kolei, sprawy rycerstwa z tytułu przestępstw popełnionych przeciwko krajowi lub monarsze, sprawy o ziemie, czy o regalia, rozstrzygał jedynie sąd książęcy.

Obok sądu monarszego, istniał w państwie wczesnopiastowskim także sąd kasztelański. Wydawał on wyroki we wszystkich sprawach, które nie były zastrzeżone dla sądu książęcego. W palecie sankcji wykorzystywanych przez sąd kasztelański, znajdowały się kary najsurowsze, jak pozbawienie oskarżonego życia czy mienia.

Obok wyżej opisanych sądów, przed wykrystalizowaniem się sądownictwa stanowego, istniał jeszcze branżowy, bo jarmarczny - sąd targowy.

Z nadejściem XIII stulecia, na podstawie obowiązującego prawa kanonicznego, wyroki zaczęły wydawać sądy kościelne. W pierwszej instancji wyrok wydawał archidiakon. Z czasem od jego decyzji można się było odwołać do oficjała (desygnowanego na to stanowisko przez biskupa), a następnie do metropolity.

Swoistą formą sądownictwa kościelnego, przeznaczoną do walki z herezją, były sądy inkwizycyjne.

Sądy ławnicze orzekały w oparciu o prawo niemieckie. Sądy te funkcjonowały tak na wsiach, jak i w miastach. Do sądu ławniczego miejskiego wchodził wójt i ławnicy, zaś do sądu ławniczego wiejskiego, sołtys z ławnikami. Wójtów i sołtysów sądził sąd leński.

Książęta oraz królowie polscy w dobie istnienia na ziemiach polskich monarchii patrymonialnej (przegląd).

- Mieszko I z rodu Piastów, urodził się prawdopodobnie w roku 935, zmarł w roku 992; panował zaś w latach 960-992; był synem Siemomysła; uważany za faktycznego twórcę polskiej państwowości; nie przyjął korony królewskiej, niemniej jednak poprzez przyjęcie chrztu oraz zawarcie związku małżeńskiego z Dobrawą, w roku 966, wprowadził średniowieczną Polską do zachodniego kręgu kultury chrześcijańskiej

- Bolesław Chrobry, syn Mieszka I oraz Dobrawy, urodzony w roku 967, zmarł w roku 1025; książę Polski od roku 992, król od roku 1025; w okresie swego panowania zwiększył znacznie terytorium państwa

- Mieszko II, syn Bolesława Chrobrego; król Polski w latach 1025-1030; w roku 1030 - wygnany z kraju, uciekł do Czech; na krótki okres czasu (lata 1030-1032) władzę w kraju po Mieszku II przejął Bezprym; niemniej jednak Mieszko II powrócił do Polski w roku 1032, by sprawować władzę książęcą w latach 1032-1034

- Kazimierz I Odnowiciel, syn Mieszka II, władca państwa polskiego w latach 1039-1058; w latach 1034-1038 nie udało się Kazimierzowi sięgnąć po władzę zwierzchnią, został z Polski wygnany, a kraj pogrążył się w kryzysie; dzięki pomocy militarnej oraz finansowej cesarza niemieckiego - Henryka III, Kazimierz na nowo scalił i odbudował państwo polskie

- Bolesław Śmiały, zwany także Szczodrym, pierworodny syn Kazimierza Odnowiciela; książę Polski w latach 1058-1076; król od roku 1076 do 1079

- Władysław Herman, syn Kazimierza Odnowiciela, władca państwa polskiego w latach 1079-1102; w roku 1097, terytorium państwa polskiego podzielił pomiędzy siebie (Mazowsze), oraz synów Zbigniewa (Wielkopolska, Kujawy oraz ziemia sieradzko-łęczycka) oraz Bolesława Krzywoustego (Małopolska oraz Śląsk)

- Bolesław Krzywousty, książę Polski w latach 1102-1138; w latach 1097-1107 panował na Śląsku, Małopolsce oraz w ziemi lubuskiej, z czasem przejął Wielkopolskę (brata Zbigniewa) oraz Mazowsze, będące w posiadaniu ojca; w okresie sprawowanych przez siebie rządów Bolesław Krzywousty obronił kraj przed najazdem niemieckim, jak również włączył w ramy państwa - Pomorze Zachodnie; przed śmiercią, w roku 1138 podzielił tzw. testamentem Bolesława Krzywoustego, kraj pomiędzy swoich pięciu synów, a tym samym zapoczątkował wieloletnie rozbicie dzielnicowe w Polsce; towarzyszyły mu (rozbiciu) nieustanne spory o ziemie, dzielnice, oraz o wyższość jednego z władców nad innymi; w czasie rozbicia Konrad Mazowiecki sprowadził do Polski Krzyżaków (rok 1226)

Kończąc powyższe rozważania pragnę przytoczyć kilka fragmentów oryginalnych tekstów źródłowych. Jestem przekonana, że w sposób najbardziej właściwy podsumują one tą jakże rozbudowaną pracę. Dopełnią one także obrazu Słowiańszczyzny, który usiłowałam nakreślić. Być może przybliżą ją jeszcze bardziej potencjalnemu czytelnikowi. Zachęcam więc do lektury ostatniego akapitu poniższej pracy.

Przekazy źródłowe.

Rozważania Jordanesa na temat Wenetów, Antów oraz Sklawinów.

"(...) Ta, rzeknę, ziemia, to jest Scyta, ciągnie się długo i rozpościera szeroko, a ma od wschodu Serów, zamieszkujących zaraz od początku wybrzeże Morza Kaspijskiego, od zachodu Germanów i rzekę Wistula, a od strony polarnej, czyli północnej otoczona jest oceanem, od południa Persydą, Albanią, Liberią, Pontem i dolnym biegiem Istru, który od ujścia źródła nazywa się Dunajem. (…) Wewnątrz niech jest Dacja, na kształt diademu uwieńczona stromymi Alpami, a wzdłuż ich lewego stoku, który skłania się ku zachodowi, rozsiadł się, poczynając od źródeł rzeki Winkla, na niezmierzonych obszarach liczny naród Wenetów. A choć ich imiona zmienne są teraz, stosowanie do rozmaitych szczepów, to przecież głównie nazywa się ich Sklawenami i Antami. Sklawenowie zamieszkują od miasta Novietunum i jeziora zwanego Marsjańskim aż do Danastru, a na północ aż do Winkli; ci w miejsce miast mają błota i lasy. Antowie zaś, którzy są z nich najdzielniejsi, rozciągają się od Danapru, które to obie rzeki odległe są od siebie o wiele dni drogi."

Rozważania Herodota na temat plemienia Neurów.

"(...) Neurowie znów obyczaje mają scytyjskie, a na jedno pokolenie przed wyprawą Dariusza musieli opuścić cały swój kraj z powodu żmij. Ziemia ich bowiem wydawała mnóstwo żmij, a jeszcze więcej przychodziło ich z północnych pustkowi, czym udręczeni przenieśli się między Budynów, porzucając własny kraj. Muszą oni jednak być czarownikami, bo zarówno Scyci, jak i Grecy osiedli w Scytii opowiadają, że raz do roku każdy Neuryjczyk zamienia się w wilka na parę dni i znów, na powrót przyjmuje dawaną postać. Co do mnie, to opowiadania o tym nie trafiają mi do przekonania, ale niemniej ci ludzie opowiadają tak i przysięgają na to, co mówią."

Rozważania Tacyta na temat Wenetów oraz innych plemion zamieszkujących Słowiańszczyznę Wschodnią.

"(...) Peucynów, Wenetów i fenów narody, nie wiem, jeśli mam do Germanów czyli Sarmatów przyłączyć, lubo pierwsi z nich, którzy też Bastardami zowią, językiem, strojem, budowaniem domów, statecznym na jednym miejscu mieszkaniem z germanami podobieństwo mają. Wszyscy żyją w gnuśności, a w plugastwie nawet celniejsze familii. Przez małżeństwa łącząc się z Sarmatara, na ich wzięli. Albowiem, ile się tylko lasów: gór między Fennami i Pecynami wznosi, wszystkie, ostrostwem swoim napełnili. Atoli zaliczać ich raczej należy między germanów, bo i siedliska mają stałe i tarcze noszą i pieszo rześko chodzą; różni w tym Sarmatów, którzy na koniach lub na wozach wiek swój trawią. Dzikość i ubóstwo fenów jest aż do podziwiania. Nie widać tam ani oręża, ani konia, ani mieszkania żadnego. Jedzą zioła, wdzierają skóry, legają na ziemi, cała ich nadzieja w strzałach, które w niedostatku żelaza, kości ostro nasadzone srożą. Z łonów mężczyzna i niewiasta żyje. Żony polują równie z mężami, odłowem z nimi się dzielą. Najwarowniejszym dla niemowląt od pluchy i drapieżnego zwierzęcia przytułkiem - szałas z gałęzi upleciony, który też służy za domowinko dla młodzieży i starców. Wszakże szczęśliwszym takowe życie być sądzą, niżeli o swój i cudzy majątek wieczny z bojaźnią i nadzieją bój prowadzić. Jakoż bezpieczni od bogów i ludzi, ten rzadki nader zysk odnoszą, że im nie żądać nie potrzeba.

Rozważania Prokopa z Cezarei na temat religii oraz ustroju plemion słowiańskich.

"(…) te plemiona, Sklawinowie i Antowie, nie podlegają władzy jednego człowieka, lecz od dawna żyją w ludowładztwie ludowładztwie dlatego zawsze wszystkie pomyślane i niepomyślane sprawy załatwiane bywają na ogólnym zgromadzeniu. A także co się tyczy innych szczegółów te same mają, krótko mówiąc, urządzenia i obyczaje jedni i drudzy ci północni barbarzyńcy. Uważają bowiem, że jeden tylko bóg, twórca błyskawicy, jest panem całego świata i składają mu w ofierze woły i wszystkie inne zwierzęta ofiarne. O przeznaczeniu nic nie wiedzą, ani nie przyznają mu żadnej roli w życiu ludzkim, lecz kiedy śmierć im zajrzy w oczy czy to w chorobie, czy na wojnie, ślubują wówczas, że jeśli jej unikną, złożą bogu natychmiast ofiarę w zamian za ocalone życie, a uniknąwszy składają ją, jak przyobiecali i są przekonani, że kupili sobie ocalenie za tę właśnie ofiarę. Oddają ponadto także część rzekom, nimfom i innym jakimś duchom i składają im wszystkim ofiary, a w czasie tych ofiar czynią wróżby. Mieszkają w nędznych chatach rozsiedleni z dala jedni od drugich, a przeważnie każdy zmienia kilkakrotnie miejsce zamieszkania. Stając do walki na ogół pieszo idą na nieprzyjaciela, mając w ręku tarczę i dzidę, pancerza natomiast nigdy nie wdziewają. Niektórzy nie mają ani koszuli, ani płaszcza, lecz jedynie długie spodnie podkasane aż do kroku i tak stają do walki z wrogiem.

Obydwa plemiona mówią jednym językiem niesłychanie barbarzyńskim. A nawet i zewnętrznym wyglądem nie różnią się między sobą, wszyscy bowiem są rośli i niezwykle silni, a skóra ich i włosy nie są ani bardzo białe względnie płowe, ani nie przechodzą zdecydowanie w kolor ciemny, lecz wszyscy są rudawi. Życie wiodą twarde i na najniższej stopie, jak Massageci i nie są niegodziwi z natury i skłonni do czynienia zła, lecz prostotą obyczajów również przypominają Hunów. Także i imię mieli z dawien dawna jedno Sklawinowie i Antowie; jednych i drugich bowiem zwano dawniej Sporami, sądzę, że dlatego, ponieważ rozproszeni, z dala od siebie zamieszkują swój kraj. Dlatego też mają tam u siebie wiele ziemi; po drugiej stronie Istru bowiem przeważnie oni mieszkają."

Rozważania Saxo Grammatyk na temat Świętowita Rugijskiego w Arkonie.

"(...) W środku miasta znajdował się plac, na którym stała świątynia drewniana o misternej budowie, wzbudzająca część nie tylko wspaniałością nabożeństw, lecz boskością posągu w niej umieszczonego. Zewnętrzny jej obwód dokładną płaskorzeźbą się odznaczał, przedstawiają prostą i niedoskonałą sztuką malarską postacie najrozmaitszych rzeczy. Jedno tylko było wejście. Samą świątynię podwójny rząd ogrodzenia otaczał, z których zewnętrzne czterema słupami podparte zamiast ścian świeciło czerwonymi zawieszonymi zasłonami i z zewnętrznymi ścianami było połączone tylko kilku poprzecznymi tramami.

W świątyni stał posąg ogromny, wielkością przewyższający postać ciała ludzkiego, czterema głowami i tyluż karkami wzbudzający zadziwienie, z których dwie w stronę piersi, a dwie w stronę pleców zdawały się zwracać. Brody były podgolone, włosy postrzyżone tak, że widoczny był zamiar artysty, aby przedstawić sposób, w jaki Rugianie pielęgnowali swe głowy. W prawej trzymał róg z rozmaitego kruszcu zrobiony, który kapłan znający się na ofiarach co rok napełniał miodem, aby ze samego stanu napoju mógł wywnioskować o obfitości roku przyszłego. Lewa ręka na boku wsparta tworzyła łuk. Szata dochodząca aż do goleni kończyła się w tym miejscu, w którym, dzięki zastosowaniu rozmaitości drzewa, były połączone z kolanami tak niewidocznie, że miejsce ich spojenia tylko przy bacznej uwadze można było dostrzec. Nogi dotykały gruntu, a podstawy ukryte były w ziemi. Opodal widziało się uzdę i siodło bóstwa i kilka innych oznak boskości. A podziw dla nich zwiększał się z uwagi na miecz znacznej wielkości, którego pochwa i rękojeść rzucały się w oczy zewnętrznym wyglądem srebra i znakomitej ozdoby rzeźbiarskiej.

Uroczysty obrządek na jego cześć w ten sposób się odbywał. Raz do roku po zbiorze plonów zbierał się różnorodny tłum przed świątynią bóstwa, a odprawiwszy ofiary ze zwierząt, odbywał uroczystą ucztę pod pozorem kultu. Kapłan świątyni, odznaczający się wbrew powszechnemu zwyczajowi długością spadających włosów, na dzień przed mającym się odbyć nabożeństwem najstaranniej przy pomocy miotły oczyszczał wewnętrzną świątynię, do której on sam tylko miał prawo wstępować. Strzegł się przy tym, aby dechu wewnątrz świątyni nie wypuścić, ilekroć miał oddech wciągnąć lub wypuścić, tylekroć biegał do drzwi, widocznie, aby obecność bóstwa nie została przez zetknięcie się z oddechem śmiertelnika pokalana.

Następnego dnia, gdy lud rozłożył się przed drzwiami pod gołym niebem, kapłan, wyjąwszy bóstwu kielich, ciekawie badał, czy coś z miary wlanego napoju nie ubyło, co by było oznaką nieurodzaju w przyszłym roku. Gdy to stwierdził, nakazywał zachować płody na czas przyszły. Jeżeli zauważył, że nic ze zwykłej ilości nie ubyło, przepowiadał, że przyjdą czasy urodzaju ziemiopłodów. Zgodnie z taką coroczną wróżbą napominał bądź do obfitszego, bądź do oszczędniejszego zużywania zapasów. Wylawszy potem w libacji stary miód u stóp bóstwa, nalewał świeżego do pucharu, oddawszy następnie cześć posągowi, jakby przypijając do niego, prosił uroczystymi słowami, to dla siebie, to dal ojczyzny o dobra doczesne, o pomnożenie dostatków i zwycięstw dla obywateli. Poczem przyłożywszy puchar do ust, pijąc jednym baustem szybko go wysuszał, a napełniwszy świeżym miodem znowu wsuwał w prawą rękę posągu. Przynoszono także w ofierze kołacz, przyprawiony miodem, okrągłego kształtu a takiej wielkości, że dorównywał prawie wysokości człowieka. Stawiając go pomiędzy sobą a ludem, zwykł się pytać kapłan, czy Rugianie go widzą. Gdy ci opowiadali, że go widzą, wypowiadał życzenie, aby za rok nie mogli go zobaczyć. Tym życzeniem obejmował on nie tyle swoją lub ludu przyszłość, lecz pomyślny urodzaj w przyszłości w ogóle.

Następnie w imię bóstwa naradzał się z obecnym ludem i upominał go, aby i nadal pilnym składaniem ofiar oddawał cześć dnia zużywali na zbytkowne biesiadowanie i żarłoctwo, zmuszając poświęcone bóstwu zwierzęta ofiarne do służenia swej zachłanności. Przekroczenie wstrzemięźliwości i uważano w tej uczcie za czyn pobożny, a jej zachowywanie za bezbożność miano.

Każdy mężczyzna i każda niewiasta rocznie składali pieniążek na cześć bóstwa jako dar. Odmierzano mu także trzecią część zdobyczy wojennych tak, jak gdyby zostały dokonane pod jego dowództwem. Bóstwo to miało wyznaczonych do służby 300 koni i tyleż jeźdźców na nich służbę odbywających. Wszelki zysk przez nich bronią lub kradzieżą zdobyty różnego rodzaju zbierał ozdoby i upiększenia i układał w skrzynie zaopatrzone zamkami, a w tych prócz obfitości i pieniędzy było ułożonych wiele purpurowych tkanin ze starości nadpsutych. Tamże znajdowało się dużo darów publicznych i prywatnych, zebranych przez gorliwe luby, którzy prosili o łaski.

Posąg ten, Darkami całej Słowiańszczyzny wspierany, również sąsiedni królowie nie bez świętokradztwa obsypywali darami. Pomiędzy nimi także król duński Sweno dla zjednoczenia sobie bóstwa taką dbałością otoczonego uczynił go pucharem, większą okazując gorliwość dla obcej religii, niż dla swojej własnej, która to obrazę boską zapłacił nieszczęśliwą śmiercią.

Bóstwo to miało także inne świątynie w wielu miejscach, którymi opiekowali się kapłani prawie równej zażywający czci, ale mniejszej władzy. Oprócz tego posiadało ono osobnego konia białej maści; wyrywanie włosów z jego grzywy lub ogona uważano za czyn bezbożny. Jedynie kapłanowi było wolno zadawać mu obrok i dosiadać go, aby przez częste używanie koń nie stał się pospolity. Na tym koniu, jak wierzono powszechnie na Rugii, Świętowi - tak było na imię bóstwu - prowadził bój przeciw wrogom swej świętości. A jako widoczny na to dowód przytaczano to, że ów koń, był pokryty potem i błotem, jak gdyby z nocnych wracając ćwiczeń przebiegał wielkie przestrzenie."

Rozważania Wincentego Kadłubka o Kraku.

"(...) Po licznych walkach z Rzymianami, Polacy wybrali na księcia człowieka imieniem Grakchus, powracającego właśnie z Karyntii.

Na skale całożercy [smoka] nawet założono sławne miasto, od imienia Grakcha nazwane Gracchovia, aby wiecznie żyła pamięć Grakcha."

Na tym kończę swoją pracę. Na kilkudziesięciu stronach starałam się przedstawić pradzieje Słowiańszczyzny, oraz jej historię wczesnośredniowieczną w sposób jak najbardziej przejrzysty, łatwy w odbiorze. Jeszcze raz bardzo wyraźnie pragnę podkreślić, iż żadnego z zagadnień nie wyczerpałam. Zwyczajnie nie sposób tego dokonać w tak małej, niewielkiej objętościowo pracy. Zagadnienie wydało mi się jednak na tyle interesujące, aby zasygnalizować najbardziej interesujące stanowiska badawcze, oraz przybliżyć pradzieje Słowiańszczyzny potencjalnemu czytelnikowi. Mam nadzieję, że w jakimś stopniu udało mi się to przedsięwzięcie. Mam też nadzieję, że pradzieje naszego kraju oraz pradzieje innych państw słowiańskich, stanął się dla wielu przedmiotem zainteresowań oraz będą impulsem do poszerzania swojej wiedzy historycznej.