Zofia Kossak

Streszczenie szczegółowe

1. W cieniu drzew

Autorka opisuje swój dom na Wołyniu, pokryty ceglanym dachem. Przypominał bardziej chatę niż dworek. Mieszkańcy bardzo lubili to miejsce. Dom był skromnie i naturalnie urządzony. Ze słonecznych okien widać było róże. Szczególnie ważne były dla pisarki kilimy.

Dom usytuowany był w 300-morgowym parku, pełnym ogromnych, pięknych drzew. Otoczenie  było niewyobrażalnie piękne. Do domu prowadziła aleja nazywana szosą, która dojeżdżało się do pałacu. Na podjeździe znajdowała się tablica z herbem poprzednich właścicieli i wierszem. Odkąd nabyli go Potoccy, pałac stał pusty. Nieopodal stawu znajdował się piękny staw, do którego na zboczu prowadził park. Nieopodal znajdowała się także stadnina, będąca jednym z ulubionych miejsc mieszkańców.

Z oddali widać było sąsiedzkie posiadłości: Łaszki, Semerynki i inne. Po prawej stronie zlokalizowane były okoliczne wsie: „Pohoryła, Żerebki, Starostwo, Nowy Tok, Skowródki”, Werchniaki. Skowródki miały złą opinię przez wzgląd na koniokradów. Właśnie tam mieszkali też rodzice autorki. Dalej za stawem znajdował się Czarny Szlak tatarski. Za nimi rozciągały się piękne pola, wzgórza, stawy i wsie.

Ludzie, którzy zamieszkiwali te tereny, byli uparci i mściwi, surowi, ciemni i niekulturalni. W przyszłości rozbudzenie tych cech miało doprowadzić do tragedii. Tymczasem ludzie z pobliskich wiosek żyli w zgodzie z polskimi właścicielami ziemskimi, których żyło tu całkiem spoko. Polacy żyli z Rosjanami również w pewnej harmonii pod warunkiem, że nie przekazywali miejscowej ludności żadnych przejawów edukacji i pobudzania świadomości własnej tożsamości. Polacy byli na tych terenach „istotnymi właścicielami i panami kraju”. Drobna szlachta wiejska żyła jakby pomiędzy polskimi ziemianami i kresowymi chłopami. Ważna była dla nich religia katolicka, która stanowiła istotny przejaw własnej tożsamości.

Rusini uczyli się w szkółkach cerkiewnych i „uczyliszczach”, jednakże ich tok nauczania był zdecydowanie antypolski. Polacy jednak nie żywili do Rusinów pretensji, uznając ich za bratni naród. Rosjanie z kolei nie byli tak lubiani i traktowani byli, jak obcy. Wśród Polaków nie był odczuwany strach przed innymi narodowościami, co z czasem okazało się błędem.

Za pałacem mieściła się stara oranżeria wypełnione pięknymi roślinami. Obok niej lubiły przesiadywać pawie. Dalej znajdował się stary sad i warzywnik, które rozciągały się aż do wsi. Na zaścianku mieszkała od kilku lat służba, uważana za familię miejsca. Józef Sawicki i furman Jan Kobierski służyli tu najdłużej, bo 47 i 25 lat. Byli mocno związani z majątkiem, bardzo pracowici i oddali. Umysły mieli proste i naiwne, wierząc, że światem rządzi harmonia. Lata leciały tu zgodnie z cyklem natury w spokoju. Mężczyźni byli ze sobą zaprzyjaźnieni przez lata i gdy czas na to pozwalał, siadywali razem na ławce, wymieniając opinie. Nie przyszłoby im do głowy, że wyzyskują ich kapitaliści i walka z nimi musi zakończyć się usunięciem panów z tych ziem.

Pisarka wspomina, że miała szczęście otaczania się dobrymi ludźmi. Czuli się z mężem bezpiecznie w domu bez okiennic i posiadłości bez ogrodzenia. Wieczorami chodzili do stadniny, ciesząc się otaczającą ich przyrodą. Konie dawały im wiele radości i wydawały się czerpać szczęście z opieki właścicieli. Powrót do domu był także miłym zakończeniem dnia. „Dzień jasny i piękny przez swe zestrojenie z potężnym rytmem przyrody. Dzień cichy i słodki przez swe bezpieczeństwo, przez swe poczucie pożytecznej pracy”.

2. Pierwsze starcia

Rewolucja rosyjska nie dotarła do mieszkańców okolicy zbyt szybko. Kiedy jednak się to już stało, najbardziej zainteresowani okazali się Żydzi, którzy w marcu 1917 r. zorganizowali marsz ulicą Starokonstantynowa z hasłami „Podnieś się, ludu roboczy”. Chłopi wcale nie byli entuzjastami zmian, nie wyobrażając sobie świata bez cara. Zmieniano „nazwy władz gminnych i powiatowych”, utworzono milicję, a z czasem nowe idee rozpleniły się po okolicy. Agitatorzy rozsiewali wśród prostych ludzi niepokój i nienawiść do ziemian. Swój udział w propagandzie mieli też Żydzi, ale największą rolę w propagowaniu nowych idei miały wiejskie kobiety, pragnące dóbr materialnych, dostępnych dotychczas tylko dla bogatych. To również one namawiały swoim mężów do buntu, wołając, że trzeba im ziemi, a nie panów. Pomagali im żołnierze urlopnicy, dezerterzy i coraz więcej młodych. W ten sposób rewolucyjna myśl obejmowała Wołyń, Podole i cała Ukrainę.

W końcu na tych terenach zapłonął żywioł: „Setki, tysiące spalonych pragnieniem i zawiścią głosów powtarzało: ziemi! ziemi!”. Wraz z tym pragnieniem powstał plan usunięcia inteligencji, bezrolnych i tych, którzy mają byt wielu synów, aby zmniejszyć ilość ludzi, między których ów ziemia miałaby być podzielona. Ludzie stali się sobie nawzajem wilkami, szerzyła się nienawiść. Tak miała wyglądać „wolność” ludu ruskiego.

W maju 1917 r. przybył Własow – naczelnik milicji, który szybko zaczął buntować chłopów z gminy skowródeckiej przeciwko panom. Autorka pisze, że pomimo zmiany nastrojów nadal czuła się w Nowosielicy bezpiecznie, ponieważ ze wszystkimi żyli w zgodzie. Działania Własowa wydawały im się śmieszne jak na przykład plany zniszczenia cerkwi. W rzeczywistości tacy naczelnicy milicji działali także w innych gminach i prężnie działali, m.in. z pomocą Żydów. Inteligencja długo nie zdawała sobie sprawy z zagrożenia.

Naczelnicy rozwiązywali także kwestie sporne – oczywiście na korzyść chłopów i ze szkodą dla panów. Namawiano do zgłaszania przez chłopów szkód, a gdy ci nie mieli czego zgłosić, namawiano ich, żeby przypominali sobie najdrobniejsze wydarzenia nawet sprzed lat. W Nowosielicy, Skowródkach i Pohryle chłopi nie złożyli jednak skarg. Milicja nie dała za wygraną, wprowadzając absurdalne zarządzenia, np. usunięcia funkcji nocnego stróża i wypędzenia służby.

Pojawiało się coraz więcej dezerterów z Wielkiej Wolnej Armii dyktatora Kiereńskiego, który nie potrafił rozpalić w żołnierzach na stałe ducha walki. Wojacy uciekali z armii, aby dopilnować, by nie został pominięty w spodziewanym podziale ziemi. Żołnierzami rządziło pożądanie posiadania, toteż zajmowali się coraz częściej rabunkami. Takie przypadki zdarzały się także w Nowosielicy, toteż Stefan zatrudnił na straży kilku kozaków dońskich, których autorka bardzo dobrze wspomina, nie widząc w nich zgodnie ze stereotypem „złodzieja, łotra i tchórz”. Pisarka twierdzi, że Kozacy nie poddali się Bolszewikom i byli wierni swoim przyjaciołom, a złą opinię zyskali m.in. dzięki propagandzie carskiej.

Kozacy strzegący Nowosielicy byli wierni i budzili postrach okolicy. Bardzo lubili starszego syna pisarki i gdy odchodzili, chcieli go ze sobą zabrać, zostawiając swój adres, gdyby zmienili zdanie i chcieli oddać dziecko.

Pod koniec sierpnia wybuchło małe korniłowskie powstanie, które zakończyło się zwycięstwem lewicy. Dało się słyszeć nazwiska Lenina, Trockiego i innych. W innych miejscowościach również rozpoczynały się powstania i rzezie. Mieszkańcy Wołynia czekali na rozwój wydarzeń, obserwując decyzje zapadające na Podolu.

We dworze pojawił się pewnego wieczoru oficer z kilkoma żołnierzami i uśpiwszy czujność rodziców autorki, zrabowali wiele kosztowności, po czym uciekli. Ponoć był to były lokaj z Wołynia, który żył z podobnych napadów, czyniąc z nich swoje źródło dochodu. Wtedy wydarzenia były przyczyną zmartwień w rodzinie, choć autorka z perspektywy czasu stwierdza, że przecież było to tyle, co nic, skoro nikt nikogo nie porąbał, nie zgwałcił, nie podpalił domu.

W końcu Kozacy dońscy musieli opuścić majątek ze względu na wymarsz ich pułku. Rodzina zmuszona była przenieść się z domu do pałacu ze względów bezpieczeństwa, ponieważ napady na ziemian były już na porządku dziennym. Pałac zbudowany z grubych murów był jak forteca, położona była nad urwiskiem. Z wysokiego tarasu mieszkańcy obserwowali park zalany srebrnym blaskiem księżyca.

Wkrótce zaczął stacjonować w Leszczynach pułk kozaków, a w majątku zamieszkali młodzi essauli: Putińcew, Michajłow i Aleksandrow. Rodzina pisarki mogła dzięki temu lepiej obserwować nastroje panujące wśród oficerów i żołnierzy. „W połowie września nadeszły z Piotrogrodu do żołnierskich rad rozporządzenia, poddające wszystkich oficerów sądowi żołnierzy”. Tym samym podobne głosowanie miało miejsce w stacjonującym pułku. Większością głosów ustalono Michajłowa dowódcą, detronizując pozostałych, szczególnie Putińcewa, który rozgoryczony decyzją żołnierzy wkrótce wyjechał.

W Niższej Pohoryle dzierżawionej przez Kopcia również zatrzymał się pułk piechoty. Pisarka wspomina o przepaści dzielącej żołnierzy z obozu i kozakami. Pierwsi zgodnie z myślą wolnościową odzywali się do pułkownika „ty głupia świnio”, podczas gdy w obozie kozackim należytym szacunkiem darzono nawet nielubianych dowódców.

Stacjonowanie pułku kozaków w majątku zapewniało bezpieczeństwo wobec napaści dezerterów, jednakże rewolucyjna myśl przynosiła straszliwe żniwo. W „Dzienniku Kijowskim” codziennie pisano o rzeziach dokonanych w pobliskich dworach: „ten porąbany siekierą, ów przepiłowany piłą, ten zatłuczony kijami, tamten rozdarty na strzępy, ów polany naftą i spalony…”.

Jednym z miejsc, na które spadło nieszczęście, były pobliskie Łaszki, gdy żołnierze z ułańskiego pułku czugujewskiego dowiedzieli się, że znajduje się tam dużo wódki. Wcześniej zdążyli już splądrować Semerynki Jana Pruszyńskiego. W Łaszkach kraść pomagała pułkowi cała wieś, wynosząc wszystko, co się da z pustego dworu, w którym szczęśliwie nie było właściciela. Następnego dnia, po nocnej libacji zniszczono to, co pozostało. „Najpiękniejsze meble i kryształowe świeczniki rzucano z piętra przez okna, zerwano część dachu, powyrywano drzwi z zawiasów, w drzazgi poszły wszystkie ramy okienne, w proch śliczne, turkusowe i złote, empirowe stiuki, a okrzyki wesela i triumfu słychać było aż w naszym parku”. Słyszeli je także nowosieliccy chłopi, łaknąc tego samego. Wiedzieli jednak, że obecność pułku w majątku uniemożliwia im napaść.

Nawet kozacy w końcu zostali zmuszeni do współdziałania z chłopami, ponieważ wypomniano im, że bronią burżuja. Zarządzono rewizję, podejrzewając, że w Nowosielicy schowane lub zamurowana jest broń i alkohol. Nic nie znaleźli. Kozacy przeprosili i znów żyli w zgodzie z właścicielami dworu. Niestety nowym zagrożeniem byli Czugojewcy, sądząc, że w Nowosielcach jest wódka. Rodzina spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i dzieci z niańkami wysłano do Skowródek. W pałacu została pisarka z mężem i Michaiłowem, czekając przybycia bandy. Kozacy obiecali zachowanie neutralności, ale wiadomo było, że chłopi zapewne dołączą do napadu. Oczekiwanie umilali sobie opowieściami.

Do napaści nie doszło, ponieważ Czugujewcy znaleźli w Łaszkach skarb i alkohol, który zatrzymał ich na miejscu. Wkrótce ich pułk wyjechał z Semerynek, a chłopi sami nie odważyli się na napaść. Potrafili tylko łamać drzewka w parku.

Kobiety ze wsi rzadko odpowiadały „dzień dobry”. Niegdyś dobre sąsiedztwo opętane zostało nienawiścią i złymi emocjami. W końcu agitatorom udało się przekonać chłopów, że może w ogóle nie być panów. Tym samym chłopi zaczęli pozbywać się panów, a najgorliwiej usuwano tych, którzy uchodzili za dobrych. Podświadomie chłopi wiedzieli, że czynią źle, co jeszcze bardziej napędzało ich działanie, aby zagłuszyć wyrzuty sumienia.

Wkrótce chłopi zaczęli paść konie w parku, potem na trawniku przed pałacem. Mieszkańcy wsi czuli się jak u siebie, głośno śpiewali, jakby zaznaczając swoje terytorium. Bezsilność mieszkańców pałacu stawała się nie do zniesienia, dając miejsce na pragnienie walki.

W październiku przyszedł czas na połów ryb w stawach. Z pierwszego spuszczono ukradkiem wodę i ryby przeniesiono do magazynu, aby zapobiec ich rozgrabieniu. Przy kolejnym nie było już tak łatwo. Ludzie ustawili się przy stawie, domagając się ryb dla siebie. Gdy było jasne, że żadna ryba nie dotrze do magazynu, Stefan kazał rybakom rybę z powrotem wrzucić do wody ku zdumieniu i oburzeniu chłopstwa. W ten sposób została rozpoczęta walka między dworem i wsią.

3. Pogromy i klęski

Właściciele ziemscy na Kresach zaczęli szukać sposobów na obronę przed napaściami. Nieoczekiwanie w październiku 1917 r. utworzono polską siłę zbrojną. Był to także czas, gdy Ukraińcy zaczęli marzyć o niepodległości. Utworzono I Korpus Ukraiński pod dowództwem pułkownika Skoropadzkiego, ale oddziały szybko ulegały wpływom bolszewickim. Ukraińska służba dotąd wierna, teraz opuszczała swoich panów. Dochodziło do kolejnych równań z ziemią licznych majątków, które pisarka wymienia (m.in. Samczyńce, Beregiele, Eliaszówka, Semerynki, Werborodyńce, Derkacze, Pohoryła i wiele innych). Na Podolu zrównano z ziemią wszystkie folwarki, m.in. Korytnę Kosseckich, która bliska była autorce.

Pisarka opowiada, jak w jednym z dworów, na który szedł pogrom, umierała staruszka. Rodzina nie chciała jej mówić o zagrożeniu, mając nadzieję, że odejdzie w spokoju. Gdy jednak umierająca kobieta usłyszała od służby, co się dzieje, resztą sił chwyciła krzyż i krzyknęła, że za chwile stanie przed Bogiem za sądzie ostatecznym i poskarży się na nich i będzie ich straszyć po śmierci. Nieoczekiwanie wystraszony tłum wycofał się spod domu. Gdy tylko staruszka po godzinie umarła, syn i rodzina uciekli, a chłopi wrócili na miejsce, równając dwór z ziemią.

Podobnych historii było więcej. Gdy w Markowiecach chłopi chcieli powiesić dziedzica Rohna, ten powiedział im, że gdy go zabiją, zostaną wkrótce osądzeni przez Niemców i straceni. Początkowo ten argument wydawał się uratować mu życie, ale chłopi nie mogli sobie odmówić zamordowania pana i Rohn ledwie uszedł śmierci.

Jan Prószyński, właściciel Semerynek i Werborodyniec zamieszkał w pałacu w Nowosielicy, gdy jego majątki zostały zniszczone i zbezczeszczone. Pod koniec października kozacy wyjechali, a ich miejsce miała zająć dywizja kozaków zabajkalskich. Nie zdążyli, ponieważ okolicę najechali Mongołowie – brudni, zarobaczeni, brzydcy, mali. Zajęli pałac i zabudowania, właścicielom zostawiając kilka pokoi. Resztę zamieniono na chlew. Dowódcą był Kaukazczyk, książę Kekuatow, który choć przyzwoity, to na tyle pozostający pod wpływem swoich żołnierzy, popełniał nikczemności. I on i oficerowie w gruncie rzeczy nienawidzili swoich żołnierzy, a jednocześnie się ich bali. Pułkownik Łapszakow wyróżniał się na ich tle. Potrafił narzucać swoją wolę wręcz hipnotycznie. Pisarka porównuje mongolskich żołnierzy do półludzi, podobnych do dzikich zwierząt, „zamkniętych w żelaznej klatce dyscypliny”.

W majątku rodziców pisarki – Skowródkach, stacjonował batalion ukraiński pod dowództwem pułkownika Nacwałowa. Posiadłość była regularnie terroryzowana przez żołnierzy batalionu. Pewnego dnia w Niższej Pohoryle przyszli do Kopciów i ograbili z obrączek, ubrań i wszystkiego, co się da. Kopciowa prosiła, by nie obudzili dzieci, na co dowódca oburzył się, że nie robią nic złego. Po kwadransie wrócili, przynosząc maszynę do szycia, ponieważ mieli już takich nadmiar. Kopeć ośmielony sytuacją poprosił o zwrot zabranych dokumentów i je otrzymał. Obrączek nie udało mu się odzyskać.

Wołyń objęty był już tego typu zdarzeniami, a jednak właściciele ziemscy decydowali się na obsiewanie ziemi, jakby nigdy nic. Tej samej ziemi pragnęli zbuntowani chłopi, ale gdy ją przejęli w kolejnym roku, nie uprawiali jej wcale.

Na początku listopada 1917 miała miejsce tragedia sławucka, gdy 80-letni starzecksiądz Roman Sanguszkę — został zamordowany przez tysięczny tłum, a jego zamek został zniszczony. Wydarzenie stało się swego rodzaju symbolem wydarzeń na Wołyniu i istniało marzenie, że Europa się o tych zdarzeniach dowie.

Wreszcie do Płoskirowa przybył oddział partyzancki pod dowództwem Feliksa Jaworskiego, który uratował kolejne miejsca i ludzi przed pogromem. Kilku szeregowców wysłano także do obrony Nowosielicy. Był wśród nich porucznik Żórawski. Baby ze wsi próbowały się dowiedzieć, ilu żołnierzu jest w pałacu, ale strzeżono tej informacji.

Zapadła decyzja o odejściu Zabajkalców, ale Kekuatow postanowił zostawić na miejscu Łapszakowa, aby dwór nie został zrównany z ziemią. Żołnierze próbowali wedrzeć się do pałacu, ale Łapszakow nie pozwolił im plądrować wnętrz. W końcu i on odszedł ze swoimi ludźmi, a polscy partyzanci wyszli z ukrycia.

Tymczasem na „schodzie” padł wyrok na Nowosielice. Prószyński już wcześniej wyjechał do Starokonstantynowa. Pisarka wyjechała z dziećmi do Antonin do rodziców Stefana, ale ze względu na silne opady śniegu droga wyglądała na niebezpieczną. Gdy przejeżdżali przez miasto, byli obrzucani grudami i słychać było nieskończone obelgi w stronę „burżujów”, a pisarka bała się o bezpieczeństwo dzieci i swoje. W końcu jednak udało im się dotrzeć do Antonin, gdzie było już spokojnie.

Następnego dnia przyszedł list od Stefana, w którym pisał, że w nocy był napad, ale udało się rozgromić chłopów i kilku nawet zostało rannych. Wśród strat były tylko wybite okna. Prosił jednak o przysłanie dodatkowych partyzantów, ponieważ planowany był ponoć kolejny, większy napad. Z pomocą porucznika Żorawskiego udało się wysłać do Nowosielicy kolejnych 20 ludzi na pomoc. W związku z tym pisarka postanowiła wrócić do domu.

Dzień po powrocie 2 grudnia przyszedł wiejski komitet. Rozmowy nie miały końca. Tłum oskarżał Stefana o sprowadzenie nowych żołnierzy. Ostatecznie go pojmano i wywieziono do komisariatu. Pisarka ruszyła mu na pomoc i udało jej się przekonać mężczyzn w komisariacie do uwolnienia Stefana i zażegnania konfliktu z mieszkańcami wsi. 

Następnego dnia nastąpił pogrom w Skowródkach. Rodzicom pisarki udało się uciec bocznymi drzwiami po długiej walce. Dom podpalono, zdewastowano kaplicę w parku. Następna miała być Nowosielica.

Wiadomość o tym, że Nowosielica jest zagrożona przyszła bardzo szybko, ponieważ chłopi po rozgrabieniu bogatego domu skowródeckiego byli jeszcze bardziej chciwi i pazerni na bogactwa, które jak sądzili, znajdują się w kolejnym dworze. Pisarka opowiada, że odprawili całą służbę, wiedząc, że wróg się zbliża. Mieli cały plan działania i zamierzali bronić się do końca aż do wyważenia bramy. W końcu Sawicki oznajmił, że już są. Wszyscy zamarli w totalnej ciszy i okazało się, że przed bramą jest tylko wojsko. Nagle zaczęli walić kolbami w drzwi i po chwili byli już w środku. Ku zdumieniu wszystkich zobaczyli – pluton Jaworczyków pod dowództwem chorążego Tańskiego, który przybył do Nowosielicy na pomoc. Ukraińcy nie przyszli, aby napaść na dwór, ponieważ po wsi szybko przebiegła plotka o pułku, który przyjechał do dworu.

Następnego dnia zdecydowano, aby odesłać do Kremieńczuk artylerzystów, którzy wykazali się jedynie tchórzostwem, a także uratować cenne rzeczy przedmioty, wywożąc je do Starokonstantynowa. Nowosielice były już ostatnim dworem w okolicy, który nie został ograbiony i zrównany z ziemią.

Nieoczekiwanie wieczorem w parku wybuchła strzelanina. Zbójcy najwyraźniej chcieli tylko nastraszyć dwór, ale nie doszło do faktycznego napadu.

Następnego dnia przyszły wieści, że zbóje napadli posiadłość pana Liberadzkiego, ale on sam zniknął. Wkrótce pojawił się we dworze i opowiedział, jak napadli Żydów, którzy u niego mieszkali, na co on nie zastanawiał się ani chwili i chwycił za broń. Napastnicy zastrzelili mu ukochanego psa, toteż mężczyzna nie miał dla nich litości i zastrzelił czterech napastników.

Następnego dnia podczas wyjazdu do miasta okazało się, że pluton musi wyjechać z Nowosielicy, a pisarka wraz z rodziną musi również stamtąd uciekać, ponieważ losy posiadłości są policzone. Podczas powrotu do posiadłości usłyszeli odgłosy najazdu na sąsiednie Wierchniaki. Widać było ludzi wlekących stamtąd skradziony dobytek. Musieli szybko minąć tłum, który próbował zatrzymać wóz i cudem udało im się uciec.

Tej samej nocy doszło do napadu na pałac. Stefan obudził pisarkę, każąc jej uciekać, ale wnet huk strzałów przycichł i wróciła do łóżka. Kilka kolejnych nocy było już spokojnych. Był to jednak czas na pożegnanie z majątkiem i pozostawienie go na pastwę rabusiów. 14 grudnia przyjechało 20 Ułanów, aby pomóc przeprowadzić bydło do Antonin. Posłano po komitet i oznajmiono wyjazd państwa, przy czym Stefan nakazał, że wszystko ma być w domu spisane, natomiast konie i kuźnie zabierają. Taka decyzja wywołała, oburzenie wśród chłopów, którzy poczuli się oszukani. Mieli nadzieję wzbogacić się na stajniach pańskich, tymczasem pozostaną im tylko meble do porąbania. W takich okolicznościach pisarka z rodziną w asyście Tańskiego wyjechała z majątku, zostawiając za sobą zrozpaczonego Sawickiego i Stefana, oddającego klucze do domu prezesowi komitetu, który miał wziąć za niego odpowiedzialność.

W taki sposób rodzina pisarki ruszyła w długą podróż w asyście partyzantów, którzy stanowili swego rodzaju gwarancję bezpieczeństwa podczas podróży. Po drodze mijali zrównane z ziemią folwarki. Próbowali unikać zetknięcia z bolszewikami, którzy mogli być niebezpieczni, widząc w nich burżujów. Gdy dojechali do Antonin do domu rodziców Stefana, byli nareszcie bezpieczni.

4. Polskie formacje wojskowe na Wołyniu

W Antoninach w grudniu 1917 roku istniały już dwa polskie oddziały: „świeżo powstający 2. Pułk ułanów, formujący się na Wołyniu z polecenia generała Dowbora-Muśnickiego, i znany już oddział Jaworskiego, niegdyś batalion szturmowy imienia generała Korniłowa, później oddział partyzancki, luźnie przyłączony do VII rosyjskiej armii”. W tym czasie na Wołyniu działało także sporo podobnych małych oddziałów partyzanckich. Ochotników nie brakowało. Z inicjatywy teścia pisarki został utworzony Dom Polski, który miał za zadanie budowanie tożsamości narodowej wśród żołnierzy, którzy niejednokrotnie pochodzili z rosyjskich szeregów. Rosła nie tylko ilość ułanów, ale także partyzantów. U Jaworczyków przeważali żołnierze z krwi i kości, którzy byli już zazwyczaj doświadczeni w boju.

Liczni ziemianie, którzy ukrywali się w Antoninach, wspierali materialnie żołnierzy, przekazując im 400 koni, a także kołdry, jedzenie, ubrania i inne rzeczy. Podobne wsparcie funkcjonowało w innych miastach. Żołnierzom brakowało armaty. 15 stycznia nadeszła wiadomość, że pożądana armata się znalazła i udało się ją pozyskać z armii rosyjskiej. W końcu polska armata przybyła.

Pisarka opisuje jak 24 stycznia miał miejsce napad na Rosołowce, a Naruszewicz ze swoimi ludźmi pogonił napastników. Niedługo potem doszło do napadu na Antoniny. 29 stycznia nieoczekiwanie na Antoniny jechał broniewik (samochód pancerny). W wyniku zaciętej walki życie straciło 6 ułanów, ale pod wodzą Jaworskiego zdołali obronić majątek. Co więcej, udało się także odbić automobile bolszewickie, z czego jeden zatrzymali ułani, a drugi partyzanci.

Ten dzień był wyjątkowy dla ułanów, którzy zrozumieli, jak podłe i niecne jest postępowanie bolszewików i chłopów. Na ratunek Antoninom przybyli ułani z Tereszek, choć obawiali się, że podczas ich nieobecności może dojść do napadu. Nie było ich zaledwie ponad godzinę. Wracając, zauważyli leżącą na ziemi książkę w kosztownej oprawie i domyślili się, że ich obawy się wypełniły. Faktycznie po przyjeździe na miejsce okazało się, że po pięknym dworze wypełnionym antykami i innymi zachwycającymi sprzętami, pozostały tylko zgliszcza. Pisarka pisze, że był to swego rodzaju punkt zwrotny w zrozumieniu przez ułanów tego, z czym mają do czynienia.

Mieszkańcy Antonin byli niezwykle wdzięczni za pomoc żołnierzy, toteż napisali „do polskiego oddziału partyzanckiego porucznika Feliksa Jaworskiego” podziękowanie za pomoc.

Pisarka wspomina także o niezwykłym wydarzeniu, kiedy to pewnego razu Jaworskiemu zepsuł się automobil i wraz z adiutantem Stokalskim postanowił zatrzymać się w jednej z chat w Rosołowcach, które przecież niedawno zostały zrównane z ziemią. Adiutant bał się tam zasnąć, zdając sobie sprawę z tego, że jest wśród wrogów, jednakże nieoczekiwanie usłyszał rozmowę chłopa, który ich gościł, jak nakazał synowi uważnie czuwać, aby dowódca partyzantów był bezpieczny, obawiając się, że gdyby coś mu się stało, wówczas cała wieś zostałaby w odwecie spalona. Był to przejaw respektu, jaki chłopi czuli przed oddziałem Jaworskiego.

W 1918 roku niemal całe miasteczko Starokonstantynów wypełnione było po brzegi właścicielami ziemskimi, którzy musieli uciekać ze swoich majątków. Obok nich żyli bolszewicy, co stanowiło wyjątkowo trudną mieszankę. Pisarka zaznacza jednak, że bolszewików z tamtych lat trudno porównywać do tych późniejszych. Pisze: „Bolszewicy 1918 r. pozostawali jeszcze niewątpliwie ludźmi. Zabijali z łatwością, kto im wszedł w drogę, ale musieli mieć ku temu jakiś, choćby błahy, powód. Nie torturowali nikogo. Grabili, ale grabież ta nie była tak zorganizowaną i udoskonaloną, jak w latach następnych”. Miasto było zdobywane raz przez Ukraińców, raz przez bolszewików, co w zasadzie niewiele zmieniało w życiu mieszkańców. Pisarka podkreśla, że ukraińskie bogate ziemie były niewykorzystane, ponieważ nikt w tym narodzie nie potrafił niczym zarządzać. Wszystko działo się chaotycznie. Nawet język ukraiński wprowadzony, jako urzędowy, był dla większości niezrozumiały, a literatura ukraińska ograniczała się do wątków ludowych i niewiele również mogła pomóc. Język ukraiński był wówczas mieszanką mowy chłopskiej z germanizmami, polonizmami i rusycyzmami, tworząc mieszankę niezrozumiałą do przeciętnego mieszkańca Wołynia i Kresów. Autorka zaznacza, że początkowo spór nie miał charakteru polsko-ukraińskiego tylko chłopsko-pański.

Ważną postacią w Starokonstantynowie był ksiądz proboszcz Anzelm Zagórski, któremu przypadło stanowisko komisarza polskiego. Utworzył Dom Polski, otworzył 14 szkółek wiejskich i jednej parafialnej. Był pełen energii i dbał o to, aby wszystko funkcjonowało jak najlepiej. Jednocześnie wspomagał wojsko, kształcąc przyszłych żołnierzy, a także gromadząc sprzęt od bolszewików.

Pisarka pisze o poczuciu krzywdy i niesprawiedliwości, która działa się w tych latach na Wołyniu. Wspomina: „Oto prześliczny, murowane folwark, niegdyś pełen kultury i estetycznej dbałości: dwór, cienisty ogród. Stoi jak żywy okrzyk grozy i rozpaczy, czerniejącymi dziurami splugawionych szczątków murów wołając o swej hańbie i upadku”. Trudno było przy tym przejść do porządku dziennego. Autorka wspomina także panna Anielę Święcińską, nazywaną ciocią Anielą, która mieszkała w Rasztówce, w której zastępowała siostry Janiny i Zofię Pruszyńskie. Ciocia była oddana innym ludziom, chętnie pomagała, ale powiedziała, że mimo gróźb dworu nikomu nie odda. Wiosną udało jej się przekazać dwór w całości jego właścicielkom.

Ojciec autorki był wice komisarzem powiatowym Starokonstantynowie i współpracował z księdzem Zagórskim. Zajmował się zbieraniem materiału dowodowego i spisem strat w zrujnowanych dworach. Udało się zrobić gigantyczny dokument, który niestety przepadł.

W końcu nadszedł dzień chwały polskich żołnierzy i 14 lutego „dwa szwadrony ułanów, 3 plutony partyzantów i artyleria” zdobyły Starokonstantynów. Ojciec pisarki, porucznik Tadeusz Kossak zaciągnął się do wojska po ponad 30 latach przerwy. Dodało mu to energii i sensu życia.

Tydzień po zdobyciu Starokonstantynowa w Antoninach odbyła się w „wielka parada partyzanckiego oddziału przed generałem Michaelisem”. Żołnierze dumnie maszerowali, a wśród nich dowódcy: Naruszewicz, Szczucki, Pruszanowski, Tański, Jaworski i Peretiatkowicz. Wiwatom nie było końca. Generał Michaelis powiedział, że tu żołnierzom nie uda się już nic działać, ponieważ region otoczony jest z trzech stron przez Niemców, ale pomoże im wyjść w innym kierunku, w którym będą mieli okazję walczyć w słusznej sprawie. Pisarka zastanawia się, o co dokładnie chodziło, ponieważ oddział nigdy nie wyszedł pod jego wodzą do walki.

Nadszedł w końcu dzień wyjścia ułanów z  Antonin. Na zakończenie odbyła się uroczysta msza i nastąpiło wzruszające pożegnanie.

5. Wiosna 1918 roku

Wiosna miała przynieść falę trudnych wydarzeń, a połączenie w lutym brygady Hallera z wojskami polskimi było sygnałem do walki. Nastąpił jednak czas „odcięcia od kraju”. Pisarka wspomina, że bardzo trudno było o jakiekolwiek informacje, a nie brakowało też plotek o tym, że wojska Hallera miałyby się połączyć się z bolszewikami. Zimą 1918 roku większość majątków na Podolu była już zniszczona. Wpływy Niemców były coraz większe. W kwietniu wprowadzono rozporządzenie odnośnie do siewów, wedle którego „kto obsiał, ten zbierze”. Wreszcie doszło do umowy wojska polskiego z Niemcami, co oznaczało wyparcie się Hallera. Z czasem wojska polskie zaczęły przeszkadzać Niemcom, którzy pomału usiłowali się ich pozbyć. W końcu nadszedł dzień, w którym trzeci korpus musiał opuścić Starokonstantynów. W tej sytuacji małe oddziały partyzanckie, które dotychczas broniły dworów, nie miały zbyt dużych szans na przetrwanie. Niewielu z nich udało się też dołączyć do regularnego wojska polskiego. Co ciekawe, w szeregach partyzantów nie brakowało także kobiet, które brały udział w czynnych walkach. Przykładem może być panna Mroczkowska, która dołączyła do żołnierzy, idąc za bratem. Pech chciał, że jej służba trwała zaledwie 2 dni, ponieważ zginęła oraz dwoma innymi żołnierzami z rąk chłopów, którzy napadli na oddział. Napastnicy długo znęcali się nad całą trójką, krojąc ich ciała żywcem. Dziewczynę zamęczano najdłużej, bo dopiero dwie godziny cierpienia i zhańbienia zakończyły się roztrzaskaniem czaszki o pień drzewa. Pozostałym żołnierzom udało się uciec. Kiedy odkryto, czego dokonali napastnicy, padł rozkaz otoczenia wsi, odnalezienia sprawców i zabicia ich z rodzinami prócz dzieci. Niestety żołnierze, zobaczywszy wynik rzezi, przeprowadzonej na ich przyjaciołach, zostali ogarnięci niesłychanym pragnieniem zemsty i spalili wieś, mordując w szale wszystkich, jak leci. Późniejsze śledztwo wykazało, że faktycznie sprawcy pochodzili z drugiej wioski, a w pogromie zginęli niewinni ludzie. Bo to efekt działania w afekcie, które sprowadziło całą lawinę strasznych wydarzeń.

Na początku maja Starokonstantynów i Antoniny musieli opuścić także szwoleżerowie, którzy weszli w zatarg z komisarzem Ukraińskiej Suwerennej Republiki Darjanowem. Niedługo potem Antoniny zostały zajęte przez szwoleżerów bawarskiego pułku. Z czasem rozbrajano i osłabiano polskie oddziały w różnych rejonach, co nie pozostawało bez znaczenia dla osłabiania morale żołnierzy. Dowództwo robiło, co tylko mogło, aby temu zapobiegać. W czerwcu urządzono konkursy i bal dla żołnierzy, aby na chwilę zapomnieć o fatalnym położeniu. Sytuację wykorzystali Węgrzy, którzy przybyli do Pikowa, otaczając je. Nie było innego wyjścia i doszło do podpisania umowy przez pułkownika Rummla i rotmistrza Jaworskiego, dotyczącej rozbrojenia oddziału. Dzięki temu, że żołnierz dostali przepustki bez wskazania środka lokomocji, udało im się zabrać ze sobą konie i powozy wraz z częścią rynsztunku. „Dnia 16 czerwca 1918 r. 1 punkt szwoleżerów 3. korpusu przestał istnieć jako polska jednostka bojowa [...]. Społeczeństwo, otworzywszy oczy następnego ranka, w miejscu barwnej wizji, zajmującej dotychczas nieustannie umysł, ujrzało szarą pustkę, martwą nicość: ostatni oddział wojsk polskich na Rusi był rozformowany, stawał się legendą przeszłości. Krótki był sen, gorzkie przebudzenie".

6. Czasy hetmańszczyzny

Gdy Niemcy zdobywali coraz to nowe terytoria, Ukraińcy nie potrafili sobie poradzić z pracą na żyznych ziemiach Ukrainy. Brakowało władzy, która mogłaby nimi pokierować. Rada Centralna i Mała próbowała hamować starania Niemców, mając na celu powrót dawnych właścicieli do dworów. Utworzono rząd hetmański reakcyjny, który był jednak niedopracowanym tworem. Na jego czele stanął Skoropadzki pozostający wierny Rosji. Uznany został on także przez Zjazd Chleborobów, a Niemcy powierzyli mu utworzenie nowego rządu. W tej sytuacji Rada Centralna uciekła pułkownik Skoropadzki ogłosił się hetmanem, co było na rękę Niemcom. W maju 1918 roku w kijowskich gazetach można było przeczytać o ucieczce rządu i powołaniu hetmana „z woli większości narodu ukraińskiego”. Oznaczało to powrót dawnych właścicieli ziemskich do zrujnowanych dworów i próbę odbudowy.

Pisarka również wróciła do Nowosielicy. Droga do domu była bardzo emocjonująca i gdy jej oczom okazał się park i mury pałacu, w sercu zagościła radość. Szczęście nie trwało jednak długo, ponieważ po wejściu do budynku okazało się, że wszystko jest zrujnowane, łącznie, z tym że na środku znajdowały się fekalia, którymi na ścianach wykonano obraźliwe napisy. W pałacu nie było już drzwi ani okien i wszędzie panował niewyobrażalny bałagan. Pisarka znajdowała w nim fragmenty dawnych antyków, mebli i różnych drobiazgów, które były bliskie jej sercu. Ogród był zaniedbany, ale roślinność budziła się do życia i cieszyła oczy.

Właściciele ziemscy dostali zwrot swojego mienia, ale w rzeczywistości w ich ręce trafiły już tylko zgliszcza, wymagające ogromnych nakładów finansowych i czasowych, aby doprowadzić je do dawnej świetności. Chłopi mieszkający nieopodal uzbrojeni byli w karabiny i bomby. Stwarzali pozory, ale atmosfera była bardzo napięta, toteż wielu właścicieli ziemskich nie wytrzymywało presji i wracało do Starokonstantynowa.

Rozpoczęto procedurę sprawiedliwych procesów na winowajcach. Właściciele ziemscy przygotowywali listę i wyceny zniszczeń, po czym na wsiach szukano winnych, którzy mieli oddać zagrabione mienie lub jego równowartość. W rzeczywistości najczęściej odpowiedzialność zbiorowo brały całe wsie, nie wskazując konkretnych osób, jako winnych. Wiązało się to z presją społeczną.

Łapano także dawnych agitatorów i bolszewików. W Starokonstantynowie porządku pilnował oddział Taranowicza, będący bezwzględnym wobec chłopów. Drugim oddziałem kierował kapitan Jerzy Golikow oraz jego zastępca Andrzej Golikow. Oddziały nazywane były wartą hetmańską. To również oni pilnowali, aby właściciele otrzymywali należne odszkodowania od chłopów.

Inną sprawą były poszukiwania największych zbójów, którzy ukrywali się po lasach. W Nowosielicy przetrzymywano złapanych winowajców, do czasu przewiezienia ich do Starokonstantynowa.

Z końcem czerwca do Nowosielicy wysłano ośmiu żołnierzy, którzy mieli stanowić ochronę dworu. Byli to wybrani najlepsi z najlepszych, którymi kierował Zygmunt Szatkowski, późniejszy oficer wojska polskiego. Naprędce przygotowano dla nich pokoje i ze starych desek zbito drzwi.

Niemcy na ukraińskich ziemiach czuli się jak u siebie i korzystali z dobrodziejstw regionu, dzięki czemu do domu mogli wysyłać „cukier, herbatę, słoninę, mąkę i miód”. W zamian oferowali lokalnej ludności paciorki, guziki, porcelanę, nici i im podobne produkty.

W lipcu na krótko wrócił ojciec pisarki, który całkiem dobrze przeżył rozbrojenie, mając nadzieję na powrót do Warszawy, wcielenie do wojska i dalszą walkę. Rodzice zamieszkali w celach, udostępnionych przez proboszcza, ponieważ w ich mieszkaniu urządzono skład.

25 lipca doszło do buntu chłopów we wsi Awratyn w powiecie starokonstantynowskim. Chłopi napadli na Władysława Jaworskiego z Bisówki, okrutnie go mordując. W odwecie pojechał do wsi Wiśniewski z oddziałem, który został przez chłopów ostrzelany z karabinów maszynowych, a Wiśniewski z synem zginęli okropną śmiercią. Chłopi rozochoceni swoją siłą ruszyli do powstania, ale na szczęście Niemcy stanęli przeciwko nim i stłumili powstanie. Bez ich pomocy wróciłyby dawne porządki.

Właściciele ziemscy wykorzystywali wszystkie siły w odbudowę majątków. Podobnie działo się w Nowosielicy. Jesienią sad pełen był owoców i wydawało się, że dni pozostawały tak piękne, jak dawniej. Nawet baby chłopskie na powrót wydawały się w życzliwe rozmowy i grzecznie odpowiadały dzień dobry, ale za plecami słychać było szepty i czuć było nienawiść do burżujów, która wcale nie wygasła. We dworze wspominano dawne czasy.

7. Ciężkie dni

Oczekiwano przyjścia wojsk Ententy, ale więcej na ten temat było plotek, niż prawdziwych informacji. Wprawdzie słychać było o nadejściu Francuzów, ale ostatecznie Niemcy zawarli układ z Petlurą, dzięki czemu mogli zostać na swoim miejscu dłużej.

Jesień zbliżała się do końca, wielu bliskich wyjechało, a wśród nich ksiądz Zagórski. Nowy proboszcz ksiądz Sobolewski był wprawdzie dobrą osobą, ale trudno było go porównywać do dynamicznie działającego poprzednika. Na początku listopada wyjechał także ojciec pisarki, a Stach Szczucki miał do niego dołączyć za jakiś czas.

Banda zbójców dowodzonych przez pewnego Żyda napadała na kolejne dwory. Jako pierwszą zamordowali Anielę Święcicką w Rasztówce, po czym doszczętnie ograbili dwór. Kolejnego napadu dokonali na księdza Milewskiego, ale ten głowę miał na karku i najpierw odesłał służbę, a potem chwycił za broń, zabijając jednego z napastników. Niestety zbóje ranili jedną ze służących, a drugą zabili.

23 listopada w okolicach Rydzowa wybuchu bunt chłopski. Uwięziono 30 właścicieli ziemskich i spodziewano się rozszerzenia powstania. Po paru dniach Niemcy przyszli na pomoc, ale jedynie uwolnili więźniów, nie rozbrajając chłopów i nie każąc ich za rozboje. W związku z powyższym dochodziło do kolejnych napadów i pogromów w takich miejscach jak Taraszcza, Skwira, Kaniów, Białocerkiew, a dalej Podole i Wołyń. Coraz bardziej jasne wydawało się, że Nowosielica również będzie wkrótce zagrożona.

Nadal oczekiwano przybycia wojsk francuskich. Pewnego dnia w drodze do Starokonstantynowa wyjechał naprzeciw Staś, brat Stefana z wiadomością, że powstanie znów objęło Teofipol i Połonne, a wkrótce dojdzie do Starokonstantynowa. Aż huczało od złych wiadomości, gdy dojechali do miasta. Wrócili więc do Nowosielicy, wiedząc, że nie pozostaje im nic innego, jak ucieczka. Na początek odesłano dzieci z niańkami i pisarka zabrała się do pakowania rzeczy. Serce pękało jej na myśl o tym, że znów będzie musiała pozostawić Sawickiego. Ludzie ze Starokonstantynowa uciekali do Antonin, planowano także zabarykadowanie się w kościele, którego sforsowanie nie byłoby prostą sprawą.

Nieoczekiwanie ku uciesze mieszkańców miasta w poniedziałek do miasta wrócił starosta Rzewuski. Zapowiedział nadejście oddziałów Jaworskiego, co było dla wszystkich zaskoczeniem, a jednocześnie ogromną radością. Niemcy z kolei zachowywali coraz częściej bezstronność.

8 grudnia w Domu Polskim odbywało się amatorskie przedstawienie, podczas którego przybył Jaworski. Wszystkich ogarnęło ogromne szczęście. Jeszcze tego samego wieczoru do oddziału Jaworskiego zapisało się 20 ochotników. Wprawdzie oddział nie był duży, ale miał bojowe nastawienie i nadal budził respekt wśród chłopów. Jaworski jako bazę wyznaczył sobie Nowosielice, co było bardzo dobrą informacją. Nieoczekiwanie przybył też porucznik Naruszewicz. Opowiadał o tym, co spotkało go od czasu, kiedy ostatnio się widzieli. Mówił o tym, że teraz chłopi nawet w miastach polują na panów i obdzierają ich ze skóry, torturując przed śmiercią. Rozmowy przerwało przybycie kilkunastu kolejnych wolontariuszy.

Podczas gdy pisarka była w Starokonstantynowie, doszło do napadu na Nowosielice, o czym powiadomił ją przybyły kowal, któremu udało się uciec. Jaworski zdołał powstrzymać napastników, którzy jednak zdążyli sporo zniszczyć i zagrabić. Obiecywali także powrót z artylerią. Jasne już było, że do obrony potrzeba więcej ludzi. Nieoczekiwanie Golikow zaoferował pomoc, a niemiecki komendant miejscowy uznał, że wprawdzie musi zachować neutralność wobec petlurowców, ale na bolszewików może iść. Wkrótce na dwór wróciła banda 200 napastników z dwoma karabinami maszynowymi. Wyważyli drzwi, ukradli konie. Rabusie zdążyli już uciec, ale Jaworski ruszył za nimi. Śledztwo przeprowadzone wśród chłopów wykazało, że napad przygotowała banda zamówiona z Międzyboża. Schwytano jedynie żony napastników i jednego jeńca, którego po przesłuchaniu rozstrzelano. Kobiety uwolniono z ostrzeżeniem, że kiedy tylko ich mężowie zostaną znalezieni od razu dostaną kulkę w łeb. Z zeznań jeńca wynikało, że Międzyborska Sowiecka Republika była uzbrojona w karabiny maszynowe i dwie armaty oraz około 1000 ludzi.

Wkrótce Stefan przyniósł wiadomość, że Niemcy wyjeżdżają na dobre. Układ sił był bardzo niekorzystny dla Polaków, którzy dysponowali w sumie około 140 ludźmi i czterema karabinami maszynowymi, podczas gdy bronić mieliby się przed powstaniem 10 000 chłopów z 30 karabinami. Podjęto decyzję o wyjeździe do Polski, wiedząc, że tu na miejscu walka będzie przegrana. Podobną decyzję podjęli Kopciowie i Ilińscy. Zostawali nieliczni jak na przykład Dorożyński przy chorej matce. Widmo drogi w śnieżnej zamieci z małymi dziećmi wydawałoby się koszmarem. Wbrew rozsądkowi pisarka została ze swoimi dziećmi i matką w Starokonstantynowie. Pisarka pakowała ze Stefanem rzeczy, które miał zabrać. Pisarka z matką postanowiła ukryć się w mieszkaniu Żukowskich, którzy uciekli z Niemcami, ponieważ tam nie powinien ich nikt szukać. W końcu odeszli żołnierze wraz z korowodem sań pełnych uciekinierów.

Pisarka przeniosła się do nowego mieszkania, gdzie spotkała Dysiaka, który zdecydował się jednak nie wyjeżdżać. Mieszkanie było słabo umeblowanie, ale udało się postawić na widoku dwie maszyny do szycia, aby wyglądało na mieszkanie szwaczki. Pisarka przebrana za kucharkę mogła bezpiecznie przemieszczać się po mieście.

11 grudnia armia Międzybrodzkiej Sowieckiej Republiki napadła na Nowosielice w liczbie 500 napastników. Towarzyszyli im chłopi, którzy bez skrupułów wskazali służbę pozostałą w dworze. Po kolei wszystkich zarąbali, a pierwszego Sawickiego. Następnie mieli jechać do Starokonstantynowa, aby szukać reszty. Odjeżdżając, nakazali chłopom dobić pozostałą służbę, ale chłopi wiedzieli, że niektórzy byli w gruncie rzeczy jednymi z nich. Starosta zdecydował się ich ocalić.

Szmyrek ostrzegł pisarkę przed nadchodzącymi napastnikami. Kobiety zasłaniały szczelnie okna, aby mieszkanie wyglądało na puste. Sowieckie międzyborskie wojsko zajmowało miasto, opróżniało więzienia, po czym ruszyło na probostwo. Zamordowano Pruszyńskiego, bezczeszcząc jego ciało. Następnie zabrano się za grabienie probostwa i niszczenie tego, co pozostało. „Wyjące bandy, wprowadzone przez oberwane komunistyczne Żydzięta, przebiegały miasto, wyszukując «hajdamaków» i urzędników hetmańskich. Kilkunastu tych biedaków kryło się jeszcze po różnych zaułkach i kątach. Wydano wszystkich i zamordowano. Nie mniej gorliwie poszukiwanie byli «burżuje», zwłaszcza niektórzy”.

Następnego dnia pisarka widziała przez okno, jak tłum niesie jej rzeczy wykradzione z dawnego mieszkania. Okazało się też, że wszystkie skarby ukryte w probostwie zostały rozgrabione, a z mieszkania nadal wynoszą to, co jeszcze zostało. W końcu nastąpiło donośne pukanie do drzwi. Był to komisarz Daniło Lewczuk. Pisarka wyjaśniła, że są ludźmi pracy, prostymi szwaczkami i nie mają dokumentów, a pijany komisarz uwierzył w to tłumaczenie, pozostawiając je bezpiecznymi. Wieczorem do drzwi zapukał przebrany ksiądz Karpiński, pytając, czy wszystko w porządku. Obchodził tak wszystkich parafian, o których wiedział, że zostali, aby mieć pewność, że są bezpieczni. Wspomniał, że na razie zamordowano tylko Jana Pruszyńskiego i rozpaczał, że teraz nawet nie ma go jak pochować.

Po mieście chodził Łapczuk przechwalając się, że ma na sobie rzeczy pomordowanych burżui. Był psychopatą i mordercą: „pierwszym i doskonałym typem krasnoarmiejca, czyli bolszewika w następnym stadium rozwoju”. Pragnął zemścić się na Stefanie, poszukiwał także pisarki z matką, starościny Rżewskiej i Golikowej.

W mieszkaniu pisarki zamieszkało 4 żołnierzy, których pamiętała z napadów na Nowosielicę. Dzięki temu dowiedziała się także o zamordowaniu Sawickiego, Jana i Mykoły.

18 grudnia minęło pięć dni panowania sowieckiego. Do miasta szedł pułk petlurowski pod wodzą atamana Bidenki, bez trudu pokonując komunistów. Zwycięstwo petlurowców dawało nadzieję na lepszy czas.

8. Pod Petlurą

Tylko Antoniny zostały niezdobyte przez napastników. Pamiętano dobrze, że przez długi czas były dobrze bronione i pomimo pragnienia zdobycia niesłychanych skarbów nie zdecydowano się na napad. Doktor Szczucki, jeden z najważniejszych mieszkańców Antonin, wymyślił chytry plan, który miał uchronić majątek przed grabieżą. Doprowadził do powołania „komitetu pracowników”, którego zadaniem było pilnowanie majątku w Antoninach. Oficjalnie „predsidatielem” został wybrany postawny Kozak Pamfiłow, który dotąd był w Antoninach stróżem od ryb. Bo to uczciwy człowiek, a jego postura nie raz uchroniła majątek od zagłady. W końcu ataman Bidenko, który przepędził wcześniej komunistów ze Starokonstantynowa, zajął pałac, ale nic nie niszczono. Używano głównie alkoholu i ogołocono stajnie. Piwnice antonińskie słynęły z doskonałych trunków, a że zapasy były naprawdę pokaźne, toteż żołnierze pili na umór bite trzy miesiące.

Dawni komuniści zmienili swoje przekonania i wyszli do armii petlurskiej jako „kurenia śmierci”. Żydzi płacili im za spokój na kolejnych 7 lub 10 dni, unikając dzięki temu pogromu. W ten sposób żołnierze zarobili parę milionów.

Nie było nadal wiadomości od rodziny pisarki. Siedziały z matką zamknięte w mieszkaniu, nie mając żadnych wieści ze świata. Wokół krążyło mnóstwo plotek, ale trudno było niektórym dać wiarę, a jedne drugim przeczyły. W mieście krążyły choroby: tyfus, hiszpanka i czarna ospa, toteż sporo osób umarło. Pisarka wspomina, że w tym samym domu co one, mieszkała też starsza pani Maria Dorożyńska, która choć schorowana, miała w sobie wiele pogody ducha. Ona również nie miała wieści od bliskich, którzy wyjechali.

Pewnego dnia prawdziwą tożsamość pisarki wydał były pracownik z Nowosielicy, toteż groziło jej aresztowanie. Śledztwo w sprawie umorzono i zwołano „schod” chłopów, którzy mieli zdecydować, co zrobić z dawną panią. Na szczęście przypomnieli sobie słowa Stefana, które niegdyś powiedział na wsi o tym, że baba nie może odpowiadać za męża, dzięki czemu pisarka została uratowana.

Pisarka wspomina, jak któregoś dnia zobaczyła na ulicy dowódcę Kureniowców, jadącego na jej siwym Kruczku — ukochanym koniu, ukradzionym ze stajni w Nowosielicy. Widok ten sprawił jej ogromną przykrość, ponieważ pobudził także wiele wspomnień.

Sołectwem rządził Kopecki — Polak, Wołk — rosyjski agitator i Małańczuk — „hołowa ziemielnej uprawy”, Trawko, Drabina i inni. W istocie idea ukrainizmu nie interesowała tu nikogo, podobnie jak na innych terenach. Chodziło raczej o możliwość wzbogacenia się. Rozkradano pańskie majątki, a Żydom sprzedano Starokonstantynowski Syndykat Rolniczy. Grabiono także chłopów, którzy nakradli się w czasie konfiskowania majątków ziemskich.

W styczniu 1919 roku zdecydowano o wycofaniu carskich rubli i wprowadzeniu na ich miejsce nowych ukraińskich. Mieszkańcy Wołynia mieli dwa tygodnie na wymianę pieniędzy. Chłopi mieli ich pod dostatkiem, toteż tłumnie udali się do Banku Państwa. W zamian nie dostali jednak pieniędzy, tylko kwity, które nigdy nie zostały zamienione na gotówkę. Tym samym chłopi poczuli się słusznie oszukani i odwrócili się od rządu petrulowskiego. Być może dlatego rozpoczął się nowy prąd w polityce rządowej, polegający już nie na pobudzaniu konfliktów stanowych, tylko narodowościowych i antypolskich. Od tego momentu wrogiem nie byli już panowie, tylko Lachowie, bez względu na pochodzenie i zamożność.

Początkowo gnębieni byli Żydzi, których obdzierano z resztek majątku. Okazało się jednak, że były to ostatnie dni działalności „kureń śmierci” i miejsce ukraińskich Todten Husaren, zajęli siczowi strzelcy galicyjscy, których nadejście wprowadziło chwilowy ład. Oficjalnie mówiło się o pokoju pomiędzy pułkami galicyjskimi i Polską, ale były to tylko pozory. Po cichu podburzano ludność przeciwko Polakom, a po wsiach krążyły ulotki, nawołujące do mordowania Polaków: "Rżnijcie ich wszystkich we śnie na kwaterach, niszczcie drogi za nimi i przed nimi, i nie miejcie współczucia dla żadnego z nich, bo Polska pijawka najgroźniejsza ze wszystkich pijawek na świecie".

Pisarka opisuje szereg potwornych wydarzeń, których Ukraińcy bez skrupułów mordowali niewinnych ludzi. Zaczęło się od prześladowań Żydów i pogromów m.in. w Lityniu, Kupielu, Ostropolu, Lubarze, Kuźminie. W miejscowości Płoskirów doszło do zamordowania 20 000 ludzi, choć później oficjalnie ustalono tylko 7 000. Podczas pogromu nie padł ani jeden strzał. „Wszyscy zostali zarżnięci, zakłóci lub poćwiartowani żywcem. Systematycznie przechodząc wszystkie zaułki i domy, nie oszczędzono nikogo – on niemowląt do najstarszych. […] Zabitych wyrzucano z okien na ulicę, gdzie po kilku godzinach zebrały się istotne materace z trupów. Leżały tam w grozie swej strasznej niedoli – matki ciężarne, z których wydarto wnętrzności, dziewczęta z odrąbanymi piersiami, starcy wyszczerzeni, okropni… Z balkonu zwieszały się wianki związane z dzieci maleńkich, rozpłatanych bagnetami, powiązanych sznurem za główki żałośnie zwieszone”. Z rzezi nie wyciągnięto żadnych konsekwencji.

W końcu nadszedł dzień, w którym ktoś przyniósł niewielki list z Polski. Wprawdzie nadal było ciężko zdobyć jakiekolwiek informacje ze świata, ale przyszła wiadomość o tym, że rozpoczęła się ofensywa wojsk polskich, które zbliżają się do Ukrainy. Niestety ani w styczniu 1919 roku, ani później wojska polskie tam nie dotarły.

Jedynym, którego bali się Ukraińcy, był Jaworski. Ponoć osiadł we Włodzimierzu Wołyńskim i stamtąd dowodził swoimi oddziałami. Udawało mu się też zajmować coraz to nowe terytoria.

W końcu zaczęto zachęcać Polaków do wyjazdu i uruchomiono pociąg na trasie Kijów — Warszawa. Niewielu chciało z niego skorzystać, ponieważ po drodze oddzierano podróżnych z całego dobytku, a na części drogi na odcinku 40 wiorst (1 wiorsta – rosyjska miara długości, równa 1066,78 m) były uszkodzone tory i trzeba było ten odcinek przebyć piechotą lub najętą furmanką. Czasem zdarzało się, że komuś udało się wrócić z Polski. Czekano wtedy na jakieś wiadomości, ale zazwyczaj tych najważniejszych nie było wśród nowinek. Można było dowiedzieć się najwyżej nowinek towarzyskich, gdzie zjeść i za ile w Warszawie, ale o rządzie, sejmie, wojsku i nadziei na przybycie wojsk polskich mowy nie było. Dopiero niejaki Gliński – dyrektor antonińskiej cukrowni wrócił z Warszawy, przywożąc konkretne informacje o Paderewskim i zwołaniu sejmu, ale też całej masie przykrych wydarzeń, związanych z hańbą rządu Maraczewskiego.

Wierzono, że wojska Ententy zbliżają się do Ukrainy. 28 marca Petlura oznajmił, że zawarł pokój z Polską, na mocy którego Ukraina będzie podzielona na dwie części: jedna zostanie pod rządami Polaków, a druga — Federacyjnej Republiki Ukrainy. Pisarka wspomina, jak bardzo czekała na powrót męża.

9. Za komuny

6 kwietnia przybyli bolszewicy. Informacja o przyjeździe czerwonoarmistów przyszła w kościele. Pisarka wspomina, jak uciekała, wiedząc, że dzieci zostały w domu. Bolszewicy mordowali, brali w niewolę, torturowali, kradli. Drabinę zamordowano, a Wołk i Małańczuk przebrali się za towarzyszy, przypinając czerwone kokardy. Do mieszkania pisarki przybyło kilku żołnierzy, informując, że będą tu mieszkać. Usłyszawszy, że kobiety są szwaczkami, kazali uszyć im rubaszkę i french. Za oknami prowadzono dziesiątki rozebranych lub na pół ubranych jeńców, którzy mieli skończyć życie w strasznych męczarniach. Kiedy żołnierze dowiedzieli się, że kobiety potrafią czytać, zostały przez jednego z nich uznane za burżujki, bo komuniści nie potrafią przecież czytać. Cudem udało im się uniknąć najgorszego. Sytuację uratowało wezwanie żołnierzy na pozycję.

Życie w mieście w towarzystwie czerwonoarmistów było nie do zniesienia. Wciąż kradli i terroryzowali miasto. Nadal brakowało wiadomości z kraju. Do mieszkania pisarki ponownie wprowadzili się krasnoarmiejscy tym razem z dzieckiem i żoną, toteż kobiety postanowiły uciec do Antonin. Udało im się tam spędzić jakiś czas i obserwować, co dzieje się we dworze. Do Antonin przyjechał pułkownik sowiecki Mołczanow, który początkowo zgodził się na prośbę komitetu zachować spokój oraz uniknąć zniszczeń i kradzieży. Ukarał wprawdzie śmiercią złodzieja, którym okazał się jeden z żołnierzy, ale już wkrótce zaczęto rekwirować piękne szlachetne konie, pozostawiając na pastwę losu i źrebięta. Biały ogier, uznawany za jednego z najpiękniejszych koni, został porąbany, ponieważ nie chciał słuchać rozkazów obcych ludzi, nieprzyzwyczajony do krzyku i bata. W sumie kilkadziesiąt zwierząt padło w różnych okolicznościach. Pisarka wspomina, że było to dla niej bardzo bolesne, ponieważ konie były w ich rodzinie traktowane z szacunkiem i z największą troską.

20 kwietnia przyszła wiadomość o przyjeździe pełnomocnika „Sownarchoza”, którego władza miała być nieograniczona. Człowiekiem okazało się znajomy Czuruk. Był to dobry znak, ponieważ był to człowiek, który powstrzymał kolejne kradzieże i napady, wspierał uprawę roli. Z pomocą dyrektora Glińskiego, który objął znów antonińską cukrownię, działali zgodnie z linią sowietów, dbając o to, aby wyprodukować jak największą ilość zboża i buraków cukrowych.

Dwa tygodnie później bolszewicy odeszli z miasta, zwalniając mieszkanie pisarki. Porządku w mieście pilnował Wołka i nastał nowy porządek. Wprawdzie nie było wszechobecnych mordów, ale sukcesywnie dbano o to, aby ludzie tracili swój dorobek. W sklepach brakowało coraz większej ilości produktów. Otwarto czytelnię i „dom komuny”, do którego obowiązkowo trzeba było oddać wszystkie swoje książki. Nikt ich nie czytał, a miejsce służyło co najwyżej do schadzek. Małe dzieci żydowskie zakradały się tam czasem i wyrywały obrazki z drogocennych księgozbiorów. Oprócz książek trzeba było oddać wkrótce wszystkie meble, łyżki, talerze, bieliznę, ubrania. Każdemu przysługiwała odpowiednia ilość danego przedmiotu, a całą resztę należało oddać na rzecz komuny. Co ciekawe, komuna również dawała i ciekawy przypadek spotkał towarzyszkę Hannę Nowakowską, która powiedziawszy, że ma już tylko jedną parę pończoch usłyszała od urzędnika, że przecież należą się trzy, po czym dostała dokument, zgodnie z którym mogła sobie zarekwirować w dowolnym miejscu kolejne dwie pary przysługujących jej pończoch. Tego typu „ordery” bywały jeszcze bardziej absurdalne. Znajomy Rosjanin złożył kiedyś dla żartu podanie o przyznanie mu dziecka Kopciów i taką zgodę otrzymał. Dzieci bowiem również należało dzielić i rodziny wielodzietne miały oddawać swoje dzieci tym, którzy ich nie posiadają. Ponadto miały powstawać ochronki dla dzieci, które po skończeniu 4 lat miały do nich przymusowo trafiać, aby wychowywać je w duchu rewolucyjno-komunistycznym. Szczęśliwie nie doszło to do skutku.

Wśród komunistów żywy był także temat socjalizacji kobiet, co skutkowało tym, że po godzinie 19:00 nie powinny wychodzić na zewnątrz, jeśli nie chcą zostać socjalizowane (zniewolenie i zhańbienie). Największe prześladowania dotyczyły jednak duchownych i to zarówno katolickich, jak i również prawosławnych. Księża katoliccy narażeni byli na największe szykany i musieli się często ukrywać w ciągu dnia. Tępienie religii w każdej postaci było typowe dla komunistów. Niektórzy bolszewicy niemal starali się pozbyć Boga tak, jak obalony został car. Tym samym u bolszewików w zasadzie nie istniało dobro ustępujące miejsca złu. Jak wspomina pisarka: „Niektórzy sądzą, że Sowiety dlatego tylko są piekłem, że tam ludzie mrą z głodu, że tysiące giną w wymyślnych torturach. Otóż nie: Sowiety są piekłem także i dlatego, że nie masz wśród nich miejsca dla nadziei”. Zabranie ludziom świata duchowego sprawiało, że nawet bolszewicy tkwili w totalnej beznadziei. Byli jak żywe trupy z bladymi twarzami, z oznakami chorób, brudni, cuchnący. Pierwsi bolszewicy aż w 90% składali się z ochotników. Niekiedy wstępowali do armii, licząc na szybki zarobek, ale nie wiedzieli, że wejście w szeregi bolszewików oznacza praktycznie utratę życia. Nawet normalni chłopcy po krótkim czasie przebywania wśród czerwonoarmistów, uczestniczenia w mordach i całej masie niegodziwości, stawali się tacy sami, jak ich towarzysze. Ich twarze zmieniały się nie do poznania i wypełniały się smutkiem. Pisarka wspomina, że żądza krwi była dla nich jak nałóg, i albo zachowywali się jak dzikie zwierzęta, realizując sadystyczne skłonności, albo popadali w otchłań smutku i rozpaczy, wręcz apatię. „Jednakże w głębi tych najnieszczęśliwszych, wpół obłąkanych potworów drzemały iskry człowieczeństwa, ostatnie resztki skołatanej, wypędzonej duszy”.

Obok kleru, jednym z najważniejszych wrogów bolszewików była inteligencja, która padała ofiarą zwyrodnialców bez wyjątku. Mowa tu nie tylko o właścicielach ziemskich, ale także o prostych ekonomach, którzy uznani za inteligentów ginęli w strasznych torturach. Pisarka podaje liczne przykłady takich męczenników jak na przykład „matka byłego starosty Rżewskiego, staruszka przechowywana przez chłopów, zabita w nieludzki sposób; pani Skibniewska z matką; stara pani Zaleska; Knollowie i rządca Beregiel Matuszewski”. Lista jest znacznie dłuższa i obejmuje nie tylko mężczyzn, ale także kobiety w każdym wieku.

Pomimo wszystkich okropności, które działy się wokół pisarka przypomina, że wiosna 1919 roku była także czasem, kiedy pojawiła się wśród chłopów tęsknota za dawnym porządkiem. Coraz częściej tracili zagrabiony wcześniej majątek, który teraz odbierali im bolszewicy. Zaczynali rozumieć, że dawne porządki i spokojne życie było nieporównanie lepsze, niż bolszewicki terror, który coraz częściej dotykał również chłopów.

10. Z dnia na dzień

Maj 1919 roku był czasem, w którym chłopi sprzeciwiali się już komunistom. Dochodziło do licznych powstań gromionych przez bolszewików. Co jakiś czas do miasta dochodziła plotka o tym, że zbliżają się Polacy. Parokrotnie dochodziło do zmiany władzy, kiedy to bolszewicy uciekali, władzę obejmowali Ukraińcy, po czym znów bolszewicy wypierali Ukraińców, obejmując władzę. Bolszewicy nieustannie grabili i mordowali, pogromy były na porządku dziennym.

Pisarce udawało się unikać konfrontacji, jednakże coraz trudniej było czekać na cud nadejścia Polaków. Wszelkie wiadomości były blokowane i oczekiwanie zdawało się jeszcze bardziej nieznośne, kiedy dochodziło co chwilę do zamętu. 5 czerwca przyszła wiadomość o tym, że zbliżają się wojska polskie albo Ententa, a niektórzy twierdzili, że widzieli też Anglików i Francuzów. Wszystkie te informacje okazały się fałszywe. Cukrownia długo pozostawała w rękach Ukraińców.

W czerwcu doszło do zaciekłych walk, trwających kilka dni między Ukraińcami a bolszewikami. Pisarka wraz z bliskimi ukrywała się wówczas w cukrowni, a następnie znalazła schronienie w robotniczym domu wraz z innymi mieszkańcami wsi. Po kilku dniach jedna z kobiet zaczęła rodzić wśród świstu kul i dźwięku armat. Nieoczekiwane narodziny dziecka zbiegły się w czasie z zakończeniem walk. Okazało się, że Ukraińcy przegrali tę potyczkę, ponieważ bolszewikom na pomoc przyszli Chińczycy. Wszystko wróciło do starej normy a krasnoarmiści dalej rządzili i terroryzowali miasto.

27 czerwca do miasta doszła kolejna plotka o połączeniu sił  Petlury z Polakami. Trudno było w to uwierzyć, ale w oddali słychać było huk armat. Pisarka myśli nad tym, że w czasie kiedy ona się ukrywa raz z innymi Polakami na Kresach, ojczyzna jest już niepodległa. Rozważa też, jak duże przemiany przez te dwa lata wszyscy przeszli i jak wojna całkowicie zmienia człowieka. Kultura, literatura, sztuka – wszystko schodziło na plan dalszy, ponieważ najważniejsze było przetrwanie. Jak wspomina autorka: „a przede wszystkim, my poznaliśmy sami siebie, poznali istotnie, gruntownie, prawdziwie. Wiemy, co w nas jest, do czego jesteśmy zdolni lub niezdolni, czego możemy się od siebie spodziewać, dlaczego mamy prawo wymagać. Jest to bogactwo i dorobek, którego nam nic nie zabierze”. Podkreśla także rolę odwagi i dobroci, które trzymały ich przy życiu, a także kościoła, który dawał nadzieję i ukojenie w sferze duchowej.

Pisarka była cały czas przebrana za chłopkę, chodząc po ulicach miasta w brudnych poplamionych ubraniach i starych butach. Wspomina, jak na ulicy mijała „Żydowice wystrojone jak pawie”, co zawdzięczały dogadywaniu się z bolszewikami. Z drugiej strony zdawała sobie sprawę z tego, że mieszkańcy miasta i tak rozpoznają w niej burżujkę, pomimo przebrania. Nauczyła się chodzić z obojętną miną po ulicach, aby nikomu się nie narazić.

Coraz trudniej było dostać jedzenie, brakowało nawet chleba. Chłopi coraz bardziej buntowali się przeciwko władzy bolszewików. Do miasta przychodziły wciąż plotki o nadejściu polskiego wojska, a jednocześnie na murach wieszane były ogłoszenia Rewkomu zachęcające do nienawiści Polaków. Jednocześnie straszono nadejściem Potockiego, który próbuje wrócić po swój majątek. Jak zawsze jednak okazywało się, że wojska polskie nie nadchodzą.

1 lipca w okolicach Krasiłowa znów słychać było armaty. Wkrótce okazało się, że w Teofipolu doszło do pogromu i bolszewicy wybili całą ludność, a hetmana Szyszkę zakopano żywcem (co jednak wkrótce się nie potwierdziło, ponieważ Szyszko przeżył).

Pisarka liczyła dni rozłąki z mężem. Wkrótce miało minąć 7 długich miesięcy od czasu kiedy wyjechał.

W mieście panował głód, choć jak się później okazało, w innych rejonach było znacznie gorzej pod panowaniem bolszewików. Pewnego dnia z aeroplanów zostały zrzucone proklamacje ukraińskie, w których Petlurcy zaprzeczają pogromom na tych, którzy służyli sowietom.

Pisarka krytycznie opisuje pogrzeby bolszewickich przywódców, które odbywają się w pełni chwały przy czerwonych chorągwiach, podczas gdy bolszewiccy żołnierze chowani są ukradkiem, bez trumien, w zbiorowych mogiłach, bez szacunku.

16 lipca znów przyszła wiadomość, że wojsko z pagonami jest w okolicach Rewkomu, dając kolejną nadzieję. Pisarka wyobrażała sobie dzień, w którym wkraczają wojska polskie do miasta i odbijają swoje ziemie, ratując swoich ludzi. Widzi go jako „dzień triumfu dobra nad złem”. Tymczasem kolejnego rana bolszewicy zamordowali 200 Żydów i inteligencji.

Pewnego dnia nadeszły wieści z Winnicy, o tym, że wszyscy ginęli tam w niewyobrażalnych męczarniach. O tych wydarzeniach opowiadała pani M. Pisarka podsumowuje jej z opowieści słowami: „gdy kiedyś przyjdzie chwila, w której świat dowie się tego wszystkiego, gdy się odsłoni martyrologia tych stron, Europa nie uwierzy. Nie uwierzy, nie zechce uwierzyć, aby nie uczuć wiecznego wyrzutu sumienia, że podobne zbrodnie działy się bezkarnie przez pół roku, gdy tak łatwo można było im przeszkodzić”.

Wreszcie 19 sierpnia przybył człowiek z okupacji polskiej, przynosząc wiadomość, że w Ostrogu są Polacy, którzy przegnali stamtąd bolszewików, przepędzając ich jeszcze dalej. Pisarka jest niezwykle szczęśliwa, bo wie, że jest tam Stefan. Zdecydowała szybko, że musi tam pojechać. Piasecka zdecydowała jej się towarzyszyć. Konie pisarka załatwiła od u Tereszki, wymyślając historyjkę, że jedzie tylko do Zasławia do rodziców, którzy są chorzy. W istocie całe miasteczko wiedziało o jej szczęściu i przed wyjazdem dostała od paru osób coś do jedzenia. Kobietom udało się dotrzeć do Zasławia, gdzie namówiła spotkanego Michaiła Fediuka, aby je podwiózł do Borysowa, a wreszcie, by pomógł im dojechać do samego Ostroga, obiecując zamian sól. Przed wyjazdem dalszą drogę Michajło znalazł kobietom nocleg w u Kresowskich – starszych katolików, Polaków.

Następnego dnia dotarli do Ostroga. Początkowo pisarka miała problem, aby znaleźć męża, ale w końcu się udało. Okazało się jednak, że decyzje polskiego wojska są dalekie od oczekiwań Polaków na Kresach i nie zamierzają jechać na pomoc tym, którzy tam pozostali. Pisarka nie może się pogodzić z taką decyzją, uważając ją za bardzo krzywdzącą ze względu na ludzi, którzy tam zostawili serce i pracę, ale także ze względu na piękne tereny, żyzne ziemie. Pisze: „Jak klejnot bezcenny ta ziemia bogata mogła legnąć u stóp Rzeczypospolitej, zakwitnąć ładem, zapłynąć mlekiem i miodem, być karmicielką ojczyzny...

Ale Rzeczpospolita jej nie potrzebuje...”. Pisarka usiłuje pożegnać się zalana łzami z łąkami borami i całą masą pięknych wspomnień. Traktuje te tereny jak swoją ojczyznę, do której ma nadzieję wrócić. Swoje wspomnienia kończy słowami: „Ziemio najmilsza mimo prześladowań, ziemio rodzona pomimo traktatów, Ziemio polska i ojczysta mimo planów partii, Ziemio nasza – pomimo sądów cudzoziemskich...”.

Streszczenie krótkie

„Pożoga” Zofii Kossak-Szczuckiej to pamiętnikarska opowieść o dramatycznych wydarzeniach rewolucji bolszewickiej, ukazanych z perspektywy autorki – Polki, katoliczki i gorącej patriotki, która była świadkiem wydarzeń na Wołyniu w latach 1917-1919. Utwór odzwierciedla osobiste doświadczenia pisarki, związane z upadkiem starego świata polskiej szlachty i gwałtownymi zmianami społecznymi, które towarzyszyły rewolucji.

Zofia Kossak-Szczucka opisuje sielankowy świat sprzed rewolucji, życie w zgodzie z naturą, spokój i szczęście. Wspomina majątek w Nowosielicy, gdzie mieszkała z mężem Stefanem i dziećmi w skromnym domu. Stosunki między dworem a służbą i chłopami były pełne życzliwości. Nic nie wskazywało na tragiczne wydarzenia, które miały nadejść, a życie było tam wręcz idylliczne.

Wraz z wybuchem rewolucji bolszewickiej na Kresach zaczął się chaos. Agitatorzy namawiali chłopów do sprzeciwienia się panom i odebraniu im ziemi. Początkowo taką ideę podchwycili Żydzi, a wkrótce także chłopskie kobiety, które namawiały swoich mężów do napadów na dwory. W pierwszych miesiącach chłopi jedynie korzystali z napadów organizowanych przez żołnierzy, łupiąc i niszcząc pańskie majątki. Dochodziło do kolejnych napadów i okrutnych morderstw. Większości z nich towarzyszyło wielogodzinne znęcanie się nad ofiarami przed śmiercią – krojenie po kawałku i posypywanie solą, bezczeszczenie kobiet i torturowanie, rąbanie. Większość majątków była dosłownie równana z ziemią.

Ziemianie tracili majątki, a wiele polskich rodzin zostało zmuszonych do ucieczki. Również pisarka musiała wyjechać z Nowosielicy, która po czasie została również zrabowana i zniszczona. Uciekała do Antonin i Starokonstantynowa, w którym spędziła ostatnie miesiące pobytu na Kresach. W jej wspomnieniach znajdują się relacje licznych świadków pogromów i opis bieżących wydarzeń. Pewne nadzieje przyniosły rządy hetmańszczyzny, które zarządziły powrót właścicieli ziemskich do swoich majątków oraz próbę rozliczenia tych, którzy je grabili. Ostatecznie nie udaje się odbudować zrujnowanych dworów, wielu Polaków rezygnuje, widząc wrogą postawę uzbrojonych chłopów.

Kossak-Szczucka z wyczuciem opisuje narastające i zmieniające się napięcia społeczne. Wspomina formowanie oddziałów polskich sił zbrojnych i wybitną postać Feliksa Jaworskiego, który nie tylko doskonale dowodził swoimi ludźmi, ale przede wszystkim budził respekt wśród przeciwników. Nadzieje na posiłki z Rzeczpospolitej i walkę o Kresy okazały się jednak złudne. Pisze także o pierwszych ideach wolnościowych wśród Ukraińców i próbie wprowadzenia języka ukraińskiego, jako urzędowego.

Starokonstantynów był przez pewien czas pod władzą niemiecką, która dawała względne poczucie bezpieczeństwa Polakom, ale wraz z ich wyjazdem większość właścicieli ziemskich wyjechała do Polski. Pisarka została z matką i dziećmi w przebraniu szwaczki, opisując terror panujący w mieście, mordy, kradzieże, bestialstwo. Władzę na zmianę sprawowali Ukraińcy i bolszewicy, jednakże postępowanie tych drugich z czasem było kompletnie odczłowieczone. Ratunku w trudnych chwilach wiele osób szukało w kościele i wierze, która była tępiona przez bolszewików. Czerwonoarmiści szczególnie gorliwie prześladowali duchownych i inteligencję. Z czasem wrogiem bolszewików stali się już nie tylko burżuje, ale również Polacy, przeciwko którym podburzana jest ludność ukraińska.

W 1919 roku terror bolszewicki coraz bardziej dotykał też chłopów, od których wyciągane były zrabowane pieniądze. Panował głód i mieszkańcy wsi zaczęli sprzeciwiać się władzy bolszewickiej, czując się oszukani. Na niewiele zdały się jednak ich bunty, które zazwyczaj krwawo tłumiono.  Panował chaos informacyjny, jednak czekano z niecierpliwością na wojska Ententy i wojsko polskie. Bezskutecznie.

W końcu pisarka otrzymała wiadomość o przyjeździe wojsk polskich do Ostroga. Wyjechała tam w poszukiwaniu męża. Gdy go odnalazła, dowiedziała się, że Kresy nie będą ratowane przez wojska polskie i nie może się z tym pogodzić. Obiecuje, że tam powróci, gdy tylko będzie taka możliwość.

Plan wydarzeń

  1. Opis domu Nowosielicy i jego otoczenia oraz opis poprawnych stosunków między dworem, służbą i chłopami 
  2. Pierwsze hasła rewolucyjne na Wołyniu. 
  3. Manifestacja Żydów w marcu 1917 roku w Starokonstantynowie.
  4. Buntowanie chłopów przeciwko panom przez naczelnika milicji Własowa – maj 1917. 
  5. Kozacy dońscy na straży w Nowosielicy.
  6. Napad na Nowosielice i rabunek kosztowności. 
  7. Pułk kozaków w Leszczynach i degradacja dowódców.
  8. Różnice w zachowaniu między kozakami a żołnierzami piechoty. 
  9. Informacje o brutalnych morderstwach na właścicielach ziemskich. 
  10. Napaść żołnierzy na Semerynkę i Łaszki, rabunek wódki.
  11. Lekceważące zachowanie chłopów wobec pisarki i mieszkańców dworu.
  12. Utworzenie polskiej siły zbrojnej w październiku 1917 roku. 
  13. Pojawienie się idei niepodległości Ukrainy i utworzenie I Korpusu Ukraińskiego. 
  14. Wszystkie majątki na Podolu zrównane z ziemią i kolejne pogromy na Wołyniu.
  15. Wyjazd kozaków dońskich i zajęcie dworu w Nowosielicy przez Mongołów.
  16. Batalion ukraiński zajmuje Skowródki.
  17. Zamordowanie księdza Romana Sanguszki przez tysięczny tłum – listopad 1917. 
  18. Przybycie do Płoskirowa oddziału partyzanckiego Feliksa Jaworskiego.
  19. Kilku Jaworczyków stacjonuje w Nowosielicy.
  20. Wieść o planowanym napadzie na Nowosielice. Wyjazd pisarki z dziećmi.
  21. Otwarcie ataku i kolejnych 20 ludzi do obrony dworu.
  22. Powrót pisarki do dworu. 
  23. Pogrom Skowródkach, rodzice pisarki uratowani. 
  24. Kolejne plany napaści na Nowosielice, chłopi boją się Jaworczyków. 
  25. Napaść na posiadłość Liberadzkiego. 
  26. Strzały w Nowosielicy.
  27. Wyjazd pisarki z rodziną do Antonin. 
  28. Dwa polskie oddziały na Wołyniu: generała Dowbora-Muśnickiego i Jaworskiego. 
  29. Ziemianie ukrywają się w Antoninach i wspierają materialnie żołnierzy polskich. 
  30. Napad na Rosołowce i Antoniny. Obrona pod wodzą Jaworskiego. 
  31. Napad na dwór w Tereszkach i dewastacja. 
  32. Wdzięczność mieszkańców Antonin za pomoc Jaworskiego. 
  33. Respekt chłopów przed Jaworskim. 
  34. Starokonstantynów wypełniony właścicielami ziemskimi.
  35. Częsta zmiana władzy w Starokonstantynowie: raz Ukraińcy, raz bolszewicy.
  36. Działalność księdza Anzelma Zagórskiego w Starokonstantynowie.
  37. Ojciec pisarki zostaje wice komisarzem powiatowym w Starokonstantynowie.
  38. Parada polskich oddziałów przed generałem Michaelsem.
  39. Wyjście ułanów z Antonin.
  40. Brak wiadomości z kraju. 
  41. Kobiety w polskich oddziałach wojskowych. 
  42. Napaść chłopów na polskich żołnierzy i brutalne morderstwo. 
  43. Odwet polskich żołnierzy i pogrom w pobliskiej wiosce.
  44. Rozbrajanie polskich oddziałów. 
  45. Wołyń pod kontrolą niemiecką. 
  46. Utworzenie hetmańskiego rządu reakcyjnego. 
  47. Powrót właścicieli ziemskich do dworów. 
  48. Procesy i zwrot zagrabionego mienia przez chłopów. 
  49. Próba odbudowy dworów przez właścicieli. 
  50. Napięte stosunki między chłopstwem i właścicielami ziemskimi, powrót niektórych właścicieli do Starokonstantynowa.
  51. Łapanie dawnych agitatorów i bolszewików. 
  52. Ochrona dworu Nowosielicy przez polskich żołnierzy.
  53. Drobny handel ukraińsko-niemiecki.
  54. Powrót ojca pisarki z wojska. 
  55. Bunt chłopów we wsi Awratyn i stłumienie powstania przez Niemców.
  56. Próba odbudowy Nowosielicy.
  57. Oczekiwania na wojska Ententy. 
  58. Wyjazd księdza Zagórskiego, przyjazd proboszcza Sobolewskiego. 
  59. Kolejne napaści na dwory. 
  60. Bunt chłopski w Rydzowie i uwięzienie 30 właścicieli ziemskich.
  61. Odbicie zakładników przez Niemców.
  62. Kolejne powstania chłopskie.
  63. Powrót Jaworskiego do Starokonstantynowa.
  64. Napad na Nowosielice, pomoc Jaworskiego. 
  65. Wyjazd Niemców z Wołynia. 
  66. Wyjazd wielu Polaków do kraju w związku z zagrożeniem. 
  67. Pisarka zostaje z matką i dziećmi. 
  68. Przeprowadzka do innego mieszkania i udawanie szwaczek. 
  69. Kolejny napad na Nowosielice i zamordowanie Sawickiego i innych. 
  70. Armia Międzybrodzkiej Sowieckiej Republiki morduje ludność w Starokonstantynowie.
  71. Panowanie sowieckie w Starokonstantynowie.
  72. Zdobycie Starokonstantynowa przez Petlurowców.
  73. Antoniny bezpieczne dzięki utworzeniu „komitetu pracowników”.
  74. Żydzi przekupują Petlurowców. 
  75. Brak wiadomości od rodziny, informacji z Polski i świata. Mnożenie się plotek. 
  76. Odkrycie tożsamości pisarki i umorzenie sprawy. 
  77. Bogacenie się obrońców kosztem mieszkańców miasta. 
  78. Podburzanie chłopów przeciwko Polakom i namawianie do pogromów. 
  79. Prześladowania Żydów i liczne pogromy. 
  80. List z Polski i wiadomość o nadejściu wojsk polskich. 
  81. Daremne oczekiwania na wojska polskiego 
  82. Zachęcanie Polaków do wyjazdu do Warszawy. 
  83. Ogłoszenie pokoju Petlury z Polską i podział Ukrainy. 
  84. Przybycie bolszewików w kwietniu i rządu czerwonoarmistów. 
  85. Mordy i kradzieże na porządku dziennym. 
  86. Pisarka ukrywa się z bliskimi w Antoninach. 
  87. Odejście bolszewików z miasta i powrót pisarki do mieszkania. 
  88. Rządy Wołka. Otwarcie domu komuny i konfiskata mienia.
  89. Prześladowania kobiet, duchownych i inteligencji. 
  90. Bunt chłopów przeciwko bolszewikom – maj 1919. 
  91. Walki między Ukraińcami i bolszewikami. 
  92. Głód i bieda. 
  93. Pogrom w Winnicy. 
  94. Wiadomość o Polakach w Ostrogu. 
  95. Pisarka wyjeżdża z Piasecką w poszukiwaniu Stefana. 
  96. Droga do Ostroga i pomoc Michajły Fieduka.
  97. Odnalezienie Stefana. 
  98. Rzeczpospolita nie przyjdzie na pomoc Polakom na Kresach. 
  99. Pożegnanie pisarki z Kresami i obietnica powrotu.

Charakterystyka bohaterów

Autorka – Zofia Kossak-Szczucka jest jednocześnie narratorką i autorką wspomnień z Wołynia. Jest silna, odważna, głęboko związana z polską tradycją i mocno wierząca. Kluczową rolę w jej światopoglądzie pełni kościół, który jest lekiem dla duszy i pomaga przetrwać trudny czas. Jej postać cechuje silne przywiązanie do rodziny i ziemi, a Kresy traktuje jak swoją małą ojczyznę. Nie może pogodzić się z tym, że wolna Polska zapomniała o swoich obywatelach, którzy od lat tu mieszkają i pracują. Jest patriotką, dla której losy kraju są niezwykle ważne.

Stefan Szczucki – mąż autorki. Patriota, żołnierz. Reprezentuje polską szlachtę kresową. Stefan jawi się jako człowiek oddany swojej rodzinie i ojczyźnie, który mimo niebezpieczeństw związanych z rewolucją i wojną stara się zapewnić bezpieczeństwo bliskim. Jego postać charakteryzuje się odwagą, odpowiedzialnością i uczciwością.

Józef Sawicki – najstarszy służący w Nowosielicy (służył 47 lat), wierny, uczciwy i oddany swoim chlebodawcom. Jest częścią familii, jak wspomina go pisarka. Do końca pozostaje w Nowosielicy, strzegąc dobytku Szczuckich. Zostaje brutalnie zamordowany przez żołnierzy armii Międzybrodzkiej Sowieckiej Republiki, którzy napadli na Nowosielicę.

Feliks Jaworski – polski dowódca m.in. Polskiego Szturmowego Szwadronu Huzarów i 19. Pułku Ułanów Wołyńskich. Pisarka wspomina go jako wyjątkowego przywódcę, który jako jedyny budził respekt wśród ludności ukraińskiej. Jednostki, którymi dowodził (nazywane też Jaworczykami) były nieustraszone, nieustępliwe i bardzo skuteczne.

W „Pożodze” istotną rolę odgrywają także bohaterowie zbiorowi:

- Szlachta kresowa – grupa, z której pochodzi autorka, reprezentowana przez postacie takie jak Stefan i inni właściciele majątków ziemskich na Wołyniu i Podolu. Pozostają wierni tradycjom, ale tracą swoje posiadłości w wyniku napadów i pogromów prowokowanych przez bolszewików. Wielu z nich ginie w ich trakcie, niemal zawsze w straszliwych męczarniach. Część z nich decyduje się na ucieczkę do Polski, ale nie wszystkim się to udaje. Kossak-Szczucka opisuje ich z empatią, podkreślając upadek dawnego porządku społecznego i dramatyczną utratę dziedzictwa.

- Chłopi – są częścią społecznego krajobrazu Kresów. Kossak-Szczucka pokazuje, że ich reakcje na wydarzenia są różne – jedni pozostają wierni dawnym panom, inni zaś przyłączają się do rewolucji, widząc w niej szansę na poprawę swojej sytuacji. Większość z nich to Rusini (głównie Ukraińcy), bardzo prości, posługujący się niejednolitą mową, bez tradycji i kultury. Autorka nazywa ich leniwymi, ponieważ w czasach rewolucji nie uprawiali ziemi. Istotną rolę w szerzeniu nienawiści do panów odegrały chłopskie kobiety, które kierowane chciwością podburzały swoich mężów do kolejnych napadów

- Służba — osoby, które często znajdują się w sytuacji rozdarcia między lojalnością wobec szlachty a nowymi rewolucyjnymi ideami. W tej grupie znajdują się zarówno Polacy (niektórzy ze szlacheckim pochodzeniem jak np. furman Jan Kobierski), jak i również Ukraińcy. Wielu z nich (jak np. Sawicki) pozostaje wiernymi swoim panom do końca.

- Żydzi — są ukazywani zarówno jako ofiary przemocy, jak i również osoby zaangażowane w wydarzenia związane z rewolucją. To oni jako pierwsi zorganizowali marsz po obaleniu cara. W pewnych momentach są przedstawiani jako ci, którzy współpracują z bolszewikami, co wprowadza dodatkowe napięcia między nimi a polskim społeczeństwem. Pisarka ukazuje ich, jako postacie interesowane w tym, co robią, ale z drugiej strony jest wrażliwa na nieszczęścia, które dotykają niektórych z nich.

- Bolszewicy i rewolucjoniści – wrogowie, którzy są w powieści przedstawiani jako niszczyciele starego porządku, ludzie – widma, w których nie ma już ani odrobiny nadziei. Postacie te ukazane są w sposób negatywny, reprezentując chaos, przemoc i brutalność rewolucji. Pisarka mówi o stadiach rozwoju bolszewików i zauważa, że ci w początkowej fazie – choć dopuszczali się okrucieństw – mieli jeszcze w sobie odrobinę człowieczeństwa. Z czasem bolszewicy ogarnięci byli żądzą zabijania, znudzeni, odczłowieczeni.

- Petrulowcy — zwolennicy atamana Symona Petlury. Ukraińska formacja wojskowa walcząca o niepodległość Ukrainy w czasie rewolucji bolszewickiej i wojny polsko-bolszewickiej. W powieści są oni przedstawieni jako siła dążąca do odzyskania władzy na Kresach Wschodnich, często działająca w chaosie i brutalności. Wielu spośród nich było raz w szeregach Petrulowców, raz wśród bolszewików.

Czas i miejsce akcji

Akcja powieści „Pożoga” Zofii Kossak-Szczuckiej rozgrywa się na Wołyniu w latach 1917-1919. Autorka opisuje ówczesną sytuację społeczno-polityczną oraz przemiany, jakie miały wówczas miejsce. Opisane wydarzenia dzieją się przede wszystkim we wsi Nowosielice, gdzie pisarka mieszkała z mężem i dziećmi, ale także w miejscach, do których uciekała, zatem w Skowródkach, w których mieszkali jej rodzice, w Antoninach, w których mieszkali rodzice Stefana oraz w Starokonstantynowie, będącym ostatnim miejscem zamieszkania pisarki na Kresach. Akcja utworu znajduje swoje zakończenie w Ostrogach, w których odnajduje męża po długich miesiącach rozłąki.

Geneza utworu i gatunek

Genezą „Pożogi” Zofii Kossak-Szczuckiej są autentyczne wydarzenia na Wołyniu, których pisarka była naocznym świadkiem. Autorka nie ogranicza się do spisania suchych faktów, ale niejednokrotnie szuka odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do tych strasznych wydarzeń i jak bardzo zmieniali się ludzie na przestrzeni zaledwie dwóch lat. W swoich literackich rozważaniach nie ogranicza się jedynie do Wołynia, ale patrzy na całe Kresy. Powieść została napisana za namową męża pisarki i została wydana w 1922 r., będąc jednocześnie właściwym debiutem Zofii Kossak-Szczuckiej.

Gatunek – powieść historyczna z elementami autobiografii, dokumentu i reportażu. Powieść historyczna to obszerny utwór epicki, który osadza fabułę na tle rzeczywistych wydarzeń historycznych, epok lub postaci. W przypadku „Pożogi” fabuła nie jest fikcyjna, dlatego nosi znamiona reportażu. Jako powieść historyczna pokazuje także kontekst społeczny, polityczny i kulturowy przeszłości. Choć „Pożoga” bazuje na autentycznych doświadczeniach i obserwacjach Kossak-Szczuckiej, jej narracja ma silne walory literackie. Jedną z charakterystycznych cech tego utworu jest sposób przedstawiania konfliktu – z jednej strony obiektywny, pełen opisów sytuacji politycznych i społecznych, a z drugiej strony nacechowany osobistymi odczuciami autorki, przez co można mówić o subiektywnym reportażu. Ponadto w przypadku „Pożogi” można mówić także o literaturze faktu, która stanowi unikalny dokument epoki oraz świadectwo przeżyć Zofii Kossak-Szczuckiej w kontekście przełomowych wydarzeń, które ukształtowały ówczesne losy Polski i Europy Wschodniej.

Problematyka

„Pożoga” Zofii Kossak-Szczuckiej to niezwykły zapis tego, co działo się na Wołyniu w latach 1917-1919. Pisarka zgromadziła w swej powieści ogrom wspomnień, wcielając się w rolę obserwatora przemian społeczno-politycznych, jakie miały miejsce na Kresach. Swoich zapisków nie zostawia jednak bez komentarza, próbując niejednokrotnie dociec, dlaczego w tak krótkim czasie ludzie potrafili całkowicie zmienić swój stosunek do drugiego człowieka i stłumić emocje. Z drugiej strony wnikliwa obserwacja otaczających ją realów każe jej stawiać pytania o dalsze losy ojczyzny i Kresów, które są dla niej miejscem absolutnie niezwykłym.

Właśnie w tej wyjątkowości Kresów badacze literatury upatrują ważnej kwestii dla interpretacji „Pożogi”, zaliczając ją do utworów, w których mowa o arkadii i jej utracie. Rzeczywiście w pierwszym rozdziale pisarka wprowadza czytelnika do świata mlekiem i miodem płynącego, gdzie każdy najmniejszy skrawek nowosielickiego majątku zachwyca swym pięknem. Ludzie żyją tu w zgodzie, służba traktowana jest, jak część familii, życie toczy się w spokoju, zgodnie z rytmem natury, który nadaje ton codziennym sprawom. Nie bez znaczenia pozostaje tu piękny, literacki język pisarki, który miejscami podsuwa na myśl podobieństwo do „Pana Tadeusza”. Zachwycający świat wołyńskich krajobrazów sprawia, że chce się tam być. Kolejne rozdziały pokazują, jak ten raj na ziemi niszczony i bezczeszczony jest kawałek po kawałku. Wszystko zostaje obrócone w ruinę: ludzkie życia, kończące się w straszliwych męczarniach, całe dwory i pałace równane z ziemią, bezmyślnie niszczone bezcenne dzieła sztuki i kultury, a wreszcie rozkradane pieniądze, kosztowności, konie i ogromne ilości alkoholu. Na końcu przepada nawet nadzieja, którą żyli Polacy na Kresach, oczekujący każdego dnia polskich wojsk, które ich uratują, ocalając dawny świat. W tym kontekście „Pożoga” staje się historią o utraconej arkadii.

Z drugiej strony niektórzy badacze doszukują się w powieści Zofii Kossak-Szczuckiej przykładu literatury „sowietologicznej”, która wprawdzie powstawała nieco później, bo w czasach stalinowskich, ale porusza ten sam problem, którym jest nuda. Wszechobecna nuda towarzyszy bolszewikom, gdy brakuje im nadziei, ale też nuda, wynikająca z ograniczania ludzi pod względem duchowości i nauki, aby sprowadzić ich życie do wykonywania  tylko potrzeb fizjologicznych. W świecie bolszewików nie ma potrzeby piękna, sztuki czy kultury. Ten świat jest niszczony wraz z kolejnymi płonącymi dworami i mordowaną w bestialski sposób inteligencją. W świece bez Boga ludzie stają się obojętni na cierpienie drugiego człowieka, nie mają potrzeb twórczych, stają się wręcz bezmyślni i coraz bardziej odczłowieczeni.

Powieść Kossak-Szczuckiej to także ważny dokument historyczny, pokazujący jak ważne dla Polaków były Kresy, które zresztą pisarka nazywa swoją ojczyzną i z którymi trudno było jej się pożegnać. Kossak-Szczucka nie ma wątpliwości, że są to polskie ziemie, o których zapomniała odradzająca się Rzeczpospolita, a które posiadają ogromną ilość żyznych pól, bajecznych krajobrazów i cudownych wspomnień, w których walka o ojczyznę jest zawsze na pierwszym miejscu. Autorka – choć zawiedziona decyzjami rodaków – ma nadzieję, że powróci na Wołyń: „Ślubujemy jej powrócić, gdy tylko pierwsza możność powrotu nadejdzie, ślubujemy jej pozostać wtedy aż do końca…”.

Wreszcie „Pożoga” pokazuje wydarzenia, które przez wielu zostały pominięte lub zapomniane, a które pozostają aktualne nawet w dzisiejszych czasach. Rzeź wołyńska to nie tylko tragiczny rok 1944. Początek antypolskiej polityki miał miejsce już latach 1917-1919 na Wołyniu i Podolu, gdzie dokonywano pogromów najpierw na „burżujach”, a potem na Lachach. Źródeł tych straszliwych wydarzeń należy szukać w działaniach bolszewickich agitatorów, którzy zmanipulowali ludność chłopską, zachęcając ją do współuczestniczenia w zbrodni dla korzyści materialnych i w imię pozornej równości, a następnie zachęcali do mordowania Polaków.

Pisarka porusza także temat idei wolnej Ukrainy, która rodzi się w tym czasie i wytyka Ukraińcom brak podstaw kulturowych do stworzenia państwa: „Do chaosu i zamętu, jaki panował w biurach i organizacjach władzy, przyczyniał się niemało świeżo wprowadzony urzędowy język ukraiński. Nikt go nie rozumiał. Śpiewne i ładne narzecze ruskie, znane każdemu na kresach, używane przez lud miejscowy, nie mogło zastąpić języka. Jako narzecze analfabetów, służące im tylko do rozmów prywatnych, nie posiadało całego mnóstwa wyrazów, koniecznych, gdy chodziło o wyrażenie każdej myśli szerszej, głębszej, niezwiązanej bezpośrednio z robotą przy roli lub codziennym chłopskim życiem”. Był to skutek działalności władz carskich, a potem bolszewickich, kiedy to Rusini byli skutecznie odsuwani od edukacji. Dzięki czemu łatwo było ich zmanipulować.

Właśnie w tym miejscu można szukać jednego z ważniejszych problemów, poruszonych w „Pożodze” Kossak-Szczuckiej, a jednocześnie wbrew pozorom problemu nadal aktualnego. Pisarka pokazała bowiem swoimi wspomnieniami bardzo prosty mechanizm, który stosowali bolszewicy i komuniści. Dbając o otępianie ludzi, odsunięcie ich od nauki, kultury, sztuki i religii, Sowieci przygotowywali sobie społeczeństwo, którym będzie łatwo sterować w dowolnym kierunku. Skutkiem tych działań był mord na tysiącach niewinnych ludzi. Lektura „Pożogi” jest lekcją, którą warto odrobić, aby ta straszna historia wypełniona niewyobrażalnym cierpieniem ludzkim już nigdy nie mogła mieć miejsca.

Znaczenie tytułu

Tytuł powieści „Pożoga” Zofii Kossak-Szczuckiej można rozumieć w dwojaki sposób. Z jednej strony utwór opisuje pożogę w sensie dosłownym, ponieważ to, co działo się na Wołyniu i Podolu w latach 1917-1919 było w istocie właśnie pożogą, tragiczną w skutkach. Bestialskie pogromy prowadziły do wyrzynania najpierw burżui, potem Polaków, a po majątkach ziemskich, dworach i pałacach zostawały tylko zgliszcza. Niejednokrotnie posiadłości były dosłownie równane z ziemią, aby nikt nie mógł już do tego miejsca wrócić.

Z drugiej strony pożogę można rozumieć w sposób metaforyczny, jako swego rodzaju wyjałowienie umysłów ludzi. Zbrodnicza polityka bolszewicka doprowadziła do odczłowieczenia nie tylko komunistycznych żołnierzy, ale także prostej ludności ukraińskiej. Sukcesywne podburzanie ich przeciwko panom i Lachom, bazowanie na najniższych instynktach pożądania pańskich majątków doprowadziły do tragedii, która zresztą nie skończyła się wraz z odejściem bolszewików i przyniosła jeszcze gorsze żniwo w czasie kolejnej wojny.

Biografia autora

Zofia Kossak-Szczucka urodziła się 10 sierpnia 1889 roku w Kośminie, na Lubelszczyźnie, w rodzinie o bogatych tradycjach literackich i artystycznych (była wnuczką malarza Juliusza Kossaka, a jej stryjeczną siostrą była poetka Maria Pawlikowska-Jasnorzewska). Wychowywała się na Wołyniu w majątku Skowródki w atmosferze patriotyzmu i miłości do polskiej historii, co miało duży wpływ na jej późniejszą twórczość.

Kossak-Szczucka studiowała malarstwo i historię sztuki, a swoje pierwsze literackie sukcesy zaczęła odnosić w latach 20. XX wieku. Jej twórczość od samego początku była silnie związana z tematyką narodową, religijną oraz historyczną. Religia była dla pisarki sprawą najwyższą, w której upatrywała ratunku od trosk i zła tego świata.

Podczas II wojny światowej Zofia Kossak-Szczucka była zaangażowana w działalność konspiracyjną, współtworząc Radę Pomocy Żydom „Żegota” i angażując się w ratowanie Żydów przed zagładą. Była uwięziona w Auschwitz, torturowana na Pawiaku, a wreszcie uratowana wzięła udział w Powstaniu Warszawskim. Po wojnie wyemigrowała do Anglii, gdzie mieszkała do 1957 roku, a potem wróciła do Polski, gdzie zamieszkała w Górkach Wielkich na Śląsku Cieszyńskim. Nadal tworzyła i wspierała lokalnych twórców.

Zofia Kossak-Szczucka zmarła 9 kwietnia 1968 roku w Bielsku-Białej.

Najważniejsze utwory:

  • „Pożoga” (1922)
  • „Krzyżowcy” (1935)
  • „Z miłości” (1936)
  • „Bursztyny” (1936)
  • „Król trędowaty” (1937)
  • „Rok Polski. Obyczaj i wiara” (1937)
  • „Dziedzictwo” (1939)

Potrzebujesz pomocy?

XX-lecie (Język polski)

Teksty dostarczone przez Interia.pl. © Copyright by Interia.pl Sp. z o.o.

Opracowania lektur zostały przygotowane przez nauczycieli i specjalistów.

Materiały są opracowane z najwyższą starannością pod kątem przygotowania uczniów do egzaminów.

Zgodnie z regulaminem serwisu www.bryk.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.

Prywatność. Polityka prywatności. Ustawienia preferencji. Copyright: INTERIA.PL 1999-2025 Wszystkie prawa zastrzeżone.