Antygona w Nowym Jorku - streszczenie krótkie
„Antygona w Nowym Jorku” Janusza Głowackiego to historia bezdomnych z nowojorskiego parku Thompkins Square. Umiera jeden z nich – Johnny, ukochany szalonej Portorykanki Anity. Kobieta nie może pogodzić się z tym, że Johnny będzie pochowany w zbiorowym, bezimiennym grobie wraz z przestępcami i nędzarzami. Twierdzi, że mężczyzna był Amerykaninem i miał arystokratyczne korzenie. Rosjanin Sasza i Polak o przezwisku Pchełka – dwaj przyjaciele, pomagają kobiecie w realizacji planu wykradzenia zwłok i pochowania ich w parku, w zamian za 19,5 dolara i damskie buty narciarskie. Przeszukiwanie trumien nie jest łatwe, a na dodatek po znalezieniu ciała Johnny’ego, Pchełka dostaje ataku epilepsji, co znacząco utrudnia Saszy transport zwłok do parku. Wprawdzie — jak się później okazuje — mężczyźni doprowadzają na miejsce niewłaściwe zwłoki, ale Anita się nie orientuje i organizuje skromny pogrzeb w parku z pomocą Saszy, z którym zaczynają planować wyjazd do Moskwy. Marzenia nie udaje im się zrealizować. Sasza upija się z Pchełką i pada nieprzytomny na ławkę. Nie jest w stanie pomóc Anicie, gdy ta gwałcona wzywa pomocy. Po chwili do parku wpada policja i zabiera wszystkich bezdomnych.
Akcję utworu „Antygona w Nowym Jorku” Janusza Głowackiego, przerywają monologi policjanta, który opowiada o problemie bezdomności i o pracy policji. Ton jego wypowiedzi wydaje się na tyle poprawny, by nikogo nie urazić. W zasadzie nieważna jest prawda, tylko gra pozorów: pozornie policjanci żyją w zgodzie z bezdomnymi, pozornie nikt nie mówi źle o emigrantach, pozornie trwają poszukiwania zaginionych zwłok, bo ważne jest, tylko żeby zgadzał się stan wypełnionych trumien. Policjant nie stroni od wulgarnego języka. Na zakończenie podaje szokujące dane, dotyczące liczby bezdomnych w Nowym Jorku, która sięga 1 osoby na 300. Problem może dotknąć niemal każdego.