"Antygona w Nowym Jorku" to sztuka napisana przez Janusza Głowackiego. "Antygona" zebrała wiele nagród i wyróżnień, tak w kraju (otrzymała nagrodę przyznawaną przez miesięcznik "Teatr" w kategorii: najlepsza sztuka sezonu), jak i za granicą (przez niektórych krytyków uznawana jest za sztukę bardzo amerykańską).

Akcja sztuki toczy się na Tompkins Square Park, na Dolnym Manhattanie, w mieście pełnym ludzi różnych narodowości i kultur. Przyjeżdżają oni do Nowego Jorku w poszukiwaniu ziemi obiecanej, zarobku, szczęścia. Ludzie różnych zawodów, artyści, rzemieślnicy, literaci muszą zapomnieć o tym, kim są i pracować poniżej swojej godności. Nowy Jork bowiem to miasto- moloch, jednego dnia jest się bogaczem, a drugiego można stracić wszystko. Wówczas, bez dachu nad głową, bez pieniędzy, człowiek budzi się pewnego dnia w slumsach, jako bezdomny.

Janusz Głowacki, który doskonale zna środowisko polskich( i nie tylko) emigrantów za granicą, postanowił stworzyć sztukę o ludziach z półświatka, z marginesu, o ich rozterkach duchowych i problemach. Autor tak scharakteryzował "Antygonę": To taka komedia o rozpaczy. Bezdomni w tej sztuce są tacy jak my wszyscy.

A gdybyśmy jeszcze tak znaleźli się na dzień albo na rok na ulicy.

Akcja" Antygony w Nowym Jorku" umiejscowiona jest w parku, a jej głównymi bohaterami są przedstawiciele trzech narodów, Sasza to rosyjski Żyd, Pchełka to Polak, inteligent, ale bardzo prymitywny. I Anita, Portorykanka, która jest główną postacią sztuki, Antygoną. Łączy ich jedno, na skutek nieszczęśliwych zbiegów okoliczności, złego losu, znaleźli się na dnie. Przyjechali do Nowego Jorku z nadziejami, planami, a zostali z niczym. Jedynym miejscem, gdzie czują się jak u siebie jest ławka w parku, a jedyną pocieszycielką butelka taniej wódki. Rozmowy bohaterów koncentrują się wokół problemów dnia codziennego, przeżyć psychicznych, w sprzeczkach Saszy i Pchełki słuchać akcenty antysemickie. Antygona, której imię Głowacki zapożyczył z dramatu Sofoklesa, jest uosobieniem bohaterki tragicznej. Za wszelką cenę stara się pochować swojego ukochanego Johna, którego sama sobie wymyśliła. I to jest właściwie główny problem dramatu, czy będąc już na dnie jest się w stanie wykrzesać z siebie odrobinę uczucia? Anita-Antygona odpowiada, ze tak.

Reżyser Piotr Szalsza poszedł tropem autora, niczego nie zmieniał w układzie scen, nie dodawał od siebie, dlatego spektakl jest długi. Dialogi są często okraszone przekleństwami, gdyż taki zabieg ma uwiarygodnić treść sztuki. Pomimo skromnej scenografii przedstawienie było udane, gdyż reżyser skupił się raczej na dopracowaniu gry aktorów: Anita (Marta Klubowicz), Żyd Sasza (Piotr Kubowicz) oraz Polak zwany Pchełką (Gabriel Abratowicz). W sztuce kilkakrotnie pojawia się reprezentant tak zwanego "zwyczajnego" świata, policjant- narrator którego zagrał Andreas Kosek. Doskonale potrafił wciągnąć publiczność do rozmowy i uprzytomnił widzom bardzo istotną rzecz, iż bezdomnym może zostać każdy.

Sztuka zakończyła się słowami: : "I w końcu tego roku na każdych trzystu nowojorczyków przypadać będzie jeden bezdomny. To by znaczyło, że dzisiaj w teatrze jest co najmniej jedna osoba, która niedługo znajdzie się na ulicy. I ta osoba dobrze wie, o kim mówię. Życzę Państwu miłego wieczoru".

"Antygonę w Nowym Jorku" na pewno warto zobaczyć, gdyż nie jest to sztuka jednowymiarowa, porusza problemy tolerancji miedzy narodami, problem samotności i bezdomności, a także najważniejszy- problem wierności sobie i swoim przekonaniom. Sztuka pozwala odpowiedzieć sobie na pytanie o to, czy człowiek bezdomny może żyć godnie i jaka jest tego cena.