Henryk Sienkiewicz

W pustyni i w puszczy - streszczenie szczegółowe

Staś Tarkowski opowiada swojej przyjaciółce Nel Rawinson o aresztowaniu Fatmy, która była żoną dozorcy Smaina. Ten przeszedł na stronę Mahdiego. Żona próbowała do niego dołączyć, ale jej się to nie udało. Podczas obiadu ojcowie Stasia i Nel wyjawiają im, że jako cenieni inżynierowie otrzymali zaproszenie do prowincji El-Fajum, gdzie obecnie prowadzono prace nad budową kanałów. Dzieci mają wyruszyć w podróż razem z ojcami. Wyprawa Stasia i Nel miała jednak rozpocząć się kilka dni później, ponieważ czekano na rozpoczęcie ferii w szkole chłopca.

Rozmowa podczas obiadu dotyczyła później jeszcze raz hord Mahdiego, które oblegały niektóre miasta w tym Chartum. Upadek miasta był kwestią czasu. Mahdi, który uznawał siebie za następcę mesjasza, właśnie ogłosił świętą wojnę.

Wieczorem w domu pojawiła się – ku zaskoczeniu wszystkich – Fatma, która błagała inżynierów o pomoc. Przekonywała, że mąż wcale nie jest zdrajcą, a ona może wskazać dobrym wielbłądników – Idrysa i Gebhra, którzy przeprowadzą Europejczyków bezpiecznie przez całą podróż. Mężczyźni doskonale wiedzieli, że kobieta kłamie, ale nie dali tego po sobie poznać i obiecali, że spróbują załatwić jej zgodę na wyjazd z kraju.

Inżynierowie wyjechali następnego dnia rano. Dwa dni później Staś dostał telegram od ojca, w którym ten informował, że nic w sprawie Fatmy nie udało się załatwić. W dniu wyjazdu dzieci ich dotychczasowa opiekunka – pani Oliver – została ukąszona przez skorpiona i musiała ją zastąpić czarnoskóra Dinah. W końcu podróż się rozpoczęła: z Port-Said do Izmaili, a następnie koleją do Kairu. Tutaj dzieci poznały angielskich oficerów: doktora Clary’ego i pułkownika Glena. Staś i Nel szczęśliwie i bez problemów dotarli do Medinet, gdzie czekali na nie ojcowie. Zatrudnili oni także Chamisa, który miał pracować jako chłopiec pomocny w codziennych sprawunkach. Na Boże Narodzenie Nel dostała od ojca psa rasy mastif. Dostał imię Saba, czyli lew, mimo że był bardzo łagodnym zwierzęciem.

Do rodzin przybyli bracia Idrys i Gebhr, wielbłądnicy, których rekomendowała Fatma. Zostali zatrudnieni, ale i poproszeni o powrót za dwa dni, ponieważ święta mężczyźni chcieli spędzić z dziećmi w spokoju. Przewoźnicy zdawali się dość dziwnie przyglądać dzieciom, w szczególności Nel.

W wigilię dzieci otrzymały świąteczne upominki. Staś dostał wreszcie swój upragniony sztucer myśliwski i siodło do konnej jazdy. Przez pięć dni wolnego, które zrobili sobie bohaterowie, sporo zwiedzili. Byli między innymi w ruinach starożytnego miasta Krakodilopaus, dotarli pod piramidy Kanara, obejrzeli szczątki jednego ze słynnych labiryntów, byli nad jeziorem Karoun. Ogólne zadowolenie zmąciła jedynie wiadomość z Port-Said. Okazało się, że po ukąszeniu skropiona u pani Olivier odnowiła się choroba – róża na twarzy, więc dzieci zostały skazane na opiekę Dinah, a także agenta konsularnego i miejscowego gubernatora, a więc nikogo, kogo by dobrze znały i z kim dobrze czuły. Ojcowie starali się odwiedzać Stasia i Nel, kiedy tylko mogli, natomiast nie byli w stanie przyjeżdżać do nich tak często, jakby tego chcieli, szczególnie kiedy jeździli do odleglejszych miasta. W takich sytuacjach pojawiał się jednak Chamis z listem polecającym, odbierał dzieci od opiekunów i przywoził do ojców.

W końcu zaplanowana została podróż do El-Fachen, czyli miasta położonego już zdecydowanie dalej. Nikogo więc nie zdziwiło, że trzy dni później Chamis przyjechał z informacją, że dzieci koleją ruszą na spotkanie z ojcami.  Staś jednak miał wątpliwości. Chamis tłumaczył mu, że zmieniono plany i mężczyźni są teraz w Gharak. Staś w końcu dał się przekonać. W drogę ruszył on, Nel, Dinah i Chamis. Na stacji czekali już Idrys, Gebhr z dwoma Beduinami z wielbłądami. Jeden był bardzo mocno objuczony, co było zastanawiające, bo nie było mowy o żadnej długiej wyprawie. Staś i Nel zdziwili się, że na stacji nie ma ojców. Dzieci posadzono na wielbłądach. Karawana ruszyła w stronę Pustyni Libijskiej. W pewnym momencie zwierzęta ruszyły wręcz galopem. Nikt nie chciał zwalniać, mimo że Staś o to prosił, bo Nel czuła się źle. Zapadła noc, a dalej nie było widać żadnego obozu, a tym bardziej czekających na dzieci ojców. Do Stasia dotarło, że razem z Nel zostali porwani.

Tymczasem panowie Rawlison i Tarkowski czekali na swoje dzieci w El-Fachen. Te jednak nie wysiadły z pociągu. Zaniepokojeni mężczyźni rozpoczęli poszukiwania i dość szybko zorientowali się, że dzieci zostały uprowadzone. Dotarła do nich informacja, że dwoje dzieci z Murzynką, trzema Sudańczykami i dwoma Beduinami z Gharak wyruszyło na pustynię. Zaczęli podejrzewać, że za porwaniem może stać Mahdi, który chciałby wymienić dzieci na Fatmę Smaina i dzieci. Natychmiast wzięli urlop i zaczęli działać. Rawlison miał zorganizować pościg wzdłuż Nilu, natomiast Tarkowski ruszyć bezpośrednio w ślad za porywaczami.

Staś i Nel byli przekonani, że ojcowie zaczną ich szukać, dlatego starali się zostawiać ślady. Nel rzuciła po drodze np. swoje rękawiczki. Znalazł je jednak niestety Gebhr, który uderzył za to dziewczynkę biczem. Staś próbował ją ratować, ale otrzymał tylko jeszcze surowszą karę. Idrys planował przekazać dzieci Mahdiemu i liczył na sowitą nagrodę. Staś przekonał go, że Nel nie zniesie takich warunków. Dziewczynkę wsadzono więc na najlepszego wielbłąda, podróżowała także w wygodnym koszu.

Stasia i Nel najszybciej odnalazł Saba. Na szczęście porywacze go nie tylko nie zabili, ale pozwolili dzieciom do zatrzymać. Podróż była trudna, cały czas panował upał, w końcu pojawiła się także burza piaskowa. Z kolei, kiedy dotarli do wąwozu, musieli rozbić obóz, ponieważ zaczął padać deszcz. Kiedy Staś wstał jako pierwszy, próbował ukraść Beduinom swój sztucer i broń, ale szczekanie Saby wszystkich obudziło. Znajdowane po drodze paczki z jedzeniem świadczyły, że porwanie było dobrze przygotowane. Do porywaczy dotarły jednak wieści o grupie pościgowej i atrakcyjnej nagrodzie za pomoc, dlatego postanowili, że będą się przemieszczać tylko nocą. Zapasy powoli zaczęły się kurczyć. Kończyło się nie tylko jedzenie, ale i proch. Staś, korzystając z nieuwagi porywaczy, zdobył siedem naboi. Zbliżali się do niebezpiecznej krainy Nubii, dlatego Staś nauczył Idrysa posługiwać się sztucerem. Mógł go wtedy zabić, ale nie był do tego zdolny.

Do karawany dołączyli nowi Beduini. Przynieśli informacje o upadku Chartumu i zwycięstwie Mahdiego. Staś obawiał się, że w związku z tym szanse na ich uwolnienie jeszcze zmalały. W porywaczy natomiast wstąpiła nowa energia. Wszyscy witali ich serdecznie na wieść, że idą do Mahdiego. Do karawany dołączali kolejni. Im bliżej Chartumu, tym sytuacja była jednak gorsza. Pojawiały się napady, okazało się, że miasto jest splądrowane, sam Mahdi przebywa zaś w Omdurmanie.

Z pomocą przyszedł emir. W jego domu Nel została otoczona opieką przez żony mężczyzny. Staś spał z resztą karawany na dworze. Do Idrysa zaś powoli docierało, że wielka nagroda od proroka, na którą liczył, to mrzonki. W drodze przez Chartum i okolice Staś i Nel widzieli ślady odbytej tutaj walki: na polach i w rzece pełno było zwłok żołnierzy, którzy zginęli w wyniku walk lub chorób. Sam Omdurman był zupełnie inny niż Chartum, który przypominał europejskie miasto z najważniejszymi urzędami. Omdurman był bardziej wioską, wielkim obozowiskiem dzikich. Widok ten przerażał dzieci: widzieli bitych Europejczyków, żebrzące dzieci, głód i cierpienie. Zaczepił ich Grek Kaliopuli, który usłyszawszy ich historię, obiecał o nich powiedzieć prorokowi.

Na środku targu na palu zatknięta została głowa generała Gordona, który bronił Chartumu przed Mahdim. Ten ostatni wyszedł nauczać tłum, wszyscy rzucili się na kolana. Prorok mówił o konieczności podboju całego Egiptu. Wszystko to trwało bardzo długo, ale na koniec do Stasia i Nel podszedł Grek i powiedział, że Mahdi chce ich widzieć. Podpowiedział także, że jeśli Staś chce uratować siebie i Nel, będzie musiał przejść na islam.

Staś jednak nie tylko nie zdecydował się na zmianę wiary, ale i jasno oświadczył Mahdiemu, że jest chrześcijaninem. Nie pokłonił mu się także. Prorok był wściekły, ale nie chciał także wydawać zbyt ostrej kary na dzieci, bo mogło to zaszkodzić jego wizerunkowi. Nakazał więc odesłać dzieci do Smaina, do Faszody, a Idrysa, Gebhra i Beduinów wynagrodzić. Idrys zachorował. Gebhr, Chamis i dwaj Beduini otrzymali zaś bardzo skromną nagrodę: funta egipskiego i po jednym koniu.

Dla dzieci wyprawa do Faszody na dobrą sprawę miała oznaczać tak naprawdę wyrok śmierci. Była jeszcze bardziej niebezpieczna niż poprzedni etap podróży. Ponieważ Idrys nie mógł ruszyć w drogę, nikt już nie hamował Gebhra, a ten dzieci nie znosił. Pobił Stasia. Ten musiał sam walczyć o jedzenie dla siebie i Nel. Tydzień pobytu w mieście dla Stasia oznaczał więc różne drobne prace, które pozwalały mu zabezpieczyć siebie i Nel. Wszystko, co udało mu się zdobyć, dawał dziewczynce.

Kiedy nadszedł czas wymarszu, okazało się, że kalif Abdullahi nakazał, aby również Gebhr, Chamis i Beduini ruszyli z dziećmi w drogę. Grek przekonał Gebhra, Chamisa i Beduinów, że Mahdi zagroził śmiercią każdemu, kto podniesie rękę na Stasia i Nel. Było to kłamstwo, ale porywacze uwierzyli. Na pożegnanie dał Stasiowi trochę jedzenia i chininy, czyli leku na febrę. Przekonał także szejka Hatima, aby uważał na dzieci. Ten dotrzymał słowa, ukarał więc Gebhra, kiedy ten uderzył Stasia. Gebhr wyżył się natomiast na swoim niewolniku – Kalim.

Staś radził sobie w podróży, Nel znacznie gorzej. Chłopiec, chroniąc ją przed chorobą, dawał jej codziennie po kawałku tabletki chininy. Dinah zmarła po drodze z wycieńczenia. Kiedy dotarli do Faszody, okazało się, że Smain jest na połowie niewolników, a jednocześnie poluje na zwierzynę. Zdecydowano za nim wysłać dzieci. Po śladach jego odnalezienie nie miało być zbyt trudne. Seki-Tamala, przyjaciel szejka Hatima, podarował Nel młodą niewolnicę o imieniu Mea.

Po podróży przez pustynię przyszedł czas na puszczę. Gebhra i Chamisa cieszyła ta wizja, ponieważ liczyli, że także i oni upolują sobie niewolnika. Wielbłądy zamieniono na konie. Szybko odnaleziono trop Smaina. Gebhr swoją złość przekierował na Kalima. Dzieci próbowały go jednak bronić, za to ten je bardzo  pokochał.

Kiedy cała grupa wpadła w pułapkę i groził jej atak lwa, Staś przekonał Gebhra, że zabije zwierzę ze sztucera. Tak też zrobił. Szybko uświadomił sobie także, że być może to jedyna okazja do ucieczki. Zastrzelił Gebhra i Chamisa, a potem także Beduinów, którzy się na niego rzucili.

Staś tłumaczył Nel, że nie miał wyjścia. Nie chciał, żeby dziewczyna się go bała. Wrócili razem do obozu, który przygotowali Kali i Mea. Następnego dnia Staś postanowił, że pójdą do granicy abisyńskiej, żyli tam bowiem chrześcijanie, od których liczył na pomoc.

Chłopiec mówił w języku Zenzibarytów, więc rozumiał, co mówi Kali. Okazało się, że był to syn króla narodu Wa-Hima, wojującego ze złym plemieniem Samburu.

Dzięki przewidywaniom Kalego grupa była gotowa na wielki deszcz. Udało im się także uciec przed atakiem stada lwów. Ocalały także dwa konie. Szli wzdłuż rzeki, aż dotarli do miejsca, gdzie kawał skały blokował kanion. Był tutaj uwięziony słoń, którego postanowili nakarmić. Staś zdecydował, że w tym miejscu rozbiją obóz. Nel opiekowała się słoniem, mimo że Kali miał inne pomysły: chciał go zabić i zjeść. Staś ustrzelił zebrę. Postanowił urządzić dom w wielkim baobabie, który najlepiej miał chronić przed pogodą, ale i dzikimi zwierzętami. Bliskość wodopoju także miała swoje plusy. Po „wysprzątaniu” wnętrza baobabu okazało się, że jest tam na tyle dużo miejsca, że bez problemu można urządzić miejsce dla mężczyzn i psa, oraz osobne na Nel i Mei. Kali pracował bardzo ciężko: nie tylko pomagał Stasiowi urządzić baobab, lecz także oprawiał mięso, wędził je. Okazało się jednak, że jest przyzwyczajony do innego układu, ponieważ w jego plemieniu to kobiety pracowały i usługiwały, a nie mężczyźni.

Po trzech dniach nowa siedziba była gotowa. Nazwano ją Krakowem. Zaraz po tym rozpoczęła się wielka ulewa. Był to pierwszy sygnał nadejścia pory dżdżystej. Kilkanaście razy w ciągu dnia padał deszcz. Piękno i eksplozja przyrody były wyjątkowym widowiskiem dla dzieci. Pewnego dnia, kiedy Staś wrócił z polowania, okazało się, że nie ma Nel. Odnalazł ją w końcu przy słoniu, który mimo obaw Stasia po prostu uroczo bawił się z dziewczynką. Kiedy znowu zaczęło padać, słoń tęsknie trąbił za Nel. Dopiero kiedy się mu pokazała, przestał. Dziewczynka nazwała go King. Spędzała z nim cały czas, poza tym, kiedy padało i musiała siedzieć w baobabie. Nawet Kali przekonał się do słonia. Niestety Murzyna pogryzły dzikie pszczoły, kiedy podbierał im miód. Dzięki troskliwej opiece pozostałych po 10 dniach doszedł do siebie.

Niestety w międzyczasie chudnąć zaczęły konie, ugryzione przez muchy tse-tse. Osioł też był pokąsany. Kali nacierał zwierzęta specjalną rośliną, ale niewiele to dawało. Dalsza podróż stanęła pod znakiem zapytania. Coraz gorzej czuła się też Nel, straciła apetyt, miała drgawki, a Stasiowi nie stało już nic z podarowanej chininy. Nel zachorowała na febrę. Miała halucynacje, mocno gorączkowała. Wszyscy martwili się o nią. Po tygodniu przyszedł następny atak, który wyczerpał dziewczynkę doszczętnie. Staś był załamany.

Pewnego dnia Kali przybiegł z informacją, że w oddali widać czyjś obóz. Staś był zdeterminowany, ryzykując, że to wrogowie, ruszył jednak w jego kierunku, aby zdobyć leki dla Nel. Dał instrukcje Kalemu, co ma robić, jeśli on nie wróci.

Staś długo przedzierał się do obozu, obawiając się też kogo tam spotka. Zdziwił go już brak straży. W końcu dotarł do obozu, gdzie zobaczył białego człowieka i małego Murzynka, który odkładał do ognia. Okazało się, że trafił do obozu podróżnika Henryka Lindego. Przemierzał on Afrykę, chcąc ją jak najlepiej poznać. Niestety jego pomocników złożyła śmiertelna odmiana śpiączki, z której ocalał tylko 13-letni Nasibu. Lindego zaatakował dzik. Mężczyzna wiedział, że umiera, dlatego nakazał Tarkowskiemu, aby zabrał konia i zapasy żywności oraz dwa słoiki proszków chininy. Staś z tym wszystkim ruszył w stronę Krakowa.

Kiedy następnego dnia Staś upolował pantery, część zawiózł Lindemu, aby ten mógł się posilić. Henryk nadal był bardzo słaby, ale podpowiedział Stasiowi, jak dalej się przemieszczać i opiekować Nel. Poprosił, aby pogrzebał go pod kamieniami, jak już umrze. Inaczej jego ciało mogło stać się pożywieniem dla hien. Zwrócił się także z prośbą o opiekę nad Nasibu i chrzest dla leżących pod ścianą Murzynów. Kiedy następnego dnia Linde zmarł, Staś i Kali złożyli jego ciało w jaskini i zabudowali otwór. Nasibu zabrali ze sobą.

Przed dalszą podróżą dzieciom udało się uwolnić słonia. W końcu ruszyli w drogę, która wydawała się przyjemniejsza. Wiele dały wskazówki, które otrzymali od Lindego. Dotarli do opuszczonej wioski na szczycie góry, a Nel z Meą zamieszkały w izbie króla wioski, stojącej na środku i posiadającej swoistą werandę. Staś oznajmił, że góra, którą właśnie zdobyli,  będzie się teraz nazywać górą Lindego, a wioska – Nel.

Góra była idealna: mieli tutaj sporo jedzenia i picia, klimat służył Nel, dziewczynka szybko odzyskiwała siły. Staś zaś czuł w sobie coraz większą siłę, nie brał się już polowań. Pewnego dnia zdecydował, że będą robić latawce, na których miały się znajdować wiadomości z prośbą o pomoc. W międzyczasie Staś i Nel uczyli Kalego, Meę i Nasibu katechizmu. Opowiadali im o chrześcijańskiej wizji świata, a kiedy Staś uznał, że udało mu się ich nawrócić, całą trójkę ochrzcił.

Ruszono w dalszą drogę. Nel z Meą jechały na Kingu, który miał na grzbiecie także niemało pakunków. Kali prowadził konie, na ośle jechał Nasibu a za nim biegł Saba. Na samym przodzie jechał Staś. W podróży Kali opowiedział historię swojego narodu Wa-hima.

Kiedy dotarli do dżungli, czuli się pewnie. W końcu mieli w karawanie Kinga. Podróżowali wolno, ale unikali świadomie największego upału. Kiedy natknęli się na murzyńską wioskę, Kali zaprezentował Stasia jako Wielkiego Pana – władcę słoni, który zabija lwy piorunem. Nel została Dobrym Mzimu, czyli bożkiem. Kali przekonał, że powinni złożyć przez bóstwami dary. Wtedy jednak z chary na uboczu dobiegły inne dźwięki. Kali powiedział, że to złe Mzimu, które chce swojej części w ofierze. Okazało się jednak, dzięki Stasiowi, że to nie żaden bożek, a złodziej, który oszukiwał lud. Skazano go na banicję, a w wiosce urządzono zabawę.

Karawana ruszyła w drogę. Mijała kolejne wioski. Wszędzie przyjmowano ich tak samo. Wszystko dzięki opowieściom Kalego. Minusem było to, że wszyscy władcy chcieli się bratać ze Stasiem, a to oznaczało konieczność zjedzenia wątroby koźlęcia. Tutaj w imieniu Stasia poświęcał się jednak Kali.

Przeszli góry i wąwozy. Na podgórzu Nel zaatakował szczególnego rodzaju kot – wobo, którego zabił Staś. Zrobiło to ogromne wrażenie na Kalim, ponieważ podobno nie udało się to żadnemu Murzynowi.

Potem ruszyli w kierunku jezior. Na każdym przystanku kleili latawce, uzupełniane napisami po angielsku, francusku i arabsku. Kali zaczął rozpoznawać rodzinną okolicę, co oznaczało, że kierują się w dobrą stronę. Kiedy dotarli do wioski Kalego, pomogli narodowi Wa-hima. Poproszono ich bowiem o pomoc w walce z Samburu. Najpierw Nel i Mea zostały ulokowane w bezpiecznym miejscu, a potem dopiero Staś się zgodził. Stanął na czele małej armii i ruszył do boju. Wojownicy ruszyli na odsiecz królowi Fumbie. Pomysłowość Stasia pozwoliła im wygrać bitwę pod górą Boko. Po obu stronach walki zginęli królowie. Miejsce króla Fumby zajął Kali – jego syn. Jako nowy władca jeszcze bardziej dbał o Stasia i Nel.

Bohaterowie nie mogli się jednak zatrzymać. Teraz czekał ich najtrudniejszy odcinek – marsz w stronę oceanu. Samburowie, którzy żyli po drugiej stronie jeziora Bassa-Nadruk, uprzedzili Stasia, że będzie trzeba przejść przez pustynię, a to jeszcze nikomu się nie udało. Królowie dali Stasiowi do dyspozycji po 100 najlepszych wojowników, 40 Staś nauczył posługiwać się bronią palną. Mieli oni chronić Nel. Przygotowania do wymarszu trwały trzy tygodnie. Karawana liczyła ponad 200 osób. Po 10 dniach weszli na równinę i zaczęły się schody. Robiło się coraz bardziej sucho, zaczęło brakować wody, w końcu wkroczyli na bezwodną pustynię. Część Murzynów się przestraszyła i uciekła z karawany. Ta jednak powoli, stopniowo parła na wschód. Wszystkim we znaki dawało się już zmęczenie. W końcu trafili na rzekę, więc udało im się odbudować zapasy wody. Staś zarządził dwudniowy odpoczynek, który się przydał, bo słońce prażyło jeszcze mocniej. Nie było szans na żadne schronienie. Nel znów zaczęła coraz gorzej wyglądać. Dwaj nieuczciwi czarownicy M'Kunje i M’Pua ukradli całe zapasy wody, co oznaczało dla wszystkich właściwie wyrok śmierci.

Szukano źródeł, ale wszyscy cierpieli katusze. Musieli się ruszać, bo inaczej zaatakowałyby ich sępy. Staś modlił się choćby o jedną kałużę. Karawana ruszyła dalej pozbawiona połowy zgromadzonej wcześniej wody. Staś ze swoich ostatecznych zapasów na ekstremalną sytuację zrobił dla dziewczyny herbatkę. Nie był gotów jej powiedzieć, że nie ma więcej wody. Kiedy nadeszła noc, większość czekała na śmierć. Nel ledwo dyszała, błagając o wodę. Omamy miał także Staś. W pewnym momencie przybiegł do niego Saba i zaczął ciągnąć w przeciwną stronę. Staś poczuł chłodniejszy powiew, uświadomił sobie, że z tamtej strony musiał przyjść zapach ludzi, który wyczuł pies. Resztkami sił wystrzelił w górę racę.

Nagle na niebie rozbłysnęła czerwona wstęga światła. Ktoś odpowiedział na sygnał chłopca, ten krzyknął „Ratunek”. Murzyni od razu zaczęli biec w stronę światła z kolejno wystrzeliwanych rac. Staś kazał, by Murzyni strzelali w górę. MIeli zużyć wszystkie naboje.

Staś z Nel wsiedli na konia, za nimi ruszyły Saba i King. Ratujący się zbliżali do dzieci. Spotkali się w połowie drogi. Niosącymi ratunek okazali się kapitan Glen i doktor Clary, których dzieci już kiedyś poznały. Dzieci od razu nakarmiono, napojono, przebrano. Natychmiast zasnęły. Spały cały dzień. Reszta ich karawany również. Mężczyźni byli zszokowani wyczynem dzieci. Nie wiedzieli, jak to możliwe, że dzieci przeszły przez dżunglę i pustynię.

Po trzech dniach karawana ruszyła w drogę powrotną do Mombassy. Kali nie ruszył ze Stasiem i Nel już w tę drogę. Zdawał sobie sprawę, że tutaj jest królem, w Egipcie – znów będzie tylko sługą. Miał także obowiązki wobec swego narodu. Mógł teraz jako władca rozszerzać chrześcijaństwo i czynić ze swoich braci i sióstr cywilizowanych ludzi, łagodząc przynajmniej część dzikich obyczajów. Pożegnanie między Kalim a dziećmi nie było jednak proste. Cała trójka była ze sobą już mocno związana.

W tym czasie oficerowi wysłali już depesze do Rawlisona i Tarkowskiego. Informowali, że za miesiąc powinni być z dziećmi w Mombasie. Stamtąd rodzice będą mogli odebrać swoje dzieci. Droga karawanie wcale się nie dłużyła, ponieważ podczas podróży dzieci opowiadały oficerom o wszystkim swoich przygodach. W zamian kapitan Glen przekazał im informację o śmierci Mahdiego, który dostał zawału serca. Miejsce po nim zająć Abdullah.

W Port-Said po otrzymaniu depeszy zapanowała ogromna radość. Ojcowie nie ustawali co prawda w poszukiwaniu swoich dzieci: pan Rawlison wyprawił do Sudanu mnóstwo karawan, pan Tarkowski, udając Araba, dotarł aż do Chartumu. Nic jednak nie udało im się ustalić. Obawiali się, że dzieci nie żyją. Trudno było im zaakceptować tę rzeczywistość. Kiedy więc tylko otrzymali depesze od oficerów, razem z panią Olivier wyruszyli parowcem z Indii do Mombassy. Spotkanie ojców i dzieci było wyjątkowo wzruszające. Następnie wszyscy wrócili do Suezu francuskim statkiem. Także i tę podróż wypełniały przede wszystkim opowieści dzieci o ich przygodach.

Następnie pan Rawlison z córką wyjechał na stałe do Anglii. Staś z kolei poszedł do szkoły w  Aleksandrii. Kontakt między Stasiem a Nel się nie urwał. Dzieci cały czas do siebie pisały. Kiedy Staś skończył naukę w Egipcie, zaczął studiować w Zurychu, potem pracował jako inżynier w Szwajcarii. 10 lat później pan Tarkowski zakończył swoją pracę i wyjechał z synem do Anglii do dawnego przyjaciela. Nel miała 18 lat, Staś 24. Młodzi się pobrali. Zamieszkali w Anglii po śmierci pana Rawlisona. Jakiś czas później wybrali się w podróż do Egiptu. Okazało się, że państwo Mahdiego i Abdullaha upadło. Para zwiedzała dawne miejsca, odwiedziła Kinga, który żył pod opieką angielskich władz w Mombassie. Kali także miał się dobrze. Dalej przewodził swojemu narodowi znajdującemu się pod angielskim protektoratem. Walczył także o rozpowszechnienie chrześcijaństwa. W końcu Staś i Nel wrócili do Europy i na stałe osiedlili się w Polsce.

Potrzebujesz pomocy?

Pozytywizm (Język polski)

Teksty dostarczone przez Interia.pl. © Copyright by Interia.pl Sp. z o.o.

Opracowania lektur zostały przygotowane przez nauczycieli i specjalistów.

Materiały są opracowane z najwyższą starannością pod kątem przygotowania uczniów do egzaminów.

Zgodnie z regulaminem serwisu www.bryk.pl, rozpowszechnianie niniejszego materiału w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania, utrwalanie lub kopiowanie materiału w celu rozpowszechnienia w szczególności zamieszczanie na innym serwerze, przekazywanie drogą elektroniczną i wykorzystywanie materiału w inny sposób niż dla celów własnej edukacji bez zgody autora podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności.

Prywatność. Polityka prywatności. Ustawienia preferencji. Copyright: INTERIA.PL 1999-2025 Wszystkie prawa zastrzeżone.