,, - Cóż stąd, że umieramy? Życia jest wciąż tak dużo - majaczyła pani Barbara. - Wszystko mija, a nic się nie zmienia. Po złotym tle wciąż płyną szare obłoki... O, jak mnie ta myśl uspokaja - westchnęła. I powstało w niej coś na kształt błagania, by można było żyć zawsze tą myślą, tym spokojem".
Oto słowa zamykające I tom sagi o rodzie Niechciców, które wypowiada Barbara- Głowna bohaterka, wkrótce po śmierci swej matki. Słowa te są uniwersalną refleksja dotyczącą ludzkiego życia, która przychodzi po przebudzeniu z koszmarnego snu bohaterki. Losy rodziny Niechcicom posłużyły Dąbrowskiej właśnie do opowiedzenia historii człowieka, której nieodzownym elementem jest śmierć. Jest ona jednak wpisana w rodzaj ludzkiego kontinuum - nie przecina ona życia, nie zaprzecza mu. Mimo świadomości konieczności śmierci, człowiek nie musi popadać w pesymizm, ma jeszcze wiele do przeżycia i wykorzystania i na tym powinien się on skoncentrować.
Z drugiej strony człowiek musi się pogodzić ze swoja przemijalnością, która nic w porządku świata nie zmienia - "wszystko mija, a nic się nie zmienia". Świat pozostaje ciągłością, mimo iż ktoś z nas odchodzi - pustka ta jest z perspektywy makrokosmicznej niezauważalna. Jak wiele człowiek traci, ile mu umyka, co pozostaje poza zasięgiem jego codziennej percepcji? Oto szereg pytań, które pojawiają się w kontekście ludzkiego życia i śmierci. Z jednej strony w tej nieprzemijalności, trwałości świata człowiek może szukać swych fundamentów, ostoi, ochrony przed własną małością, kruchością i przemijalnością. Z drugiej - często jest on pozostawiony sam na sam ze swoimi problemami, które z punktu widzenia uniwersum są nieistotne.
,,Biedny człowiek dąży do tego, by uczynkiem zaświadczyć i samego siebie raz jeszcze przekonać o swym istnieniu, by zrobić coś, co się da z daleka obejrzeć, siebie samego w taki sposób przekroczyć, stać się światem, dotykalną i przedmiotową cząstką całej rzeczywistości dokoła. A opanowany tą chęcią czyni, co może, i nie zawsze wie, czym to, co uczyni, będzie dla drugich, jakie to miejsce zajmie śród niezliczonych zjawisk. Czyni, na co go stać zeszywa dywaniki, urządza mieszkanie, wywraca i wznosi państwa".
Dąbrowska w tym drugim fragmencie porusza jeszcze jedna ważną kwestie ludzkiego życia - nieodpartą potrzeba pozostawienia po sobie jakiegoś śladu, dokonania czegoś trwałego. Tylko bowiem poprzez czyny i ich realne konsekwencje człowiek może upewnić się o swoim własnym istnieniu. Jednak okazuje się często, iż efekty możemy ocenić należycie dopiero z perspektywy czasu - a na to człowiek często żyje za krótko. Czyny, które jemu wydawały się chlubne, wzniosłe, dobre mogą z jakiś czas okazać się małe, błahe i co gorsza, błędne. Z tym poczuciem odpowiedzialności człowiek musi się również sam uporać. Ważna jest jednak już świadomość zmienności kolei życia, która nie powinna człowieka deprymować w podejmowaniu konkretnych działań, lecz motywować. Człowiek musi wejść odważnie w świat, wykorzystać swoją zewnętrzność, zakorzenić się, zadomowić w swoim istnieniu.
Barbara dokonywała tego, oddając się pracom związanym z prowadzeniem i urządzaniem domu. Robiła to dla siebie, a także dla poczucia bezpieczeństwa swoich najbliższych. To dawało jej miłe uczucie bycia potrzebną: "Teraz i ona pragnęła, by ktoś z nią chodził, oglądał, co w każdym pokoju zrobiła". Bogumił jej mąż, choć chwalił żonę, nie do końca zrozumiał jej potrzebę, ponieważ jego świat, w którym on się zakorzenił i szukał sensu swej egzystencji znajdował się jednak na zewnątrz domu. Barbara zaś sferę domową traktowała jak obszar, na którym wypełnia ona jakąś misję życiową. Starania o dom dawały jej poczucie satysfakcji nie tylko jako gospodyni, lecz jako w ogóle kobiecie.
Z tego jej rozczarowania rodziła się często niechęć do życia i ambiwalentny stosunek do drugiego człowieka: ,,widać tak już być musi między ludźmi: niechęć i przywiązanie, obcość i bliskość, żadne z tych uczuć nie trwa i nie wypełnia całej istoty, jedno nie wiadomo kiedy przechodzi w drugie, wszystkie połowiczne, niecałkowite (...) a jednak, razem wziąwszy, składa się to wszystko na jakąś całość, która się toczy... Tylko dokąd się toczy i po co?..." Barbara cierpiała jak się zdaje na niedobór miłości, uwagi ze strony męża, który kochał ją, jednakże w inny sposób niż ona chciała. Ona poprzez te miłość pragnęła się zakorzenić w rzeczywistości, w otaczającym ją świecie. Często jednak czuła się osamotniona i niezrozumiana, co rodziło w niej swoisty pesymizm i pasywność. Wiedziała, że życie jest mieszanką dobrego i złego, tylko często traciła poczucie sensu, zadając sobie pytanie dlaczego tak właśnie musi ono wyglądać.
Bogumił wręcz przeciwnie- akceptuje życie bez większych zastrzeżeń, pogodził się on z jego naturą, nie zadaje sobie niepotrzebnych pytań. Był on typowym stoikiem: nie oczekiwał zbyt wiele, nie czuł rozczarowania, przyjmując tyle, ile świat mu dawał. Barbarę kochał, choć chyba jej nie rozumiał, i "cierpliwie czekał z tą bezrozumną nadzieją ciężko zakochanych, co jest tak niewyczerpana, że przecież doczekuje się czasem jakiej takiej pociechy", gdy żona miała napady złości i gniewu. Kochał w sposób ewangelicki, jakby recytował sobie słowa św. Pawła o tym, że prawdziwa miłość: cierpliwa jest, łaskawa jest (...) nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą; nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego; nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli z prawdą..."
Dąbrowska opisała z pozoru tylko losy jednaj rodziny Niechciców - w gruncie rzeczy dokonała czegoś o znacznie bardziej uniwersalnym charakterze: opowiedziała historię o ludziach - i takich, którzy poszukiwali sensu życia i takich, którzy szczęśliwie, choć nie bez wysiłku go odnaleźli. "Ale żeby posiąść tę wiedzę, trzeba by mieć nie wiem ile czasu i nie wiem jaką spokojną głowę. Człowiek nie może bez wytchnienia załatwiać powszednich czynności i jednocześnie zagłębiać się w jakieś rzeczy wiekuiste, powszechne. Więc może nie pozostaje nic innego, jak starać się uwierzyć, że w tym powszednim krzątaniu są też jakieś rzeczy wiekuiste, powszechne…".