Szukanie odpowiedzi na pytanie skąd tyle nieszczęść, plag i cierpienia w świecie, jest głównym tematem wielu ksiąg religijnych oraz filozoficznych. To także integralna część naszego indywidualnego doświadczenia egzystencjalnego, wszakże każdy z nas, gdy spotka go coś złego, zadaje sobie pytanie: "dlaczego?". Nie dziwnym jest zatem to, iż pisarze różnych epok tak chętnie podejmują motyw katastrofy czy plagi, która dotyka daną społeczność. Na ich tle jak na dłoni można ukazać pełne spektrum zachowań ludzkich. O tych najszlachetniejszych i godnych podziwu, aż po takie, o których lepiej byłoby zamilczeć na wieki. Można zatem powiedzieć, że nieszczęście to czas próby, który odsłania istotę człowieka, pokazuje to, kim jest on naprawdę. Miała zatem rację Wisława Szymborska, gdy pisała, że: "tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono", gdyż człowiek nie zna się nigdy do końca i nieraz jego własne zachowanie jest dla niego zaskoczeniem.

Albert Camus rozpoczął swą powieść zatytułowaną "Dżuma: od przypomnienia słów Daniela Defoe, które brzmią następująco: "Jest rzeczą równie rozsądną ukazać jakiś rodzaj uwięzienia przez inny, jak ukazać coś, co istnieje rzeczywiście, przez coś innego, co nie istnieje". Te słowa są niejako ostrzeżeniem, aby nie traktować "Dżumy" jako po prostu powieści realistycznej, że raczej jest to przypowieść, która ukazuje za pomocą tego, co uchwytne i wyrażalne, to, co trudno wyrazić, niekiedy nawet pojąć, co jednakże stanowi integralną część człowieka i natury świata, w którym przyszło mu żyć. Ten symboliczny wymiar powieści podkreśla Camus poprzez brak ścisłego określenia czasu akcji tego utworu, dowiadujemy się jedynie, że: "Ciekawe wypadki, które są tematem tej kroniki, zaszły w 194. w Oranie". Oran jest zatem miastem w ogóle, miastem, w którym zaległo się zło.

Pierwszym i dość oczywistym odniesieniem dla tej symboliki zamkniętego miasta trawionego przez zło jest sytuacja, w jakiej Europa znalazła się podczas drugiej wojny światowej. Nasz kontynent stał się swego rodzaju Oranem, który nawiedziła epidemia zła. Miliony ofiar działań wojennych oraz obozów koncentracyjnych, degradowanie człowieka do roli zwierzęcia, niszczenie jego godności, to tylko nieliczne przykłady przejawów szaleństwa, które ogarnęło w owym czasie Europejczyków. Chyba nigdy wcześniej w dziejach epidemia zła nie osiągnęła takich rozmiarów, jak podczas tej wojny.

Ale "Dżuma" to nie tylko przypowieść o drugiej wojnie światowej, lecz również opowieść o kondycji człowieka w świecie w ogóle, o złu, które w nim drzemie i tylko czeka, aby się zbudzić. Oran jest więc także miastem, które może symbolizować ludzką duszę, to, co w niej złe, ale również to, co w niej dobre. Camus napisał zatem powieść, której centralnym problemem nie jest chęć opowiedzenia o pewnej epidemii w pewnym mieście, ale zmierzenie się z odwieczny problemem istnienia zła w świecie i reakcji ludzi nań.

Przyjrzyjmy się teraz powieści Camusa nieco bardziej uważnie. Występuje w niej kilka postaci, z których każda inaczej odnosi się do zarazy, nieco inaczej widzi, lub też nie widzi, problem zła. Doktor Bernard Rieux jako pierwszy orientuje się, iż w Oranie wybuchła epidemia i jako pierwszy staje do walki nią. Uważa, że to jest jego obowiązek wobec siebie i bliźnich. Mówi, że: "Najważniejsze to dobrze wykonywać swój zawód". Dla Rieux zatem najważniejszym jest sprzeciw wobec zła, które toczy i niszczy człowieka, obowiązek do stanięcia do walki z nim, który jednak nie wypływa z jakichś transcendentnych sankcji lecz ze zwykłej przyzwoitości, można by powiedzieć, zawodowej (etyka lekarska).

Zupełnie inaczej problem dżumy widzi ojciec Paneleux. Dla niego nie jest ona czymś, z czym należy walczyć, gdyż pochodzi od Boga, jest karą, którą On zesłał na grzeszną ludzkość. "Sądziliście, że wystarczy wam odwiedzić Boga w niedzielę, abyście byli panami waszych dni. Myśleliście, że kilka razy klęknąwszy zapłacicie mu dość za waszą zbrodniczą beztroskę, (…) ale Bóg (…) zmęczony czekaniem na wasze przybycie, kazał pladze przyjść do was, jak przychodzi ona do wszystkich miast grzechu (…)". Jest zatem Paneleux rzecznikiem tych wszystkich, dla których zło jest swego rodzaju instrumentem Boga, który on wykorzystuje, aby prostować ścieżki grzesznej ludzkości. Nie jest to zbyt optymistyczna wizja.

Raymond Rambert jest przedstawicielem tej, zapewne najbardziej licznej, części społeczności ludzkiej, której wydaje się, że problem zła jej nie dotyczy. To dziennikarz , który przybył do Oranu na kilka dni, lecz musiał tu pozostać na dłużej w związku z kwarantanną, jaką to miasto zostało objęte. Nie jest mu to zdecydowanie na rękę, dlatego też różnymi sposobami próbuje się stąd wydostać. Gdy jednak w końcu staje się to możliwe, Rambert decyduje się na pozostanie w Oranie. Wyjaśnia swą decyzję Rieux w następujących słowach: "Zawsze myślałem, że jestem obcy w tym mieście i że nie mam tu z wami nic wspólnego. Ale teraz, kiedy zobaczyłem to, co zobaczyłem, wiem, że jestem stąd, czy chcę tego, czy nie chcę". Można zatem powiedzieć, że Rambert podjął swój obowiązek walki ze złem, jakkolwiek zajęło mu sporo czasu, aby zrozumieć, że on w ogóle na nim ciąży.

Zło zatem w ujęciu Camusa jawi się jako nieodzowny składnik naszego istnienia w świecie. To zdaje się właśnie sugerować opisane zdarzenia, które miały miejsce w Oranie. Zresztą wprost jest to powiedziane w następującym zdaniu powieści: "bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, (…) może przez kilkadziesiąt lat pozostać uśpiony (…) i nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście".

Nie oznacza to jednak, co zdaje się sugerować Camus, że jesteśmy zobowiązani akceptować zarówno nieodzowność jego istnienia, jak i je samo. Sądzę zatem, że Camus nie zgodziłby się z Tadeuszem Borowskim, który w swych "Opowiadaniach" niedwuznacznie zasugerował, że w pewnych sytuacjach człowiek musi ulec złu, gdyż od tego zależy jego osobnicze przetrwanie. Czyż bowiem jego "człowiek zlagrowany", to nie właśnie osobnik, który widząc, że logika nieludzkiej sytuacji go przerasta, przyjął za swoje reguły postępowania, który ona wyznaczała, który pogodził się z istnieniem zła? Bliżej byłoby pewnie Camusowi do Gustawa Herlinga - Grudzińskiego, który w swym "Innym świecie" zrelacjonował swe rzymskie spotkanie z jednym ze współwięźniów, z którym był osadzony w łagrze. Wyspowiadał się on mu ze swego niecnego postępku. Otóż był winien śmierci kilku swych przyjaciół, których wydał, aby ocalić własną skórę. Szukał on u Gruzińskiego zrozumienia, ale go nie znalazł, gdyż, jak to pisarz napisał: "Dni naszego życia nie są podobne do dni naszej śmierci i prawa naszego życia nie są również prawami naszej śmierci". Grudziński zatem się zgadza z Camusem, że zła nie można zaakceptować, nawet jeśli rozumiemy, że jest ono integralną częścią ludzkiej natury i każdy z nas jest narażony na jego oddziaływanie.

A że jest, o tym mogą nas przekonać choćby wydarzenia na świecie z ostatnich lat - wojna w krajach byłej Jugosławii, międzynarodowy terroryzm, konflikt palestyńsko - izraelski, sytuacja w Korei Północnej i wiele, wiele innych przykładów na to, że "bakcyl dżumy" wciąż żyje w nas i, co gorsza, ma się znakomicie. Niestety ludzie uczą się bardzo powoli.