W ciekawym momencie wchodzili do literatury przedstawiciele "Nowej Fali". Wtedy na arenie międzynarodowej i w Polsce wiele się działo. Z jednej strony europejskie bunty kontrkulturowe, ale także doświadczenie roku 1968, oraz polski polityczny przełom. Potem jeszcze antysemickie ekscesy, walki w partii komunistycznej, a następnie protesty studenckie, robotnicze strajki. Kiedy wyrasta się w takiej atmosferze trudno się nie zaangażować w to, co nas otacza. Czasy domagały się opowiedzenia po jednej ze stron i dalszego konsekwentnego postępowania.
Formację debiutujących wtedy literatów określano nie tylko mianem "Nowej Fali", ale również nazwano krótko "Pokoleniem 68". Ta bardzo liczna, a co za tym idzie zróżnicowana plejada twórców, ale wielkich talentów nie było aż tak dużo jak można by przypuszczać. Najciekawszy dorobek ma Stanisław Barańczak, mieszka od lat w Stanach Zjednoczonych. Uznaniem cieszą się także wiersze Adama Zagajewskiego, czy Ryszarda Krynickiego. Ten ostatni zajmuje się raczej pracą wydawcy. Warto jeszcze wymienić Ewę Lipską - szefową Instytutu Polskiego w Wiedniu. Z kolei inni tak jak Jacek Bierezin -tragicznie zmarły, czy przebywający w USA Jerzy nie rozwinęli, wskutek powikłań życiowych, talentu. Natomiast niektórzy zajęli się pracą naukową, recenzencką, krytyczną jak Stanisław Stabro, czy Julian Kornhauser, wreszcie Leszek Szaruga. Byli też ambasadorami polskiej poezji w innych obszarach językowych.
Trzeba też zauważyć, że w widoczny sposób twórczość "nowofalowców" się zmieniał w przeciągu tych lat. Ewolucja przebiegała od bardzo mocnego zaangażowania politycznego i społecznego w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych do preferowania poezji zdystansowanej emocjonalnej. Teraz z większą ironią obserwują otaczający ich świata i poszukują zawzięcie implikacji metafizycznych. Być może wynika to również ze zmiany rzeczywistości wokół nich, która w niewielkim stopniu przypomina Polskę ich młodości.
Stanisław Barańczak był w swoim czasu czołowym dysydentem wśród poetów. Prześladowany przez władzę, cenzurę musiał opuścić kraj. Przez jakiś czas nie można było go oficjalnie publikować. Jednak mimo to poświęca się działalności politycznej, a także ulubionym przekładom z języka angielskiego. Jak się później okaże w tej sferze zyska największe uznanie, bo jego tłumaczenia wręcz ocierają się o geniusz. Wydaje również wiersze, eseje w kraju i na emigracji. W latach siedemdziesiątych wydał tomiki "Ja wiem, że to niesłuszne" oraz "Sztuczne oddychanie", które uważa się za szczytowe osiągnięcie ówczesnej poezji politycznej. Co najważniejsze obok wezwań do pod jęcia konkretnych działań w celu zmiany rzeczywistości można także tam odnaleźć dylematy egzystencjalne pojedynczego człowieka. Stanisław Barańczak jednak zasadniczo stara się skompromitować władzę i ukazać stosunki panujące w społeczeństwie pod rządami despotów. Wykpiwa oficjalny język dominujący w przekazach telewizyjnych, radiowych. Z ironią traktuje dyspozycyjnych pisarzy, którzy na zamówienie władz piszą "powieść milicyjną", ukazującą komunistycznych stróżów ładu w pozytywnym ujęciu. Po wyjeździe na Uniwersytet Harvarda jego twórczość coraz bardziej się zmienia. W końcu sięga po formułę poezji metafizycznej. Co istotniejsze poszukuje transcendentnych doświadczeń nie w niebotycznych przestworzach, ale w codzienności. Tym samym sięga po rekwizyty typowo obyczajowe, charakterystyczne sytuacje. Na emigracji staje się niezwykle wyczulonym na język i właśnie jemu coraz uważniej się przygląda. On bowiem jest nośnikiem nieuświadomionych stanów ducha i metafizycznych treści. Wielkie znaczenie odgrywa zwłaszcza tomik o nazwie "Widokówka z tego świata". Stanisław Barańczak mimo postępującej choroby wciąż tłumaczy oraz wydaje kolejne antologie literackie. Należy do najbardziej wszechstronnych i płodnych pisarzy. Spośród jego licznych pozycji warto wymienić: eseje "Tablica z Macondo" oryginalne wiersze o humorystycznej nucie "Zwierzęca zajadłość" czy "Biografioły". Podzielił się też swoimi doświadczeniami translatorskimi w szkicach "Ocalone w tłumaczeniu". Natomiast za poetycki tomik "Chirurgiczna precyzja" uzyskał Nagrodę Nike.
Twórczość Adama Zagajewskiego spotkała się z najbardziej skrajnymi przykładami odbioru. Jak pokazują to liczne targi książek, spotkania autorskie i imprezy promocyjne jest oblegany tłumem fanów przychylnych jego poezji. Równocześnie właśnie ten twórca spotyka się wielokrotnie z niewybrednymi atakami krytyków. Fachowcy zarzucają mu koturnowość, sztucznie wznoszoną wzniosłość i bardzo akademickie podejście do tematów. O ile u początku swej drogi zwłaszcza w tomie "Komunikat", czy "Sklepy mięsne" jednoznaczne wyszydza niekonsekwencje, kłamstwa reżimowej władzy i proponowanej przez nich kultury, to później staje się filozoficznym erudytą. Z tej pozycji mędrca bezlitośnie obnaża fałsz polityki, władzy, czy kolejnych doktryn ideologicznych. Domaga się szczerości i otwartości. To on sformułował dwa główne hasła "Pokolenia 68": "powiedz prawdę" oraz "mów wprost". Dobrze one ilustrują ambicje omawianej formacji.
W latach 80-tych sformułował wniosek o konieczności zerwania ścisłych wcześniej związków między literaturą i polityką. Twierdzi tym samym, że sztuka powinna się skupić na celach estetycznych, religijnych, czy kulturotwórczych, a nie iść w kierunku wyznaczonym przez jazgoczącą publicystykę. W tym przypadku nie polityka jest najważniejsza. Tezę tę szczegółowo przedstawił w tomie swoich esejów "Solidarność i samotność", które wydał w Paryżu. Był wykładowca " creative writing" na jednym z uniwersytetów w Teksasie. Swoje artystyczne cele przedstawił w zbiorze "Jechać do Lwowa" . Dziś Zagajewski jest poetą pięknej, symbolicznej frazy. Stara się usilnie uchwycić rozmaite i złożone aspekty ludzkiego egzystowania. Podejmuje także refleksję nad sztuką, a szczególnie nad malarstwem. Przy tym nie zapomina o obserwacjach społecznych, które są nadzwyczaj precyzyjne. Nie jest niepokornym buntownikiem, ale raczej portrecistą świadomym ułomności człowieka. Z wielkim przejęciem ukazuje zarówno wielkości jak i małości tego świata. Zajmuje się z powodzeniem tematyką metafizyczną, czy agnostycyzmem jak w "Ziemi ognistej". Przybliża współczesnemu czytelnikowi dylematy człowieka Zachodu, który zamieszkuje postindustrialną rzeczywistość w tomiku "Pragnienie".
Trochę inaczej wygląda sprawa z poezją Ryszarda Krynickiego czy Ewy Lipskiej. Tam jest też więcej kameralności i intymnego kontaktu między poetą i odbiorcą. Krynicki "lingwista" z upodobaniem sięga do tradycji aforystycznej poezji, a więc również tradycji haiku. Jego teksty nie tyle są osadzone w otaczającej rzeczywistości reżimowej, czy demokratycznej, co zorientowane na problemy filozoficzne, a przede wszystkim teoriopoznawcze. Pojawia się silne pragnienie opisania ludzkiego doświadczenia. Ta wyciszona, skromna poezja, wręcz nas wiedzie do granic literackiego tworzenia, na skraj milczenia. Tak niewątpliwie się dzieje w "Magnetycznym punkcie".
Natomiast liryki Ewy Lipskiej są pełne dramatyzmu. Poeta chętnie podkreśla, że w żaden sposób nie identyfikuje się z założeniami, a więc również i działalnością artystyczną swych kolegów z generacji. Jej celem jest konfrontacja z indywidualnością. Bacznie przygląda się przygodzie życia, gdzie zarówno ma się do czynienia z kompromisami, paradoksami, zagrożeniami. Lipska jest dosyć hermetyczna i wymaga od czytelnika pewnej erudycji. Jej najnowsze tomiki pokazują, że ta poetka egzystencjalna kontynuuje i twórczo przekształca bunt Sartre'a.
Równolatkiem pisarzy z "Pokolenia 68" jest także Bohdan Zadura, który wydał tomiki: "Prześwietlone zdjęcia" czy "Cisza". Warto o tyle o nim pamiętać, że stał się prawdziwym nauczycielem dla młodych poetów. On badał możliwości syntez rozmaitych tradycji tudzież nurtów estetycznych. Wszystko jednak było ważne jedynie wtedy, gdy wyostrzało zapis indywidualnego, wewnętrznego wyznania. Nieco młodszy Piotr Sommera, autor zbiorów: "Czynnik liryczny" oraz "Nowe stosunki wyrazów" w większym stopniu wykorzystał potencjał tkwiący w mowie potocznej, czy mowy ulicy. Podążał ścieżką wyznaczoną przez lingwistę Białoszewskiego, ale doprowadził do kariery dekoracji codzienności. Przetransponował także doświadczenia poetów anglosaskich, a zwłaszcza ich skłonność do portretowania normalności i zwyczajności.