To był naprawdę wspaniały nauczyciel, jakich spotyka się rzadko. Chociaż minęło już wiele czasu, od ostatniego z nim spotkania, to w dalszym ciągu o nim pamiętam. Serdecznie go wspominam, ilekroć tylko nadarzy się okazja. Zostawił mi wspaniałe przesłanie i staram się jego trzymać.
Niestety, nie mogę odtworzyć jego twarzy, bo rysy mi się zatarły w pamięci. Nie mam też jego fotografii, ale w sercu zawsze jest miejsce na jego wspomnienie. Pan od przyrody był wysokim, przystojnym mężczyzną. Jego nienaganny ubiór robił dobre wrażenie. Jednak liczyło się przede wszystkim to, że to on wprowadził mnie w nieznany wcześniej świat przyrody.
Dzięki niemu dostrzegałem wspaniałe rzeczy, na przykład "intymne życie / naszego pradziadka / pantofelka". Oprócz tego nawet najprostsze zjawiska potrafił uniezwyklić: "przyniósł / ciemne ziarno / i powiedział: sporysz". To się później pamięta do końca życia. Nauczył dostrzegać ciągłą przemienność świata natury. Zaszczepił w nas nabożeństwo do każdej nowej formy egzystencji, czy bytu. Kiedy "z kasztana zanurzonego w wodzie / ukazał się żółty kiełek '' czułem się jak ojciec, który poznaje swojego potomka. Duma mnie rozpierała. Chwile spędzone z moim ulubionych nauczycielem nigdy nie zapomnę.
On nauczył mnie patrzeć na otaczający świat i zachwycać się nim. Chociaż zabili go źli ludzie - faszyści, to przecież zostawił nam wspaniały prezent. Jego lekcje nie poszły na marne. Teraz jestem botanikiem i wiem ile mu zawdzięczam. Gdyby on nie obudził tej fascynacji, to pewnie wszystko inaczej by się potoczyło. Mam nadzieję, że "poszedł do nieba'', a tam nadal prowadzi badania przyrodnicze. Ja go będę zawsze widział w listku, motylu, obłoku.