Spaceruję ulicą, widzę mnóstwo smutnych, burych domów, ich mieszkańców ciągle się spieszących, skoncentrowanych na gromadzeniu dóbr doczesnych, materialistów. Nie wiem, o czym myślą, jaki jest sens ich życia. Nie wiem, czy żyją po to, by każdego dnia zarobić jak największą ilość pieniędzy... Wiem tylko, że nie jest to sens mojego życia, że nie powinien to być sens żadnego życia.
Byt ludzki na ziemi nie jest jedynie pracą i zarabianiem pieniędzy. Wypełniają go inne wartości, które stoją wyżej od zajęć dnia i rzeczy materialnych. To prawda - bogacz może kupić wiele rzeczy, może zapewnić sobie niemal każdą przyjemność. Jednak niezbitą prawdą jest również to, że ów bogacz na pewno na półce w sklepie nie znajdzie miłości, przyjaźni, bliskości drugiego człowieka. Dlatego podobni bogacze często bywają nieszczęśliwi, niezadowoleni z życia, z siebie, z ludzi wokół i całego świata. Zbyt późno bowiem uświadamiają sobie, że przez to swoje życie zbyt mocno zajęły ich pieniądze, majątek, dobra materialne. Nie pamiętają o tym, że kupowanie najbliższym prezentów, nawet tych najdroższych, nie zastąpi prawdziwego ciepła, uczucia, nie sprawi prawdziwej radości... Doświadczają tego zwłaszcza ci, którzy te prezenty dostają - w zamian za autentyczne uczucia. Szczególnie wtedy odczuwają ich brak... Wtedy właśnie najbardziej pragnęliby spędzić czas z tym bogatym bliskim, nacieszyć się jego osobą, nie pieniędzmi, szczerze porozmawiać, otworzyć się na niego ze swoimi problemami, uważnie posłuchać tego, co go trapi...
Nie uważam, że pieniądze nie są w życiu człowiekowi potrzebne w ogóle. Są mu potrzebne, konieczne, by w świecie przetrwał, by jego życie było godne i odciążone choćby właśnie od tych materialnych trosk. Jednak taki stan, w którym człowiek nie musi się troszczyć o pieniądze może łatwo prowadzić na drogę, na której człowiek myśli już tylko o pieniądzach, dalszym ich zdobywaniu. Stają się one sensem życia i jedyną myślą zaprzątającą umysł. Więcej - stają się jedynym przyjacielem, bliską osobą, miłością i przyjaźnią, istotą, dla której chce się żyć. Tym samym zabierają cały czas, wypełniają go nieustanną pracą w celu pomnażania majątku.
Z drugiej strony jest na ziemi niezliczona ilość ludzi, którzy są ubodzy, nie mający wielu dóbr materialnych. Dla takich ludzi najważniejszymi rzeczami w życiu są rodzina, bliscy, przyjaciele, związki miłości, przyjaźni, sympatii. Są to ludzie szczęśliwi - szczęśliwi naprawdę. Dla nich pieniądze - nawet straszna ich ilość, nawet przysłowiowe "skarby świata" - są to rzeczy drugorzędne, nie posiadające w ich życiu większego znaczenia, jest to jedynie środek do utrzymania. "Skarbami świata" są natomiast dla nich rodzina, otoczenie i czas jaki można temu wszystkiemu z miłością poświęcić.
"Pieniądze szczęścia nie dają" - jest to prawda niezaprzeczalna, znana ludziom od początków świata. W tym stwierdzeniu zawarta jest najprostsza i jedyna recepta na ludzkie szczęście w życiu na ziemi, której tak się wszyscy doszukują, a która rzeczywiście jest wszystkim wiadoma, dostępna i nie wiadomo dlaczego tak rzadko wykorzystywana. Należy bowiem pamiętać, że dobra materialne są skończone, że po naszej śmierci stracą one momentalnie znaczenie. Ważnym stanie się wtedy co innego - to, czy dany nam czas wykorzystaliśmy w prawidłowy, owocny sposób, czy może zmarnowaliśmy go na rzeczy nieistotne - na gromadzenie majątku. Ważna jest przecież pamięć, jaką pozostawimy po sobie - pamięć ludzi o dobrym, kochającym, serdecznym człowieku, lub o sknerusie, dusigroszu; o człowieku zajętym jedynie grubością własnego portfela a nie bliźnim...
Nie można też jednoznacznie stwierdzić, że pieniądze są złe, że są przyczyną ludzkiego nieszczęścia tu na ziemi. Dobrą stroną pieniądza jest na przykład to, że pozwala on zapewnić najbliższym godne, dostatnie życie; warunki, w których mogą się oni swobodnie rozwijać na szlachetnych ludzi... Pozwalają na dalekie wojaże, ciekawy odpoczynek, kształcenie. W jakiś sposób są środkiem do tego, by zaznaczyć naszą dobrą wolę w czynieniu innym dobrze. Tu jednak otwiera się kolejna zakładka z niebezpieczeństwem pieniądza - wielu rodziców popada nowoczesną i powszechną dziś chorobę - pracoholizm. W całości poświęcają oni czas pracy tylko po to, by zapewnić dzieciom dogodne warunki materialne do rozwoju. Nie chcą by im czegokolwiek zabrakło. Pragną dla nich dostatku, ciekawych i rozwijających podróży itp. Jest to niewątpliwie pułapka, zła strona pieniądza... Pracoholizm objawia się w końcu brakiem zainteresowania istotnymi sprawami rodziny, problemami dręczącymi dzieci, ich obawami, radościami, osiągnięciami. Dlatego bardzo szybko czują się one odrzucone, odepchnięte, łatwo bardzo i precyzyjnie rozpoznają ów brak zainteresowania istotnymi dla nich sprawami. Dlatego również te bogate dzieci z całej siły pragną z powrotem zwrócić na siebie uwagę rodzica - pakują się w kłopoty, chcą szokować, drażnić, eksperymentować, w końcu prowadzi to do tragedii.
Człowiek szybko staje się niewolnikiem pieniądza, sam buduje sobie drabinę wartości i na najwyższym szczeblu stawia majątek. Robi wszystko, by sprostać tej wartości - zgromadzić jak najwięcej pieniędzy i wszelkich dóbr. Tworzy swoją szaloną działalnością przepaść nie do przekroczenia między sobą a ludźmi ubogimi, czy po prostu uboższymi. To smutne zjawisko jest doskonale widoczne zwłaszcza w szkołach - łatwo zauważyć jak różnią się ubrania dzieci bogatych i mniej zamożnych, jak różnią się sposoby traktowania młodzieży ze względu na ich poziom materialny. Zdarza się przecież często, że grupy uczniów zamożnych trzymają się blisko, razem i dyskryminują, poniżają, śmieją się z rówieśników nie tak bogatych... Na szczęście zdarzają się uczniowie z bogatych domów, którzy nie zwracają uwagi innych na pochodzenie, na równi traktują wszystkich, bez względu ta no, ile zarabiają ich rodzice... Jest to jednak mały procent, wrażenie jest takie, że ważni są tylko ci z "grubymi portfelami", ludzie załatwiający sprawy i swoje problemy pieniędzmi, żadni władzy nad tymi, którzy owego "grubego portfela" nie mają... Bogaci wykorzystują ubogich, zmuszają do wykonywania zadań, których ci normalnie by się nie podjęli, kusząc wysoką zapłatą. Takie działania prowadzą tylko do tego, że zamożni stają się jeszcze zamożniejsi, a biedacy jeszcze biedniejsi - prowadzą do zamknięcia się błędnego koła... Bogaci biednym płacą mało a gromadzą dzięki temu jeszcze więcej. Praca i działania ubogiego nie są należycie wynagradzane, więc nie zarabia on wiele, ciągle pozostaje biedny. Owe zamknięte koło powoduje również pogardę bogaczy dla ubogich, a to jest już chyba najgorszy ze skutków...
Nowoczesność przekonuje nas usilnie o wielkiej, nadrzędnej wartości pieniądza. Dobra materialne stają się ogólnym, wszechstronnym, uniwersalnym wyznacznikiem myślenia o człowieku, traktowania go itp. Stają się celem życia ludzkiego - ludzie chcą zarabiać coraz więcej pieniędzy, mimo iż tych pieniędzy mają pod dostatkiem. Jednocześnie zapominają o dzieciach, małżonkach, rodzicach, miłości, przyjaźni, o czasie, jaki trzeba temu poświęcać, by nie dać się zwariować. Nie poznają przyjaciół na ulicy, drogie przecież dzieci nie rozpoznają zapracowanych rodziców. Często zamykają się w gronie bogatych znajomych, odcinając się od reszty, gardząc biedniejszymi, wywyższając się nad innych. Dbają pieczołowicie o długo wypracowywaną opinię, zapominają o starych przyjaciołach, którzy rzeczywiście pozostają "starymi" - do których się już nie wraca. Liczy się dostatnie życie, nowoczesne sprzęty, elektronika w mieszkaniu... Wszystko jednak wywraca się do góry nogami, kiedy przychodzi niepowodzenie, kiedy spada na człowieka nieszczęście, choroba, kalectwo. Wtedy okazuje się, że pieniądze niczego nie uratują, że nie pomogą. Okazuje się, że nowi przyjaciele się odwracają, że człowiek zostaje sam a za te zgromadzone skarby nie kupi przyjaciela, człowieka, który mu będzie życzliwy w nieszczęściu. I to jest właśnie największy i niezbity niczym dowód na to, że pieniądze człowiekowi szczęścia nigdy nie dadzą, nie ochronią przed nieszczęściem, że chmura nad ich "szczęściem" zawsze zawiśnie i nauczy czym jest prawdziwe życie.