W ubiegłym miesiącu spotkałem się w karczmie z moimi dawnymi towarzyszami przygód. Powspominaliśmy stare dobre czasy. Po kolei opowiadaliśmy jak nam się życie ułożyło i przedstawialiśmy jedna osobę z rodziny, z której jesteśmy szczególnie dumni. Ja oczywiście musiałem opowiedzieć o moim ukochanym bratanku Zbyszku! - Kochani moi przyjaciele! A pamiętacie może mojego współtowarzysza niedoli, szlachetnego Zbyszka z Bogdańca?- na razie towarzyszyła mi cisza na sali.

Mój bratanek urodził się w rodzie, którego herbem byłą " Tępa Podkowa". W czasie bitew na polu walki zwaliśmy go " Grady". Rodzice osierocili go bardzo wcześnie i ja postanowiłem się zająć wychowaniem młodzieńca. Ale na jego rodzinnej ziemi nie było już co szukać, więc sprzedałem ją, zabrałem młodego ze sobą i wyruszyliśmy na spotkanie do księcia Witolda. Zbyszko był zahartowany w wojnach już od najmłodszych swoich lat. Cechowała go niesamowita siła i hart ducha. Po naszym przybyciu do Tyńca na dwór Anny Danuty mój ukochany podopieczny zakochał się w córce Juranda ze Spychowa, delikatnej i pięknej Danusi. Aby się przed nią pokazać wyciskał sok z gałęzi...Taki to był zawadiaka. Codziennie ubierał się w łosiowe skóry, kiedy gdzieś ruszał zawsze miał na sobie zbroję. Jak przypadał akurat dzień jakiegoś święta to nosił uroczysty strój zdobyty na Fryzach. Wyglądał naprawdę reprezentacyjnie, a ja byłem z niego taki dumny.

Był człowiekiem pełnym wewnętrznej energii i zapału do działania. Jednak nie zawsze szło to w parze ze zdrowym rozsądkiem. Chciał walczyć w wielkich bitwach, a ja o mało co mogłem go utrzymać. Przysięgał coś komuś a dopiero później zastanawiał się skąd to weźmie. Taki był z niego lekkomyślny człowiek. Nie przewidział też jak skończy się atak na Kunona von Lichtensteina. A wyrok był tylko jeden- śmierć! I zdarzył się cud. Jakimś nieznanym mi sposobem wyratowała go z tej opresji Danuśka. Ale siły zazdrościli Zbyszkowi wszyscy.

Zakochał się też w drugiej niewieście. No i kochał je równocześnie. Jagienka i Danusia były dla niego wszystkim. Ale takie rozchwianie uczuciowe też świadczy, że nie był dostatecznie dojrzały. Ale one bardzo się od siebie różniły, te miłości. Danusia była uosobieniem znów, marzeń, wyobraźni. Delikatna jak ptaszek i bardzo krucha. Jagna natomiast była silna i to ona pociągała go fizycznie swa urodą. Namawialiśmy go na ślub właśnie z Jagną a on nie potrafił podjąć ostatecznej decyzji.

Był bardzo podobny do mnie! Nigdy nie stchórzył! Nawet w obliczu śmierci nie chciał uciekać w moim przebraniu z więzienia. Dotrzymywał słowa danego Danusi i nie zważał wtedy na Jagienkę. Kiedy Danusia umarła bardzo długo rozpaczał. W końcu jednak założył rodzinę z Jagienką. Żyje teraz bardzo szczęśliwie.