"Po dziadach przyszło pokolenie gorsze ojców, a po nich my bardziej niegodziwi, dający dalej potomstwo zbrodniarzy."
Herodot
Dokąd zmierza świat XXI wieku? Czy idzie w dobrą stronę? Moim zdaniem nie. Niestety, wiele wskazuje na to, ze jest już za późno, żeby zawrócić z obranej drogi. Takie obraliśmy sobie cele, by realizować się w życiu poprzez robienie kariery, zbijanie fortuny i gromadzenie dóbr, z których większość jest zupełnie zbędna do życia. Patrząc tylko na czubek własnego nosa, przyzwalamy światu na to, by szerzyło się w nim zło, dajemy zgodę na to, by prześladowano niewinnych ludzi, by mordowano z byle powodu, by niszczono ludzką godność. Bariera oddzielająca człowieka, istotę rozumną, kierującą się intelektem i zasadami moralnymi, umożliwiającymi wspólne życie, od potwora żądnego krwi swoich bliźnich powoli się zaciera i niedługo zaniknie zupełnie. Co wtedy nas czeka? Mam nadzieję, że nie dożyję takich czasów... Choć kto wie, czy już się nie zaczęły... Bo o jakim upodleniu ludzkości świadczy fakt, że w wojnach domowych wykorzystuje się dzieci jako żołnierzy, że dzieci stają się zakładnikami w sporach prowadzonych przez gromady szaleńców i fanatyków? Nikt nie potrafi przerwać tego samonapędzającego się koła nienawiści i przemocy... Polski zespół Kobong w piosence "Rwanda" śpiewał: 'Tylko bez krwi. Bez ciał rozprutych na ulicach, spuchniętych dzieci, bez matek, co w oczach mają obłęd, bez ojców, co wpadli w zamieć zemsty." Podobno od samego początku ludzkich cywilizacji, w całej ich historii było tylko 14 lat, podczas których na świecie nie toczyła się żadna wojna. Niby jesteśmy coraz bardziej cywilizowani, lepiej rozwinięci, ale w praktyce oznacza to tylko postęp w dziedzinie zadawania cierpienia bliźnim.
Wszechobecność zła sprawa, że obojętniejemy na nie. Również mnie to dotyczy. Za każdym razem, kiedy słyszę o jakiejś tragedii, nie potrafię myśleć inaczej niż w kategoriach statystycznych. Ale w końcu, jak napisała pewna niezwykle mądra osoba, "śmierć jednego człowieka to tragedia, śmierć tysiąca - statystyka." Albo, jak pisała w jednym z wierszy Wisława Szymborska, mówiąc o ofiarach dwudziestowiecznych okrucieństw, "tysiąc i jeden to wciąż tysiąc." Oddzielona od rzeczywistości grubym szkłem ekranu nie potrafię już wczuwać się w sytuację na miejscu tragedii, wiadomości takie przyjmuję z obojętnością. W chwilach przypływu świadomości refleksyjnej złoszczę się o to na siebie, ale już nie mogę tego zmienić. Spiker, nienagannie ubrany, którego modelowy wizerunek stworzył cały sztab stylistów, informuje z nie schodzącym z twarzy, przyklejonym uśmiechem o kolejnych rzeziach. Zdjęcia z kamer, na których ludzie tarzają się we własnej krwi wśród poodrywanych członków, rozpaczając i krzycząc przy tym wniebogłosy, kontrastują groteskowo z nienaganną fryzurą prezentera, z jego zadbaną, opaloną twarzą i ciepłym tembrem jego głosu. Ciekawe, jak on reaguje na kolejne, takie same obrazy masakr. Czy wciąż, mówiąc o nich, tłumi w sobie obrzydzenie pomieszane z przerażeniem i współczuciem, czy już jest mu to obojętne, czy traktuje wieści o ludzkim barbarzyństwie tak samo jak zmiany w prawie podatkowym, ostatnią kolejkę Ligi Mistrzów, kłótnie rodzimych polityków i ciekawostki z życia "highlife'u"? Co zrobi po powrocie do domu? Chwyci głowę w ramiona, nie mogąc znieść codziennego obcowania z niewyobrażalnym złem? Czy będzie go, tak jak przez chwilę mnie, prześladować ten obraz okrwawionej kobiety ogarniętej spazmatycznym płaczem, trzymającej na rękach martwe dziecko? Czy po chwili wszystko wróci dla niego do normy, a świat zacznie się kręcić swoim starym, znanym, bezpiecznym rytmem?
Nie jestem naiwna, świat odziera z naiwności. Nie wierzę już w skuteczność nawoływań i sensowność głoszenia idei. Zawsze znajdą się idioci, bądź szaleńcy, którzy z najpiękniejszej idei zrobią pretekst do rozpalania na nowo stosów, do wysadzania ludzi w autobusach i do torturowania ich w więzieniach. Być może to wina naiwności ideologów dobra, która każe im wierzyć, ze są w nas, jako gatunku, jakiekolwiek pozytywne uczucia? Co poradzić na to, że tak dalece się mylą...,Jesteśmy doskonale puści, nie ma w nas nic, co mogłoby poprawić globalną sytuację u początku tego wspaniałego XXI wieku. Jeśli nawet stałby się cud i dziewięćdziesiąt dziewięć procent ludzkości stałoby się dobre, to i tak zawsze pozostanie ten jeden procent, od którego na nowo rozpocznie się gangrena zła. Dobro i miłość zawsze pozostaną wrogie i nienawistne części ludzi, to niestety zupełnie naturalne. A naszej rzeczywistości wciąż bliżej do tego, co Zofia Nałkowska opisała w "Medalionach" lub co Gustaw Herling - Grudziński sportretował w "Innym świecie". Pojęcia dobra i zła przestają mieć znaczenie, wszystko pożera chaos, mieszający w sobie światło i ciemność, czerń i biel. Jedyną radą, jaką otrzymujemy na życie są słowa "Bądź dobrym człowiekiem" .Ale kto to jest "dobry człowiek"? Ktoś, kto daje się wykorzystywać, pomagając innym? Ktoś, kto nie wchodzi nikomu w drogę, żyjąc i umierając cicho? Czy ktoś, kto, jak pisał w jednym z wierszy Adam Zagajewski, "nie jest aniołem, ale nie jest też świnią"?
Wrócę jeszcze do kwestii "telewizyjnej", którą poruszyłam wcześniej. Wiadomo powszechnie, że aby przekazać rzetelną informację, trzeba pozostać chłodnym sprawozdawcą. A tacy sprawozdawcy zbyt często spotykają się z ludzkim cierpieniem i poniżeniem. Jaki jest moralny status reportera, który zamiast pomóc umierającemu człowiekowi, utrwala jego agonię na taśmie filmowej? Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi, wszakże jest ona dość paradoksalna. Podobnie religie. Nawołują do miłości i braterstwa, ale przecież każdy wie, że historia religii to historia barbarzyństwa i okrucieństwa wręcz nieprawdopodobnego. Najlepiej widać to na przykładzie współczesnej sytuacji Islamu w świecie. Koran nie pozwala na terroryzm i przemoc, jednak niemal co dzień dowiadujemy się, że jakiś szaleniec w turbanie, z Allachem na ustach wysadził się w powietrze, zabijając dziesiątki osób. Obserwujemy to i stajemy się obojętni. Dlaczego? Ponieważ jesteśmy bezsilni. Całkowicie.
Przerażający jest nasz kulturowy defetyzm .Zamiast stawiać czoła złu, chowamy głowy w piasek w nadziei, że zło łaskawie zostawi nas w spokoju, jeśli tylko nie będziemy stawać mu na drodze. Uciekamy od odpowiedzialności, zapominając, że jest to także ucieczka od wolności. Umywamy ręce, nie wiedząc, że stajemy się w ten sposób współwinnymi zła. I to zło do na kiedyś powróci, skazując na cierpienia. Pamiętamy wszyscy katusze Piłata z "Mistrza i Małgorzaty" Michała Bułhakowa. Dając przyzwolenie na zło sami stajemy się Piłatami. Postarajmy się także wziąć przykład z Syzyfa. Choć miał on świadomość bezcelowości swoich działań, uparcie wtaczał kamień pod górę, gdyż tylko to mógł robić, wierząc, że kiedyś odniesie sukces. Nieprzypadkowo Albert Camus wykorzystał Syzyfa jako figurę obrazującą stan, a także powinność człowieka współczesnego. Tylko to nam pozostaje: wierzyć i działać, choćby miała to być syzyfowa praca. Jesteśmy to winni naszym dzieciom, naszym przodkom, naszemu światu, nam samym.