Jestem zaskoczona tym, co się ze mną dzieje. Nigdy nie miałam w zwyczaju pisać pamiętników, wydawały mi się takie niedzisiejsze, ale teraz mam powód. Tata wreszcie ukończył maszynę do podróży w czasie. U mnie w klasie nikt nie wierzył, że mu się uda, nikt poza mną. I miałam rację! W końcu to mój tata. Chociaż nie należymy do najbogatszych warszawiaków, to właśnie ja, a nie kto inny znajdzie się jako pierwszy w Warszawie z przeszłości. I to już dziś. Chyba znalazłam powód, dla którego nie lubię pisać pamiętników - wszystko, co piszę brzmi tak, jakby powstało kilka wieków temu. To, że uwielbiam tamte czasy troszkę pomaga mi wejść w klimat tamtej epoki. Pisząc ten pamiętnik także będę się starała używać języka z tamtych czasów. Zdążyłam się już przygotować do podróży i znalazłam sobie strój, jaki nosiły dziewczynki kilka wieków temu. Dobrze, że tata skonstruował czasotransporter u nas w domu, bo mam do niego łatwiejszy dostęp, wystarczy tylko przejść do odpowiedniej sekcji.
Plan na dziś:
- Przestawię maszynę na rok 2070, gdyż wtedy Warszawa przeżywała swój rozkwit. Dobrze, że tata pozwala mi czasem towarzyszyć mu w majsterkowaniu.
- Po kąpieli teleportacja do rodziców, żeby powiedzieć im "dobranoc"
- W pokoju przebiorę się w strój z XXI wieku i szybko kolejna teleportacja do sekcji 2.
Myślę, że wszystko się uda. Mam obawy, że odgłosy maszyny obudzą rodziców, ale liczę na to, że będą twardo spać. Muszę tylko pamiętać, żeby zostawić im karteczkę z informacja, gdzie jestem, bo inaczej będą się martwić. A do plecaka (tak chyba nazywali ten mało przydatny worek) wrzucę kilka "Natychmiastowych Potraw" i parę niezbędnych rzeczy. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie jak po maśle.
23.12.2453
Jednak się nie udało. Wprawdzie jestem w przeszłości, ale niestety z tatą! Nie wzięłam pod uwagę tego, że tata może nie spać. Siedział na krześle przy tej swojej maszynie i musiałam czekać, żeby wreszcie opuścił pokój i wyszedł choć na moment. Wtedy wskoczyłam do maszyny i już prawie ja włączyłam, kiedy wszedł tata, wskoczył do środka, próbując mnie wyciągnąć. Było już jednak za późno i razem znaleźliśmy się w Warszawie XXI wieku. To było niesamowite! Naprawdę! Sami musicie kiedyś spróbować. Tata wyglądał naprawdę niecodziennie, kiedy stanął oko w oko z idealna Warszawą. Tego nie da się opisać. Ja byłam bardzo zdziwiona. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie to miasto, ale moje wyobrażenia okazały się niczym. Było wspaniale! Zima tylko potęgowała wrażenie niezwykłości, byłam oczarowana. Wreszcie zrozumiałam, dlaczego poeci tak chętnie opisywali akurat tę porę roku. Delikatne płatki śniegu wirowały leciutko w świetle wystaw bożonarodzeniowych, przyglądałam się temu tańcowi jak urzeczona. Przechodnie (wiem, to nieco dziwne, ale oni naprawdę szli, a nie jechali) patrzyli się na mnie z nieukrywanym zdziwieniem, kiedy zachwycałam się tym wszystkim. Tata chyba już nie mógł tego wytrzymać, bo powiedział żebyśmy usiedli na czymś, co nazwał chyba "ławką" - to sprzęt trochę podobny do łóżka, z tym, ze nie ma w nim żadnych miękkich elementów. Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu, bo nawet ja zamilkłam, by podziwiać miasto, które ciągle było dla nas jak nieuchwytny sen. Jednak w końcu tata postanowił rozwiązać jakoś problem noclegu. Wprawdzie zabrał mi przy tym coś z magii dawnej Warszawy, ale przecież nie mogliśmy spać na ławce. Postanowiliśmy więc zapytać kogoś, czy nie moglibyśmy spędzić u niego nocy. Zaczynało mi być zimno, bardzo się ucieszyłam, kiedy zobaczyłam idącą w naszym kierunku starsza panią z czymś dziwnym na nosie (tata wyjaśnił mi później, że to okulary). Pani spojrzała na nas badawczo, więc starałam się wyglądać tak, by wzbudzić jej zaufanie. Kiedy przeniosła wzrok na mojego ojca, uśmiechnęła się, choć początkowo na jej twarzy malowało się wyraźne zdumienie. "Oczywiście, że tak! Z chęcią Was przyjmę, choć obawiam się, że moje mieszkanie może być zbyt skromne jak dla gości z zagranicy." W czasie drogi do domu staruszki tata cały czas z nią rozmawiał, oczywiście sprytnie omijając nasze prawdziwe pochodzenie. Przypuszczam, że wtedy starsza pani zmieniłaby zdanie i nie mielibyśmy gdzie przenocować. Ja dostałam pokój na poddaszu, teraz właśnie w nim siedzę i spisuję wrażenia z całego dnia. To miejsce zdecydowanie się różni od naszego domu, ale czuć, że jest to miejsce, do którego chętnie się wraca i za którym się tęskni. Pełno tu różnych rzeczy, które nie mogą przydać się w domu. One przywołują wspomnienia, budzą uśmiech na twarzy, przypominają o sprawach, które kiedyś były bardzo ważne. Wydaje mi się, że dokładnie tak powinno wyglądać mieszkanie kogoś starszego - pełno w nim wspomnień. Takie miejsca pozwalają na wyrównanie tempa życia między młodymi, którzy właściwie bez opamiętania prą do przodu, a starszymi, dla których ogromną wartość ma to, co już za nimi.
24.12.2453r
Ależ się wyspałam! Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek spała tak dobrze. Wprawdzie wieczorem, obawiałam się, czy zasnę, bo tato wymyślił sobie rozmowę o posłuszeństwie. Dość mocno się zdziwił, kiedy powiedziałam mu, że tę wycieczkę planowałam dość długo. Nie spodziewał się, że jego córka wykaże się myśleniem strategicznym. Przyznałam się, że liczyłam na to, że skończy maszynę właśnie wtedy, kiedy ja będę miała wolne w szkole. Porozumieliśmy się także w sprawie naszej biografii, bo przecież trzeba było opowiedzieć coś o nas naszej miłej gospodyni. Powiemy jej, że wyjechaliśmy z Warszawy, kiedy byłam małym dzieckiem, zamieszkaliśmy w Kanadzie, a teraz powróciliśmy na wieść o śmierci ukochanej cioci mojego taty. Ponieważ nie mamy aktualnego adresu cioci, będziemy musieli szukać jej w całym mieście. Tak naprawdę tata miał w tym czasie konstruować czasotransporter.
Rano czekała mnie kolejna niespodzianka - w Warszawie ludzie jedzą normalne śniadania, nie dostają porcji witamin, mikroelementów i wszelkich innych potrzebnych rzeczy w postaci pigułek. Śniadanie stało się też okazją do poznania całej rodziny Bronowiczów. Pani, u której nocowaliśmy jest babcią, ma córkę Anię i syna Wojtka. Oni powiedzieli mi, że mam im mówić "ciociu i wujku". Ciocia ma już męża Jurka, którego też mam nazywać wujkiem i dwoje dzieci - Olę i Mateusza, którzy niestety są młodsi ode mnie. Wujek Wojtek nie ma jeszcze żony, ale ma narzeczoną, która ma się pojawić dziś na kolacji. Na kolację ma się zjawić całą rodzina, więc przypuszczam, że będzie wesoło. Nie wiem tylko, co to za okazja. Nie pamiętam, żeby wtedy obchodzono rocznicę jakiegoś zwycięstwa, ale ta data z czymś mi się kojarzy. Mam nadzieję, że później sobie przypomnę, co ważnego się wtedy stało. Póki co postanowiliśmy z tatą, że powinniśmy w jakiś sposób podziękować tym, którzy przyjęli nas pod swój dach.
Później
Zanim wyszłam z domu postanowiłam jeszcze skorzystać z łazienki. Nie mogłam się oprzeć i po drodze zajrzałam do kuchni, gdzie wisi ogromny kalendarz. W nim zaznaczone są święta, okazało się, że jest ich strasznie dużo. Przy niektórych datach odręcznym pismem zaznaczone są imiona domowników - to zapewne po to, by pamiętać o ich urodzinach i imieninach. Dla mnie jest to troszkę dziwne, bo w naszych czasach ludzie potrafią jedynie naciskać klawisze.
Kiedy popatrzyłam na dzisiejszą datę, zrozumiałam dlaczego ten dzień jest taki ważny. Przecież to Wigilia! Słynna polska Wigilia, kiedy wszystko wokół przestaje mieć znaczenie. Zrobiło mi się smutno, bo w moich czasach z tej tradycyjnej Wigilii pozostała jedynie Pasterka. Nic innego nie przypomina nam o narodzeniu Chrystusa. Przypomniałam sobie też, że w jednej z książek, którą czytałam pisało, że częścią bożonarodzeniowej tradycji są prezenty. Wiedziałam już, jaki będzie mój następny krok. Kupienie prezentów mogło być doskonałym sposobem okazania wdzięczności za gościnę. Ponieważ nie mieliśmy z tatą pieniędzy, sprzedaliśmy całą biżuterię. Dzięki temu kupiliśmy prezenty dla wszystkich.
Wieczór
Nikt z naszych czasów nie wie, co traci, nie znając Wigilii. Przygotowania do wieczerzy to najwspanialsze, co może być. Spędziliśmy w kuchni długie godziny, ale na twarzach wszystkich zajaśniał uśmiech, kiedy wszystko było gotowe i można było siąść do stołu. Zdziwiłam się niezmiernie, bo sprzątanie, które jest moją zmorą, tutaj jest prawie rozrywką. Może wpływ na to ma babcia, która co jakiś czas mówi :"bardzo Cię o to proszę..." lub "jeśli byłabyś tak dobra...".
Po uroczystej kolacji nastąpiło rozdanie prezentów. Zdążyliśmy już zauważyć, że "nasza" rodzina nie należy do najzamożniejszych, mimo to każdy członek rodziny otrzymał jakiś podarek. Nie zapomniano także o nas. Najwięcej radości mieli oczywiście najmłodsi, a i nam z tatą zrobiło się bardzo miło. Najdziwniejsze jest to, że dzieci wierzą, iż prezenty przynosi niewysoki starszy pan w czerwonym płaszczu. Kiedy już każdy siedział ze swoim prezentem, babcia zaczęła śpiewać. Po chwili dołączyli do niej pozostali członkowie rodziny. Te piosenki mój tata nazwał "kolędami". Po raz kolejny zaczęłam żałować, że nie urodziłam się kilkaset lat wcześniej.
25.12.2543r
Dziś z Olą i Mateuszem byliśmy na sankach. Śnieg miałam dosłownie wszędzie, a mimo to poszliśmy jeszcze na spacer po mieście. Uważnie obserwowałam wszystkich przechodniów, których też zapamiętale fotografowałam. Robiłam zdjęcia miastu, żeby po powrocie do domu pokazać wszystkim Warszawę sprzed kilku stuleci. Powoli jednak zaczynam tęsknić za moją rodziną, choć tutaj wszyscy są dla mnie bardzo mili. Tęsknię za moją wiecznie zajętą mamą i w pełni zautomatyzowanymi sprzętami domowymi.
26.12.2543r
Wydaje mi się, że odkryłam tajemnicę Eldorado: nic nie byłoby tu tak wspaniałe i piękne, gdyby nie radość, która cały czas towarzyszy ludziom. Mieszkańcy tej Warszawy potrafią się śmiać i umieją odnaleźć lepsze strony każdej sytuacji. Tutaj każdy robi to, co lubi, więc wszyscy są szczęśliwi. Robią to, co naprawdę daje im radość i satysfakcję, więc bez problemu dzielą się swoją radością, energią i pozytywnym myśleniem z innymi ludźmi.
Tata skończył maszynę. Tym razem poszło mu znacznie szybciej niż z prototypem. Cieszę się niezmiernie, że już niedługo zobaczę moją mamę i wszystkich przyjaciół. Ta wyprawa była mi potrzebna, bo dzięki niej wiem, że taki idealny świat nie jest dla mnie, ale nauczył mnie też tego, że przez życie należy iść z uśmiechem. Od idealnego świata wolę ten mój - może czasem za bardzo skomputeryzowany, w którym zdarzają się błędy, gdyż w nim czuje się dobrze. Dużo bardzie pożyteczne jest naprawianie błędów, które dodatkowo uczy, niż życie świecie doskonałym.
Będzie mi jednak brakować wspaniałej rodziny Bronowiczów, bo to wspaniali ludzie. Postanowiliśmy z tatą, że pozostawimy im część pieniędzy, które pozostały nam ze sprzedaży biżuterii. Dla nas to w tym momencie bezużyteczne papierki, a im na pewno się przydadzą.
27.12.2543r, wieczorem
Kiedy już opowiedzieliśmy rodzinie o naszej wyprawie, tata postanowił zniszczyć swój wynalazek. Uznał go za zbyt niebezpieczny, zwłaszcza gdyby wpadł w niepowołane ręce.