„Ucz się ucz, nauka do potęgi klucz.” Od ilu pokoleń uczniowie słyszą te słowa? Każdego ranka wstaje wcześnie, by radością pójść do szkoły i powiększać zasoby swojej wiedzy, bo przecież bez tak cennego składnika nie uda mi się w przyszłości ugotować smacznej zupy zwanej życiem, chociażby dlatego, że zabraknie pieniędzy na składniki do niej.

Kiedy już się znajdę w szkole, witają mnie uśmiechnięci nauczyciele, cieszący się kolejnym dniem wśród swoich podopiecznych. Co z tego, że zarabiają kilka razy za mało w stosunku do prestiżu swojego zawodu, przecież przekazywanie wiedzy tak entuzjastycznie nastawionej młodzieży wynagradza wszystkie niedogodności tej pracy. Mimo wszystko pedagodzy w naszej szkole powinni zarabiać więcej. Nie ważne, że pracują osiemnaście godzin tygodniowo i maja trzy miesiące wakacji w roku. Przecież każdego dnia, co najmniej przez kilka godzin przygotowują w domu materiały dla swoich ukochanych przyszłych abiturientów, czy sprawdzają ich zeszyty w poszukiwaniu błędów. Po lekcjach w naszym ogólniaku jest przecież mnóstwo kółek zainteresowań, które zachęcają każdego żaka do poszerzania wiedzy z przedmiotów, które go interesują. To tez trzeba przygotować po godzinach i nikt za to nauczycielom nie płaci. Co do samych zajęć obowiązkowych są one niezwykle ciekawe Na lekcjach nasi mentorzy przedstawiają świat z różnych perspektyw i zachęcają do wspólnych dyskusji i polemiki. Podręczniki są dla nas tylko podsumowaniem wiedzy, a część nauczycieli uważa nawet, że są one niepotrzebne, bo mądrość jest nich przedstawiona bardzo nieciekawie, a oni chcą nas uczyć kreatywnego myślenia i tworzenia własnych wniosków czy definicji. Nie ważne, że rodzic wydał na nowe książki około pięciuset złotych, dydaktyk przecież wiedzą najlepiej, co tam głupie książki pisane przez przemądrzałych profesorów, nic niewiedzących o nauczaniu. Jeżeli chodzi o sam budynek szkoły jest on prześliczny, usytuowany w jeszcze piękniejszej scenerii kwadratowych, kilkupiętrowych domów, pomalowanych w cukierkowe kolory. Wnętrze natomiast jest tak przytulne (przede wszystkim nasza kochana klasa, która została z reszta niedawno odnowiona, co prawda krzesła pozostały te same i nadal będą boleć nas plecy, ale warto się pomęczyć, bo po co nam nowe wygodne krzesła, skoro mamy teraz telewizor plazmowy, którego użyjemy aż kilka razy w tym semestrze), że podejściu czuje się jak w domu, a wszystkie siedemset znajomych twarzy staje się na moment moją wielką rodziną, bo co to za problem zapamiętać tak niewielu ludzi i czuć się wśród nich jak wśród przyjaciół. O tak, w naszej placówce panuje bardzo rodzinna atmosfera. Jednak, żeby nauczanie było skuteczne i przyjemne dla obu stron, trzeba ten wielki klan podzielić na mniejsze familie(klasy), tak żeby każdy uczeń mógł indywidualnie poprosić nauczyciela o pomoc. Trzydziestu dwóch uczniów i jeden nauczyciel, i czterdzieści pięć minut lekcji to wystarczająco dużo, żeby wszystko wszystkim wytłumaczyć. Na każdej lekcji pracujemy bardzo ciężko i wykorzystujemy każdą minutę, bo przecież nas czas jest bardzo cenny i pedagodzy to szanują. Znajdujemy nawet kilka chwil na małe marnotrawstwo w postaci sprawdzania obecności, uciszania klasy, czy zabawy w chowanego (zasłaniamy oczy podręcznikiem, który w końcu do czegoś się przydaje, a nauczyciel wychodzi z klasy i się chowa, jeszcze nigdy żadnego z nich nie znaleźliśmy, główna zasada tej gry to „nie opuszczajcie klasy przed dzwonkiem, albo zrobię kartkówkę z tego, co kazałem wam przeczytać”. Nie ma to jak chwila rozrywki).Wszyscy powtarzają, że matura jest bardzo ważna. Nauczyciele też to podkreślają, dlatego w klasie humanistycznej musimy wiedzieć, jakie są rodzaje wietrzenia fizycznego albo znać sposób otrzymywania hydroksypripionianu propylu (nie mylić z trotylem). Liczy się przecież młodzież myśląca, wszechstronnie wykształcona, posiadająca wiedzę ogólną w większości dziedzin, której wcale nie zapomnimy dzień po sprawdzianie. Przecież nie bez powodu nazywamy naszą szkołę: liceum ogólnokształcącym. Nie można przecież brać pod uwagę, ostatniej reformy edukacji, która jest przecież tylko wytyczną, a nie wyrocznią. Nie ważne, że o przyjęciu na studia decyduje jeden, czy dwa przedmioty maturalne. Lepiej przecież napisać kiepsko maturę i nie dostać się na studia, a posiadać bardzo przydatną, ogólną wiedzę z wielu przedmiotów, którą będziemy mogli popisać się jeszcze przez długie lata naszego życia, bo tak wspaniale ją sobie utrwaliliśmy.

Wspaniałości naszej cudownej szkoły, czy samego systemu edukacji można by wymieniać latami. Cała ta „edukacyjna maszyna’ kształcenia na poziomie gimnazjum i liceum pracuje bez zarzutu. Pozostaje nam jedynie naprawić teraz szkolnictwo wyższe, uczelnie i tamtejszych profesorów, którzy nie wiedzieć dlaczego, narzekają na tych wspaniale wykształconych uczniów, których przejmują pod swoje skrzydła i organizują dla nich dodatkowe wykłady, czy to z chemii na poziomie gimnazjum na kierunku inżynieria chemiczna, czy z fizyki na poziomie liceum na wydziale budowy maszyn. Nie mogę się doczekać genialnych pomysłów naszej władzy, które z pewnością naprawią i ten problem.