Kochanowski tworzył w okresie renesansu, który mówił o człowieku jako najwyższej wartości. W tej epoce wierzono, że to właśnie on może zapanować nad światem swoim rozumem i kulturą. Powoływano się chętnie na stoicyzm jako nurt w filozofii dający człowiekowi szczęście i wytchnienie. Pozwalał on panować nad sobą, nad tym by nie pogrążyć się w zbytniej radości, hedonizmie, szaleństwie zmysłów, ale i w pesymizmie - rozpaczy nad marnością ludzkiego życia. Wiele z "Pieśni" Jana Kochanowskiego, porusza motywy spokojnego i uładzonego życia, w którym nadrzędną wartością jest cnota. Rozumiana po stoicku, jako niepodzielna i ogarniająca wszystko istota życia ludzkiego.
Taki tez obraz wyłania się ze słynnej "Pieśni o cnocie". To uczucie dające człowiekowi wielką siłę, przy jednoczesnej za nie odpowiedzialności. Jest ona bowiem wartością samą w sobie, nagrodą sama przez się.
"Cnota (tak jest bogata) nie może wziąć szkody
Ani sie też ogląda na ludzkie nagrody;
Sama ona nagrodą i płacą jest sobie
I krom nabytych przypraw świetna w swej ozdobie".
O szczęściu, ale już w ujęciu bardziej biesiadnym, urokliwym, jednak bez popadania w wynaturzony hedonizm mówi "Pieśń IX" zaczynająca się od słów "Chcemy sobie być radzi ?". Jest to obraz uczty, na której ludzie spokojnie cieszą się z chwili danej im. Nie myślą o dalekiej przyszłości, nie zastanawiają się jak się on potoczy. Starają się łapać "dzień każdy i nie wierzyć ni trochę w złudnej przyszłości obietnice płoche", jak to pisał Horacy. Kochanowski tak to formułuje:
"Kto tak mądry, że zgadnie,
Co nań jutro przypadnie
Sam Bóg wie przyszłe rzeczy, a śmieje się z nieba;
Kiedy się człowiek troszcze więcej, niżli trzeba".
Dodatkowo ważne są w tym wierszu wątki epikurejskie. Epikur nie mówił bowiem o uleganiu przyjemnością, raczej starał się dążyć by jak najbardziej je ograniczyć i zawęzić tylko do tych najkonieczniejszych. Starał się tez dać pierwszeństwo tym duchowym a nie cielesnym.
"Szafuj gotowym bacznie!
Ostatek, jako zacznie,
Tak Fortuna niech kona: raczyli łaskawie,
Raczyli też inaczej; my siedzim w jej prawie"
Wiele przedstawień radości jest wpisanych we fraszki, który to gatunek z założenia był ulotny, delikatny, niewzbudzający u czytelnika smutku. Jedna z najbardziej znanych i wesołych jest ta "O doktorze Hiszpanie". Jest to scena z życia dworskiego, gdzie kompania mężczyzn spędza czas na piciu, grze w karty i zabawie. Choć na pierwszy rzut oka może się ten utwór wydawać oskarżeniem pijaństwa i lenistwa to tak na prawdę jest to tylko oddanie momentu zabawy ludzi, którzy pewnie na co dzień zagrożeni byli w wielu stron przez zazdrość, zmienne nastroje króla, wszelkie uroki i nie uroki dworu. Zabawna poinata nie jest jakimś szczególnym pouczeniem czytelnika, przestroga a jedynie zabawnym nazwaniem rzeczy po imieniu:
"Od jednej przyszło aż więc do dziewiąci,
A doktorowi mózg się we łbie mąci.
Szedłem spać trzeźwio, a wstanę pijany>". Trochę mniej zabawna, a o bardziej wyostrzonej satyrze jest fraszka "O kapelanie", gdzie spotykamy kolejnego kompana do kieliszka, dodatkowo stanu duchownego: "Królowa do mszej chciała, ale kapelana Doma nie naleziono; bo pilnował dzbana". Wszystkie te postaci są jeszcze ukazywane przez pryzmat przymrużonego oka i nie stanowią pokutujących grzeszników. Jednak wraz z upływem lat nawet tematyka fraszek, dworskich i wesołych, zaczyna się zmieniać i w ich obrębie pojawiają się pisane jakby "na poważnie" o tematyce filozoficznej, obnażające mechanizmy rządzące światem. Jak się okazuje daleko odmienne od typowego rozumienia poglądów renesansowych pisarzy. We fraszce "o żywocie ludzkim" Kochanowski daje dość pesymistyczną wykładnię ludzkich losów i starań o lepsze życie. Pisze: "Fraszki to wszytko, cokolwiek myślimy, Fraszki to wszytko, cokolwiek czynimy; Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy, Prózno tu człowiek ma co mieć na pieczy" Świat to już nie harmonijny mechanizm, gdzie wszystkie części są do siebie dopasowane i zgodnie działają. Człowiek zatracił już bowiem znajomość wszystkich mechanizmów. Nie może się sam oprzeć na niczym pewnym. Wszystko w świecie bowiem wraz z nim przemija i nieuchronnie dąży do zagłady. Ostatnie wersy podejmują jeden z częstych motywów służący opisowi człowieka we świecie. Otóż jest on tylko lalka, która jest pociągana przez jakaś nieznaną siłę za sznureczki, czyli bezwolną istotą, podległą i niesamoistną. Człowiek nie jest już więc tą "najwyższą wartością", siłą i kierownikiem świata ziemskiego: "Zacność, uroda, moc, pieniądże, sława, Wszytko to minie jako polna trawa; Naśmiawszy się nam i naszym porządkom, Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom". Jednak ruiną optymistycznego sposobu patrzenia na świat, wiary w moc człowieka i jego niezależność są dopiero "Treny". Przedstawił w nich Mistrz z Czarnolasu kryzys człowieka, którego słabość obnażą śmierć, siła nad która nie może on zapanować. Potocznie uważa się że "Treny"" są tylko wyrazem bólu po śmierci ukochanej córeczki Urszulki, i które to ojciec chciał zostawić na pamiątkę. Tak wąskie ich odczytanie zubaża jednak ich tematykę. Jednak i tego prywatnego tak nie można pominąć. "Treny" Kochanowskiego wpisują się w antyczna jeszcze poetykę form epicedialnych, czyli dotyczących śmierci i zachowują podobną konstrukcje. Pojawia się w nich nawiązanie do przeszłości, chęć pokazania poprzez swój kunszt poetycki wspaniałości zmarłego,. Pochwała jego zasług, demonstracja żalu, rozpaczy, a wreszcie zakończenie prowadzące do uspokojenia i wyciszenia emocji. W "Trenie I" Kochanowski nie bez powodu przywołuje wielkich poetów starożytnej Grecji, po to między innymi by podkreślić kunszt swoich utworów z tego cyklu: "Wszytki płacze, wszytki łzy Heraklitowe I lamenty, i skargi Symonidowe, Wszytki troski na świecie, wszytki wzdychania I żale, i frasunki, i rąk łamania". Chce by jego wiersze miały moc i możliwość docierania do najgłębszych pokładów ludzkiej duszy i by wyrażały jak największe cierpienie i smutek opuszczonych rodziców. W "Trenie IV" pojawiają się pełne wyrzutów słowa skierowane do śmierci, która zesłała na rodziców Urszulki wielki smutek i ból: "Zgwałciłaś, niepobożna Śmierci, oczy moje, Żem widział umierając miłe dziecię swoje! Widziałem, kiedyś trzęsła owoc niedordzały, A rodzicom nieszczęsnym serca się krajały". Poeta stara się przelać na papier całe rozrywające jego serce i dusze uczucia. Przywołuje z mitologii greckiej postaci Demeter i Niobe, płaczących matek, by swój ból zestawiając z ich jeszcze bardziej spotęgować. Z kolei w "Trenie VII" przeważa opis pośredni córeczki, tym bardziej w czytelniku potęgujący poczcie wielkiej straty, jaka jest odejście kochanej osoby. Otóż rodzicom Urszulki zostały tylko jej maleńkie ubranka, potęgujące tylko pustkę, brak ich właścicielki: "Nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubiory Mojej namilszej cory! Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie, Żalu mi przydajecie?". W ten sposób, spotykając się z cierpieniem i śmiercią Kochanowski traci swój dawny optymizm. Można też powiedzieć, że jego świat dawnych wartości ulega częściowemu załamaniu i znaczącemu przeobrażeniu. Swoja krytykę wymierza przeciwko stoikom, łudzących ludzi swoimi naukami rzekomo mającymi zapewnić im spokój i ziemskie szczęście. Kochanowski widzi w tym tylko sztuczność i coś sprzecznego z naturą: " Cóż, prze Bóg żywy, nie jest prózno na świecie ? Wszytko prózno! Macamy gdzie miękcej w rzeczy, A ono wszędy ciśnie ! Błąd - wiek człowieczy !". Kochanowski pokazuje, że człowiek nie jest bezduszna istota mogąca panować nad wszelkimi odruchami ciała i duszy. Są bowiem w nim miejsca, niczym nie osłonione, które wobec wielkiego cierpienia mogą odczuwać ból. Nie do przezwyciężenia jest między innymi śmierć najbliższej, niewinnej osoby. Kocahnowski musi sobie teraz na nowo zbudować świat, gdzie: "Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje, A serce swej pociechy darmo upatruje". Droga ratunku dla niego staje się Bógg. PO tym jak już nawet zaczął wątpić w Jego istnienie, odrzucił i stoicką mądrość, ich cnotę i wyznaczniki kształtowania duszy, zwraca się ku Bogu. To nie w Niobe, czy mitologicznej Demeter widzi swój odpowiednik, ale właśnie w Hiobie, który z nich wycierpiał najwięcej, a jednak dzięki silnej wierze z Boga nie załamał się , nadal Go chwalił i ufał w jego miłosierdzie, przez co w końcu został za to sowicie nagrodzony. Kochanowski zaczyna wierzyć, że i śmierć może być nauką, wypełnieniem boskiego planu, który dla człowieka może wydawać się absurdalny, gdyż postrzega tylko oderwany od całości, maleńki jego fragment. Kochanowski przeprasza wiec boga i stara się w nim znaleźć oparcie i spokój: "My, nieposłuszne, Panie, dzieci Twoje, W szczęśliwe czasy swoje Rzadko Cię wspominamy, Tylko rozkoszy zwykłych używamy. Nie baczym, że to z Twej łaski nam płynie, A także prędko minie, Kiedy po nas wdzięczności Nie uznasz, Panie, za Twe życzliwości". Wreszcie jest mu tez to dane. W ostatnim, zamykającym ten cykl "tereni XIX - Sen" objawia się w nocy Kochanowskiemu jego dawno zmarła matka z Urszulką w ramionach. Wręcz gani ona syna za wcześniejszą chwiejną wiarę w Stwórcę. Przypomina, że najważniejsza częścią w człowieku nie jest ciało, lecz dusz, która nie ginie wraz ze swoja ziemską powłoką i zachowuje nieśmiertelność. I to właśnie dusza w pozaziemskim życiu może doświadczyć największej rozkoszy - obcowania z Bogiem "twarzą w twarz", o czym przypomina poecie matka, i z powodu że o tym zapomniał go gani. Rysuje przy tym piękny obraz nieba, świata w którym rzeczywiście istnieje spokój i harmonia. "Tu troski nie panują tu pracej nie znają, Tu nieszczęście, tu miejsca przygody nie mają Tu choroby nie najdzie, tu nie masz starości, Tu śmierć, łzami karmiona, nie ma już wolności. Żyjem wiek nieprzeżyty, wiecznej używamy Dobrej myśli, przyczyny wszytkich rzeczy znamy". Szczęście, spełnienie, odpoczynek, miłość, poznanie to przymioty królestwa bożego, a nie ludzkiego, gdzie to wszystko jest chwilowe a nieraz i względne. Można powiedzieć, ze Kochanowski w końcu powrócił do swojej optymistycznej wizji świata, tyle tylko ze odnosiła się ona już do rzeczywistości pozamaterialnej, niebiańskiej, a nie ziemskiej.