Zanim zacznę pisać o miłości i jej obrazach w literaturze polskiej chciałbym zacytować dwa podstawowe teksty biblijne, które określiły ten temat jednoznacznie w twórczości wielu późniejszych poetów. Pierwszy pochodzi ze wspaniałego "Hymnu o miłości" świętego Pawła z Tarsu:
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów
A miłości bym nie miał
Stał bym się jak miedź brzęcząca
Albo cymbał brzmiący
Gdybym też miał dar przekonywania
I znał wszystkie tajemnice
I posiadał wszelką wiedzę
I wszelką możliwą wiarę
Tak iżbym góry przenosił
A miłości bym nie miał
Byłbym niczym
I gdybym rozdał na jałmużnę
Całą majętność moją
A ciało wystawił na spalenie
Lecz miłości bym nie miał
Nic bym, nie zyskał
Miłość cierpliwa jest
Łaskawa jest
Miłość nie zazdrości
Nie szuka poklasku
Nie unosi się pychą
Nie dopuszcza się bezwstydu
Nie szuka swego
Nie unosi się gniewem
Nie pamięta złego
Nie cieszy się z niesprawiedliwości
Lecz współweseli z prawdą
Wszystko znosi
Wszystkiemu wierzy
We wszystkim pokłada nadzieję
Miłość nigdy nie ustaje (...)
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość
Te trzy, a największa z nich jest miłość".
Na samym wstępie tego fragmentu Listu do Koryntian, widzimy jak bardzo świat jest pusty i nieporadny jeżeli nie wypełnia go i nie kieruje nim miłość. Traci w takim przepadku znaczenie wiedza, wiara, dobroczynność, bo nie maja one celu, który poprzez te przymioty człowiek może osiągnąć. Miłość sprawia że sens mają nasze dobre uczynki i moralne życie, jeśli nawet postępujemy właściwie ale z innych pobudek, na [przykład pragnąc tylko własnej wygody i nie opieramy się o miłość, do Boga i bliźniego, nasze życie nie ma sensu. Mimo, iż wiele cnót stanowi dobro niezaprzeczalne samo w sobie, to ich treść można wyrazić tylko wtedy gdy wynikają i są osadzone w miłości.
Tekst zacytowany przeze mnie powyżej nazywany jest przez jego autora hymnem. Utworem o treści podniosłej, mającej zazwyczaj za temat rzeczy transcendentne, o charakterze metafizycznym, podstawowe dla życia ludzkiego. Nie dziwi wiec w dalszej jego części wręcz litanijny fragment w którym piszący w sposób prawie ekstatyczny wychwala niezaprzeczalne zalety miłości. To, że "nie szuka poklasku", "nie unosi się gniewem", "współweseli się z prawda" w łatwy sposób możemy odnieść do samego Boga, pamiętając przecież, że Hymn o miłości, to tekst natchniony, wchodzący w skład Nowego Testamentu i ze pełny sens tekstu uzyskamy tylko w tym kontekście. Wszak to Bóg jest nazywany miłością i to ona jest Jego esencją. W ujęciu świętego Pawła pomiędzy Bogiem a miłością nie ma różnic, dlatego tez nie uważa nawet on w całym tym hymnie za potrzebne wymieniać Jego imię. Bóg to najwyższy cel i motywująca go przyczyna, do której zdąża każdy element świata przez Niego stworzonego.
Święty Paweł pisze w dalszej części o poznaniu, co niejako da się przełożyć na stopnie w osiąganiu miłości. Od najniższego aż do najwyższego. Pisze, iż w wieku dziecięcym "mówiłem jak dziecko, / czułem jak dziecko, / myślałem jak dziecko" - niedoskonale, nieprawdziwie. Miłość, w takim ujęciu staje się jedynym narzędziem do poznania świata i przeniknięcia przynajmniej jego części. Platon pisał, że "intuicja to najwyższe spiętrzenie myśli oświecone miłością". Dlatego w wieku męskim, kiedy człowiek potrafi ją docenić - otworzyć się na miłość, a przez nią na wiarę i dobro, może nawet dostąpić wniknięcia w sprawy ponad czysto-ludzkie - w duchowe. Może przez to zbliżyć się do Boga. Owszem w życiu ziemskim człowiek widzi świat i siebie "jakby w zwierciadle" - jako odbicie tylko swojej ziemskiej natury. Miłość zaś potrafi sprawić, że zdoła on jednak ujrzeć "twarzą w twarz". Dostrzec boską ingerencję, boskość wychylającą się spoza niego. Wszak i on i wszystko inne zostało stworzone "na obraz i podobieństwo" Boga. Tylko miłość pozwala to wszystko właściwie oświetlić i rozjaśnić, nawet jeśli nie teraz, to kiedyś w przyszłości, gdy dusza ludzka po śmierci człowieka złączy się w jedność Bogiem. Gdy rozpłynie się w Nim "jak kropla wody w kielichu wina", jak to gdzieś indziej ujął Paweł z Tarsu. To właśnie uczucie miłości obecne w każdym człowieku, jest częścią jego boskiej natury, dlatego poprzez miłość człowiek nadaje sens wszystkiemu innemu, tak jak miłość boska nadaje bieg całemu światu. "Tak wiec trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość". Największa, bo choć niewątpliwie niezdolna istnieć bez innych to ogarniająca i nadająca istotę wszystkim pozostałym. Drugim wartym przedstawienia fragmentem, tym razem pochodzącym ze Starego Testamentu jest kilkanaście wersów "Pieśni nad Pieśniami":
"Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu
jak pieczęć na twoim ramieniu
bo jak śmierć potężna jest miłość
a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol
żar jej to żar ognia
płomień Pański
Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości
nie zatopią jej rzeki
Jeśliby kto oddał za miłość całe bogactwo swego domu
pogardzą nim tylko".
I w tym przypadku spotykamy się z miłością jako z najważniejszym elementem życia ludzkiego, do którego sprowadzają się wszystkie pragnienia i myśli ludzkie, które swoim ogromem ogarnia cały świat.
Wartą wspomnienia przy rozważaniu wątku miłości w kulturze jest historia Safony, greckiej poetki. Stworzyła on na wyspie Lesbos małą społeczność w której wszelkie kontakty pomiędzy jej członkiniami, był to bowiem na wzór szkół filozoficznych, związek jednopłciowy, tyle że żeński, opierały się na wzajemnym umiłowaniu. Kobiety oddawał hołd bogini miłości Afrodycie. Safona była autorką jednych z pierwszych wierszy miłosnych w literaturze europejskiej. Cechowały się one kondensacją i oszczędnością słowa za czym postępowała pełnia i doskonałość znaczeń. Tematami były nagłe porywy miłosne, delikatne uczucia, pojawiał się tez zazdrość i cierpienie obecne zawsze przy okazji miłości.
Już w setki lat poźniej w polskiej literaturze, w dwudziestoleciu międzywojennym, pojawiła się polska poetka będąca w wielu elementach swojej twórczości lirycznej spadkobierczynią Safony. Zresztą Maria Pawlikowska - Jasnorzewska dedykowała jej swój debiutancki tomik wierszy noszący przy tym tytuł "Róże dla Safony":
"Już wtedy w Hitylenie jak i w całej Lesbos
obca jasnym gajowym i nadmorskim bożkom
upadłaś Miłości pod ciężarem łez, bo
jak dziś byłaś słodko-gorzką".
Pisząc o kulturze starożytnej nie można też pominąć miłości w ujęciu w jakim przedstawił ja Platon w swoim dialogu "Uczta". Pokazał on jej rozwój jako wstępowanie po kolejnych stopniach prowadzących do jej całkowitego poznania. Osiągając pewne stopnie na drodze miłości dochodzimy do najwyższej idei absolutu. Określał on miłość jako "właściwe każdej duszy dążenie do posiadania wiecznego dobra". Stopnie miłości kształtowały się następująco. Umiłowanie ciała w młodości, najpierw konkretnej osoby później ogólne. Umiłowanie piękna duszy. Następnie kocha się za piękno wyrażane w czynach. Przejście do nauk o miłości, zgłębianie jej. W końcu najwyższym stopniem jest dojście do prawdy, dociekana samego w sobie, wiecznego.
W średniowieczu najbardziej pożądaną i najczęściej opisywana był miłość człowieka do boga, przez co na te prywatną, osobista - międzyludzką literatura oficjalna nie poświęcała zbyt wiele miejsca. Dopiero na kartach utworów popularnych, mających służyć rozrywce, w pieśniach sowizdźalskich, w śpiewanych na dworach legendach i podaniach pojawiają się wspaniałe opowieści miłosne. Nalezą tutaj legendy o królu Arturze i jego żonie Ginewrze, kochanej przez Lancelota, wreszcie najsłynniejsza chyba po dzisiaj dzień opowieść "Tristan i Izolda". Po dzisiaj dzień czytane są również "Listy Abelarda do Heloizy", będące autentycznymi dokumentami mówiącymi o tragicznych losach tego dwunastowiecznego filozofa i bogatej mieszczanki.
Literatura renesansu rozpoczyna się co zastanawiające ale zrozumienia jeżeli popatrzymy na tę epokę poprzez humanizm i optymizm patrzenia na człowieka, od erotyków,. Pisali sonety miłosne dwaj najwięksi poeci ówczesnej europy: Dante, który kierował je do Beatrycze, Petrarka do Laury. U tego ostatniego miłość do uczucie gwałtowne i wypełniające dusze ludzką całym swoim jestestwem. Powoduje ta siła wielki zamęt w spokojnym dotychczas wnętrzu człowieka, całkowicie zmieniając jego percepcję świata. Tak właśnie poeta ukazał miłość w sonecie sto trzydziestym drugim:
"Jeśli to nie jest miłość - cóż ja czuję?
A jeśli miłość - co to jest takiego?
Jeśli rzecz dobra - skąd gorycz, co truje?
Gdy zła - skąd słodycz cierpienia każdego?
Jeśli z mej woli płonę - czemu płaczę ?
Jeśli wbrew woli - cóż pomoże lament ?
O śmierci żywa, radosna rozpaczy,
Jaką nade mną masz moc! Oto zamęt".
W innym sonecie o miłosnym charakterze poeta buduje wielką pochwałę tego uczucia, wysławianego ponad niebiosy. Wcześniej takie przepojone uwielbieniem i radością strofy były kierowane tylko i wyłącznie do Boga, nigdy raczej do uczucia za którym stała ukochana osoba. Ta właśnie przemiana świadczy dobrze o zmianach jakie zaszły w kulturze ówczesnej Europy, a które znalazły odbicie w wierszach Petrarki:
"Błogosławiona pierwsza słodka troska,
Którą zawdzięczam wszechwładnej miłości
Łuk, strzała, co mnie trafiła, mistrzowska:
Rany, drżące serca głębokości.
(...)
Błogosławione niech będą z tysięcy
Słowa, co o niej są - i myśli poety,
Która nią żyje tylko, niczym więcej".
Inaczej przedstawiana jest miłość w dramatach żyjącego kilkadziesiąt lat później Szekspira. Potrafi on pisać pięknie o miłości, widzi w niej czyste uczucie lecz zazwyczaj jego kochankom towarzyszy zło i cierpienie osób, które nie pozwalają rozwinąć się temu uczuciu.
Dla słynnej, tytułowej pary kochanków - "Romea i Julii" - miasto jest obojga niebezpieczne, wszędzie czyhają wrogie rodziny tej drugiej kochanej osoby, lecz sami dla siebie są całym światem i we własnych duszach stanowią prywatną arkadię. Wszak zrozpaczony wyrokiem wygnania Romeo mówi :"Zewnątrz Werony nie ma, nie ma świata, Tylko tortury, czyściec, piekło samo!/(...) Tu jest niebo, / Gdzie Julia żyje". Niebem bowiem są dla siebie sami zakochani. W tym przypadku trudno mówić o ckliwości czy przesłodzeniu tego uczucia przez dramatopisarza. Bardzo ciekawie przez "mistrza ze Stratfordu" kształtowana jest postać tytułowej bohaterki. Julia pod wpływem miłości do chłopaka zmienia się ze spokojnej i uległej dziewczyny, miała w chwili jego poznania tylko czternaście lat, w kobietę - świadomą własnego losu i potrafiącą o niego walczyć. Wcześniej na tyle poważała ojca i matkę, że bezwolnie był a skłonna wyrazić zgodę na ślub z przeznaczonym jej przez nich hrabią Parysem (którego imię można chyba potraktować jako, poprzez związki z antycznym imiennikiem, dosyć znaczące). Julia staję się wręcz aktywną w związku z Romeo. To ona pierwsza, nie widząc innego wyjścia i będąc pewną swoich i jego uczuć, głośno i wyraźnie proponuje zawarcie związku małżeńskiego. Mimo pozornej młodości, zdaje się ona trzeźwiej patrzeć a świat niż jej ukochany. Julia zdaje się wręcz heroiczna bohaterką, gdy postanawia przeprowadzić, po wygnaniu Romea, plan upozorowania własnej śmierci. To zresztą jej pierwszej przychodzi do głowy myśl o wykorzystaniu trucizny w przeprowadzeniu śmiałego planu ucieczki z Werony, przez prześladującymi ich rodzinami.
Patrząc na losy kochanków Szekspirowskich nie sposób wyzbyć się poczucia towarzyszącego im fatum, które wszakże w literaturze chrześcijańskiej Europy nie miało specjalnej racji bytu. Często jest ona bowiem nie tyle nieszczęśliwa, co powiązana z cierpieniem niezależnym od bohaterów. Zresztą Szekspir już w pierwszym chórze pisze: "Po pełnych przygód nieszczęśliwym bycie, / Śmierć ich stłumiła rodzicielskie boje", co powoduje, iż czytamy jego utwór, mimo wielu farsowych fragmentów, jako pełną tragizmu kronikę. Podobnie w innych tragediach Szekspira miłość może być czasem bardzo ciemnym uczuciem. Tak rzecz ma się w "Makbecie", gdzie lady Makbet i jej mąż żyją w takiej bliskości i wzajemnym rozumieniu że potrafią zdobyć się na jedna z najokrutniejszych zbrodni jaką było w tamtych czasach królobójstwo. Co zastanawiające właśnie wraz z nim, zaczynają się rozłączać. Tak że w momencie, gdy lady Makbet umiera targana strasznymi wyrzutami sumienia jej mąż może się zdobyć tylko na słowa że uczyniła to w nie najlepszym czasie. Także w "Otellu" pomiędzy szczęśliwe życie w małżeństwie tytułowego bohatera i jego żony Desdemony wkrada się zazdrość czyniona przez Jagona, chcącego zniszczyć ich szczęście. Można powiedzieć, że udaje mu się to, gdyż Otello w końcu dusi swoją niewinną żonę, tak wie w tym przypadku silna miłość powoduje zbrodnie.
Z koleiW "Sonetach" Szekspir stworzył wręcz odrębny świat, w którym miłość łączyła je liryczne, Czarną Damę i młodego chłopca, powodowała przemiany w tych postaciach i płynność obrazowania. W jednym z sonetów poeta przypomina dawny, jeszcze antyczny motyw, mówiący iż miłość łączy dwie, rozdarte połówki duszy ludzkiej:
"Jednego serca! Tak mało, tak mało,
Jednego serca trzeba mi na ziemi!
Co by przy moim miłością zadrżało,
A byłbym cichym pomiędzy cichemi".
Twórczość miłosna polskich poetów renesansu, jeżeli porównamy ją z liryką Europejską może się wydawać mocno skonwencjonalizowana, i niestety nieczęsto będąca wyrazem prawdziwych uczuć. Tak rzecz ma się z większością miłosnych fraszek, które pisane były najczęściej nie z porywów serca, lecz dla zabawy, czy wyrażenia jakiegoś ciekawego konceptu poetyckiego. Tak rzecz ma się we fraszce "Do dziewki" Jana Kochanowskiego:
"A co wiedzieć, gdzie chodzisz, moja dziewko śliczna,
A mnie tym czasem trapi tęskność ustawiczna.
Jakoby słońce zaszło, kiedy nie masz ciebie,
A z tobą i w pół nocy zda się dzień na niebie".
Całkowicie inaczej jednak uczucie miłości pokazane jest w "Trenach". Tutaj możemy mówić o mistrzostwie pod każdym względem , zdolnym dorównać a nawet przewyższyć poetów europejskich. Kochanowski w obliczu śmierci maleńkiej Urszulki, wyraził w swoich wierszach wielki po niej żal, przełożony na wstrząsające strofy. Tak ma się rzecz kiedy czytamy "Tren VII'. Zastosował w nim poeta znaczący chwyt. Nie opisuje on zmarłej córeczki bezpośrednio, lecz pokazuje pustkę jaką po sobie zostawiła, obumarłą część świata który kiedyś sobą wypełniała:
"Nieszczęsne ochędóstwo, żałosne ubiory
Mojej namilszej cory!
Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie,
Żalu mi przydajecie?
Już ona członeczków swych wami nie odzieje -
Nie masz, nie masz nadzieje!
Ujął ją sen żelazny, twardy, nieprzespany...
Już letniczek pisany".
Inny wielki poeta czasów Jana Kochanowskiego Mikołaj Sęp - Szarzyński pisał już w poetyce zbliżającej go do baroku. Często spotykany bywał u niego zaburzony szyk zdań, porównania budowane na zasadzie oksymoronu, operowanie antytezami, czyli przeciwstawnymi zdaniami. Z takimi właśnie cechami stylistyczno-składniowymi spotykamy się w jego sonecie noszącym tytuł "O nietrwałej miłości rzeczy świata tego", który to pokazuje to uczucie jako występujące nie tylko pomiędzy ludźmi, ale na zasadzie silnego przywiązania człowieka do rzeczy materialnych. Sam wiersz Sepa - Szarzyńskiego zachowuje renesansowy układ sonetu francuskiego, w którym rymy w dwóch pierwszych strofach są okalające, w kolejnej przeplatane, zaś sonet kończy się dystychem rymowanym parzyście, co pozwala na szczególnie silne podkreślenie zawartej w nim refleksji. Pierwsze słowa tego utworu to jasno wyrażona teza, której zrozumienie nie przychodzi jednak już tak łatwo:
"I nie miłować ciężko, i miłować
Nędzna pociecha".
Poeta zauważa bowiem, że "miłość jest własny bieg bycia naszego" i człowiek nie może bez tego uczucia egzystować w świecie. Poeta jednak kontrastuje ze sobą dwa oblicza miłości. Jedno prowadzi człowieka do zagłębienia się w życiu ziemskim, do rzeczy niekoniecznie złych, lecz odciągających człowieka od prawdziwego ich pana i władcy - od Stwórcy:
"Komu tak będzie dostatkiem smakować
Złoto, sceptr, sława, rozkosz i stworzone
Piękne oblicze, by tym nasycone
I mógł mieć serce, i trwóg sie warować?"
Mimo tego że są to rzeczy piękne i wcale nie noszące znamion zła, przez swoja bezużyteczność wobec spraw wyższych, są niepożądane, nie przynoszą bowiem człowiekowi spokoju w jego ziemskiej egzystencji. Tylko Bóg jest ucieczką i wybawieniem duszy ludzkiej:
"Gdy Ciebie, wiecznej i prawej piękności,
Samej nie widzi, celu swej miłości".
Człowiek jest pokazany w tym sonecie jako zespół dwóch, nieprzenikalnych i walczących ze sobą części duszy: biologicznej i duchowej, z których każda ciągnie go w inną stronę. Powłoka cielesna, wszystkie instynkty wyprowadzane jeszcze ze świata zwierzęcego prowadzą go ku ziemi, ku upadkowi w grzechu, zaś dusza kieruje go do nieba, bo Boga i przypomina mu, ze człowiek to istota mająca w sobie coś z anioła. Dlatego też w tak trudnej sytuacji, rozdarcia, przepołowienia, człowiek może liczyć tylko na Boga, który w swojej miłości, przewyższającej jakąkolwiek ludzką, chce i może go wyratować i ocalić. To Bóg bowiem, będąc najwyższą miłością zasługuje na nią najpełniej, i tylko jeśli jego kochamy będziemy mogli spokojnie przeżyć ziemskie życie.
Na koniec chciałbym jeszcze przytoczyć wiersz Jana Andrzeja Morsztyna, który w sonecie "Do trupa" pokazał zadziwiająca paralelę pomiędzy śmiercią a miłością. Nie można jednak według mnie stwierdzać iż takie połączenie wystąpiło tylko dlatego by popisać się konceptem, ale miało silną podstawę w tym, że właśnie te dwie siły są najważniejszymi w życiu każdego człowieka, przez wszystkie epoki aż od stworzenia świata. Właśnie o nich pisał po kilkuset latach Jan Lechoń, podejmując ten wątek i pokazując jego ciągła obecność:
"Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzecz główną,
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje".
Morsztyn jednak poszedł w trochę innym kierunku, niejako zestawił i nałożył na siebie dwie postaci, kochającego człowieka i gnijącego trupa, a wiec cechy ducha i ciała. I co najdziwniejsze pokazał że niczym specjalnym nie różnią się one w swoich objawach. Jednak należy pamiętać że podstawy i cele są całkowicie inne i nie można mówić że jeżeli coś jest czerwone, jedna i druga rzecz, na przykład kilo truskawek i kilo mięsa, to smakuje to tak samo:
"Leżysz zabity i jam tez zabity,
Ty - strzałą śmierci, ja - strzałą miłości,
Ty krwie, ja w sobie nie mam rumianości,
Ty jawne świece, ja mam płomień skryty.
(...)
Tyś jak lód, a jam w piekielnej śreżodze.
Ty się rozsypiesz prochem w małej chwili,
Ja się nie mogę, stawszy się żywiołem
Wiecznym mych ogniów, rozsypać popiołem".