Jan Kochanowski jest powszechnie uznawany za jednego z najlepszych poetów spośród tych, których wydała cała literatura polska. Jest też jednym z jej największych optymistów, jednak nie oznacza to, że jego teksty są naiwne w swojej filozofii. Wydaje mi się, że można mówić nawet o optymizmie jego "Trenów", zwłaszcza, jeżeli się zajmie tym, do czego w nich w końcu doszedł. Jednak bez wątpienia świadkiem uśmiechu poety i jego pogodnego nastawienia do świata są jego fraszki, będące zbiorem krótkich wierszy często opisujących wydarzenia może i błahe jednak będące wesołymi obrazkami z jego życia. Najlepsze pod tym względem są fraszki dworskie, zdradzające wiele z małych tajemnic dworu królewskiego, którego często główna część stanowili ludzie skorzy do żartów i uciech. Fraszką z grupy dworskich, podejmująca tematykę wesoła, biesiadną jest bez wątpienia ta "O doktorze Hiszpanie". Jej bohaterem jest rzeczywista postać znajomego poety Rozjusza. Pokazuje z przymrużeniem oka zwyczaje, jakie panowały wśród dworaków. Choć porusza temat pijaństwa czyni to wesoło, bez zbytniej przygany. Życie na dworze często przyjmowało postać zabawy ludzi skupionych wokół króla Zygmunta Augusta. Przyjaciele pokazani w tej fraszce stanowią zgrana kompanię, rozumieją się bez słów, już jednak nie bez alkoholu, który nie jest jednak ich przekleństwem, nie pogrążą w upadku, a jedynie uprzyjemnia wspólnie spędzony czas. Wiersz ten rozpoczyna się słowami:
" Ani chce z nami doczekać wieczerze.> A sami przedsię bywajmy weseli>. Fraszka ta nie zawiera zaskakujących porównań, czy zmian akcji. Jej anegdotyczność skupia się wokół częstego zapewne postępowania dworaków: "Już po wieczerzy, pódźmy do Hiszpana! Ba, wierę, pódźmy, ale nie bez dzbana. Doktor ni puścił, ale drzwi puściły". Jest to barwny i radosny obrazek, ludzi żywych i choć może postępujących nie najlepiej, lecz dobrych i cechujących się poczuciem humoru. Choć doktor nie chciał już więcej się bawić, potrafił przyjąć przymus znajomych ze stoickim spokojem. Jest jedynie w stanie wyrazić swoje pogodne zrezygnowanie wobec przeważających sił "nieprzyjaciela" i wypowiedzieć słowa, stanowiące jednocześnie pointę całej fraszki: "Trudny - powiada - mój rząd z tymi pany: Szedłem spać trzeźwo, a wstanę pijany". Nie ma w tym wierszu jakiejś wielkiej nagany a jedynie kierowanie się horacjańska zasadą "carpe diem", czyli chwytaniem chwil szczęścia, które jeśli jest możliwe, musi być przez ludzi wykorzystywane.