Miejski Dom kultury w Rudzie Śląskiej przygotował niedawno spektakl oparty na twórczości wybitnego poety współczesnego, Edwarda Stachury, pt. "Msza wędrującego". "Msza wędrującego" to teksty Stachury, które były prezentowane od 1982 roku warszawskiej Starej Prochowni.

Credo literackim poety było zarówno wołanie o wolność twórczą, jak i poszukiwanie wartości, które pozwoliłyby człowiekowi zrozumieć sens egzystencji, doświadczyć poczucia zadowolenia i spełnienia się. Temu służy motyw nieustannej wędrówki, który pozwalał na uczestniczenie w tajemnicach natury.

W "Mszy wędrującego" bardzo ważny jest narrator, dzięki któremu oglądający może łatwo się zorientować, na jakim etapie wędrówki twórczej był wówczas Stachura.

Narrator bardzo dokładnie wprowadzał w kolejne etapy życia poety. Poszczególne fragmenty życiorysu Stachury były podsumowywane jego wierszami śpiewanymi przez Annę Chodakowską. Chodakowska, która jest gwiazdą zarówno teatralną jak i telewizyjną, twórczością poety interesuje się od dawna i stara się ją propagować wśród młodych.

Kompozycja przedstawienia była dobrze przemyślana i pozwalała na zrozumienie hermetycznej twórczości Stachury. Chodakowska starała się konwersować z widzami posługując się cytatami z poezji i prozy Edwarda Stachury. Poprzez taki zabieg chciała udowodnić, iż słowa poety odnoszą się bezpośrednio do każdego z nas, nie są tylko oderwanymi od teraźniejszości abstrakcyjnymi ideami. Stachura przecież pisał o zwykłym szarym człowieku, który przeżywa upadki i wzloty, o jego nadziejach radościach, samotności.

Anna Chodakowska prowadziła widzów drogą samotnego wędrowca na jego własną mszę, moment, który jest najbardziej indywidualny i szczery dla niego samego. I nie chodzi tutaj tylko o aspekt religijny czy metafizyczny, ale także o zjednoczenie się z innymi, równie samotnymi jak wędrowiec. Chodakowska próbowała przedstawić krótką syntezę życia i twórczości Stachury, gdyż by zrozumieć pełnię jego słów, należało choć po krotce zapoznać się z jego sylwetką.

Niczym pątnicy wędrujący do świętych miejsc, pomału posuwaliśmy się do przodu. Naszą podróż zaczęliśmy od we Francji, małego miasteczka Pont-de-Cheruy, gdzie poeta przeżył spokojne i dostatnie dzieciństwo. Stachura nie pamiętał koszmaru wojny, znał ją tylko z opowiadań starszych, kojarzył mu się z nią smak czekolady, którą dostawał od Amerykanów, oraz pająk w piwnicy, gdzie ukrywali się z rodziną przed nalotami.

Następną stacją był Aleksandrów Kujawski, gdzie Stachura przeprowadził się wraz z bliskimi krótko po wojnie.

Nasza pielgrzymka wiodła także przez różne ustronia Polski, Norwegii, Węgier, aż po Meksyk.

Szlak ten przemierzaliśmy z piosenką na ustach, nucąc słowa wierszy Stachury. Muzyka bowiem była świetnie dopasowana do spektaklu, dzięki czemu był on bardzo spójny.

Przez całą podróż towarzyszyły widzom brzmienia gitary klasycznej. Dzięki temu każdy z oglądających na pewni zapamięta, iż to "Piosenki", przyniosły Stachurze największy rozgłos wśród szerszego audytorium.

Momentem przełomowym w życiu Edwarda Stachury był rok 1966, kiedy zaczął on pracę nad dziełem "Fabula rasa, czyli rzecz o egoizmie". Anna Chodakowska bardzo dokładnie starała się zaprezentować fragmenty tego utworu, gdyż jest on jednym z najważniejszych w twórczości Stachury. Poeta przez całe swoje twórcze życie konsekwentnie rozwijał postawę filozoficzną zawartą w "Fabula Rasa..."

Już prawie doszliśmy do kresu naszej wędrówki, kiedy nagle na jednym ze szczytów górskich Stachura zniknął nam z oczu. Chyba każdy, kto wybrał się kiedyś w góry wie, iż zmiany pogody są tam częste.

I nagle wierzchołki gór nikną w ja zatapia się w niewyraźnej mgle. Widzowie wystraszyli się, że to już koniec spektaklu, jednak przewodnik poinstruował nas, podmiot liryczny w utworach Stachury to już nie jest Stachura, (nazywany był "człowiekiem-ja"), lecz przekształcił się on "człowieka-nikt". Chodziło o zmianę ideologii artysty.

Bardzo zmęczeni i zdeterminowani staraliśmy się iść dalej. Wspięliśmy się na olbrzymią górę, gdzie artysta gościł dwa trudne lata. Zaznajomiliśmy się z najważniejszym dla poety odcinkiem jego życia, w którym wydawało mu się, ze odrodził się na nowo. Umarł "człowiek-ja", zaś narodził się inny, lepszy, doskonalszy. Jednak były to tylko pozory i błędne założenia.

Idea "człowieka-nikt" została podważona przede wszystkim przez osąd Sokratesa, iż ludzie-ja tak naprawdę nie są niczego świadomi, nic nie wiedzą, zdaje im się jedynie, że są wielcy.

"człowiek-nikt", on jako jedyny wie wszystko, jest w pełni świadomy. Poeta musiał upaść z góry zbudowanej z marzeń i pasji.

Zaś spadkobiercy jego dorobku twórczego mogli jedynie stanąć na szczycie góry i wespół z Anną Chodakowską zaśpiewać niczym wierni w trakcie mszy świętej:

"Święty chleb - chleba łamanie

Święta sól - solą witanie

Święta cisza, święty śpiew

Znojny łomot prawych serc

Słupy oczu zapatrzonych

Bicie powiek zadziwionych

Święty ruch i drobne stopy

Święta święta święta - ziemia co nas nosi..."

Ta nietypowa wędrówka była z chyba jedną z ciekawszych, jakie można było przeżyć będąc w teatrze.

Wystarczyła godzina, by pozna całe życie Edwarda Stachury, Zycie, które dla niego samego było ciągłą podróżą, wiecznym niespełnieniem, poezja zaś w jego ujęciu była siłą życia, "życiopisaniem". "Życiopisanie" to twórczość, która powstaje poprzez kontakt z drugim człowiekiem, z naturą, tak pojmowana poezja pozwala na odkrycie własnej tożsamości przez twórcę.

Może dlatego przesłanie Stachury wciąż jest tak aktualne, szczególnie dla młodych, którzy odnajdują w życiu poety strzępy swoich własnych doświadczeń, niespełnioną miłości, ból istnienia. Każdy, kto lubi i ceni poezje powinien od czasu do czasu sięgać po wiersze Stachury. Szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy człowiek narażony jest na atak ze strony kultury masowej i często nie dostrzega piękna sztuki. A sztuka to nie tylko poezja, to także literatura, malarstwo, etc, dzięki którym możemy się uwolnić od trosk dnia codziennego.

Moim zdaniem warto na moment zatrzymać się i pozwolić, by to Stachura nas prowadził w magiczny świat marzeń. W jednym z wierszy poeta opisuje, kim jest:

"Ja cóż, włóczęga, niespokojny duch,

Ze mną można tylko

Pójść na wrzosowisko

I zapomnieć wszystko.

Jaka epoka, jaki wiek,

Jaki rok, jaki miesiąc, jaki dzień

I jaka godzina kończy się,

A jaka zaczyna..."

Taki moment zapomnienia można było przeżyć podczas widowiska "Msza wędrującego". Wcale niekonieczna była obfita scenografia, czy kolorowe kostiumy, starczyła tylko genialna poezja w doskonałej reinterpretacji Anny Chodakowskiej. Również i muzyka odgrywała w "Mszy wędrującego" rolę kluczową.

Warto pójść na to przedstawienie, a dla tych, którzy nie zdążyli kupić biletów pozostaje sięgniecie do utworów

"kaskadera literatury", bardzo osobistych, które rejestrowały prawdziwe zdarzenia, doświadczenia, i doznania,

Twórczości Edwarda Stachury od początku aż do końca towarzyszył jeden - radykalny, kompletny, ale niespełniony zamysł, żeby zniwelować różnice pomiędzy literaturą a życiem, żeby znaki graficzne potrafiły oddać istotę literatury. Dla niego bowiem wszystko było poezją.

W takim ujmowaniu sztuki było coś z marzenia czarownika, który pragnie zakląć byt w słowa, coś z bezkompromisowości dziecka, które chce świat baśni przenieść do rzeczywistości.

Piosenki Edwarda Stachury wykonywał zespół m. in. zespół Stare Dobre Małżeństwo, Tadeusz Woźniak ("Ballada dla Potęgowej"), Jacek Różański ("Tango triste", "Życie to jest teatr").

Bibliografia:

Fragmenty życiorysu:

Edward Stachura- biografia i legenda; Marian Buchowski

Poezja i proza; pod red. Krzysztofa Rutkowskiego

Fragmenty utworów:

Sanctus; Edward Stachura

Z nim będziesz szczęśliwsza; Edward Stachura