Dnia 30 sierpnia roku 2004 w Teatrze Powszechnym w W. wystawiono przedstawienie pod tytułem "Kto się boi Virginii Woolf?" wyreżyserowane przez słynnego reżysera Władysława Pasikowskiego. Dzieło to zostało stworzone na podstawie scenariusza napisanego przez wybitnego dramaturga rodem z USA - Edwarda Albee.
Od strony scenografii nie można dziełu niczego zarzucić - było to dzieło pani Magdaleny Maciejewskiej. Stworzyła ona na scenie dom niejakiego George'a, który wykładał historię i jego ukochanej żony Marthy. Widzimy więc salonik z kanapami, barkiem, stoliczkiem. Przez okno widać basen…
Tomasz Stańko zadbał o oprawę muzyczną i moim zdaniem jest ona za skromna. Mimo wszystko odrobinę ubarwiłbym tą, już samą w sobie barwną, sztukę, większą ilością elementów muzycznych.
Najważniejsi jednak w dziele są aktorzy i to im trzeba oddać chwałę i cześć. Marek Kondrat spektakularnie odegrał rolę George'a, to samo Krystyna Janda - jego żonę Marthę. Szymon Bobrowski doskonale wcielił się w rolę Nicka, a jego żonie Żabci Agnieszka Krukówka nadała niesamowity wyraz.
Widzimy historię małżeńską, która opowiada o iluzji i grze, o dramacie pustki, który pojawia się po kilku latach wspólnego życia, o pułapce kłamstwa i wzajemnego nudzenia się monotonią codziennego życia ludzi, którzy przyrzekali sobie miłość, wierność i życie do końca razem. Przyczyną pewnego rodzaju wybuchu natłoku złych emocji jest spotkanie z zaprzyjaźnioną parą, która nie dotarła jeszcze do tego momentu, co główni bohaterowie, która ma jeszcze w sobie cień ideału i wiary. Zostają oni wciągnięci w swoistą grę, w której wzajemne oskarżenia, poniżanie jest na porządku dziennym. Nie są tylko biernymi świadkami - uczestniczą w tym.
Nie powiem, jak sztuka się skończyła. Tym, których ten temat zainteresował, polecam przejść się do teatru. Można przeżyć naprawdę wiele emocji. Aby pokusić jeszcze bardziej powiem, że zakończenie może zaskoczyć…