Ostatnio na ekrany polskich kin weszła ekranizacja wielkiej powieści Henryka Sienkiewicza pod tytułem: "Ogniem i mieczem" w reżyserii jednego z największych mistrzów tej materii polskiego kina- Jerzego Hoffmana. Kampania reklamowa tego przedsięwzięcia była wielka, nakręcała się sama przez się, gdyż wszystkie media poświęcały tej adaptacji sporo uwagi, prowadzone były liczne dyskusje i spekulacje na temat tego filmu, do tego dochodziła budząca zawrót głowy ilość plakatów i bilbordów dotycząca wejścia ekranizacji do kin, smaczku dodawała jeszcze popularna marka piwna: "Zagłoba" a na sukces jeszcze przed premierą miało duże znaczenie to, że Hoffman podjął się realizacji niebywałego dzieła, którego treść zna zdecydowana większość Polaków a ponadto jest to pozycja z kanonu lektur szkolnych, dlatego wiadomo było, że sporą część publiczności kinowej będą stanowić uczniowie, którzy albo w ten sposób będą chcieli wymigać się od przeczytania kilkuset stronicowego dzieła, albo są już po jego lekturze i chcieliby przekonać się, jak Hoffman zdołał ukazać, to co w "Ogniem i mieczem" opisał Sienkiewicz. Dodatkowo ukazała się pięknie ilustrowana książka o tym, jak ta adaptacja powstawała, ozdobiona wieloma wspaniałymi fotografiami, wypowiedziami aktorów i członków ekipy realizatorskiej. Te poszczególne elementy dawały Hoffamanowi poczucie bezpieczeństwa, że jego ekranizacja będzie, przynajmniej kasowym, hitem. Ponadto reżyser zdołał zgromadzić na swoje przedsięwzięcie wielką, największą chyba w historii polskiego kina, gotówkę, co dawało mu ogromne możliwości w najrozmaitszych materiach: począwszy od aktorów, aż do wspaniałych techników i montażystów, którzy maja największe możliwości i umiejętności w swych kategoriach.

Reżyser założył sobie, że każdy w Polsce doskonale orientuje się w treści "Ogniem i mieczem", i w pewnym sensie to założenie okazało się zgubne, gdyż jak zostało wspomniane pozycja ta jest na liście lektur "czytanych" w szkole, ale znajduje się na jej odłamie nieobowiązkowym i najczęściej zastępowana jest przez nauczycieli "Potopem", a to, że masa uczniów na ten film się wybrała było związane z faktem, że i to jest ekranizacja dzieła Sienkiewicza, którego powinno się znać. Jednakże, Hoffman był pewien, że każdy widz zna fabułę literackiego pierwowzoru a to spowodowało, że ten, kto jej nie znał nie wiedział w sumie, o co w filmie chodziło, gdyż reżyser nie trzymał się ściśle powieści sienkiewiczowskiej, wybrał tylko jej niektóre wątki i sytuacje, co dla tego, kto nie czytał "Ogniem i mieczem" stanowiło dość zawiłą i niejednoznaczną fabułę, wręcz niezrozumiałą. Ta adaptacja miała szansę na uznanie ją za niezwykle trafną, ale według mnie Hoffman oszołomiony wielkim budżetem i możliwościami zbyt mocno wpadł w ich urok, tak, że momentami polski film zrealizowany na podstawie polskiej powieści jest zupełnie identyczny z amerykańskimi szmirami.

W "Ogniem i mieczem" w realizacji Hoffmana widoczne są jakby trzy stronnictwa- obozy. Pierwszym są oczywiście Polacy, którzy w filmie są klasą dość zróżnicowaną, to znaczy w większości jest to szlachta, ale mająca różny stan posiadania, z różnymi tytułami i pozycją. Oczywiście nasi rodacy są szlachetni, pełni odwagi i doskonale radzą sobie w walce na koniach. Drugim są przedstawiciele narodowości kozackiej, rozpoznawalni poprzez swoje czarne stroje. To przeciwieństwo szlachetnych polskich rycerzy, są pełni dzikości, dynamizmu, nieokiełzanej spontaniczności, którzy mają przewagę nad Polakami wynikającą nie z ich umiejętności, gdyż w tym aspekcie bardzo ustępują naszym rodakom, ale z ich liczebnej przewagi. Są dość bezwzględnym ludem, trudnym do okiełzania i dają się prowadzić Chmielnickiemu, spełniają jego prośby i rozkazy. Trzecim natomiast są Tatarzy, którzy przybywają do Polski z dalekiego wschodu, są jeszcze bardziej okrutni i bezwzględni niż kozacy, nie mają żadnego innego celu w życiu, jak tylko zdobyć duży majątek, więc ich lojalność bądź brak wobec dowódcy zależy od ilości złota w sakiewce, które dostaną za swoja służbę. I właściwie te trzy strony są ze sobą w nieustannym konflikcie, non stop batalia, leje się wciąż krew, są pokazane egzekucje, nabijanie się na pale, ścinanie nawzajem głów, do tego dochodzą nieustanne huki, wystrzały, wysadzenia i tak właściwie można by w skrócie opisać treść "widowiska" Hoffmana, które ciągnie się przez ponad sto dwadzieścia minut, tylko ja za bardzo nie rozumiem, dlaczego taką strategie obrał ten ceniony reżyser. Właściwie tło historyczne opisane w powieści Sienkiewicza zajmuje tu główny plan i miejsce, a to według mnie kiepski wybór, i pewnie wielu widzów zadawało sobie pytanie, co reżyser miał na myśli przez nakręcenie takiego obrazu i gdzie tu właściwie mieści się ten sienkiewiczowski pierwowzór?!

W sumie to może dziwić, ale pomimo, że w tym filmie mamy taki zacięty obraz trzech grup- nacji wzajemnie ze sobą walczących, to tak naprawdę nawet ci, którzy nastawią się na sceny batalistyczne nie będą tym obrazem zachwyceni, bo samych jako takowych jest tu znikoma ilość. Jest w nich zachowany spory dynamizm, dzięki temu, że obrazy szybko się zmieniają i stosowane są duże zbliżenia, natomiast właściwie nie ma tu jakiś panoram, obrazów zapierających dech w piersiach, jakich opisy zostały umieszczone przez Sienkiewicza w swej powieści. Nie ma scen grupowych, które powinny okazać taką ogromną ilość ludzi, różnych kolorów skóry, którzy biorą udział w wydarzeniach. Natomiast jak ktoś lubi brutalność i rozlewająca się krew, to tego akurat w filmie jest dosyć sporo, sceny są wymowne i przekonujące. Dosyć dobra jest tu także muzyka, która doskonale wkomponowuje się w nastrój scen i ich wymowę, podkreśla pokazywane wydarzenia i ogólnie pasuje do pozostałych elementów przedsięwzięcia Hoffmana, jednakże melomanii mogą zdziwić się jej wydźwiękiem, który wydawał się zbyt banalny i pospolity, a wydawać by się mogło, że takiej randze ekranizacji, jak "Ogniem i mieczem" Sienkiewicza powinna "dostać się" bardziej wyszukana muzyka.

Jeżeli chodzi o aktorów to na ogół dobrze zostali oni dobrani do swoich ról i zagrali je na pewnym poziomie. Kluczową bohaterką kobiecą jest Helena, którą u Hoffmana zagrała Izabela Skorupko, choć nieco różni się od tej kobiety, która opisał Sienkiewicz, gdyż Helena miała być "młodą panną, wzrostu wyniosłego, rysów pańskich i bardzo foremnych". Skrzetuskiego odegrał Michał Żebrowski, który doskonale nadawał się do tej roli, właściwie można stwierdzić, że jest to dokładne odbicie tego bohatera, którego stworzył w swej powieści Sienkiewicz. Bohuna, którego tak mocno nienawidziła piękna Helena- bezczelnego i ogromnie bogatego kozaka zagrał Aleksander Domagarow, a w postać Chmielnickiego wcielił się Bohdan Słupka i według mnie była to jedna z najlepszych decyzji reżysera, co do osoby pasującej do danego bohatera. Andrzej Kopiczyński, którego chyba wszyscy, nawet młodsze pokolenie kojarzy z popularnego niegdyś polskiego serialu: "Czterdziestolatek" wcielił się w rolę doradcy króla polskiego i mnie osobiście bardzo się w tej kreacji nie podobał, był sztuczny i nieprzekonujący. Również król Jan Kazimierz odgrywany przez Marka Kodnrata był zupełnym fiaskiem, ten ceniony polski aktor w ogóle sobie w tej kreacji nie poradził. Oprócz tych paru zastrzeżeń aktorzy grający w tej ekranizacji to akurat jedna z mocniejszych stron filmu.

Natomiast należy wrócić uwagę na kilka zasadniczych, nazwijmy to "rzeczy", czy tez ujęć, które były według mnie rewelacyjne i będą symbolami tej adaptacji, wpiszą się w jakiś sposób w historię polskiego kina. Po pierwsze to genialnie zagrana i zainscenizowana rozmowa między Jeremim Wiśniowieckim a senatorem Kisielem. Po drugie to świetnie zrealizowane ujęcie pokazujące jednorazowe ścięcie trzech głów przez Podbipiętę. Rewelacyjne są też niektóre sceny, w których występuje Rzędzian. Na słowa uznania zasługuje również doskonały według mnie aktor- Jerzy Bończak, który któryś raz z kolei wcielał się w postać negatywną i drażniącą, i tu zostaje wyrzucony z karczmy przez Skrzetuskiego na skutek czego wpada twarzą w błoto (dbając o zdrowie swego aktora reżyser nakazał podgrzanie błota, by przypadkiem Bończak nie miał po ewentualnych kilku powtórkach tej sceny problemów zdrowotnych!). Również dobrze swoją rolę odegrał jeden ze statystów, który został zaatakowany przez kozackiego atamana i przebity dzidą w pozycji klęczącej, co było jasnym symbolem kolejnego upadku i porażki naszej ojczyzny.

Właściwie opuszczając kino nie ma się jednoznacznych odczuć, ma się dylemat, co sądzić o tym filmie, jak ocenić pracę Hoffman a już na pewno można mieć wątpliwości, czy obraz ukazany w tej ekranizacji był ostatecznie wygrany przez Polaków. Cóż, być może nie mi dane jest osądzać ten film, być może Hoffman doczeka się Oskara a wtedy na pewno wszystkie niedociągnięcia i niedostatki zostaną szybko reżyserowi wybaczone a na jego osobę posypią się pochwały.