Za pewno pierwszą reakcją wielu Polaków na wiadomość o tym, że Andrzej Wajda przymierza się do nakręcenia filmu opierającego się na sławetnym eposie naszego największego romantycznego wieszcza- Adama Mickiewicza i jego "Pana Tadeusza" było zdziwienie i konsternacja, jak tego chce reżyser dokonać. Od razu na myśl przychodzą wielkie dialogi zawarte w tym dziele, które napisane są za pomocą trzynastozgłoskowca. Przecież jednym z zasadniczych elementów eposu jest jego wielka inwokacja, a jak ją można pokazać za pomocą obrazu filmowego? Ponadto należy sobie szczerze powiedzieć, że podjęcie się takiego przedsięwzięcia jest sprawą bardzo trudną, gdyż jest to dzieło, którego treść zna większa część Polaków, która żywi do niego wielki szacunek i sentyment, ma na jego temat własne wyobrażenie. Reżyser podejmujący się takiego wyzwania musi mieć świadomość, że ciąży na nim wielka odpowiedzialność i że będzie narażony na bardzo dokładną krytykę ze strony swoich rodaków, jeżeli mu nie sprosta. Kiedy powstaje ekranizacja jakiegoś słynnego utworu literackiego każdy jest jej ciekawy. Przede wszystkim widz zakłada, że scenariusz będzie opierał się na pierwowzorze literackim, będzie próbą przeniesienia obrazu z literatury na obraz filmowy. Czytając książkę pracuje nasza wyobraźnia i stwarza wizualizacje bohaterów w niej występujących, krajobrazów, które są w niej opisane, w ogóle wszystkich sytuacji, które się składają na dane dzieło. Dlatego jest to o tyle trudne zadanie dla reżysera, że każdy to wyobrażenie ma w pewnym sensie indywidualne, a on musi stworzyć taki obraz, który zadowolił by, jeśli nie wszystkich- bo to raczej nie możliwe, to przynajmniej większą część publiczności. Musi też w jakimś stopniu zgadzać się on z wizją autora tekstu, na którym będzie opierał się film. Dlatego Wajda planując to przedsięwzięcie musiał zdawać sobie sprawę, że jego publiczność będzie bardziej wymagająca i surowa niż w przypadku jakiegokolwiek innego obrazu filmowego.
Pomijając już kwestię tego, że chodzi tu o nasz narodowy epos, to drugą decydująca sprawą jest jego wymowa i założenie, jakie przyświecało Mickiewiczowi, w czasie pracy nad "Panem Tadeuszem". Poeta przebywał wówczas na emigracji, gdyż kolejne powstanie polskie nie dało żadnych rezultatów a Polacy byli znużeni brakiem wolnej, suwerennej ojczyzny. Jego epos miał po pierwsze pokrzepić ich duszę a po drugie, co może dla samego Mickiewicza było ważniejsze, miał być wyrazem jego miłości i tęsknoty do Litwy, jego "małej ojczyzny", w której przeżył wspaniałe lata swego dzieciństwa, którą ukochał, jak żadne inne miejsce na świecie. Marzył o jej przyrodzie, pejzażach i krajobrazach, które nosił w swym sercu i wiele utworów im poświęcił, ale największy i najtrwalszy, a zarazem najpiękniejszy pomnik Litwie wystawił właśnie w swojej epopei. W "Panu Tadeuszu" pulsuje także pamięć o wielkiej Polsce, jej szlacheckiej historii, jest w nim wiele pamiątek i elementów kultury i tradycji polskiej, które tak bardzo były bliskie Mickiewiczowi. To było dopiero wyzwanie dla Wajdy. Musiał on odtworzyć tą znakomitą wizję mickiewiczowską, którą poeta stworzył za pomocą swego genialnego języka. Reżyser musiał mieć też z pewnością na uwadze, że widz będzie wybredny i bez mrugnięcia oka skrytykuje jego wybory i decyzje stwierdzając na przykład, że źle dobrani zostali aktorzy lub, że zupełnie nie pasuje do obrazów muzyka, albo też ukazywane pejzaże są zbyt mdłe czy banalne.
Moim skromny zdaniem Andrzej Wajda wybrnął ze wszystkich tych pułapek, jakie stawiał przed nim zamiar sfilmowania narodowego arcydzieła i nakręcił film, który może zostać uznany za dobrą ekranizację. Adaptacja nie jest w stu procentach wiernym przekładem utworu literackiego na obraz filmowy, ale zachowuje jego najistotniejsze wątki, pokazuje te sytuacje, które dla akcji "Pana Tadeusza" są decydujące a przede wszystkim powtarza tą niesamowitą atmosferę i nastrój, jaki wytworzył Mickiewicz w swym dziele. A dużą zasługą Wajdy jest na pewno fakt, że bohaterowie jego ekranizacji posługują się mową wierszowaną, jaką stworzył poeta, ale robią to w sposób naturalny, doskonale wypowiadają swoje kwestie tak, że można mieć wrażenie, że jest to język, którym mówią, na co dzień.
Pewną innowacją reżysera jest początek i zakończenie ekranizacji, gdyż zanim naszym oczom ukaże się Soplicowo, to jesteśmy we Francji, a dokładnie, w jakim paryskim saloniku, w którym widać postać, wokół której zgromadzone jest kilkanaście osób. Okazuje się, że jest to sam Adam Mickiewicz, który właśnie skończył pisać swą epopeje i zabiera się do jej odczytania obecnym emigrantom, jego przyjaciołom, towarzyszom swej "tułaczki". Ale i to robi w innowacyjny sposób, gdyż swą lekturę zaczyna od słów: "O tym-że dumać na paryskim bruku...", które jak wiadomo są początkiem epilogu w literackim oryginale…
Po tym interesującym wprowadzeniu szybko opuszczamy szary i przygnębiający Paryż, by wraz z młodym Tadeuszem podjechać karetą pod bramy litewskiego Soplicowa, przed czym mamy szansę podziwiać jeszcze wspaniałe pejzaże, urokliwą przyrodę, którą tak dokładnie i plastycznie odmalował Mickiewicz w swoim utworze.
Jedną z podstawowych zalet tej ekranizacji są aktorzy, których Wajda zaprosił do współpracy w tym przedsięwzięciu. Pojawiają się tu same znamienite nazwiska polskiej sceny teatralnej i filmowej, co niewątpliwie nakłania szerszą publikę do udania się do kin. Bo przecież wszyscy chcą zobaczyć, jak przystojny Michał Żebrowski odegra tytułowego Tadeusza, jak Grażyna Szapołowska poradzi sobie z rolą kokietki- Telimeny, jak Daniel Olbrychski odtworzy postać żądnego zemsty Gerwazego, jak Andrzej Seweryn wcieli się w postać Sędziego Soplicy a Marek Kondrat Hrabiego Horeszki. Lista znanych nazwisk jest długa i przykuwająca wzrok. Myślę, że i postać Alicji Bachledy Curuś ciekawi publikę, gdyż jest to młodziutka debiutantka odgrywającą rolę ukochanej Tadeusza- Zosi. Jednakże jestem skłonna przypuszczać, że najwięcej kontrowersji i ciekawości wzbudziła osoba Bogusława Lindy, który w filmie zagrał Jacka Soplicę, ukrywającego się pod sutanną zakonnika i pseudonimem księdza Robaka. Jest to o tyle intrygujące, że jednak chyba każdy Polak kojarzy Lindę z niezbyt wybrednymi kwestiami wygłaszanymi przez niego choćby w "Psach" Pasikowskiego i ogólnie postawą "twardziela", który najlepiej spisuje się w rolach, w których ma do dyspozycji pełny zestaw broni i amunicji. Ale muszę przyznać, że ta rola Lindy bardzo pozytywnie mnie rozczarowała i wypadł w niej, według mnie, świetnie, udowodnił, iż zasługuje na miano dobrego polskiego aktora, który nawet w sutannie umie wypaść przekonująco i autentycznie.
Poza tym można pochwalić większość aktorów. Szapołowska bardzo dobrze odnalazła się w roli Telimeny, która mimo dość dojrzałego już wieku nie zatraciła jeszcze umiejętności uwodzenia mężczyzn, nadal intryguje i zachęca swym powabem, urodą i kobiecością. Jednakże postacią, która dla mnie była najbardziej przekonująca i intrygującą był Sędzia Soplica odtworzony przez znakomitego Andrzeja Seweryna. Być może, dlatego ten bohater tak mi się spodobał, iż Seweryn włożył w niego wiele serca i ducha i z nieco zamglonej, niewyraźnej sylwetki, jaką jest w mickiewiczowskim oryginale tu nabiera rysów, jest wyraźny i aktywny, widać go w akcji. Ponadto jest pełen humoru, pogodności, czym budzi sympatię i uznanie publiczności.
Wajda zwrócił uwagę na te elementy, które były istotne dla samego Mickiewicza. Dużo miejsca poświęcił przyrodzie, o której już wspominałam, że była szczególnie bliska poecie, chciał by widz zobaczył to, o czym tak marzył i do czego tak tęsknił poeta. Ponadto zawarł w swoim filmie sceny, które są najbardziej charakterystyczne i rozpoznawalne dla "Pana Tadeusza", jak obraz gaju, w którym odbywa się grzybobranie a jego uczestnicy snują się po nim niczym "elizejskie cienie". Jest obraz matecznika, który był gęsty, mroczny, groźny i dziki, nie został jeszcze "zatruty" ludzką cywilizacją, są obrazy biesiad i uczt staropolskich, podczas których widać dbałość o polskie obyczaje i tradycje, jest scena poranku w Soplicowie, kiedy parzona jest domowa kawka, jest też oczywiście wspaniały koncert odegrany przez Jankiela na cymbałach i Polonez łączący wszystkie postacie ze sobą. Wajda dokładnie ukazał także szczegóły, o których wspomina w swych opisach Mickiewicz, a które mają wymiar symboliczny dla znaczeni polskości, jak choćby zegar wybijający o pełnych godzinach melodie "Mazurka Dąbrowskiego". Nie zabrakło też starego zegara Horeszków, który od lat jest nakręcany przez klucznika Rębajło.
Nie ma co wchodzić w szczegóły i wytykać jakieś błędy Wajdzie, gdyż film nie może całkowicie wiernie przedstawić książki, ponieważ jest to fizycznie i technicznie nie możliwe. Literatura posługuje się słowem a film obrazem, i ten drugi nie jest w stanie tak zobrazować pewnych rzeczy, jak może zrobić to język poety. Moim zdaniem Wajda stanął na wysokości zadania i przedstawił bardzo dobrą ekranizację wielkiego eposu. Pokazuje obyczaje i tradycje staropolskie, pokazuje także wielką wartość wzajemnej zgody i solidarności wszystkich ludzi, które mogą doprowadzić do spełnienia marzeń, osiągnięcia zamierzonego celu. Wajda uchwycił tą polskość, do której tęsknił poeta, urok Soplicowa i Litwy, o których pisał Mickiewicz a dodatkowo nie pozbawił całego obrazu pewnej dawki humoru, dzięki czemu cały obraz jest pogodny i pokrzepiający, napawający optymizmem. Uważam, że każdy Polak powinien oglądnąć tę ekranizacje, by przypomnieć sobie dzieło Mickiewicza i utrwalić w pamięci jego obraz.