Po wielu latach oczekiwań nadszedł w końcu dzień długo zapowiadanej premiery filmu Andrzeja Wajdy nakręconego na podstawie naszej narodowej epopei Adama Mickiewicza- "Pana Tadeusza". Premiera odbyła się oczywiście w Warszawie dnia 23 października 1999 roku. My obejrzeliśmy ekranizację eposu parę dni później w szczecińskim kinie. Nie ukrywam, że czekaliśmy na nią z pewnymi obawami i niepokojem. Trudno było nawet snuć jakiekolwiek domysły, jak Wajda poradził sobie z przeniesieniem wspaniałego eposu na obraz filmowy, jakie rozwiązania wybrał, jaki miał pomysł na swoją adaptację. Ale szczerze muszę przyznać, że byliśmy zachwyceni efektem, nasza cierpliwość się opłacała, bo obraz, który obejrzeliśmy był znakomicie zrobiony. Nie jest to tylko moje subiektywne odczucie, ale większości widzów, którzy razem z nami obejrzeli na dużym ekranie "Pana Tadeusza". Publiczność zareagowała żywiołowo, była zadowolona z pracy, jaką reżyser włożył w nakręcenie tego filmu. Wajda zmieścił w niecałych trzech godzinach filmu większość najważniejszych wątków zamieszczonych w mickiewiczowskiej epopei, poprowadził swoją fabułę dokładnie tak, jak miało to miejsce w literackim pierwowzorze. Na początku filmu młody panicz- Tadeusz przybywa bryczką do Soplicowa, a wszystko kończy się świetnym obrazem wspólnie tańczonego Poloneza.

Wajda w znakomity sposób odtworzył ten niepowtarzalny nastrój, jaki towarzyszył nam podczas czytania epopei. Filmowa adaptacja prezentuje tę wspaniałą polskość, umiłowaną przez Mickiewicza tradycję rodzimą a z drugiej strony pozostaje aktualna, zrozumiała dla współczesnych. Z obrazu Wajdy możemy odczytać naszą wielka przeszłość, zaznajomić się z naszym jestestwem a z drugiej strony zastanowić się, dokąd zmierzamy. Według mnie w tej adaptacji nie ma żadnych niedociągnięć, wszystko, co zostało tam pokazane i w sposób, jaki zostało zrealizowane jest niemalże doskonałe. Wajda stanął na wysokości zadania: świetnie dobrał aktorów do swoich ról, ich kostiumy, scenografię, w jakiej grali. Jest piękna, nastrojowa muzyka, doskonałe zdjęcia i ujęcia, równie dobrze zmontowane w jedną całość. Wszystko to składa się na ten niepowtarzalny obraz, nastrój, który w swoim dziele stworzył A. Mickiewicz. Nawet dialogi wypowiadane przez aktorów za pomocą oryginalnego trzynastozgłoskowca wypadają tu świetnie, choć mogło by się zdawać, że będzie to trudne dla odbioru. Przeciwnie, aktorzy znakomicie wczuli się w rytm tego mickiewiczowskiego wiersza, nie słychać w ich wypowiedziach żadnej sztuczności. Film Wajdy utrzymany w konwencji przygodowo- sensacyjnej bardzo dynamicznie i żywo się toczy, czas przy nim szybko i przyjemnie upływa. Same superlatywy!

Film Andrzeja Wajdy skupia się głównie na przewodniej myśli epopei narodowej- nadziei na odzyskanie upragnionej wolności, wyzwoleniu się spod jarzma znienawidzonych zaborców, na co szansa pojawia się u boku wielkiego Francuza- Napoleona Bonaparte, którego zwycięska armia i jej świetne działania w Europie zbudziły Polaków z marazmu i wznieciły w ich sercach nadzieje na wolność.

Tytułowy bohater- Tadeusz pochodzi ze szlacheckiej rodziny Sopliców, łączy go uczucie z Zosią, młodziutką wnuczką Stolnika pochodzącą z rodziny Horeszków, jednakże interesuje się nim również podstarzała już, ale nadal pociągająca mężczyzn- Telimena, która poza tym, jest prawną opiekunką owej panny Horeszko. Jednakże centralną postacią zarówno mickiewiczowskiej epopei, jak i jej filmowej adaptacji, jest ksiądz Robak, który wcześniej był znany jako Jacek Soplica. Do zmiany tożsamości i ukrycia się pod habitem zakonnika zmusiło go dawne awanturnicze życie, między innymi zabójstwo dokonane na Stolniku. W swoim nowym wcielenie (pokutnika i tajnego emisariusza) chciał zmazać swoje dawne grzeszne czyny, jednocześnie ukrywając się przed własną rodziną: synem i bratem, i przebywając w Soplicowie przygotowywał zbrojną akcję- wystąpienie przeciwko rosyjskim siłom i władzy. Starania księdza Robaka zostają lekko podkopane przez postępowanie "ostatniego klucznika na Litwie"- starego Gerwazego (brata Stolnika), który był świadkiem zabójstwa swego brata i za wszelka cenę chciał tę śmierć pomścić, do czego wykorzystuje szlachtę podburzoną już przez Robaka i jej całą złość, gniew, nienawiść przekierowuje właśnie na Sopliców. To on inspiruje tytułowy "ostatni zajazd na Litwie", czym zdecydowanie przyspiesza wybuch powstania przeciwko rosyjskim władzom. Rebelianci zwyciężają co prawda, odnoszą sukces ale nie mogą pozostać w kraju, musza uchodzić przed żądnym zemsty carem i do końca swego życia pozostają już poza granicami swej ojczyzny.

Andrzej Wajda dobrał znakomicie aktorów do znaczących ról epopei. Można nawet powiedzieć, że mamy tu całą plejadę polskich gwiazd: B. Linda (Jacek Soplica- ksiądz Robak), M. Żebrowski (Tadeusz), A. Seweryn (Sędzia), D. Olbrychski (Gerwazy), G. Szapołowska (Telimena), M. Konrad (Hrabia) i A. Bachleda- Curuś (Zosia). Na szczególną uwagę zasługuje tutaj kreacja A. Seweryna (powieściowego Sędziego), który nadał tej nieco bezbarwnej postaci u Mickiewicza wiele cech indywidualnych, stworzył ciekawą osobowość, wydobył tę postać z nudy. Jak już wspominałem dużym walorem filmu był wykorzystany w nim trzynastozgłoskowiec, którym Ci aktorzy znakomicie się posługiwali, nie stanowiło to dla nich żadnego problemu, a dzięki niemu w znaczny sposób "Pan Tadeusz" Wajdy pozostał mickiewiczowski, przenosił do obrazu wspaniałe linijki poety.

Adaptacja rozpoczyna się od przeczytania przez Mickiewicza (w tej roli pojawił się Krzysztof Kolberger) swojego dzieła zebranym słuchaczom (są to jakby jej ramy), z tym, że widz widzi i słyszy jedynie na samym jej początku odczytanie scen końcowych epopei- epilogu (lekkie odwrócenie dokonane przez Wajdę):

O tym-że dumać na paryskim bruku,

Przynosząc z miasta uszy pełne stuku

Przekleństw i kłamstwa, niewczesnych zamiarów,

Za późnych żalów, potępieńczych swarów!

A kiedy akacja filmowego dzieła się już kończy znowu wyłania się postać Mickiewicza i jego słuchaczy, którymi byli w ujęciu Wajdy- kluczowi bohaterowie samej epopei, zmienieni już nieco przez upływ czasu, przygniecieni niekorzystnym biegiem wypadków, z którymi wiązali tak wielkie i płomienne nadzieje: upadkiem zrywu narodowowyzwoleńczego z 1830 roku i ostateczną porażką kampanii napoleońskiej. Jednakże szybko ten ponury obrazek umyka, postacie przenoszą się znowu swoimi myślami, odczuciami do pięknego, polskiego Soplicowa, do swojej szczęśliwej krainy młodości, w której przeżyli tak wiele wspaniałych chwil. Wajda odtworzył fantastycznie sceny bitew, których opisy zawarł w swoim dziele nasz narodowy wieszcz. Pojawia się tu obraz wielkiej i wspaniałej, maszerującej przez Soplicowo armii napoleońskiej z 1812 roku, w której szeregach jest tak wiele Polaków porwanych chęcią wspomożenia działań Bonapartego, by tym samym pomóc Polsce w odzyskaniu skradzionej wolności. Wspaniale koreluje z tym inwokacja "Pana Tadeusza", która jest recytowana przy okazji tych wielkich obrazów:

Litwo! Ojczyzno moja! Ty jesteś jak zdrowie;

Ile cię trzeba cenić, ten tylko się dowie,

Kto cię stracił. Dziś piękność twą w całej ozdobie

Widzę i opisuję, bo tęsknię po tobie.

Również i bohaterowie drugoplanowi zostali zagrani przez znakomitych polskich aktorów: w rolę Podkomorzego wcielił się J. Trela, w kreacji Jankiela widzimy W. Kowalskiego, M. Kociniak wystąpił jako Protazy, Chrzciciela zagrał M. Perepeczko, Płutę - K. Globisz, a postać księdza odegrał A. Łapicki.

Bardzo istotną część adaptacji filmowej Wajdy, podobnie jak było w literackim pierwowzorze, zajęła przyroda: wspaniałe pejzaże, krajobrazy, obrazy fauny i flory. Nie ma w filmie nużących przedstawień litewskiej przestrzeni, zostały one znakomicie wprowadzone do akcji, tak, że nie powodują znużenia widza, czy też spowolnienia wartkiej filmowej akcji. Jednakże są obecne. Widz ma możliwość podziwiania tych pejzaży, które tak plastycznie skreślił Mickiewicz w swojej epopei, w wielu scenach plenerowych. Przyroda jest integralna częścią tego dzieła, towarzyszy bohaterom w ich działaniach, przemyśleniach. Jej odgłosy są również znakomicie słyszalne na rewelacyjnej ścieżce dźwiękowej tego filmu. Dodatkowo, jak już jesteśmy przy efektach dźwiękowych, to nie można zapomnieć o dużej roli W. Kilara, czołowego polskiego kompozytora, który specjalnie na potrzeby przedsięwzięcia Wajdy skomponował Poloneza, którego usłyszymy i zobaczymy w końcowych scenach filmu (między innymi podczas recytowanej inwokacji mickiewiczowskiej), a także przy okazji początkowych napisów i w czasie jednej z pierwszych scen- przyjazdu Tadeusza do Soplicowa.

Nad ścieżką dźwiękową pracowała ekipa polsko- francuska. Wśród obcych pionierów w tej dziedzinie należy wymienić: Philippe Senechala (który był operatorem dźwięku) oraz Philippe Boucheza (technika dźwiękowego). Natomiast głównym twórcą ścieżki dźwiękowej filmu Wajdy jest Nikodem Wołk - Łaniewski (wybitny polski operator dźwiękowy).

Bardzo dobrze Wajda poradził sobie ze znamienitą sceną gry Wojskiego na rogu, który w rzeczywistości wydaje mnóstwo różnorakich dźwięków, ale trzeba rzetelnie przyznać, że nie są one tak poetyckie i miłe dla słuchaczy, jak opisał to Mickiewicz. Dlatego reżyser zastąpił go dźwiękiem wydawanym przez waltornię, a odgłosy mickiewiczowskiego echa, które miało roznosić się po wszystkich zaroślach, zostały przez Kilara wytworzone poprzez melodie wygrywana na smyczkach. Natomiast doniosły koncert Jankiela z epopei w filmie odegrany zostaje początkowo na faktycznych cymbałach, a następnie przechodzi już w wielkie i wspaniałe oratorium wygrywane przez całą orkiestrę w takt słynnego Poloneza. Co prawda nie stanowi to osobnej sceny jak u Mickiewica, a jest częścią składową sceny poświęconej zaręczynom Zosi i Tadeusza.

Scenografią w adaptacji Wajdy zajmował się A. Sitarski, który znakomicie spisał się w tej roli, gdyż w genialny sposób udało mu się połączyć ten malowniczy, baśniowy, sielankowy nastrój stworzony przez autora epopei z realiami historycznymi. Przede wszystkim scenografia w obrazie Wajdy jest spójna i zdecydowanie trafia do odbiorcy, jest przełożeniem mickiewiczowskiej wizji Soplicowa i Litwy.

Sprawę kostiumów powierzył reżyser M. Tesławskiej - Biernawskiej. Według mnie stroje dla panów, jakie nosili w dziewiętnastym wieku, były zdecydowanie ciekawsze niż stroje dla pań. Były bardziej barwne, malownicze, można było w nich zauważyć zdecydowane wówczas zafascynowanie orientalizmem, przede wszystkim kulturą wschodnią. Jedynie mogę zakomunikować, iż ubiór wajdowskiej Telimeny nieco mnie raził, gdyż przypominała ona kobietę światową, a nie prowincjonalną kokietkę, jaką stworzył w swym poemacie Mickiewicz. Ale natomiast szaty Zosi, są właśnie takie, jakie zaprojektował wieszcz: skromne, chłopskie podczas zaręczyn, a "przepyszne" w momencie, kiedy wkracza ona w ten wielki świat.

Film A. Wajdy jest zrealizowany bez większych uchybień, nie można właściwie do żadnej rzeczy się przyczepić, nie ma co Wajdzie wytykać. Zrealizował swoje zadanie wyśmienicie, podźwignął ten wielki ciężar i odpowiedzialność, jakie na nim ciążyły. Wydaje mi się, że A. Mickiewicz byłby zadowolony z takiej realizacji swojego poematu.

Ja osobiście zachęcam wszystkich do oglądnięcia tej epopei narodowej. Wśród widzów powinni znaleźć się Ci, którzy tego poematu nie czytali, oraz Ci, którzy są już po jego lekturze. Zwłaszcza ta druga grupa będzie mogła wynieść dużo z tej ekranizacji. Będzie mogła porównać sobie obraz, jaki wytworzył się w ich umyśle podczas czytania utworu z obrazem, jaki utworzyła ekipa filmowa pracująca nad tą ekranizacją razem z A. Wajdą.