"Litwo, ojczyzno moja, ty jesteś jak zdrowie, ile cię cenić trzeba, ten tylko się dowie..." tyle potrafi powiedzieć chyba każdy Polak. Co jest jednak dalej? Z tym zapewne jest już gorzej. Siedziałam na łące i powoli wyrywałam płatki ze stokrotki, zastanawiając się, czy powinnam przeczytać dzieło Mickiewicz, czy tez dać sobie z nim spokój i oddać się błogiemu leniuchowaniu. Czytać... nie czytać...czytać...nie czytać...czytać!!! Nie miałam więc już innego wyjścia i z lekką rozpaczą zabrałam się do walki z tekstem, który od zawsze kojarzył mi się z wszystkim, co najgorsze.

Czytałam i zastanawiałam się, czy nie lepiej byłoby nieco uwspółcześnić to dzieło. Gdybyśmy tak zmienili pewne rzeczy, od razy lepiej by się czytało. Wystarczy wprowadzić na przykład jakiegoś księcia, który w triumfalnym geście wjedzie na początku siedząc na...na przykład na krowie i będzie z szerokim uśmiecham na ustach, machał wszystkim zgromadzonym. Jestem pewna, że wszyscy z wielką ochotę zabraliby się do czytania takiej wersji, gdyż nie tylko pokazywałaby dawne obyczaje, ale i przy okazji byłaby doskonałym źródłem rozrywki. Niestety jednak, w takim wypadku spotkalibyśmy się z małym problemem - Tadzio zostałby niewątpliwie usunięty na boczny tor przez bardziej przebojowych bohaterów. Można by także zamienić nieco fabułę - dlaczego Robak ma ratować Hrabiego przed niedźwiedziem??? Nikt mu przecież tego nie narzucił! Taki obrót sprawy doprowadziłby jednak do kolejnych komplikacji, które zbytnio ingerowałyby w treść lektury. Pozostawmy więc nieszczęśnika Hrabiego przy życiu, a tym samym pozwólmy Robakowi odpokutować za wcześniejsze przewinienia.

No tak, wspomniałam o Tadziu, ale zapomniałam o Zosi. Przecież tak nie można! Wiadomo bowiem nie od dziś, gdzie on, tam i ona! O skoro ona, to i jej ukochane kurczaczki, kaczuszki i cały ptasi dobytek. Wszystko jak z obrazka, takie piękne, harmonijne i słodkie. Nie możemy też zapomnieć o innych zwierzątkach, które dały się we znaki ślicznej jak marzenie Telimenie. Mróweczki!!! Ależ musiało ją wszystko swędzieć. Już widzę te czerwone placki na całym jej ciele, choć Tadzio przecież dzielnie walczył z atakującymi bestiami. Jednak trzeba przyznać, że tak pięknej ale i statecznej kobiecie nie przystoi frywolne wymachiwanie nogami, choćby nie wiem ile mrówek na raz ją atakowało. Wypadałoby tez zrobić coś z Asesorem i Rejentem, którzy mogliby do dźwięków wyczarowywanych przez Jankiela, odtańczyć mazurka, albo jakiś inny taniec. Gdyby dobrze poszukać, moglibyśmy znaleźć w tłumie postaci także wokalistę do tego zespołu i wszyscy pękaliby z dumy.

Trzeba wreszcie ożenić młodych, czyli Tadka i Zośkę. Oczywiście zawsze mogłoby zdarzyć się coś nieoczekiwanego i na przykład potulna i grzeczna Zofia mogłaby powiedzieć "nie" już przed ołtarzem! Ale nie, przecież tak nie można. Przecież czuwa nad nami jakaś siła wyższa, więc ślub być musi!!! Nich już będzie! Ale nie zmienia to faktu, że zamiast osławionego poloneza, mogliby zatańczyć coś innego, polkę na przykład.

Wszystko jest możliwe. Może sam Mickiewicz miał taki pomysł, tylko najzwyczajniej w świecie nie udało mu się go zrealizować. Wszak uchodził za poważnego poetę, któremu chyba nie do końca wypadało pisać pewne rzeczy. Jedno nie ulega wątpliwości - był wieszczem narodowym i napisał "Pana Tadeusza" tak, jak wtedy uważał za słuszne. Nie wiadomo jednak, co tak naprawdę siedziało mu głowie, gdyż tego nie możemy sprawdzić. A "Pan Tadeusz", nasza epopeja narodowa będzie nadal czytana przez kolejne pokolenia w takiej formie, jaką dał nam poznać mistrz Mickiewicz.