Prezentacja maturalna została przygotowana według następującego planu:

  1. Część wstępna: przegląd różnych koncepcji dotyczących ludzkiego życia.
  2. Część właściwa - próba rozwinięcia tematu:

a). topos "theatrum mundi", czyli koncepcja teatru życia:

    • Platon jako główny twórca "theatrum mundi";
    • Poglądy renesansowego filozofa, Erazma z Rotterdamu, według którego człowiek jest istotą słabą i ograniczoną;
    • Wiliam Szekspir i jego "Makbet" - pytanie, czy człowiek jest bezwolną marionetką, czy też ponosi pełną odpowiedzialność za swoje czyny;
    • Jan Kochanowski - człowiek "boże igrzysko";
    • Witold Gombrowicz - koncepcja człowieka "upupionego", czyli wtłoczonego w określoną formę.

b). koncepcja życia jako zawikłanego labiryntu:

    • mitologiczne źródła toposu (mit o Tezeuszu, Minotaurze i nitce Ariadny);
    • współczesne odwołania (F. Kafka - "Proces" - metaforyczne labirynty miasta; bezradność pojedynczego człowieka w obliczu systemu).

c). koncepcja istnienia ludzkiego jako snu

    • sposoby ujmowania życia ludzkiego jako snu u Jana Kochanowskiego;
    • odwołanie się do poezji romantycznej - Colleridge'a i Novalisa.
  1. Podsumowanie pracy, wyciągnięcie wniosków

człowiek jako istota słaba, którą może zdominować system, świat i absolut.

"Czym jest życie człowieka - labiryntem, teatrem, snem? - Refleksje na temat różnych literackich sposobów przedstawiania ludzkiego istnienia".

Życie człowieka jest jedną wielką zagadką. Najbardziej chyba zastanawia, kto nim kieruje, czy mamy jakikolwiek wpływ na nasze losy, czy też jesteśmy tylko bezwolnymi marionetkami, a za sznurki pociąga ktoś zupełnie inny...Rodzi się też wątpliwość, na ile ingerencja siły wyższej usprawiedliwia nasze życiowe błędy

i porażki...

Od najdawniejszych czasów człowiek zadawał sobie i innym egzystencjalne pytania, na które zazwyczaj nie ma jednej prostej odpowiedzi. Zależą one częstokroć od bogactwa wewnętrznego, osobistych przeżyć, doświadczeń i emocji, a one są przecież zindywidualizowane. Wiele osób uważa, iż jest ktoś, kto czuwa nad światem i człowiekiem. Tą istotą o nieogarnionej mocy jest Bóg - Absolut, który steruje naszymi działaniami. Taką postawę prezentuje zdecydowana większość osób, są jednak i ateiści, którzy próbują odnaleźć racjonalne wyjaśnienie wszystkich ich pytań i wątpliwości. Człowiek pragnie, by wszystko było jasne

i klarowne, także zasady, na których opiera się jego życie, dlatego też stworzył pewne reguły i zasady, na podstawie których można ocenić postępowanie jednostki jako godne pochwały lub zasługujące na naganę.

Platona uważa się powszechnie za jednego z najważniejszych filozofów, nie tylko w starożytności, ale w całej historii ludzkości. Właśnie on stworzył podwaliny koncepcji, która uznaje świat za swoisty teatr, w którym każdy z nas odgrywa narzuconą z góry rolę. Istota najwyższa reżyseruje wszystkie zdarzenia my zaś jesteśmy niczym bezwolne marionetki lub aktorzy. Odgrywamy wyznaczone przez reżysera role nie mając żadnego wpływu na scenariusz. Takie podejście oznacza znikomy wpływ jednostki na swój los, jej bierność, wynika z niego także niechęć do podejmowania jakiejkolwiek zmiany. Platon "sprowadza człowieka na ziemię" dowodzi bowiem, iż władza, pieniądze, kariera - czyli wszystko to, czym chlubi się człowiek - są ulotne i niezależne od nas. Fortuna kołem się toczy, jak powiada znane przysłowie, a sam człowiek w odniesieniu do bezkresnego kosmosu jest bezradny i maluczki.

Koncepcja "theatrum mundi" została podjęta przez filozofów epoki Odrodzenia. Erazm z Rotterdamu w przewrotnym dziele "Pochwała głupoty" przyrównuje świat do teatru, w którym każdy z nas ma swoją rolę do odegrania. Te role jego zdaniem nie są przypisane nam na zawsze, gdyż "Ten, kto niedawno w purpurze grał króla, teraz odgrywa służkę odzianego w gałgany". Pozornie takie poglądy zdają się przeczyć osławionemu humanistycznemu optymizmowi, ale w rzeczywistości to właśnie one stoją u jego źródeł. Człowiek Renesansu wywnioskował, że skoro nie ma żadnej władzy nad światem, sobą samym i swoimi losami, nie warto martwić się o przyszłość, czy zgłębiać tajemnice przeznaczenia, ponieważ widowisko ma z góry zaplanowany przebieg i nikt ani nic nie jest w stanie na to wpłynąć. Właściwsze jest korzystanie z tego, co podarował nam los, z bieżącej chwili i ludzi, którzy nas otaczają. "W życiu piękne są tylko chwile..." - te słowa z współczesnej piosenki w pełni oddają treść renesansowego humanizmu, epikureizmu, a także stoicyzmu. Mianem epikureizmu określamy materialistyczną i ateistyczną doktrynę, która nakazuje skoncentrować się na dobrach doczesnych, za podstawowym i najważniejszym celem jest osiągnięcie przez człowieka szczęścia, nie wiecznego jednak, ale "tu i teraz". Człowiek postrzegany jest jako kowal swego losu, co daje mu nieograniczone możliwości, ale także obarcza odpowiedzialnością za popełniane błędy i złe wybory.

Topos świata jako teatru widoczny jest w dramatach bodaj najwybitniejszego i najbardziej znanego dramaturga - Williama Szekspira. Jego najsłynniejsza sztuka, "Makbet", porusza ponadczasowe kwestie zadając odwieczne pytania o to, czy człowiekiem rządzi przeznaczenie, przypadek, czy może sam wpływa na bieg własnego życia. Tytułowego bohatera poznajemy jako szkockiego wodza oraz kuzyna władcy kraju, Duncana. Wszyscy uważali Makbeta za mężnego i dzielnego wodza, był on bowiem honorowym, szlachetnym rycerzem. Gdyby nie pewnie drobny epizod, który w jego przypadku okazał się być epizodem kluczowym oraz mającym wpływ nie tylko na jego własne losy, ale także na losy osób z jego otoczenia, z pewnością Makbet zapisałby się w pamięci potomnych jako człowiek dzielny, prawy i uczciwy. Tę stronę osobowości Makbeta ujawniały jego czyny i słowa. Życie pokazało jednak, że należy być niezwykle ostrożnym w przedwczesnym, pochopnym ocenianiu ludzi. Pod wpływem niejasnych przepowiedni wiedźm, które sugerują mu, iż w jego zasięgu znajdzie się ogromna władza, ujawnia się skrywana dotąd druga, znacznie ciemniejsza strona jego duszy. Wychodzi wtedy na jaw nieokiełznana żądza władzy Makbeta, jego kompleksy i ambicje. Te zapędy podsycane są przez jego bezwzględną żonę, Lady Makbet. Bohater wprawdzie za jej namową i gorącymi podszeptami posuwa się do pierwszej zbrodni, jednak wykonują ją jego ręce. Zło w "Makbecie" ma charakter łańcuszkowy - pierwsza zbrodnia uruchamia następną i następną. W końcu Makbet nie cofnie się nawet przed uśmierceniem Duncana, który przecież był nie tylko jego królem, ale także przyjacielem. Bohater nie umie już powstrzymać lawiny, która przybiera coraz groźniejsze rozmiary. Wszystko wymyka mu się spod kontroli, Makbet traci panowanie nad wydarzeniami, ale także nad sobą - stopniowo ogarnia go szaleństwo. Próbując usprawiedliwić bohatera szaleństwem, wpływem żony czy przepowiedni czarownic, nie można jednak zapomnieć, iż każdy człowiek posiada wolną wolę i sam decyduje o swoich czynach. Makbet popełniając kolejne przestępstwa staje się coraz bardziej dwulicowy i przebiegły, świadczą o tym jego rozmyślania:

"Mógłbym go sprzątnąć otwarcie

Mocą jedynie władzy mej i woli,

Lecz wzgląd na pewnych wspólnych nam przyjaciół,

Których życzliwość jest mi pożądaną,

Wstrzymuj mnie od tego: muszę raczej

Udawać boleść nad upadkiem tego

Kogo stracę".

Makbet okazuje się być wytrawnym aktorem: udaje, oszukuje, jest mistrzem iluzji i pozorów. Z zimną krwią rozważa sposób zagłady kolejnej osoby, która stanęła mu na drodze do pełnej władzy. Przybiera maskę wiernego przyjaciela Duncana, udaje wielką boleść po śmierci władcy. Najsłynniejszy swój monolog wygłasza, kiedy dowiaduje się, że Lady Makbet nie żyje:

"Życie jest cieniem ruchomym jedynie,

Nędznym aktorem, który przez godzinę

Pyszni i miota się po scenie, aby

Umilknąć później na zawsze: jest bajką

Opowiedzianą przez głupca, pełnego

Furii i wrzasków, które nic nie znaczą".

Podwójne życie bohatera odbija się na jego psychice. Im bliżej Makbetowi do osiągnięcia wymarzonego celu (do którego zmierza dosłownie i w przenośni "po trupach"), tym większy jest jego paniczny strach, obłęd

i nękające go obrazy będące halucynacjami, wytworami jego chorej podświadomości. Przyglądając się uważnie tytułowemu bohaterowi trudno oprzeć się wrażeniu, iż jego postępowanie nie jest konsekwentne - jego przemyślenia na temat kondycji człowieka, który jego zdaniem jego jedynie marnym, nic nie znaczącym cieniem w wielkim teatrze przeczą znaczeniu jakim obdarza takie doczesne i przemijające wartości jak władza, potęga, splendor. Bohater chociaż traktuje życie jako ulotną, szybko przemijającą chwilkę, nie zawaha się, by zabić i przez tę chwilkę zaznać potęgi panowania. Jest potwierdzeniem teorii, iż człowiek nie umie zapanować nie tylko nad potęgą przeznaczenia, ale również nad swoimi instynktami, żądzami.

Wielki polski poeta, Jan z Czarnolasu, również traktował życie jako wielkie, z góry zaplanowane przedstawienie. Pomimo jego optymistycznej skądinąd postawy prezentował on światopogląd fatalistyczny. Był też zwolennikiem filozofii "carpe diem" . Uważał, że bardzo ważna jest umiejętność pogodzenia się ze swym losem (jako, że i tak nie mamy na niego wpływu). Taki tok rozumowania przekazują przede wszystkim fraszki (np. fraszka "O żywocie ludzkim"). W tych drobnych, często żartobliwych wierszykach Kochanowski w mistrzowski sposób przemycił ważne treści filozoficzne, gdyż, jak podkreślał, "fraszki, to wszystko cokolwiek myślimy, fraszki to wszystko, cokolwiek czynimy". Los człowieczy jest niepewny i nieprzewidywalny. Jesteśmy niczym mizerne lalki, kukiełki, marionetki, które po skończonym spektaklu umieszczane są w worku:

"Nie masz na świecie żadnej pewnej rzeczy,

Próżno tu człowiek ma co mieć na pieczy.

Zacność, uroda, moc, pieniądze, sława,

Wszystko to minie jako polna trawa.

Naśmiawszy się nam i naszym porządkom,

Wemkną nas w mieszek, jako czynią łątkom".

Życie to fraszka, ulotna chwila, przystanek na drodze ku innej, być może lepszej egzystencji. Śmierć weryfikuje nasze priorytety. Okazuje się, że wiele z rzeczy i wartości, które uważamy za niezwykle przydatne, a czasem wręcz niezbędne "w ostatecznym rozrachunku" niewiele znaczą.

W kolejnej fraszce motyw "theatrum mundi" został wyeksponowany jeszcze dobitniej. Ludzie niczym mizerne marionetki, nieświadomi swej bezradności spełniają zamysły głównego reżysera widowiska. Ich życie jest niczym teatralny spektakl, poeta próbuje dociec, co stanowi esencję ludzkiej egzystencji, kto kryje się za kurtyną:

"Wieczna Myśli, któraś jest dalej niż od wieka,

Jesli cię też to rusza, co czasem człowieka,

Wierzę, że tam na niebie masz mięsopust prawy

Patrząc na rozmaite świata tego sprawy.

Bo leda co wyrzucisz, to my, jako dzieci,

W taki treter, że z sobą wyniesiem i śmieci.

Więc temu rękaw urwą, a ten czapkę straci;

Drugi tej krotochwile i włosy przypłaci.

Na koniec niefortuna albo śmierć przypadnie,

To drugi, choćby nierad, czacz porzuci snadnie.

Panie, godno li, niech tę rozkosz z Tobą czuję:

Niech drudzy za łby chodzą, a ja się dziwuję".

Kres każdej ludzkiej wędrówki stanowi śmierć, ta prawidłowość stanowi o marności człowieczego losu.

Topos życia jako teatru został także przywołany przez Artura Schopenhauera - XIX - wiecznego dekadenckiego filozofa. Schopenhauer głosił marność i absurd ludzkiej egzystencji, przyrównywał ją też do specyficznego spektaklu: "kto przeżył dwa lub zgoła trzy pokolenia, temu tak jest na duszy, jak widzowi, który przypatrując się różnym popisom kuglarzy w jarmarcznych budach, pozostaje na widowni i ogląda ten sam numer dwa lub trzy razy z kolei".

"Życie to jest teatr..." - te słowa Edwarda Stachury wpisujące się w odwieczne refleksje na temat ludzkiego życia mogłyby służyć także jako motto znanej powieści Witolda Gombrowicza pt. "Ferdydurke". Bohaterem tego powstałego w dwudziestoleciu międzywojennym utworu jest Józio. Józio to trzydziestoletni mężczyzna, akcja rozpoczyna się w momencie, gdy pewnego ranka w czasie pobudki w momencie doznaje on olśnienia i zdaje sobie sprawę z własnej bezwolności i nieokreśloności sytuacji, w jakiej się znajduje. Nagle z dorosłego mężczyzny przeistacza się w ucznia, trafia znowu do szkoły, gdzie stosuje się różne metody mające na celu "upupienie" młodzieży. Ludzie, których spotyka Józio, w kontaktach z innymi osobami wciąż zakładają nowe maski, wpadają w określone i narzucone role i schematy. Ta "forma" wypełnia ich życie, co więcej - staje się ich życiem do tego stopnia, że grają nawet przed samymi sobą bojąc się ujrzeć swoją prawdziwą twarz. Szkoła uczy udawania dojrzałości i ukrywania własnej ignorancji. W ten sposób od najmłodszych lat tłumione są spontaniczne reakcje a narzucane z góry założone schematy. "Upupienie" polega na takim właśnie wtłoczeniu człowieka w określoną formę, na eliminacji jakichkolwiek przejawów samodzielnego, krytycznego myślenia. Według Witolda Gombrowicza nasze życie to satyra przez nas stworzona.

Źródłem postrzegania ludzkiego życia jako labiryntu jest prawdopodobnie mitologia. Labirynt to metafora ciągłych poszukiwań na odwieczne pytania ludzkości, na które odpowiedź ginie w ciemnych mrokach niewiedzy. Właśnie labirynt był miejscem, gdzie przebywał przerażający potwór Minotaur. Ten stwór żywił się ludźmi i nie znał litości. Zgładził go wielki grecki bohater, Tezeusz. Śmiałek dokonał tego dzięki pomocy Ariadny. Ta księżniczka podarowała młodzieńcowi nitkę, bez której z pewnością zagubiłby się w plątaninie gęstych i wąskich korytarzyków. Można powiedzieć, że taką nicia Ariadny w naszym wypadku jest wiedza. Pozwala ona odnaleźć właściwą drogę w labiryncie życia i nie dać się oszukać fałszywym ścieżkom.

Dwudziestowieczny pisarz, Franz Kafka stworzył paraboliczną opowieść o ludzkim życiu. Nadał jej tytuł "Proces" i bardzo łatwo w niej odnaleźć szereg nawiązań do toposu świata - labiryntu. Józef K., który jest głównym bohaterem "Procesu", bez słowa oskarżenia zostaje aresztowany przez nieznanych ludzi.

Nikt nie może (albo nie chce) udzielić mu informacji dotyczących powodów jego oskarżenia oraz grożącej kary. Józef K. Czuje się jak w matni. Nie wie, w jakim miejscu się znajduje, ani dokąd zmierza. Jego życie zaczyna się stopniowo zamieniać w koszmar. Tragizm postaci potęguje całkowite osamotnienie Józefa. Jego walka to walka jednego człowieka z całym systemem, bez żadnego wsparcia. Bohater nie otrzymuje pomocy nawet od adwokatów, może więc liczyć wyłącznie na siebie. Jego wykluczenie i wyalienowanie uwidacznia się np. w opisie jego wędrówki do malarza, kiedy nawet miasto, w którym mieszka, zdaje się być dla niego obce i nieprzyjazne:

"Pojechał natychmiast do malarza, który mieszkał na przedmieściu położonym w całkiem przeciwnej część miasta aniżeli kancelarie sądowe. Była to jeszcze biedniejsza dzielnica, domy były tu jeszcze ciemniejsze, ulice pełne brudu, który zlewał się z topniejącym śniegiem. W domu, w którym malarz mieszkał, było otwarte tylko jedno skrzydło wielkiej bramy, w drugim zaś znajdował się u dołu wyłom, którędy, w chwili gdy K. się zbliżył, wytoczyła się raptem żółta, dymiąca, smrodliwa ciecz. Kilka szczurów, przestraszonych tym. czmychnęło do pobliskiego kanału. Przed schodami leżało dziecko na brzuchu i płakało, ale nikt go nie słyszał w hałasie pochodzącym z warsztatu blacharskiego po drugiej stronie sieni. Drzwi warsztatu były otwarte, trzej czeladnicy stali w półkolu dookoła jakiegoś kawałka żelaza, które obrabiali młotami. Wielki arkusz blachy cynkowej, wiszący na ścianie, rzucał blady refleks, który oświecał twarze i fartuchy robotników".

Miasto pokazuje Józefowi wrogie oblicze. Ta mieszanina brudu, smrodu, ohydy i szczurów składa się na jego nieprzystępny, odpychający obraz.

Jako swoisty labirynt możemy potraktować w "Procesie" również gmach sądu. Plątanina zawiłych korytarzy sprawia, iż oskarżony gubi drogę, nie potrafi wydostać się na zewnątrz. Zwraca się z prośbą o pomoc do człowieka, który pracuje w sądzie. Woźny nie udziela mu jednak jakiejkolwiek wskazówki. Bohater coraz bardziej odczuwa swą bezradność, samotność i zagubienie. Wszystkie jego rozpaczliwe próby udowodnienia niewinności spełzają na niczym. Finał powieści jest tragiczny - funkcjonariusze wymiaru sprawiedliwości uprowadzają go i mordują w ukryciu.

"Co tu jest jawą, co snem; kto tu istnieje, kto nie..." - takie egzystencjalne problemy poruszane są w tekście znanej współczesnej piosenki. Podobne pytania zadawali także dwaj niezwykle popularni romantyczni poeci: Novalis (reprezentujący światopogląd romantyczny w Niemczech) oraz Colleridge - a Anglii. Obaj zmagali się z pytaniem, które życie jest prawdziwe, to co dzieje się na jawie, czy też może marzenia senne....Novalis tak określał te subtelne, kruche relacje pomiędzy rzeczywistością o snem: świat staje się snem, sen staje się rzeczywistością". Colleridge zastanawiał się: "Gdyby człowiek mógł we śnie przejść przez raj i dostałby kwiat na dowód, że jego dusza rzeczywiście tam była, i gdyby przebudziwszy się, dostrzegł kwiat w swojej dłoni, ach, co wtedy?".

Sen został doceniony również przez wspomnianego w poprzedniej części mojej pracy Jana Kochanowskiego. Tren XIX jest przecież niczym innym jak właśnie opowieścią poety o swym śnie. Spotkał on w nim swą zmarłą matkę trzymającą jego ukochaną córeczkę Urszulkę. Radosna dziewczynka dostąpiła już zbawienia i teraz cieszy się wieczną szczęśliwością niebiańską. Dzięki przedwczesnej śmierci dziewczynka nie poznała, czym są troski, cierpienia i smutki, jakich nie ominęłaby w dorosłym życiu. Poetę pociesza babka Orszulki, a jego matka. We śnie przekazuje mu prawdę tak przecież naturalną i wydawać by się mogło oczywistą o nieuniknionej śmierci każdej ludzkiej istoty:

"Żałość moja długo w noc oczu mi nie dała

Zamknąć i zemdlonego uspokoić ciała.

Ledwie mię na godzinę przed świtaniem swemi

Sen leniwy obłapia skrzydły czarnawemi.

Na ten czas się matka właśnie ukazała,

A na ręku Orszulę moje wdzięczna miała,

Z krain barzo dalekich, a łzy gorzkie twoje

Przeszły aż i umarłych tajemne pokoje.

Przyniosłam ci na ręku wdzięczną dziewkę twoję,

Abyś ją mógł oglądać jeszcze, a tę swoję

Serdeczną żałość ujął, która tak ujmuje

Sił twoich i tak zdrowie nieznacznie twe psuje,

Tu zniknęła Jam się też ocknął. Aczciem prawie

Niepewien, jeslim przez sen słuchał czy na jawie".

Podmiot liryczny nie była do końca pewien, czy rozmowę ze swoją zmarłą matką powinien traktować w kategoriach snu i przywidzenia, czy też prawdy. Przytoczony wyżej tren jest ostatnim z całego cyklu "Trenów", spotkanie z matką i zobaczenie w zaświatach szczęśliwej córeczki daje mu wreszcie pociechę i ukojenie. Poeta kończy żałobę i powraca do świata żywych.

Różne są sposoby pisania o świecie. Można jak Michel de Montaigne w "Próbach" humorystycznie i nie bez pewnej dozy ironii stwierdzić, iż "Próżno wszelako wspinać się na szczudła i na szczudłach trzeba nam chodzić swoimi nogami; na najwyższym tronie świata i tak siedzimy jeno na własnym zadku". Życie można traktować w kategoriach theatrum mundi, a wtedy okaże się, iż najlepszą postawą będzie postawa bierna wobec tego, co przynosi los. Więcej aktywności wymaga od człowieka topos świata - labiryntu, gdyż wpisana jest weń potrzeba nieustannego poszukiwania odpowiedzi na nękające problemy i pytania. Można wreszcie potraktować ludzkie istnienie jako sen - każda z tych koncepcji niesie w sobie jakąś głęboką prawdę, każda uczy pokory, dlatego nie sposób rozstrzygnąć, która z nich jest najtrafniejsza, pozostaje jedynie przyjrzeć się im dogłębnie i wydobyć z nich jakąś część dla siebie...

Bibliografia

a). Literatura podmiotowa:

  1. Erazm z Rotterdamu, "Pochwała głupoty".
  2. Witold Gombrowicz, "Ferdydurke".
  3. Franz Kafka, "Proces".
  4. Jan Kochanowski, "Fraszki".
  5. Platon, "Dzieła".
  6. William Szekspir, "Makbet".

b). Literatura przedmiotowa:

  1. Mirosław Korloko, "Kochanowskiego żywot i sprawy".
  2. Artur Schopenhauer, "Dzieła".
  3. Wybór romantycznej poezji europejskiej, zawierające poezje Coledridga i Novalisa.