Premiera spektaklu "Mary Stuart" w reżyserii Remigiusza Brzyka odbyła się 12 kwietnia 2003 roku w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Spektakl jest próba przeniesienia na scenę dramatu niemieckiego twórcy- Wolfganga Hildesheimera, który uważany jest za jednego z twórców teatru absurdu. Scenografię do przedstawienia doskonale zrealizował Mikołaj Malesza.
Spektakl "Mary Stuart" rozpoczyna się od ciemności. Niespodziewanie zniknęło źródło światła, które ludzie zwykle kojarzą z bezpieczeństwem. Widzowie instynktownie maja jeszcze nadzieję, iż światło na scenie niedługo się pojawi, a wraz z nim aktorzy biorący udział w sztuce. Nic bardziej mylnego...
Widzowie zaczynają czuć się trochę skonsternowani, nie wiedza, dlaczego. Może boją się że niespodziewanie coś spadnie im na głowy, i ich zabije? A może obawiają się, że coś zaatakuje ich od tyłu a oni zaczną krzyczeć i ten krzyk rozniesie się po całej sali. Nic strasznego jednak się nie dzieje, przeciwnie, na scenie a zjawia się światło. Oczy wszystkich widzów zwracają się na niego, okazuje się, ze jest to latarnia. Wnosi ja jeden z aktorów. Napięcie, jakie reżyser zbudował na początku w widzach stopniowo zaczyna ustępować. Dwóch aktorów zaczyna prowadzić miedzy sobą dialog dotyczący pracy, którą muszą wykonywać codziennie i są już tym zmęczeni i zniechęceni, zwłaszcza, ze praca nie przynosi im wielkich pieniędzy. Rozmowa ta nie różni się zbytnio od rozmów, jakie ludzie XXI- go wieku prowadzą między sobą. Niespodziewanie jednak widzowie dowiadują się, że, tych dwóch ludzi nie jest na scenie samych. Prócz nich jest tam również tajemnicza kobieta, która ma być tej nocy ścięta, zaś mężczyźni, którzy przynieśli latarnię, maja być jej katami. Co stanie się dalej? Takie pytania stawiają sobie widzowie.
Skazana na karę śmierci odczuwa ból tak psychiczny jak i fizyczny, jej głowa została umieszczona w specjalnie przygotowanej do zabijania maszynie. Skazana jest była królowa szkocka, Mary Stuart. Została ona wciągnięta w polityczne machlojki angielskiej królowej, Elżbiety I. Niespodziewanie aresztowano ją, oskarżając o zbrodnie i malwersacje. Wszyscy ludzie, którym do tej pory ufała, opuścili ją. Zostali tylko ci, którzy chcą wzbogacić się jej majątkiem i zagarnąć klejnoty i piękne stroje. Nikt nie chce jej pomóc, ona zaś nie ufa nikomu, prócz kata. Jedynym wybawieniem staje się śmierć. Śmierć jest równocześnie ucieczką przed nużącym, schematycznym i jałowym życiem.
Ważnymi postaciami w sztuce Brzyka są służący, którzy często rozmawiają o swojej pani i dzięki temu widzowie mogą poznać wiele tajemnic z życia Mary Stuart. Poprzez dialogi służby publiczność dowiaduje się, że królowa wcale świętą nie jest, a w życiu popełniła wiele grzechów i przewinień, do których nie ma zamiaru się przyznać. Oczywiście Mary Stuart sama uważa siebie za świętą , która zginie w imię boże. Próbuje się tłumaczyć, czy spowiadać się przed sobą. Widzowie są coraz bardziej zniecierpliwieni i oczekują w napięciu na jej śmierć. Jednak wcześniej dowiadujemy się bardzo szczegółowo, jakie to grzechy popełniła szkocka królowa: otóż kazała ściąć wielu ludzi, do służby odnosiła się jak do przedmiotów, nie wysilała się nawet na to, by zapamiętać ich imiona. Wielu ludzi płakało przez nią. I stało się, Mary Stuart została w końcu ścięta, widzowie odetchnęli z ulgą.
Uważam, że reżyser, Remigiusz Brzyk uchwycił całe napięcie tej sztuki. Jednocześnie "Mary Stuart" jest jakby alegorią życia człowieka, przedstawia życie jako wybory pomiędzy dobrem a złem, pokazuje decyzje, które trzeba podjąć, ustosunkowuje się do problematyki śmierci i stawia pytanie o to, kto powinien decydować o nagrodach i karach, Bóg, czy ludzie? Mary Stuart to kobieta, której życie nie ograniczone jest żadnymi prawami, ona ma tylko jeden cel, dojście do władzy i nieważne, ze będzie to droga po trupach.
Aktorzy świetnie wcielili się w grane przez siebie postacie. Halina Skoczyńską zagrała główną bohaterkę, Mary Stuart. Świetnie przedstawiła psychikę bohaterki, ból jej ciała i ducha. postacie drugoplanowe to: (lekarz - Krzysztof Dracz, Symmons, aptekarz - Henryk Niebudek, Gervais, służący - Tadeusz Szymków, John - służący - Marcin Tyrol, Didier - kat - Zygmunt Bielawski, pomocnik kata - Krzysztof Dziób)
Spektakl próbuje skłonić widzów, by przemyśleli swoje życie. Bardzo ciekawym pomysłem kompozycyjnym okazało się zakończenie sztuki, na egzekucją Mary Stuart przychodzą tacy sami ludzie, jakich spotykamy na co dzień: kobieta z plecakiem i w czerwonej bejsbolówce, jegomość w garniturze. Reżyser poprzez taki zabieg próbuje przemówić do widza, spójrz, to właśnie ty możesz być zarówno katem, jak i ofiarą. "Mary Stuart" nie jest przedstawieniem dla każdego, bo nie każdy zrozumie uniwersalną wymowę tej sztuki. "Mary Stuart" jest dla myślących ludzi o mocnych nerwach.