Przez "władzę" możemy rozumieć bardzo wiele: w znaczeniu szerszym obejmuje sposób kontrolowania świata przez człowieka, włączając w to jego ciało i procesy myślowe. W węższym rozumieniu jest to natomiast metoda wpływania na inne jednostki, ze szczególnym uwzględnieniem większych całości społecznych, zgodnie z zasadami społecznych umów i konwenansów - choć także i za pomocą przemocy. Pierwszy rodzaj władzy towarzyszy nam na co dzień, choćby przy kierowaniu ruchami motorycznymi, drugi typ zaś jest często celem osób wybitnych, charyzmatycznych i opanowanych potrzebą panowania.
Trzeba się tu odwołać do Williama Szekspira, który lubował się w opisywaniu historii bazujących na ludzkich słabościach, i którego dramaty nazywa się często "tragediami namiętności" - choć w kilku przypadkach można wskazać wprost utwory mówiące o żądzy władzy. Sztandarowymi przykładami są tu "Makbet" i "Hamlet". Pierwszego pokusa władzy pcha do coraz to nowych zbrodni, w drugim dramacie zaś występuje Klaudiusz, stryj Hamleta, który zbrodnię dla tronu popełnia z premedytacją, nie zaś omamiony fatum, jak Makbet. Obie te postaci są skłonne do najczarniejszych posunięć, by chwycić ster, nawet do łamania prawa boskiego czy moralnego. W Makbecie pokusa władzy budzi się po przypadkowej przepowiedni trzech wiedźm, dodatkowo kusi się na nią Lady Makbet, podsycając jeszcze zbrodnicze skłonności męża. To zwodnicze u Szekspira: de facto fatum nie włada światem jego sztuk, a jest tylko pretekstem do zapytania bohaterów o wybór - i Klaudiusz i Makbet dokonują własnych, wolnych wyborów. Makbet ignoruje sumienie i ostrzegające go przeczucie, to zaś obraca się przeciw niemu, kiedy mi zbrodnię pierwszą zamaskować kolejną - spirala się nakręca nieodwołalnie. Klaudiusz także sięga po podstęp: najpierw chce uśmiercić Hamleta intrygą na sąsiednim dworze, potem w pojedynku z Laertesem, gdzie podaje mu truciznę.
Czy naprawdę jednak każdy z nas w głębi czuje taki silny popęd władzy? Leszek Kołakowski rozważa te kwestie w esejach "O władzy" - stwierdza zaś, że przede wszystkim każdy chciałby mniej lub bardziej wpływać na los innych. Jednakże - większość nie miałaby sił na ponoszenie tej całej odpowiedzialności, stąd nie każdy zdecydowałby się na realne przejęcie władzy. Toteż motyw , iż każdy pragnie władzy jest niepełny - od pragnienia do pełni odpowiedzialności daleka przecież droga. A i pragnień jest na świecie tyle, ilu ludzi, zatem generalizowanie jest niepotrzebnym demonizowaniem ludzkiego ducha, które wcale znów nie jest tak słaby i podatny na słabostki i pożądliwości - a tu trzeba zaznaczyć generalizowanie.
A więc - władza jest nieodłączna z odpowiedzialnością, a tutaj trzeba jeszcze dodać, że władza wymaga odpowiedniej siły i odpowiednich predyspozycji psychicznych. Uczy tego nie tylko dramat szekspirowski, ale codzienne życie dookoła nas. Jeśli dana jednostka posługuje się władzą nieodpowiedzialnie, stać się może tyranem. Podobnym Makbetowi czy Klaudiuszowi. Przeważnie zaś (to tylko kwestia czasu) wszelka uzurpacja okazuje się dla uzurpatora zgubna.
Kołakowski nadmienia także, iż zagrożenie ludzi u władzy korupcją wykształciło u nich dwa spojrzenia: niebezpieczeństwo można wyeliminować tylko poprzez usunięcie środków przymusu społecznego, co da ludziom realną wolność, bądź też jeśli istnieje władza, to kontrolowana przez społeczeństwo, i w przypadku najmniejszych zapędów dyktatorskich władza byłaby zmieniana.
Kołakowski uważa jednak, iż żadne skrajności nie dają rozwiązania: anarchia przynosi zamęt i niepewne jutro zamiast idealnej formacji społecznej. I z anarchizmu może się także wyłonić tyrania, wystarczy że jakaś silniejsza jednostka zdoła narzucić wpływy choćby garstce innych ludzi. A zatem władza jest jedynym wyjściem racjonalnym, choć można je nazwać "mniejszym złem". Władza bowiem, mimo niesionych przezeń zagrożeń i niepewności jest niezbędnym czynnikiem gwarantującym stabilność prawną i porządkową.
Jeśli mowa o odpowiedzialności, to idzie ona zawsze w parze z obowiązkiem. W praktyce każdy władca jest powiązany obowiązkami wobec poddanych - kiedy je wypełnia uważany jest za władcę prawego, kiedy zaś omija je czy się od nich uchyla - automatycznie staje się bliski tyranii. U Szekspira i król Duncan (z "Makbeta") i ojciec Hamleta byli właśnie przykładem władców prawych, bo sprawiedliwie wypełniających swe obowiązki wobec poddanych. Zostali oni brutalnie odsunięci od tronu przez despotów, dla których istotna była tylko sama władza, jej żądza, nie zaś idące za nią konotacje obowiązku i odpowiedzialności. Dalej zaś samozwańcy doświadczyli konsekwencji tegoż: ataki sąsiadów, wewnętrzne niesnaski i kryzysy.
O ile zatem prawa władza przed klęskami chroni, o tyle "kulawa" - sama je w efekcie sprowadza. Przede wszystkim poprzez to, iż używa funkcji rządzącej do samozadowolenia jej posiadacza - nie biorąc zaś pryzmatu na większą część organiczną, na której czele winna stać.
Sądzę osobiście, że sprawowanie władzy to podział odpowiedzialności i na władzę i na obywateli. I pomimo zobowiązania sfer rządzących do solidnego gospodarowania zaufaniem poddanych także oni sami powinni stale i czujnie obserwować poczynania "na górze", aby władza nie stała się li tylko tytularnym abstraktem i nie zaczęła dryfować w niepożądane strony. A z drugiej strony myślę, że pokusa władzy nieobca jest żadnemu z nas, jednemu jednak wystarczy za władzę codzienna samokontrola, innemu zaś imperium będzie zbyt małe. Dlatego trzeba niezmiernie uważać, by nie ulec pokusie i nie spuścić ze smyczy tych malutkich, acz wiecznie tlących się w nas zarzewi namiętności - namiętności zgubnych, i czyhających tylko na odpowiedni moment - jak to świetnie przedstawił na przykładzie Makbeta dramaturg ze Stratfordu.